#32. To, co najlepsze
Spodziewała się, że świat zacznie wyglądać inaczej, a ona sama poczuje jakąś różnicę. Sądziła, że poczuje się, w pewnym sensie, bardziej dojrzała. Kiedy jednak obudziła się rano, a wspomnienia wczorajszego dnia zalały jej umysł, zdała sobie sprawę, że świat wyglądał dokładnie tak samo — wciąż była tą samą osobą, nawet jeśli na przestrzeni ostatnich miesięcy zmieniła się na tyle mocno, aby patrzeć w lustro i nie dowierzać własnym oczom.
Poniekąd spodziewała się żalu i niepewności. Sądziła, że znajdzie jakiś powód, aby przebić bańkę szczęścia, w której funkcjonowała — choćby kłótnia z rodzicami wydawała się całkiem niezłym argumentem, żeby nie pozwolić radości na przyćmienie wszystkiego innego. Tymczasem w umyśle Amelii panował spokój, a obrazy, przewijające się jej przed oczami, powodowały jedynie uśmiech.
Z niechęcią podniosła się z łóżka, chociaż współlokatorki wciąż spały — a przynajmniej tak jej się wydawało, bo kiedy tylko przeciągnęła się, ziewając głośno, Melinda także usiadła i wbiła w nią spojrzenie.
— Masz malinkę — oświadczyła, a Beckett natychmiast zasłoniła szyję dłonią, co jedynie upewniło przyjaciółkę w przekonaniu, że doskonale wiedziała o jej istnieniu. — Czyżbyś w końcu złamała śluby czystości?
Amy wywróciła oczami, chociaż na jej policzkach pojawiły się rumieńce. Nie czuła potrzeby, żeby rozmawiać o tym, co zaszło między nią a Syriuszem, ale z drugiej strony nie chciała okłamywać Melindy. Nie, żeby to w ogóle było możliwe, biorąc pod uwagę jej wścibskość i ponadprzeciętne zdolności obserwacji...
— Moi rodzice postawili mi ultimatum. Albo Syriusz, albo jego brat — oświadczyła smętnie, a Mel otworzyła usta z oburzeniem.
— Żartujesz?! Przecież nie mogą cię do niczego zmusić, jesteś dorosła!
— Dorosła i... najwyraźniej także bezdomna — odparła Amelia. — Nie zamierzam być ich marionetką do końca życia.
Na moment zapadła cisza, podczas której Melinda starała się połączyć wszystkie wątki i ocenić powagę sytuacji. Z każdą chwilą jej mina robiła się coraz bardziej smętna, aż w końcu westchnęła ciężko.
— Więc co... Pokłóciłaś się z rodzicami, po czym wskoczyłaś Syriuszowi do łóżka? To dość... niepodobne do ciebie.
— Czy jeśli zrobiłabym to tydzień później, byłaby jakaś różnica, skoro zamierzam z nim zostać? — spytała poirytowana Amelia, a przyjaciółka wzruszyła ramionami.
— Na twoim miejscu zrobiłabym to dawno temu. Po prostu jestem zaskoczona, że...
— Kocham go — wypaliła Beckett i spojrzała na Melindę z determinacją. — Moja decyzja nie miała związku z tym, że potrzebowałam pocieszenia. Stało się... Ale stałoby się tak czy siak, nawet bez kłótni. Może nie wczoraj. Może też nie dzisiaj, ale już dawno przestałam widzieć sens w zapieraniu się rękami i nogami przed czymś, czego oboje chcieliśmy.
Umilkła na moment i uśmiechnęła się smutno. Mówiła prawdę; nigdy nie spodziewała się, że zakocha się akurat w Syriuszu Blacku, któremu wciąż zdarzało się irytować ją ponad wszelką miarę. Mimo to nie było sensu zaprzeczać ani podawać w wątpliwość intencji chłopaka. Syriusz sam często przyznawał, że był to ostatni scenariusz, jaki brał pod uwagę, ale wcale nie czuł się uwięziony i ograniczony.
Chciała myśleć, że jego uczucia wobec niej także nie zamykały się jedynie na sympatii i pożądaniu. Chciała myśleć, że kochał ją tak samo, jak ona jego, chociaż te słowa nie padły z ich ust ani razu.
— Jestem z ciebie dumna, wiesz? — spytała Melinda, a Amelia uniosła wzrok ze zdziwieniem. — Kiedyś dokładnie to byś zrobiła. Szukałabyś miliona powodów, żeby uniknąć konieczności wyboru. A fakt, że w końcu postawiłaś się rodzicom... Najwyższy czas.
Beckett westchnęła ciężko i podrapała się po głowie. Melinda mogła być szczęśliwa, że jej przyjaciółka zamierza stanąć na nogi i żyć własnym życiem, ale... Ale sprawy nie wyglądały kolorowo — nie tak do końca. Nie żałowała tego, co się stało, nie miała wyrzutów sumienia. Stanięcie na nogi wciąż nie było najprostszym zadaniem na świecie, szczególnie zważywszy na to, że nie tylko ona była w kiepskiej sytuacji.
— Mel... Myślisz... Myślisz, że mogłabym przez zatrzymać się u ciebie na jakiś czas? Po skończeniu szkoły? — spytała cicho, a przyjaciółka wywróciła oczami.
— Co to za durne pytanie? Przecież nie pozwolę ci mieszkać pod mostem, głupku.
Amy uśmiechnęła się do niej z wdzięcznością, a Melinda wyszczerzyła zęby.
— Najpierw musisz mi jednak powiedzieć, jak było — stwierdziła. — Ze szczegółami poproszę.
— Mel... — jęknęła Amelia. — Chyba nie sądzisz, że zacznę ci się zwierzać z...
— Oczywiście, że sądzę! Muszę mieć coś z życia — przerwała jej dziewczyna.
Beckett wywróciła oczami, spłonęła wściekłym rumieńcem, po czym zaczęła opowiadać.
***
Amelia wydała z siebie cichy okrzyk zdziwienia, kiedy ktoś szarpnął ją za pasek od torby i odwrócił gwałtownie w swoją stronę. Szybko jednak ucichła; usta Syriusza znalazły się na jej własnych, a jego dłonie chwyciły biodra i przyciągnęły ją jeszcze bliżej. Nie był to długi pocałunek, ale jego intensywność sprawiła, że dziewczyna zarumieniła się mocno, a jej serce znacząco przyspieszyło. Otworzyła oczy, kiedy odsunął się na niewielką odległość, po czym spojrzała na niego spod rzęs.
— Powiedziałbym, że rumienisz się jak dziewica, ale... — zaczął Black, a ona położyła mu rękę na ustach, zanim zdążył skończyć.
— Wiedziałam, że wprost nie mogłeś się doczekać kolejnego powodu do żartów — westchnęła, chociaż zdecydowanie nie była zła.
Błysk w oczach Gryfona nie miał nic wspólnego ze zwykłą złośliwością; wyglądał raczej na niezwykle usatysfakcjonowanego, czemu wcale się nie dziwiła. Widok jego krzywo zawiązanego krawata, koszuli rozpiętej o jeden guzik za dużo i zmierzwionych włosów zadziałał na jej wyobraźnię na tyle mocno, że sama miała ochotę przybić sobie piątkę — co było zresztą kolejnym dowodem, że spędzała z nim za dużo czasu.
— Jak dobrze wiedzieć, że twoja niewinność wciąż ma się dobrze — stwierdził Syriusz i spojrzał ponad ramię Amelii.
Dziewczyna chciała podążyć za jego wzrokiem, ale zwyczajnie nie zdążyła; James Potter uwiesił się na niej, zamykając ją w szczelnym uścisku. Odciął jej tym samym drogę ucieczki, bo Syriusz wciąż stał przed nią, a jego dłonie spoczywały na biodrach Amelii.
— Co to ma znaczyć? — oburzyła się i spróbowała wyplątać się z tych przedziwnych objęć, ale obaj wyglądali na szczerze rozbawionych jej próbami.
— Tęskniłem za tobą, Beckett — westchnął James, a Syriusz parsknął śmiechem. — Za Łapą zresztą też, bo ciągle przetrzymujesz go w tym paskudnym, śmierdzącym miejscu zwanym biblioteką.
— Wcale go nigdzie nie przetrzymuję! To ty mnie w tej chwili...
— Oj tam, oj tam — przerwał jej Potter. — Wybaczam ci, Panno Nadęta. Nie mam aż takiej karty przetargowej, jak ty. Syriusz raczej nie jest zainteresowany walorami mojej urody.
— Potter... — jęknęła Amelia. — Możesz mnie puścić?!
Syriusz zrobił krok w tył, dochodząc do wniosku, że dziewczyna wystarczająco już się namęczyła. James, za to, wcale nie poluzował swojego uścisku, a zamiast tego nieco zmienił pozycję; teraz obejmował ją ramieniem w talii i ciągnął z dala od Łapy, który śmiał się głośno.
Najwyraźniej zastawili na nią pułapkę, chociaż kompletnie nie wiedziała, dlaczego. Odwróciła się przez ramię, a Black pomachał jej i odszedł w przeciwną stronę, pogwizdując wesoło.
— Co się dzieje? — spytała zdezorientowana.
James zachichotał i, zanim zdążyła zaprotestować, wepchnął ją do jakiejś pustej klasy. Amelia otworzyła usta ze zdumienia, kiedy chłopak — jakby nigdy nic — rozsiadł się na zakurzonej ławce i poklepał miejsce obok siebie.
— Nic się nie dzieje. Chciałem pogadać. Bez świadków — dodał, a jego uśmiech stał się nieco bardziej speszony.
— Rozumiem, że pokazywanie się w moim towarzystwie to okropny wstyd — burknęła niezadowolona dziewczyna, co Potter skwitował wywróceniem oczami.
— Nie... Po prostu nie chciałem przez przypadek wpaść na Lily.
Amelia uniosła brwi z niedowierzaniem.
— Czy ja dobrze słyszę? Ty? Nie chciałeś wpaść na Evans?!
James uśmiechnął się w odpowiedzi z dumą. Właściwie musiała przyznać, że wyglądał na najszczęśliwszego człowieka na ziemi — jeszcze bardziej niż zwykle. Skrzyżowała ręce na piersi i wbiła w niego natarczywe spojrzenie.
— Nie chciałem, żeby widziała mnie z inną dziewczyną tuż po tym, jak w końcu zgodziła zostać się moją.
Beckett otworzyła usta ze zdziwienia, po czym niemalże do niego podbiegła i rzuciła mu się na szyję z radością. Spodziewała się, że to kwestia czasu, zanim ryża wredota, jak zwykł nazywać ją Syriusz, ulegnie urokowi Pottera, ale wcale nie zmniejszyło to zadowolenia Krukonki. Chłopak zasługiwał na szczęście — swoje upragnione, rude szczęście.
— Wiedziałam, że uda ci się ją przekonać! — zawołała wesoło i usiadła obok Jamesa, klepiąc go w ramię.
— Widzisz, właśnie dlatego nie chciałem rozmawiać z tobą na widoku — stwierdził złośliwie Gryfon i wywrócił oczami, chociaż ewidentnie nie był zły.
— Och, daj spokój. Jakbyś mógł zrobić Syriuszowi takie paskudztwo... — prychnęła Amelia, a on uniósł brwi.
— Nie mógłbym. Natomiast ty... — Poruszył sugestywnie brwiami. — Lily nie byłaby zdziwiona, gdybyś uległa mojemu urokowi.
— Chyba żartujesz — zaśmiała się Krukonka. — Czy ona wie, że widziałam cię nago i wciąż nie padłam na kolana z zachwytu?
— Byłoby dziwnie, gdyby dziewczyna kumpla padła przede mną na kolana. Jeśli wiesz, co mam na myśli, a zakładam, że na pewno wiesz — powiedział złośliwie chłopak, a Amelia spojrzała na niego oburzona.
James uśmiechał się rozbawiony, ale nieciężko było zauważyć, że jego komentarz miał drugie dno.
— Powiedział ci?! — spytała z niedowierzaniem, co chłopak skomentował wymownym spojrzeniem.
— Nie musiał nic mówić, Beckett. Wszedł do dormitorium z tak durnowatym uśmiechem, że nawet Peter się zorientował.
— Świetnie — skwitowała Amelia i wypuściła ze świstem powietrze.
— Wyluzuj. Łapa prędzej wyrwałby sobie włosy niż pozwolił nam z tego żartować. A wiesz, jak kocha swoje włosy — dodał James z powagą. — Poza tym... Pasujecie do siebie. W jakiś dziwny, mocno popieprzony sposób, doskonale się uzupełniacie. Nie ma nic zabawnego w tym, że Syriusz w końcu jest szczęśliwym idiotą, zamiast tylko idiotą.
— To samo można powiedzieć o tobie — stwierdziła Beckett, a on zrobił obrażoną minę. — A raczej o tobie i Evans...
— Nie do końca — zaprzeczył Potter. — Zawsze wiedziałem, że Lily to ta jedyna. Ona bardzo nie chciała w to wierzyć, czemu właściwie się nie dziwię. Zachowywałem się jak kretyn. Mimo to zawsze wiedziałem, że kiedyś będzie moja. Ty i Syriusz... Zupełnie inna bajka. Gdyby ktoś kilka miesięcy temu spytał mnie, czy widzę was razem, chyba zabiłbym go śmiechem. Teraz nie umiem wyobrazić sobie was osobno.
Amelia uśmiechnęła się nieco nieprzytomnie, słysząc słowa Jamesa, które zdawały się odzwierciedlać jej myśli. Cieszyła ją jednak świadomość, że nie tylko ona patrzyła na to w ten sposób. Jej radość była tym większa, że akurat Rogacz znał Syriusza lepiej niż ktokolwiek inny.
— Zabrzmię pewnie jak sentymentalny idiota, jak mawia Łapciu, ale... Oboje się zmieniliście. Trochę tak, jakbyście brali z siebie nawzajem to, co najlepsze.
Dziewczyna spojrzała na niego, a on uniósł brwi z rozbawieniem.
— Byłaś cholernie irytująca na początku tej całej zamiany. Teraz jesteś zupełnie w porządku — przerwał na moment i zmieszał się nieznacznie. — Zawsze będę ci wdzięczny, Amy. Ja też się zmieniłem. Przestałem zachowywać się jak kompletny kretyn w towarzystwie Lily i tylko dlatego dała mi szansę. A wszystko dzięki twoim wyzwiskom, wykładom i wywracaniu oczami, kiedy zrobiłem coś głupiego — parsknął śmiechem. — Normalnie bym cię zignorował, ale... Nigdy nie dałaś mi zapomnieć o tym, że naprawdę we mnie wierzysz. W to, że mi się uda.
— Nigdy nie widziałam, żeby ktoś kochał kogoś bardziej niż ty kochasz Lily — odparła Amelia, nieco zawstydzona. — Jeśli by tego nie zauważyła, byłaby głupia.
— Zgadza się — przyznał wesoło James. — Ale było znacznie łatwiej otworzyć jej oczy, biorąc pod uwagę twoje dzikie wrzaski.
Beckett wywróciła oczami, ale nie umiała powstrzymać zadowolenia — zarówno z siebie samej, jak i z niego. Zrobił postępy, dorósł, przynajmniej w niektórych aspektach. Nie sądziła, że miała na niego aż tak duży wpływ, ale... z drugiej strony, on miał na nią ogromny. Syriusz, rzecz jasna, otworzył jej oczy na wiele spraw, ale to James był tym, który zmusił ją do zmiany podejścia do życia, nieustannie wymuszając na niej zachowania zdecydowanie nieleżące w jej naturze.
Czasami przesadzał. Przeważnie śmiertelnie ją irytował, ale wciąż zawdzięczała mu równie dużo, co — najwyraźniej — on zawdzięczał jej.
— Za to twoje dzikie... Cóż, wszystko doskonale przygotowało mnie na związek z przerośniętym dzieckiem, więc chyba też powinnam być wdzięczna — stwierdziła z rozbawieniem, a on posłał jej złośliwy uśmiech.
— Przynajmniej nie zemdlałaś na widok nagiego faceta, co? — zakpił, za co oberwał z łokcia w żebro. — Ałć! Przecież nie zemdlałaś, nie?
— Nie. Ale wątpię, że to zasługa oglądania cię w negliżu codziennie rano.
— Ja już swoje wiem — stwierdził dumnie Potter, po czym spojrzał na nią niepewnie. — Słuchaj... Mogłabyś nie wspominać Syriuszowi o wszystkich moich wybrykach? Kiedy jeszcze byłaś w jego ciele, a on w twoim? To znaczy, chodzi mi o tę całą zamianę, a nie o wczoraj.
— Potter! — Amelia zarumieniła się wściekle.
— Dobra, już dobra. Ale serio, nie mów mu wszystkiego. Nie chciałbym dostać przez przypadek tłuczkiem — mruknął niepocieszony Potter, a dziewczyna doszła do wniosku, że ona też tego nie chciała.
Wolałaby nie być świadkiem morderstwa popełnionego przez Lily Evans na swoim chłopaku.
***
Dobre i złe wieści jednocześnie. Rozplanowałam już rozdziały do końca. Został nam jeszcze jeden, plus epilog.
Ech.
Wiem, że pewnie spodziewaliście się dużo Syriusza w tym rozdziale, ale potrzebowałam napisać tę ostatnią scenę. No bo jak tak, bez Jamesa i Lily? No i nie chciałam, żeby Amelia skończyła bezdomna.
Obiecuję, że następny rozdział to tylko Blackett, chociaż nie będzie tylko wesolutko i słodziutko, bo wszyscy dostaniemy cukrzycy, a fe.
Buziaczki :*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro