Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#15. Cisza przed burzą

Amelia otworzyła oczy i uśmiechnęła się szeroko. Czuła zdenerwowanie, ale było to uczucie dość przyjemne. Oznaczało w końcu, że nadszedł ten dzień — dzień, w którym profesor McGonagall odwróci ich zamianę. Dziewczyna miała ochotę wyskoczyć z łóżka jak sprężyna, ale powstrzymała się z uwagi na wciąż rozchodzące się odgłosy chrapania.

Powoli przerzuciła nogi poza krawędź łóżka i przeciągnęła się mocno, zdając sobie sprawę z tego, że ostatni raz robi to w męskim ciele. Uśmiechnęła się szerzej i, nie mogąc się powstrzymać, zeskoczyła z materaca z energią, o jaką nikt by jej nie posądził.

— Ktoś tu jest nieprzyzwoicie szczęśliwy — powiedział James, co zaskoczyło ją do tego stopnia, że zamarła z jedną stopą w kapciu, a drugą wciąż bosą.

Rozejrzała się po dormitorium i doszła do wniosku, że źródłem pochrapywań był Peter, który podzielał zamiłowania swoich przyjaciół w każdej dziedzinie — a w szczególności w spaniu i jedzeniu. Być może nie był duszą towarzystwa, ale przyzwyczaiła się do jego obecności i paskudnych nawyków, takich jak mówienie z pełnymi ustami i mlaskanie. 

Remus także spał, chociaż on przynajmniej nie brzmiał przy tym jak jeden z mugolskich traktorów.

— A ty nie śpisz — odparła głupio, co Potter skomentował cichym prychnięciem.

— Jak mógłbym spać w taki dzień?

Ku jej zdziwieniu, nie brzmiał na wniebowziętego. Właściwie przyglądał się dziewczynie wzrokiem, którego nie mogła rozszyfrować, a który jednocześnie studził jej własny zapał.

— Sądziłam, że będziesz skakał z radości. W końcu odzyskasz kumpla — zauważyła i podeszła nieco bliżej jego łóżka, zapominając zupełnie o brakującym kapciu.

— Też tak sądziłem — westchnął James i wzruszył ramionami. Nawet się nie wzdrygnął, gdy usiadła obok niego, na tyle blisko, że dotykali się udami.

Na początku krzyczał na nią za każdym razem, gdy przekroczyła granicę, która między kumplami była zwyczajnie nieprzekraczalna. Mężczyźni nie siadali tak blisko siebie, gdy nie musieli, a zwykłe, przyjacielskie gesty, które dla Amelii były czymś absolutnie oczywistym, miały czasami właściwości petryfikujące.

Tym razem jednak nie otrzymała żadnego kąśliwego komentarza, co jedynie utwierdziło ją w przekonaniu, że coś było nie tak. Odsunęła się nieco, a kącik ust Jamesa powędrował w górę.

— Widzisz, Beckett... Chyba trochę przyzwyczaiłem się, że ty to... ty.

Amelia wywróciła oczami, słysząc jego pozbawioną sensu wypowiedź.

— Niesamowite, Potter. Czy tobie płacą za te złote myśli? — spytała ironicznie, na co odpowiedział poirytowanym spojrzeniem.

— Chodzi mi o to, że... Nie jesteś wcale taka zła. W zasadzie będzie mi brakować naszych słownych potyczek i twoich dziewiczych rumieńców.

Krukonka wypuściła powietrze z ust i opuściła głowę. Tak... Ona też zdążyła się do wielu rzeczy przyzwyczaić. Widok nagiego Jamesa przestał na niej robić wrażenie, udoskonalanie huncwockich dowcipów stało się codziennością, a męskie poczucie humoru bawiło ją teraz tak samo, jak ich.

Życie w ciele Syriusza było przeżyciem okropnym, ale... Ale mieszkanie w dormitorium Gryfonów okazało się przygodą życia. Sporo się nauczyli — zarówno ona, jak i oni. Chłopcy zaczęli częściej sprzątać, poznali wiele przydatnych zaklęć i, przede wszystkim, zyskali zupełnie nowe spojrzenie na relacje damsko-męskie. Tymczasem Beckett miała powrócić do bycia Krukonką, ale z domieszką gryfońskiej krwi — gorącej i czasami wybuchowej.

— Dużo się zmieniło, co? — mruknęła i odważyła się spojrzeć na Jamesa. — Wiesz... Mi też będzie was brakować. Podejrzewam, że przez długi czas będę patrzeć na drzwi do łazienki z myślą, że zobaczę tam twój goły tyłek.

Potter roześmiał się głośno, co jednak nie obudziło Petera. Remus też spał, chociaż wymamrotał coś pod nosem i przewrócił się na drugi bok. Amelia uśmiechnęła się szeroko, zadowolona z rozluźnienia atmosfery.

— Dzięki, Syriusz, to miłe — zarechotał Gryfon, a Beckett wywróciła oczami. — A tak na poważnie... Nie zamierzasz... No wiesz, wrócić do starych nawyków?

Dziewczyna zamrugała ze zdziwieniem. W pierwszej chwili sądziła, że może James mówił o jej niechęci do łamania reguł szkolnych i karach, które nieustannie im wymierzała. Kiedy jednak przyjrzała się jego twarzy, zdała sobie sprawę, że chodziło o coś zupełnie innego, a ciepło rozlało się po jej ciele.

— Potter... Moje stare nawyki sprawiły, że oberwałam spartaczonym zaklęciem — powiedziała łagodnie, a on parsknął śmiechem. — Myślę, że akurat to mi nie grozi. Poza tym... Nie sądzę, byście pozwolili mi o sobie zapomnieć.

— A tu akurat masz rację, koleżanko — oznajmił James i pokiwał głową. — W tajemnicy zaplanowaliśmy już kilka dowcipów, którymi zamierzamy cię uraczyć.

— Pierwszym punktem tych dowcipów powinno być trzymanie gęby na kłódkę — odparła Amelia i wyszczerzyła zęby. — Teraz, gdy już wiem, że coś planujecie, nie dam się podejść.

— Zobaczymy. Jak wróci do nas Syriusz, będziemy nie do powstrzymania. A musisz wiedzieć, że Syriusz Black, spragniony żartów, to morderczy żywioł.

— Podobnie jak Amelia Beckett, spragniona rozdawania szlabanów. — Wzruszyła ramionami.

— A propos szlabanów... Co powiesz na malutki zakładzik? — zaproponował niewinnie James, a Krukonka zmarszczyła podejrzliwie brwi.

Taki ton nigdy nie wróżył czegoś dobrego.

— Jaki?

— Jeśli uda ci się udaremnić nasz plan... Będziemy spełniać twoje życzenia do końca roku.

Amelia otworzyła usta ze zdziwienia, po czym zaczęła się śmiać.

— Potter, naprawdę jesteś aż tak pewny wygranej, ze proponujesz coś tak odważnego?

— Cóż... Jeśli ty przegrasz, przestaniesz odejmować nam punkty. Zamiast tego możesz dawać nam szlabany, na których nie będziemy robić absolutnie nic. Musiałem wymyślić coś, żebyś się zgodziła.

Faktycznie, w przypadku przegranej musiałaby jawnie złamać regulamin i zaniechać obowiązków prefekta, a myśl ta nie należała do najmilszych. Mimo wszystko... Banda Huncwotów, będących na każde jej zawołanie, wzbudzała w niej niezdrową ekscytację.

— Zgoda — wymamrotała więc, zanim zdążyła się rozmyślić.

— No i to mi się podoba. Dobrze cię wyszkoliłem — zaśmiał się chłopak, a Amelia nie mogła do niego nie dołączyć.

Naprawdę będzie jej tego brakować.

***

Syriusz obudził się z szerokim uśmiechem i poczuciem, że dzisiejszy dzień będzie doskonały. Nie potrafił wyobrazić sobie scenariusza, w którym coś poszłoby nie tak, a on musiałby wrócić do dormitorium w ciele Amelii Beckett. Nie, żeby z ciałem dziewczyny było coś nie tak. Właściwie sądził, że bardzo szybko zatęskni na widokiem subtelnych, ale bardzo zauważalnych krągłości w lustrze.

Uśmiech chłopaka zmniejszył się nieco, gdy uświadomił sobie zmianę, jaka zaszła w jego postrzeganiu dziewczyny. Niemalże nie pamiętał, kiedy ostatni raz myślał o niej jak o wstrętnej jędzy, która uprzykrzała mu życie na każdym kroku. Nie wiedział jednak, jak doszło do tego, ze jego myśli zmieniły się aż tak drastycznie. Nie wiedział, kiedy zaczął w ogóle z rozmarzeniem wracać do momentów, gdy był sam na sam z ciałem Beckett.

Chodziło o małe rzeczy, które — w jakiś dziwny sposób — stały się nieodłącznym elementami jego życia. Już tęsknił za zapachem jej perfum, które miały uspokajające właściwości. Przyzwyczaił się też do ciszy, tak odmiennej od gwaru panującego w dormitorium Huncwotów. Mało tego, był przekonany, że zacznie mu brakować nawet czytania książek i nawijania pukli włosów na palec w odruchowym, nieświadomym geście.

Jednocześnie nie mógł się doczekać powrotu do swojego ciała — do swojej siły, wzrostu i wytrzymałości. Chciał spojrzeć kumplom w oczy, nie musząc zadzierać głowy. Chciał odpowiedzieć na zaczepki czymś więcej niż tupnięciem nogą. Chciał... Chciał spojrzeć na Amelię Beckett, powiedzieć coś głupiego i uśmiechnąć się najładniej jak potrafił, obserwując rumieniec wpełzający na bladą twarz dziewczyny.

Nie czuł się dobrze z myślą, że ich relacje miałyby wrócić do stanu sprzed całej tej farsy — do mijania się na korytarzach, podstawiania sobie haków i rzucania kąśliwych komentarzy. Jego nastawienie do Krukonki zmieniło się diametralnie, ale chodziło także o coś innego. Syriusz nauczył się zbyt wiele, by wciąż umieć traktować ludzi w tak przedmiotowy, pozbawiony refleksji sposób.

Za każdym razem, gdy myślał o zrobieniu komuś dowcipu, w jego głowie pojawiał się obraz wściekłej Amelii Becket, która okazała się przecież zupełnie inna niż sądził. Syriusz wiedział, że popełnienie kolejnego błędu tego typu zostawiłoby go z jeszcze większymi wyrzutami sumienia.

Wracał do swojego ciała, ale jednocześnie nie wiedział, czego się spodziewać i jak stać się choćby ułamkiem dawnego siebie.

— Przestań się zamartwiać, Black. — Głos Melindy przerwał jego rozmyślania.

Podniósł się z łóżka i spojrzał w stronę dziewczyny ze zmarszczonymi brwiami. Krukonka wcale na niego nie patrzyła, zaczytana w podręczniku do Eliksirów.

— Słowo daję, zaczynasz przypominać Amy — parsknęła znowu i podniosła wzrok na moment. Na jej twarzy widniał rozbawiony uśmiech, który wcale nie podobał się Syriuszowi, choć już dawno przestał budzić w nim mordercze zapędy.

— Powinnaś się chyba cieszyć — zauważył z ironią, a ona wzruszyła ramionami.

— Cieszę się, że odrobinę spoważniałeś. Jednak nawet ja wiem, że Hogwart nie wytrzymałby dwóch Amelii Beckett.

Chłopak zachichotał — co było kolejnym nowym nawykiem — i ruszył w stronę szafy, chcąc znaleźć odpowiednie ubrania. Nie chciał, by Beckett wróciła do swojego ciała wściekła, że musi paradować w czymś nieprzyzwoitym. Z drugiej strony bardzo kusiła go perspektywa ubrania jej w jakąś krótką sukienkę — wtedy jego plan wprowadzenia dziewczyny w stan skrajnego zawstydzenia byłby znacznie łatwiejszy do zrealizowania.

Mimo to nie spieszyło mu się do śmierci.

— Poważnie, Black. Czym się przejmujesz? — spytała Melinda, a on westchnął.

— Sam nie wiem — odparł wymijająco, choć nie łudził się, że uda mu się wymigać od odpowiedzi.

Dziewczyna nie miała zwyczaju odpuszczać.

— Możesz być spokojny. Amelia wcale nie zacznie cię znowu wyzywać i ignorować — mruknęła ironicznie, a on zamarł z jedną ręką w szufladzie.

Supeł, który pojawił się w jego żołądku na myśl o tym, że ich relacje miałyby wrócić do tych sprzed zamiany, stanowił wystarczający dowód tego, iż dziewczyna trafiła w sedno.

— Skąd ty... — zaczął, po czym zacisnął zęby i odwrócił się tyłem do Melindy.

Nie wiedział, dlaczego umiała przejrzeć go na wylot, ale dziwnym trafem zawsze dochodziła do trafnych wniosków, co irytowało go nieziemsko. Z drugiej strony... Oszczędzała mu też sporo czasu, który w innym wypadku spędziłby na rozmyślaniu.

— To nie tak, że staliśmy się przyjaciółmi, nie? — mruknął, a dziewczyna prychnęła.

— Oczywiście, że nie. Oboje wiemy jednak, że daleko wam do wrogów. Jeśli nie chcesz wracać do tego, co było, po prostu się postaraj. Koniec tematu.

— Ja i Beckett jesteśmy przeciwieństwami. Nie jestem pewny, czy to będzie takie łatwe.

— Black, na Merlina... Przestaliście drzeć koty w momencie, w którym zaczęliście rozmawiać. Ja też nie darzyłam cię przecież sympatią, a teraz uważam, że jesteś całkiem znośny. Nie zapomnę o tym z dnia na dzień, a Amy jest znacznie bardziej wyrozumiała ode mnie.

Syriusz zamyślił się na moment, czego Melinda postanowiła taktowanie nie komentować. Miała rację — Beckett faktycznie, pomimo jej ogólnej nadgorliwości i jędzowatości, potrafiła przyznać się do błędu i zmienić postawę, jeśli uważała to za słuszną rzecz. Black nigdy nie doświadczył tego na własnej skórze, ale wśród uczniów krążyła opinia, że panna prefekt — choć surowa i twarda — była raczej sprawiedliwa.

Mimo to czuł niepokój na myśl o tym, że dziewczyna zniknęłaby z jego życia, a przecież istniała taka szansa. Mogła nie darzyć go nienawiścią, mogła nawet tolerować większość jego zachowań, ale... Ale to wciąż nie znaczyło, że chciałaby utrzymywać z nim większy kontakt. A on naprawdę nie potrafił ścierpieć myśli, że zapach jej perfum pozostanie jedynie wspomnieniem — tak, jak i ona sama.

— Strasznie to wszystko popieprzone — zauważył z irytacją, a Melinda parsknęła śmiechem.

— Przestań na siłę komplikować sytuację. Ja wiem, że dla ciebie budowanie relacji z jakąkolwiek kobietą jest abstrakcyjnym konceptem, ale... To naprawdę nie jest czarna magia.

Syriusz skrzywił się mimowolnie na wzmiankę o budowaniu relacji. Przecież, na gacie Merlina, nie chciał się z nią wiązać albo coś równie niedorzecznego. Zależało mu tylko na tym, by... By nie stracić tego, co zyskał.

Brzmiał jak sentymentalna pierdoła.

— Serio. Przestań się przejmować, ubierz się i idź do McGonagall. Chciałabym już odzyskać przyjaciółkę, która nie będzie się nieustannie gapić na moje cycki.

Gryfon wywrócił oczami i, mimowolnie, zerknął we wspomnianym przez nią kierunku, co wywołało na twarzy dziewczyny pełen pogardy uśmiech. Syriusz zdał sobie sprawę, że jej także będzie mu brakować. Nie zdziwiłby się jednak, gdyby jego sumienie zaczęło brzmieć jak Melinda.

***

Gdy Amelia dotarła na miejsce, chłopak już tam czekał, co nieco ją zaskoczyło. Może nie musiał zmagać się z dowcipnym Jamesem, który postanowił transmutować wszystkie krawaty w skakanki, ale wciąż nie spodziewała się po nim tak szybkiego przybycia.

— Jak tam nastrój? — przywitał się chłopak, posyłając jej uśmiech, który zbił ją z tropu. Wydawał się niemalże nieśmiały, co zupełnie nie pasowało do pewnego siebie Gryfona.

— Trochę się denerwuję — przyznała szczerze i wzruszyła ramionami. — Jednak nie ma co tego odwlekać.

Wskazała głową drzwi, a Syriusz zapukał cicho, po czym nacisnął klamkę, gdy usłyszał zaproszenie do środka. Profesor McGonagall siedziała za biurkiem, a na jej twarzy próżno było szukać uśmiechu. Wyglądała na niezwykle skupioną, co od razu podniosło Amelię na duchu.

— Panna Beckett, pan Black. Macie jakieś pytania, czy możemy zaczynać? — spytała stanowczo kobieta, a dziewczyna potrząsnęła głową.

Spodziewała się, że Syriusz także nie będzie miał żadnych wątpliwości, ale na jego twarzy pojawiła się niepewność.

— Czy może pani powiedzieć, jak dokładnie to wszystko będzie wyglądać?

— Na początek poproszę was o wypicie Eliksiru Rozluźniającego. Akurat w tym przypadku Transmutacja może okazać się bolesna. Każdy opór z waszej strony jedynie pogorszy sytuację — oznajmiła nauczycielka i zmarszczyła brwi. — Później przejdę do odwracania zmiany. Zaklęcie jest skomplikowane i wymaga ogromnego skupienia. Nie jestem w stanie powiedzieć, jaka będzie reakcja od razu po jego rzuceniu.

— A jest pani pewna, że to w ogóle zadziała? — wypalił Black, na co Amelia wywróciła oczami.

— A ty miałeś pewność, że twoje zaklęcie zadziała, kiedy je rzucałeś? — warknęła. — Nie mamy innej opcji, a profesor McGonagall nie wezwałaby tu nas, gdyby wiedziała, że stanie nam się krzywda.

— Ma pani rację — potwierdziła kobieta i, ku zdziwieniu Krukonki, uśmiechnęła się sztywno. — Najwyraźniej jednak się pan czegoś nauczył. Ostrożności nigdy za wiele.

Syriusz nie odpowiedział, chociaż wyraźnie miał ochotę rzucić jakimś błyskotliwym komentarzem. Powstrzymała go fiolka, podsunięta w jego stronę przez nauczycielkę. Odkorkował ją bez wahania i powąchał, a gdy nawet się nie skrzywił, Amelia poszła w jego ślady.

— To co? Do dna! — powiedział i wychylił zawartość na raz.

Dziewczyna także się nie wahała. Wypiła fioletowy płyn, a po jej ciele rozlało się błogie rozluźnienie, które bardzo szybko zamieniło się w senność. W jednej chwili zrozumiała, że Eliksir Rozluźniający smakował i wyglądał dokładnie tak samo, jak Eliksir Słodkiego Snu.

Ostatnim, co pamiętała, był profesor McGonagall, która uśmiechała się przepraszająco. 

***

Jejku, ciężko ostatnio się zmotywować do pisania. Barrrdzo. No ale może od teraz będzie lepiej, bo ruszamy z kopyta. 

Tzn. ja ruszam. Wy cierpliwie czekacie aż Marley napisze nowy rozdział, plis. 

W kolejnym odcinku:

- Syriusz odkrywa, że tęskni za piersiami,

- Amelia odkrywa, że Syriusz jest groźny,

- Melinda odkrywa, że miłość wisi w powietrzu,

- James odkrywa, że Amelia faktycznie nauczyła się dowcipkować.

ELO. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro