Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#16. Niespodziewane zmiany

Amelia otworzyła oczy i pierwszym, co zobaczyła, był kamienny sufit Skrzydła Szpitalnego — a przynajmniej tak jej się wydawało, bo obraz był kompletnie rozmazany. Serce zabiło jej mocniej, gdy zrozumiała, że najwyraźniej zaklęcie McGonagall musiało się udać — albo bardzo pogorszyć Syriuszowi wzrok.

Pisnęła radośnie, a wysokość głosu, który rozbrzmiał w powietrzu, jedynie potwierdził jej domysły. Była sobą — dziewczyną, Krukonką, Amelią Beckett.

— No i co się drzesz? — wymamrotał chłopiec, leżący na łóżku obok.

Black, uświadomiła sobie z satysfakcją i spojrzała w jego stronę. Chyba przykrywał głowę poduszką, przynajmniej tak wnioskowała z kształtu rozmazanej plamy. Wyraźnie próbował uszczknąć jeszcze odrobinę snu i nawet nie zarejestrował faktu, że wrócił do własnego ciała.

Dziewczyna przerzuciła nogi poza krawędź łóżka i zaczęła po omacku poszukiwać okularów. Natrafiła na nie na szafce nocnej chłopaka, gdzie zapewne odłożył je któryś z nauczycieli albo pielęgniarka. Wsunęła je na nos i westchnęła z rozmarzeniem; nawet wada wzroku wydawała jej się doskonałą informacją, choć na co dzień przeklinała konieczność noszenia szkieł korygujących.

— Black! Black! — zawołała i podeszła radośnie do jego łóżka, ignorując zimną posadzkę, która w zetknięciu ze stopami powodowała nieprzyjemne dreszcze.

— Merlinie, naprawdę nie możesz dać mi spać?! — zawołał Gryfon i wychylił się zza poduszki, otwierając jedno oko.

Bardzo szybko otworzył także i drugie, gdy tylko zrozumiał, na kogo patrzy.

— B-beckett?! — wyjąkał, po czym zerwał się z łóżka, wprowadzając Amelię w stan skrajnego zażenowania.

Był ubrany jedynie w bieliznę, co zmusiło ją do zastanowienia się, co właściwie miała na sobie. Spojrzała w dół i z ulgą zarejestrowała luźną koszulkę, która musiała należeć do Gryfona — na jego ciele była idealnie dopasowana, ale teraz spływała swobodnie do połowy ud. Wolała nie zastanawiać się nad tym, kto ubrał jej ciało w męskie bokserki.

Nie umiała powiedzieć, dlaczego właściwie czuła się zażenowana, patrząc na Blacka. Widywała go przecież w jeszcze bardziej... rozebranym stanie — tylko wtedy traktowała jego ciało jako swoje i nie zwracała na nie uwagi. A przynajmniej starała się tego nie robić.

— Ale numer. Nie wierzę, że wciąż rumienisz się na mój widok — zarechotał chłopak, po czym zmierzył ją spojrzeniem.

Przestał się śmiać, gdy zauważył jej nagie nogi; koszulka mimo wszystko nie była długa, a fakt, że należała do niego, zdawał się jedynie podsycać atmosferę. Zupełnie niespodziewanie oboje zamilkli, czując się nad wyraz... dziwnie. Amelia potarła nieprzytomnie kark, ale szybko opuściła dłoń, gdy materiał podwinął się do góry, a Syriusz przełknął ślinę.

— Dobra, to wcale nie jest niezręczne — mruknął poirytowany chłopak i wywrócił oczami. — Nie zachowujmy się jak niewinne dzieci.

Beckett pokiwała głową dla niepoznaki, chociaż nie umiała powstrzymać myśli, że nigdy wcześniej nie miała okazji przyglądać się półnagiemu chłopakowi z tak małej odległości. A już na pewno nie spotkała się z fascynacją w czyichś oczach na widok jej nóg.

— Przydałoby się coś do ubrania — mruknęła, odsuwając od siebie podobne przemyślenia.

— Czy ja wiem? — spytał Black i uśmiechnął się głupio. Wyraźnie z każdym momentem czuł się pewniej w swojej skórze, co niekoniecznie podobało się dziewczynie.

Umiała radzić sobie z Syriuszem w kobiecym ciele, ale to ten prawdziwy spędzał jej sen z powiek.

— Nie musisz. Wystarczy, że ja wiem — odparła i odwróciła się do niego tyłem, co spotkało się z chichotem.

— Zatrzymaj sobie tę koszulkę. Wyglądasz w niej lepiej niż ja — powiedział rozbawiony, a ona zarumieniła się wściekle.

Wcale za tym nie tęskniła; Gryfon zwykł irytować ją głupimi komentarzami, ale prawie nigdy nie dotyczyły one jej wyglądu. Traktował ją jak kujonicę, którą zresztą była, ale nie zwracał uwagi na kobiecość panny prefekt. Nie była pewna, czy cieszyła się z tej zmiany, bo aż za dobrze wiedziała, co za nią stało; zapewne godziny spędzone na wpatrywaniu się w jej nagusieńkie ciało.

— Dzięki — burknęła, próbując ukryć swoją niezręczność, ale coś mówiło jej, że chłopak i tak przejrzał ją na wylot.

Zaczęła rozglądać się w poszukiwaniu ubrań. Znalazła szkolną szatę na krześle i chwyciła ją łapczywie, kierując swe kroki w stronę łazienki. Black nie odezwał się ani słowem, za co — wyjątkowo — była mu wdzięczna.

Kiedy stanęła przed lustrem, nieprzytomnie dotknęła jego powierzchni, a na jej twarzy pojawił się ogromny uśmiech. Dobrze było widzieć swoją twarz, a jeszcze lepiej było mieć świadomość, że najwyraźniej cała sytuacja zakończyła się tak pozytywnie, jak tylko się dało.

Z wahaniem zdjęła z siebie koszulkę Syriusza, a z jej gardła wyrwało się drżące westchnienie. Nie wiedziała, co właściwie spodziewała się zobaczyć, ale nie umiała powstrzymać myśli, że chłopak byłby zdolny do zbezczeszczenia jej ciała. Przypomniała sobie chwilę, gdy praktycznie oskarżyła go o zrobienie czegoś podobnego. Uwierzyła, że żartował, ale teraz zastanawiała się, czy aby na pewno nic się nie zmieniło.

Przez moment przyglądała się sobie krytycznie, aż w końcu doszła do wniosku, że wszystko wyglądało dokładnie tak, jak wcześniej — i nie wiedziała, czy była z tego powodu zadowolona. W ciągu ostatnich tygodni nauczyła się postrzegać siebie samą w nieco innym świetle; czasami wydawało jej się nawet, że była w gruncie rzeczy kobieca. Teraz wrażenie to stało się niemalże idiotyczne, a ona zrozumiała, że nie chodziło wcale o to, jak wyglądała, a jedynie o pewność siebie, którą Black wprost kipiał.

Spuściła smętnie głowę i zaczęła się ubierać. Czego właściwie się spodziewała? Że powróci do swojej formy i stanie się zupełnie inną osobą? Najwyraźniej czas spędzony z Huncwotami kompletnie przytępił jej umiejętność logicznego myślenia, bo podobna teoria nie trzymała się kupy. Równie dobrze mogłaby spodziewać się, że Black stanie się przykładnym uczniem, a wystarczyły zaledwie minuty, spędzone w jego towarzystwie, by odrzucić tę hipotezę jako absolutnie niedorzeczną.

Wyszła z łazienki i wróciła na łóżko; ku jej rozpaczy Black dalej leżał w samych bokserkach, zapewne chcąc ją zirytować. Amelia wywróciła oczami, ale nie skomentowała jego nagości, postanawiając w duchu, że zachowa kamienną twarz. Chłopak obrócił głowę w jej stronę, ale nawet na moment nie przestał nawijać na palec kosmyka włosów.

— Jak tam? Kontrola zaliczona? — zaśmiał się i wyszczerzył zęby, a ona wywróciła oczami.

— Wygląda na to, że byłeś grzeczny — stwierdziła sucho, co tylko podsyciło jego rozbawienie.

— Można to tak ująć. — Pokiwał głową, po czym klasnął w dłonie i zerwał się z pościeli. — Moja kolej!

Beckett doskonale wiedziała, że robił to specjalnie; wcale nie miał potrzeby przeciągnięcia się jak kot ani ubierania się w sali szpitalnej. Chciał ją speszyć i, cholera jasna, udawało mu się świetnie. Mimo wszystko starała się obserwować jego ruchy z neutralnym wyrazem twarzy, chociaż za każdym razem, gdy posyłał jej figlarne spojrzenie, musiała zacisnąć dłonie w pięści, aby powstrzymać chęć ucieczki.

Musiałaby być okropną kłamczuchą, żeby nazwać go brzydkim — ale to wiedziała już od dłuższego czasu. Kiedy jednak zmusiła się do faktycznego spojrzenia na jego ciało, zdała sobie sprawę, że znała je tak dobrze jak własne. I była to myśl, która zostawiała ją z dziwnym uczuciem napięcia.

— Zawsze się zastanawiałam... — wypaliła, zanim zdążyła pomyśleć. — S-skąd masz tę bliznę? Tę na lewym biodrze?

Syriusz spojrzał na nią i na moment przestał zapinać guziki koszuli. Po chwili uśmiechnął się, a jego brwi uniosły się w geście rozbawienia. Obniżył lekko spodnie i odsłonił fragment skóry, gdzie — w istocie — błyszczała perłowa blizna. Nieduża, ale mimo wszystko widoczna.

— Widzę, że musiałaś mi się bardzo intensywnie przyglądać, Beckett — zakpił, a ona posłała mu wściekłe spojrzenie.

— Wiesz co? Zapomnij, że pytałam — burknęła i potarła kark.

Oczywiście, że musiał zrobić z niej zboczeńca, chociaż dziewczyna wcale nie spędzała długich godzin na wpatrywaniu się w jego ach-jakże-piękne oblicze. Zwróciła na nią uwagę przez zupełny przypadek, gdy jej palce napotkały na inną fakturę podczas prysznica. Mimowolnie spojrzała w tamtym kierunku i zmrużyła oczy na widok tej niepozornej pozostałości po ranie.

— Upadłem na szkło, Beckett — odparł Syriusz i zrobił kilka kroków w stronę dziewczyny, kończąc w międzyczasie zapinanie koszuli. — Byłem raczej niesfornym dzieckiem.

— W to akurat mogę uwierzyć — parsknęła, po czym spojrzała na niego.

Stał zaskakująco blisko — tak blisko, że doskonale widziała barwę jego oczu i czuła zapach perfum, którymi zwykła pryskać się każdego poranka. Po części dlatego, że on także to robił, a po części ze względu na własną przyjemność.

— Ty za to nie masz żadnej blizny — stwierdził Gryfon i przekrzywił głowę. — Wiem, bo, w przeciwieństwie do ciebie, dokładnie się przyjrzałem.

— Świnia — burknęła w odpowiedzi, ale nie mogła powstrzymać uśmiechu.

Uczucie zażenowania minęło, a na jego miejscu pojawił się dziwny... spokój. Wcale nie było jej źle z tym, że Black widział ją nago. W pewnym sensie rozmowa z nim, tak bardzo przypominająca ich wcześniejsze konwersacje, uświadomiła ją, że nie miała powodu do robienia afery. Nie musieli czuć się niezręcznie; oboje jechali na tym samym wózku, nawet jeśli to ona była bardziej niewinna. Robili to, co było konieczne — a przynajmniej w to chciała wierzyć.

Z rozmyślań wyrwał ją chłopak, który podszedł jeszcze bliżej i — ku jej zaskoczeniu — potargał jej włosy. Posłała mu wściekłe spojrzenie i nerwowym ruchem przyklepała niesforne kosmyki z powrotem na miejsce.

— To najbardziej irytująca rzecz na świecie — zaśmiał się Syriusz, po czym westchnął teatralnie. — Gdybyś tylko mogła się odwdzięczyć...

Amelia zacisnęła dłonie w pięści i wydęła gniewnie wargi. Bycie Blackiem miało jedną, ogromną zaletę — wzrost. Z rozdrażnieniem uświadomiła sobie, że mogła pożegnać się z posyłaniem ludziom pełnych wyższości spojrzeń i z przemieszczaniem się wśród tłumów ludzi bez najmniejszych problemów.

— Naprawdę nie spodziewałam się, że to kiedykolwiek powiem, ale... — zaczęła i skrzywiła się nieznacznie. — Chyba jednak będzie mi brakować panoszenia się po szkole w twoim ciele.

— Mi będzie brakować innych rzeczy — mruknął chłopak, a jego wzrok spoczął na dekolcie dziewczyny.

Normalnie potraktowałaby jego słowa jako kolejną zaczepkę, ale gdy spojrzenie Blacka przeniosło się w końcu na jej twarz, Amelii zrobiło się dziwnie gorąco. Zanim jednak zdołała dokładnie przeanalizować powód takiego rozwoju spraw, do pomieszczenia niemalże wbiegła Madame Pomfrey.

— Och, obudziliście się! — zawołała i machnęła różdżką. — Doskonale! Muszę was dokładnie zbadać.

Amelia usiadła na łóżko, a Syriusz poszedł w jej ślady, zdając się na łaskę pielęgniarki. Dziewczyna nie mogła nie zauważyć, że usiadł zaskakująco blisko niej, a jego ramię ocierało się przy każdym ruchu o jej własne, wywołując dziwne mrowienie, które uznała za skrajnie irytujące — nawet bardziej niż rozbawienie błyszczące w oczach Gryfona.

Coś się zmieniło, chociaż naprawdę nie umiała powiedzieć co. Po wszystkim, co przeszli, należało się spodziewać, że ich relacje zaczną wyglądać inaczej, ale Krukonka nie sądziła, że nagle spojrzy na niego w całkowicie innym świetle. Że przestanie być jedynie denerwującym Syriuszem Blackiem, który nie ma żadnego poszanowania dla zasad, a stanie się... Cóż, osobą pod pewnymi względami bliższą niż ktokolwiek. Została zmuszona do spojrzenia na świat jego oczami, a on został postawiony w analogicznej pozycji.

Czy tego chcieli czy nie, doprowadziło to do powstania nici porozumienia — niemalże nieuchwytnej, ale rzutującej na ich relacje w niezwykle znaczący sposób. Syriusz Black stanowił element jej życia, a nie jedynie przeszkodę, z jaką przyszło jej się zmagać. Musiała jednak dowiedzieć się, dlaczego patrzenie mu w oczy odbierało jej dech w piersiach. Wszystko wskazywało na to, że chłopak nigdzie się nie wybierał — a ona wcale nie chciała, by było inaczej.

***

Syriusz obudził się z porażającym bólem głowy. Miał wrażenie, że ktoś toczył w niej zaciekłą bitwę, a zaklęcia obijały się o kości czaszki z zaskakującą częstotliwością. Jęknął przeciągle, próbując zmusić się do ruchu, ale okazało się to bezskutecznym zabiegiem.

Wczoraj pomysł Jamesa wydawał mu się doskonały; w końcu mieli, co świętować. Powrót Syriusza do dormitorium Huncwotów był okazją jedną na milion, ale, prawdę powiedziawszy, każda okazja do złamania szkolnych reguł wydawała się dobra. Mimo to gdy Potter wyciągnął z kufra butelkę Ognistej, oczy Blacka zaświeciły się niczym galeony, a krew bardzo szybko zaczęła szumieć mu w uszach.

Właściwie pamiętał niewiele z poprzedniego wieczoru. Jedynie początki rysowały się w jego głowie klarownie, ale Gryfon nie był pewny, czy akurat to powinien pamiętać. Miał niemiłe przeczucie, że chlapnął coś głupiego i, znając jego szczęście, James doskonale zapamiętał jego słowa — a jeśli nie James, to na pewno Remus.

Syriusz wrócił pamięcią do ich rozmowy i pierwszego toastu.

— Wiesz co, Łapo? Cieszymy się, że do nas wróciłeś, chociaż... Mieszkanie z Beckett nie było wcale takie złe — stwierdził Potter i parsknął śmiechem. — Znaczy... Na początku było wprost tragiczne, ale Amy dość szybko się przystosowała. Właściwie była nawet pomocna w wymyślaniu nowych pomysłów. Jest piekielnie inteligentna, wiesz?

Syriusz wiedział; nietrudno było dojść do podobnego wniosku, gdy każda lekcja zamieniała się w istną lawinę pytań skierowanych w jego stronę. Nauczyciele wyraźnie oczekiwali od niego poprawnych odpowiedzi, a on sam szybko zrozumiał, że — w istocie — powinien przysiąść nad książkami, jeśli chciał uratować jej reputację.

— Serio, Rogaś? — zakpił więc i wywrócił oczami. — Spędziłem wystarczająco dużo czasu w jej ciele, by to wiedzieć...

— No właśnie, jak było? — zachichotał jego przyjaciel, co Remus skwitował głośnym westchnięciem.

Ku zaskoczeniu chłopców, zgodził się dołączyć do świętowania, chociaż ograniczało się ono do sporadycznego zamaczania ust w bursztynowym płynie. Na jego twarzy widniał jednak szeroki uśmiech, a oczy błyszczały wesoło, więc nie protestowali i nie namawiali go do złego.

Dziwnie — odparł Syriusz po chwili namysłu, po czym zaczął opowiadać o wydarzeniach minionych tygodni.

Im więcej pił, tym bardziej plątał mu się język, a pikantne szczegóły opuszczały jego usta w zastraszającym tempie. Był niemalże pewny, że wspomniał coś o tęsknocie za krągłościami, o których posiadanie w ogóle nie podejrzewał Amelii Beckett. Niestety nie pamiętał wiele więcej...

— Niech to szlag — powiedział rozpaczliwie, powracając do przytłaczającej rzeczywistości.

Z trudem podniósł się z łóżka i rozejrzał wokół, starając się zignorować oszałamiający ból. James wciąż chrapał — a był to dźwięk, którego chyba nikt nie potrafiłby zignorować. Peter mamrotał coś przez sen i wierzgał od czasu do czasu nogami, a za to Remus siedział oparty o wezgłowie i czytał książkę. Gdy jego wzrok padł na Syriusza, uśmiechnął się kpiąco i powiedział:

— Jak tam, Łapo? Nadzieje się spełniły?

Black zamrugał z dezorientacją, a Lupin parsknął śmiechem.

— Tak myślałem, że nie będziesz pamiętał. Pozwól więc, że ci pomogę... — zaśmiał się, a Syriusz poczuł, jak rozpacz zalewa jego ciało. — Tuż przed snem wyrażałeś nadzieję, że Amy nawiedzi cię we śnie, zupełnie naga i rozpalona.

O zgrozo... Nie było opcji, by powiedział coś równie niedorzecznego, prawda? Kogo on próbował oszukać. Oczywiście, że była taka opcja; przecież nie byłby to pierwszy taki sen. Syriusz nie mógł powiedzieć, aby specjalnie mu one przeszkadzały.

Mimo wszystko nie spodziewał się, że ta dziwaczna fascynacja dziewczyną sięgnie tak głęboko, by zaczął gadać głupoty po zaledwie kilku łykach Ognistej. Miał szczerą nadzieję, że James pamiętał równie mało, co on. W innym wypadku nie dałby mu żyć...

— Jak dla mnie to bylibyście całkiem udaną parą — dodał Remus i wyszczerzył zęby. — Przynajmniej dałaby radę utrzymać cię na krótkiej smyczy.

— Zamknij się, Luniaczku — warknął Syriusz i padł na łóżko, podejmując decyzję o natychmiastowej i nieodwołalnej abstynencji.

***

Huncwoci dotarli na śniadanie i zgodnie postanowili uznać to za swoje wybitne osiągnięcie — a przynajmniej Syriusz i James, którzy czuli się źle nawet pomimo zażycia Eliksiru Przeciwbólowego. Głowa, być może, przestała przypominać pole bitwy, ale mdłości i ogólne wrażenie skrajnego wyczerpania wcale nie zniknęło.

— Łapa, cóżeśmy narobili? — jęknął teatralnie Potter, a Syriusz oparł brodę na dłoni, wbijając spojrzenie w stół Ravenclawu.

Beckett siedziała na swoim zwyczajowym miejscu, śmiejąc się radośnie z czegoś, co powiedziała Melinda. Domyślał się, że nie był to wcale pełny ironii komentarz, jakie kierowała zwykle w jego stronę. Ze zdumieniem uświadomił sobie, że ich także będzie mu brakować, chociaż zazwyczaj zostawiały go z poczuciem ogromnego zażenowania.

— Upiliśmy się — oświadczył filozoficznie. — Uważałem cię za całkiem inteligentną istotę, która sama umie wyciągać tak banalne wnioski.

Cholera, nawet zabrzmiał odrobinę jak ta wstrętna jędza. Uśmiechnął się, choć wcale nie było mu do śmiechu. Tak... Będzie za nią tęsknił.

Zanim James zdążył odpowiedzieć, do sali wleciały setki sów, a jedna z nich wylądowała tuż przed nimi. W dziobie trzymała czerwoną kopertą, która natychmiast pogorszyła samopoczucie obu chłopców.

— Wyjec — oznajmił Potter, a ptaszysko odwróciło się w jego stronę z wyczekiwaniem. — Do mnie.

— Faktycznie jesteś nadzwyczaj bystry — wtrącił swoje trzy knuty Remus, ale Rogacz był zajęty wpatrywaniem się w ptaka z prawdziwym strachem. — No, otwórz go. Inaczej wybuchnie.

James wyciągnął dłoń po kopertę, po czym przełamał pieczęć z wahaniem. Osunął się nieco na swoim miejscu, opierając łokcie na blacie stołu, a list podleciał do góry, zamieniając się w imitację czyichś ust. Syriusz niemalże opluł się ze śmiechu, kiedy w sali rozległo się... głośne chrapanie, którego nie dało się pomylić z czymkolwiek innym — chrapanie Jamesa.

— Co do... — mruknął Potter i ożywił się nieco.

Tymczasem dźwięki przypominające piłowanie drewna dalej katowały uszy uczniów, a w pomieszczeniu zaczynały powoli rozlegać się śmiechy. Syriusz spojrzał na Amelię, która zaśmiewała się do łez, wpatrując się w stół Gryfonów. A to menda, pomyślał z dziwną czułością i wyszczerzył się do przyjaciela.

Już miał coś powiedzieć, gdy chrapanie zamieniło się w piskliwy wrzask, po którym nastąpiła seria szlochów.

— Lily, Lily! Błagam, tylko nie różowy! — James z Wyjca brzmiał na szczerze przerażonego, ku radości całej gawiedzi.

Tymczasem rzeczywisty Potter huknął czołem o blat stołu, mamrocząc coś pod nosem o wstrętnych Krukonach, które przypominały żmije. Syriusz jednak nie mógł powstrzymać śmiechu. Najwyraźniej dziewczyna faktycznie poczyniła ogromny postęp, z którego — koniec końców — każdy Huncwot będzie dumny. Ponownie zerknął w jej stronę, a ich spojrzenia się skrzyżowały. Uśmiechnął się do niej z sympatią, a ona posłała mu w odpowiedzi iści huncwocki wyszczerz, który...

Który na moment zaparł mu dech w piersi.

*** 

Jeju, cudnie mi się pisało ten rozdział. Wiem, że jeden obiecany element się nie pojawił, ale musiałabym się rozpisać na drugie tyle słów, a Wy czekalibyście Merlin wie ile. 

Jak wrażenia? :D 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro