#28. Głupia błyskotka
Syriusz pokiwał głową po raz setny, gdy Amelia bezbłędnie wyrecytowała regułkę z podręcznika, po czym westchnął ciężko. Spojrzał tęsknie za okno, gdzie pierwsze, wiosenne promienie słońca ogrzewały uczniów, którzy zdecydowali się skorzystać ze sprzyjającej aury i wyjść na spacer.
On sam także nie miałby nic przeciwko opuszczeniu murów zamku, ale Beckett — zupełnie niezrozumiałym dla niego sposobem — zdołała namówić go na powtórkę wiadomości z pierwszego semestru. Oczywiście chłopak nie pamiętał zbyt wiele, co szybko zamieniło ich naukową sesję w monolog ze strony Krukonki, za wszelką cenę próbującej wbić mu co nieco do głowy.
Black opierał się, jak mógł — głównie poprzez ignorowanie słów, które opuszczały jej usta. Zamiast tego wolał skupić się na innych rzeczach, które owe usta mogłyby robić. Jego rozmarzone spojrzenie było chyba wystarczającym dowodem na to, że zwyczajnie marnowała czas, bo w końcu oparła czoło o blat stołu i wymamrotała coś pod nosem. Syriusz nie uchwycił całości, ale na pewno usłyszał coś o niepoważnym podejściu do życia.
— Daj spokój, Amy. Jest marzec! Mamy jeszcze masę czasu na powtórki — stwierdził i uśmiechnął się szeroko.
— Nie, nie. To ja mam masę czasu, bo nie muszę powtarzać ostatnich sześciu lat nauki — odparła kąśliwie, po czym odgarnęła włosy z twarzy, a rękaw szaty opadł w dół, odsłaniając błyszczącą bransoletkę.
Nie nosiła jej cały czas, jak zauważył. Oczywiście wcale tego od niej nie wymagał, ale dziwnym trafem zakładała ją tylko wtedy, gdy w planie nie widniały zajęcia ze Ślizgonami. Na początku nie wiedział, co skłaniało ją do takiego zachowania, ale wystarczyło jedno spojrzenie na Regulusa, aby zrozumiał.
Jego brat zapewne rozpoznałby biżuterię, gdyby dostał ku temu okazję. Był młodszy i nie miał z nimi aż tak bezpośredniego kontaktu, ale wcale nie znaczyło to, że któryś ze Ślizgonów z roku Syriusza nie mógłby donieść mu o nowej błyskotce na nadgarstku Beckett. Walburga Black zapewne doskonale wiedziała, gdzie podziała się jej bransoleta, ale nie byłaby szczęśliwa, gdyby dowiedziała się, co właściwie zrobił z nią jej wyrodny syn.
Skrzywił się na myśl o tym, że jak zwykle Amelia wykazała się większym rozsądkiem niż on. Miał wystarczająco dużo problemów ze swoją rodziną i zdecydowanie nie potrzebował kolejnej kłótni z Regulusem. Dziewczyna starała się unikać sytuacji, które mogłyby do niej doprowadzić, ale Black wiedział, że kwestią czasu było, zanim ktoś nie powiąże faktów. Nie bez powodu plotki roznosiły się po Hogwarcie z prędkością światła.
— Amy... — zaczął, a ona oparła głowę na łokciu, wyglądając na absolutnie wykończoną. — Jak to jest, że nie mieliśmy jeszcze okazji porozmawiać o moim prezencie świątecznym?
Dziewczyna przygryzła wargę, a na jej policzkach pojawiły się rumieńce. Normalnie Syriusz uśmiechnąłby się figlarnie, ale teraz nie mógł się oprzeć wrażeniu, że były one wynikiem głębszego zawstydzenia niż by się wydawało.
— Przecież podziękowałam — wymamrotała nerwowo, co tylko utwierdziło go w przekonaniu, że świadomie unikała rozmowy na ten temat.
— Nie wiem, dlaczego — zaczął ostrożnie i wzruszył ramionami. — To dość głupi prezent.
— Nie jest głupi — zaprzeczyła od razu, po czym spojrzała w okno. — Po prostu... W świetle wszystkiego, o czym napisałeś w liście, a także tego, z jakich rodzin pochodzimy... Ma dość poważne implikacje.
— To znaczy?
— To znaczy, że to trochę jak wypowiedzieć wojnie całej reszcie świata — odparła i zmarszczyła brwi. — Nie sądzę, by twoi rodzice byli zadowoleni z tego, że mi ją dałeś. A moja... Właściwie jestem skłonna uwierzyć, że uknuliby jakiś sprytny plan, aby wkupić się w łaskę twoich. Albo wprost przeciwnie... Zażądaliby ode mnie zerwania z tobą kontaktów.
Syriusz otworzył usta ze zdziwienia i sam zmarszczył brwi.
— To tylko głupia bransoletka, Amy... — wymamrotał, a ona parsknęła.
— Ja wiem, że próbujesz odciąć się od świata arystokracji, ale chyba nie zapomniałeś, w jaki sposób funkcjonują ci ludzie? Jasne, może przesadzam. Może nikogo nie będzie obchodziło to, że dostałam od ciebie jakąś błyskotkę. — Wywróciła oczami. — Dla większości ludzi to jednak nie jest odpowiedni prezent dla pierwszej lepszej panny, tylko oznaka zaangażowania i... poważnego podejścia do spraw. — Syriusz chciał się odezwać, ale Amelia potrząsnęła głową. — Wiem, że to nie dlatego mi ją dałeś. Nie wymagam cudów. Mimo wszystko ludzie lubią zadawać pytania, a akurat moi rodzice, jak i twoi, nie przepuszczą żadnej okazji, żeby wymusić na innych swoją wolę.
Wiedział, że jej słowa nie były pozbawione prawdy. Jednocześnie czuł silną potrzebę parsknięcia śmiechem, bo cała ta rozmowa wydawała się kompletnie niedorzeczna — faktycznie chodziło jedynie o głupią bransoletkę, podarowaną z całkowicie niewinną intencją. Wcale nie chciał stawiać Amelii w niezręcznej sytuacji, podobnie jak nie chciał wysłuchiwać kolejnego wyjca od matki, która — choć już dawno go wydziedziczyła — wciąż próbowała zdeptać go niczym robaka.
— Paradowanie w skradzionej bransoletce twojej matki nie jest... Nie jest najlepszym pomysłem — podsumowała dziewczyna, po czym położyła swoją dłoń na jego i uśmiechnęła się, na przekór swoim słowom. — Co nie zmienia faktu, że to najpiękniejszy prezent, jaki dostałam.
— Ta... Nigdy nie pasowała do brzydoty Walburgi — powiedział, krzywiąc się na wspomnienie matki.
— Nie chodzi mi o to — zaprzeczyła Amelia, a on spojrzał na nią pytająco. — Chodzi o to, dlaczego mi ją dałeś. Cieszę się, że uważasz mnie za wartą czegoś tak absurdalnie drogiego i kłopotliwego jednocześnie — dodała z rozbawieniem.
— Uznałem, że jesteś równie problematyczna — zakpił Syriusz, za co uszczypnęła go w nadgarstek. — Nie dość, że stosujesz przemoc psychiczną, każąc mi tu siedzieć, to jeszcze znęcasz się nade mną fizycznie. I wcale nie mam na myśli jedynie szczypania — mruknął i posłał jej znaczące spojrzenie, a ona zarumieniła się zawstydzona.
Uwielbiał przypominać jej o tym, jak kopnęła kociołek podczas lekcji Eliksirów, wylewając zawartość na jego stopę. Oficjalna wersja zakładała, że zrobiła to całkowicie przypadkowo, ale Syriusz wiedział, że chodziło raczej o zaskoczenie związane z nagłym pojawieniem się jego dłoni na jej kolanie. A raczej z tym, co stało się potem.
Chłopak obserwował jej reakcję na tyle wnikliwie, aby wiedzieć, że — wbrew pozorom — wcale nie spanikowała, gdy przesunął rękę w górę, na jej udo, a potem jeszcze wyżej, pozwalając swoim palcom zniknąć pod materiałem szarej, regulaminowej spódnicy. Nie wyglądała na niezadowoloną, a wprost przeciwnie — po upewnieniu się, że nikt nie patrzył w ich stronę, przygryzła wargę i poprawiła się na krześle. Nie zabrała jego ręki. Tylko siedziała i czekała.
Syriusz, rzecz jasna, nie zamierzał robić niczego niegrzecznego, pomimo wielkiej ochoty, by wykorzystać sytuację. Pozwolił sobie jedynie na gładzenie opuszkami palców wrażliwej skóry uda — i zapewne nie stałoby się nic wielkiego, gdyby nie głos profesora Slughorna, który zadał dziewczynie pytanie, wyrywając ją z transu, co poskutkowało podskoczeniem w górę i kopnięciem kociołka.
Niestety substancja wylała się prosto na nogę Blacka, niemalże pożerając jego buta. Całe szczęście zdążył ściągnąć go razem ze skarpetką, zanim dotknęła także skóry, ale Amelia do tej pory czuła się potwornie winna. Nie, żeby sam się o to prosił...
Nic się nie stało, ale Syriusz postanowił zrezygnować z dotykania jej podczas zajęć. A przynajmniej tych potencjalnie niebezpiecznych dla zdrowia.
— Czy jak pójdziemy na ten spacer, obiecasz więcej o tym nie wspominać? — burknęła Beckett, a on wyszczerzył zęby.
— Są na to jakieś szanse.
W odpowiedzi westchnęła ciężko i zaczęła zbierać liczne podręczniki.
— Chodź, bo słońce nam zajdzie.
Syriusz nie oponował.
***
Spacer okazał się doskonałym sposobem na odstresowanie, nawet jeśli Syriusz wpadł na idiotyczny pomysł wrzucenia jej do jeziora, gdzie woda dalej była lodowata. Amelia z radością odjęła Gryffindorowi dwadzieścia punktów — wbrew przegranemu zakładowi, który zabraniał podobnych czynności — po czym kazała zaprowadzić się do Skrzydła Szpitalnego.
Oczywiście mogłaby sama uwarzyć sobie Eliksir Pieprzowy, ale chciała zobaczyć wściekłość w oczach Madame Pomfrey. Nie zawiodła się, bo kobieta odjęła Blackowi kolejne dwadzieścia punktów. Wlepiłaby mu także szlaban, ale Beckett postanowiła zlitować się nad biednym Huncwotem i stanęła w jego obronie, mówiąc o zbliżających się egzaminach i braku czasu na naukę.
Minusem była jednak nadopiekuńczość medyczki; uparła się, aby dziewczyna pozostała na obserwacji, mimo niezwykle niskiego prawdopodobieństwa, by faktycznie coś jej dolegało. Spędziła w wodzie dosłownie kilka sekund, a powrót do zamku wcale nie należał do nieprzyjemnych, jako że Syriusz obejmował ją tak mocno, że prawie nie szczękała zębami.
Nie mogła jednak protestować; zagrzebała się pod kołdrą i otworzyła książkę, przyniesioną przez Blacka w ramach przeprosin. Na zewnątrz robiło się coraz ciemniej, ale nie przeszkadzało jej to. Zapaliła jedynie lampkę na stoliku i poprawiła okulary, zsuwające się z nosa. Już miała powrócić do lektury, kiedy drzwi otworzyły się z ciężkim jękiem, a do środka wszedł nie kto inny, jak Regulus Black.
Amelia niemalże jęknęła na jego widok, walcząc z chęcią schowania się pod pierzyną i pozostania tam, dopóki brat Syriusza nie opuści Skrzydła Szpitalnego. Wzrok chłopaka natychmiast spoczął na niej, uświadamiając ją, że się spóźniła; na jego twarzy pojawił się grymas.
Zanim zdążył wyrazić swoje niezadowolenie, w pomieszczeniu pojawiła się Pomfrey i natychmiast zaczęła wypytywać o powód tej niespodziewanej wizyty.
— Przewróciłem się i potłukłem szklankę — wycedził Ślizgon przez zaciśnięte zęby, a Beckett dopiero wtedy zauważyła krew kapiącą na podłogę, mimo bandaża owiniętego wokół dłoni.
Pielęgniarka poprowadziła go do łóżka — jak na złość — tuż obok tego dziewczyny i zaczęła oglądać pokaleczoną skórę.
Krukonka doszła do wniosku, że kłamał. Wyglądał raczej, jakby z całej siły uderzył pięścią w lustro, a ono rozbiło się na setki kawałków, których część wbiła się głęboko w rękę. Madame Pomfrey wyraźnie podzielała jej zdanie, ale widocznie nie zamierzała ciągnąć go za język i dociekać, co rzeczywiście miało miejsce — przynajmniej dopóki jego rany nie zostały opatrzone.
— Poczekaj tu, kochaneczku — powiedziała, po tym jak wstępnie opatrzyła dłoń i szybkim krokiem wymaszerowała z pomieszczenia, zostawiając Amelię i Regulusa samych.
Dziewczyna próbowała udawać, że nie zwraca na niego uwagi, kompletnie pochłonięta przez książkę, ale co chwilę zerkała nerwowo w jego stronę, co psuło cały jej misterny plan. W końcu Ślizgon prychnął i powiedział:
— Na co się gapisz, zdrajczyni krwi?
— Na idiotę, najwyraźniej — odwarknęła, wyprowadzona z równowagi użytymi przez niego słowami. — Czym lustro sobie zasłużyło? Ośmieliło się nie zgodzić z twoim światopoglądem?
— Nie wypowiadaj się o rzeczach, o których nie masz pojęcia — burknął Regulus i skrzywił się mocno. — Wystarczy, że paradujesz po korytarzach w bransoletce, która nie należy do ciebie.
Amelia zastygła w bezruchu, a on ponownie prychnął. Robił to nadzwyczaj często — za każdym razem, kiedy uważał coś za niedorzeczne. Nie musiała go dobrze znać, żeby zauważyć, że na przystojnej twarzy brata Syriusza zawsze widniał grymas niezadowolenia. Kiedyś nie przywiązywała do tego wagi. Był jedynie kolejnym uczniem, przysparzającym jej kłopotów. Nie liczyła się ani jego przynależność do Slytherinu ani towarzystwo starszych chłopców, których reputacja była co najmniej wątpliwa.
Teraz jednak patrzyła na niego inaczej. Syriusz nie lubił rozmawiać o swojej rodzinie, ale Regulus był jedynym jej członkiem, który budził coś więcej niż czystą nienawiść. Wspominał go z poczuciem winy i goryczą, czemu Amelia niespecjalnie się dziwiła. Wciąż był jego młodszym bratem, zostawionym przez niego w domu pełnym terroru i chłodu. I chociaż Reg zdawał się zgadzać z poglądami rodziny, bez sprzeciwu poddając się praniu mózgu, nigdy nie darzył Syriusza nienawiścią. A przynajmniej tak było jeszcze do niedawna... Ich ostatnie spotkanie jednoznacznie wskazywało na drastyczną zmianę.
— Powinienem powiedzieć matce, gdzie podziała się jedna z jej ulubionych błyskotek. Na pewno nie byłaby zdziwiona, że zakała rodziny okazała się także złodziejem.
— Nie mów tak o nim! — zaprotestowała Krukonka i posłała Regulusowi ostre spojrzenie.
— Kiedy to prawda, Beckett. Chyba nie sądzisz, że ją dostał?
— Sądzę, że jest warta na tyle dużo, aby uchronić go przed śmiercią głodową. Chociaż z tego, co mi mówił, śmierć głodowa to wciąż lepsza perspektywa niż życie w waszym domu — stwierdziła i natychmiast pożałowała swoich słów na widok zimnej furii w oczach chłopaka.
Przez moment milczał, a Amelia zacisnęła palce na kołdrze, wiedząc, że przesadziła. Nawet jeśli miała rację... Syriusz nie czuł się winny bez powodu; uciekł z domu, ale zostawił swojego brata samego z ludźmi, których uważał za okrutnych i zepsutych do szpiku kości. Łapa wyrwał się ze znienawidzonego przez siebie miejsca, ale Regulus... Regulus, szczególnie w świetle zbliżającej się wojny, nie miał takiej możliwości.
— Przepraszam — powiedziała, a on wywrócił oczami.
— Twoje przeprosiny nie mają dla mnie żadnej wartości. Nie obchodzi mnie zdanie...
— Zdrajczyni krwi? — przerwała mu i westchnęła. — Mnie z kolei nie obchodzi wasza mania na punkcie czystości krwi. Jakie to ma znaczenie?
Regulus nie odpowiedział, ale na jego czole pojawiła się głęboka zmarszczka. Wątpiła, by faktycznie zastanawiał się nad jej słowami, ale coś wyraźnie nie dawało mu spokoju. Amelia uznała, że nie będzie go zagadywać. I tak powiedziała już za dużo, szczególnie zważywszy na biżuterię zdobiącą jej nadgarstek. Spodziewała się, że chłopak nie będzie się wahał i po prostu powie swojej matce; tymczasem z jakiegoś powodu się wstrzymał, chociaż musiał wiedzieć od dłuższego czasu, pomimo usilnych starań dziewczyny, aby trzymać ją z daleka od ślizgońskich oczu.
— Moja matka nie jest zadowolona z waszego związku — powiedział niemalże znudzonym tonem. — Osobiście nie rozumiem, dlaczego w ogóle się tym przejmuje, jako że jesteście siebie warci, ale... — Spojrzał na nią kątem oka. — Może mieć to związek z tym, że twoi rodzice są ostatnio niezwykle zdeterminowani, by wkupić się w łaskę moich. Twierdzą, że ich cudowna Amelia byłaby doskonałą kandydatką na żonę. Dla mnie.
Krukonka wciągnęła ze świstem powietrze, a jej serce zamarło na moment, żeby po chwili przyspieszyć szaleńczo. Regulus wydawał się niemalże rozbawiony jej reakcją, chociaż nie wątpiła, że podobna perspektywa była dla niego co najmniej tak samo niedorzeczna, jak dla niej.
— Moi, z kolei, zgodzą się rozważyć propozycję, jeśli natychmiastowo rozstaniesz się z moim bratem. Zapewne na dniach dostaniesz przyjemny list, nakazujący podjęcie nieuniknionej decyzji.
— Przecież to kompletnie popieprzone — wymamrotała Amelia, co Black skwitował jedynie wzruszeniem ramionami.
— Świat jest popieprzony, Beckett.
Dziewczyna nie umiała wyobrazić sobie scenariusza, w którym jej rodzice faktycznie wydają ją za Regulusa w ramach jakiegoś chorego handlu przysługami. Oczywiście od początku zdawała sobie sprawę z ich niecnych planów, ale... Ale jeszcze kilka miesięcy wcześniej nie wiedziała nawet, po której stronie zamierzali się opowiedzieć w nadchodzącej wojnie. Sądziła, że... Sądziła, że dołączą do tych, którzy zaoferują im największe korzyści, ale nie spodziewała się, że ich wybór będzie aż tak świadomy i... bolesny.
— Niech ich szlag trafi — mruknęła mimowolnie, a Regulus prychnął.
— Cuda się nie zdarzają, Beckett.
Amelia musiała się z nim zgodzić, chociaż miała ochotę wrzeszczeć w akcie desperacji i wściekłości. Było przecież tak dobrze... Czuła się szczęśliwa — zarówno, gdy chodziło o związek z Syriuszem, jak i cały swój plan zwodzenia rodziców aż do ostatniej chwili. Tymczasem...
Tymczasem czekała ją decyzja z kategorii tych niemożliwych do podjęcia. Mogła albo zgodzić się na wszystko, czego od niej żądano, albo postawić na swoim i zostać bez niczego. Bez rodziny, bez pieniędzy i dachu nad głową. Nie miała wątpliwości, że jeśli faktycznie odmówiłaby rozstania z Syriuszem, jej rodzice na pewno woleliby zerwać wszelkie kontakty niż zaszkodzić swojej reputacji.
W jednej chwili ogarnęła ją panika, a gardło zacisnęło się mocno. Robiła wszystko, żeby nie doszło do takiej sytuacji. Zaplanowała swoje działania lata temu i nie spodziewała się, że coś w idealnym planie zaszwankuje. Nie sądziła, że zwiąże się z Syriuszem Blackiem i zapała do niego uczuciem na tyle silnym, iż kompletnie nie będzie potrafiła wyobrazić sobie przystania na warunki rodziny.
Wiedziała, co oznaczał sprzeciw, ale... Mimo wszystko nie widziała żadnej innej drogi. Myśl o tym, że Syriusz przestałby być częścią jej życia była znacznie gorsza niż perspektywa czekającej ją ciężkiej pracy, aby stanąć na nogi bez czyjejkolwiek pomocy.
— Dlaczego mi to wszystko mówisz? — spytała nieprzytomnie, gdy uświadomiła sobie, że dzięki Regulusowi miała chociaż kilka dni, by oswoić się z nadchodzącą burzą.
— Nie uśmiecha mi się małżeństwo. A już na pewno nie z tobą, Beckett, jakkolwiek jestem ciekaw, co też mój brat w tobie widzi, oprócz irytującej Panny Wiem-To-Wszystko — zakpił chłopak, po czym ponownie wzruszył ramionami. — Poza tym, jak mówiłem, jesteście siebie warci. Syriusz może być zdrajcą i zakałą, ale wciąż jest... wciąż jest moim bratem, nieważne, ile razy matka wypali jego imię na rodzinnym drzewie genealogicznym. Skoro wybrał strony i przyjdzie mu umrzeć, niech chociaż umrze szczęśliwy. Jakkolwiek żałośnie by to nie brzmiało.
Amelia nie odpowiedziała — z więcej niż jednego powodu. Słowa Regulusa były potwierdzeniem nie tylko tlącej się gdzieś braterskiej więzi, ale także tego, co od dłuższego czasu wisiało w powietrzu, chociaż wszyscy starali się ignorować znaki.
Nadchodziły ciężkie, mroczne czasy, czy tego chcieli, czy nie. Decyzja, stojąca przed Beckett, była dopiero pierwszą z dziesiątek innych, które swoją trudnością miały przewyższać każdą poprzednią. I choć świadomość ta powinna zadziałać na Krukonkę dołująco, sprawiła, że jej serce zwolniło, a ciężar zniknął z ramion.
Większość elementów przyszłości stanowiła niewiadomą, ale istniały rzeczy, których była absolutnie pewna. Nie umiałaby spojrzeć sobie w oczy, gdyby zrezygnowała ze szczęścia, krzywdząc przy okazji osobę, na której zależało jej tak mocno. Nie wiedziała, czy poradzi sobie z życiem w pojedynkę, ale — z drugiej strony — przecież nie musiała mierzyć się z nim sama.
Nie, gdy on był obok.
— Black... — zwróciła się do Ślizgona i odważyła się spojrzeć mu w oczy. — Ratuj się. Nie musi tak być. Wcale nie musisz...
— Mylisz się, Beckett. Dla mnie jest już za późno.
Jego poraniona dłoń zacisnęła się w pięść, a bandaż nasiąkł czerwienią po raz kolejny.
***
Witajcie w Nowym Roku! Niby nowy rok, nowa ja, ale godziny dodawania rozdziałów wciąż bez zmian XD
Wszystkiego najlepszego, ludki kochane <3 Może to nie jest odpowiednie miejsce na podsumowania, ale... Rok 2019 był dla mnie przełomowy pod wieloma względami. Rozwinęłam się zarówno pisarsko, jak i jako osoba, z czego jestem dumna.
Wiele rzeczy mi nie wyszło, więc życzę sobie (i Wam także!), żeby kolejny rok pomógł mi przekuć niepowodzenia na sukcesy.
No i ten... Zbliżamy się do końca. Wiem, ze powtarzam to co rozdział XD Ale oswajam Was (siebie) z myślą :D Co myślicie? :D
Dużo miłościów <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro