Wyprawa
- Sabrina! Sabrina! Sabrina!
Byłam w lesie, sama. Biegłam przed siebie jak najszybciej się dało. Nagle przede mną pojawił się Evan. Nie wiedząc jak cisnęłam w niego kulą ognia. Nic mu się nie stało, jednak drzewa koło niego zaczęły płonąć. Z moich rąk wystrzeliła woda gasząc pożar. Evan zaczął biec w moją stronę. Przywołałam wiatr, który uniósł mnie w górę. Poleciałam w stronę gór. W dole zobaczyłam biegnącego mężczyznę. Strzelił we mnie kulą ognia. Zderzyła się ona z moją wichurą. Nagle przedemną wyrosła góra. Rzuciłam nią w Evana.
Zniknął krzycząc:
- Spotkamy się jeszcze!
Poczułam mocne uderzenie w twarz. Obudziłam się. Nademną stała mama i Mike.
- Przepraszam, ale nie mieliśmy wyjścia - mama spojrzała gniewnie na Mike'a - Krzyczałaś i biłaś, ale nie mogliśmy cię obudzić.
- Wszystko w porządku? - Zapytał Mike.
Nie ufałam swojemu głosowi, więc pokiwałam tylko głową. Potarłam czerwony policzek dłonią. Ten to ma mocną dłoń, piecze niesamowicie!
Jednak przypomniałam sobie o Alice.
- Co z... - odchrząknęłam. Mój głos dziwnie brzmiał - Co z Alice?
Mama spojrzała na mnie niepewnie.
- Uratowałaś jej życie. - Mike pokiwał głową, żeby kontynuowała - Jest w dość ciężkim stanie, ale wyjdzie z tego. Pytała o ciebie.
- A co z Evanem?
Mike skrzywił się.
- Udało mu się uciec z kilkoma ludźmi. Reszta umarła. I właśnie, co zrobiłaś?
Już miałam odpowiedzieć, że mam kilka mocy, kiedy mój anioł przemówił:
Nie zdradzaj się. Jesteś niebywale silna, lecz nikt nie może o tym wiedzieć.
- A Evan wie? - zapytałam ją.
Nie. Stracił przytomność. I dowiedziałam się jeszcze czegoś, ale muszę to jeszcze sprawdzić. Na razie mów, że umiesz władać jedynie wodą.
- Sabrina? -Mike wyrwał mnie z rozmowy - Wiesz jaką masz moc?
- Władam wodą - powiedziałam zgodnie z instrukcją mojego anioła.
Mike wyraźnie się zainteresował.
- Wiesz przy bramie wybuchł pożar. Myślisz, że mogłabyś pomóc go ugasić?
- Mogę spróbować. - Wiedziałam, że się nie uda. Użyłam mocy, bo moje emocje mną zawładnęły, ale nie wiem jak mam to sama zrobić.
- No to chodź.
Dobiegliśmy do bramy. Wszystko stało w ogniu. Anioły, które władały wodą gasiły żywioł , a inne wyrywały drzewa ,żeby nie ogień się nie rozprzestrzenił. Wszystko na daremno. Ogień coraz bardziej zbliżał się do bramy.
- Cholera - zaklnął Mike - Spróbuj im pomóc, a ja biegnę po posiłki.
Mama została i patrzyła na mnie. Postanowiłam zwrócić się o pomoc do mojego anioła.
Pomóż mi!
- Co się dzieje?
- Jak mam użyć mocy wody?
W głowie rozbrzmiał perlisty śmiech.
- To łatwe. Skup się na niej. Wyobraź sobie basen, morze lub ocean. Szumiącą wodę. Wycieka ci ona z rąk. Twoje ręce to przewodnik wody.
Wyobraziłam to sobie i zobaczyłam, że się udało. Skierowałam strumień w stronę ognia. Trochę go ugasiłam, ale to nie wystarczało.
Teraz pomyśl , że masz większy strumień wody - poradził anioł.
Tak też zrobiłam i znów mi się udało. Rozejrzałam się. Miałam największy strumień wody. Podwoiłam wysiłki. Po pięciu minutach ognia już nie było. Wyłączyłam moc. Upadłam. Czułam się okropnie zmęczona. Mama podbiegła do mnie.
- Co się dzieje kochanie? - pomogła mi wstać.
- Jestem po prostu zmęczona. - odparłam.
Mike podszedł do nas. Spojrzał na mnie i pobiegł w innym kierunku. Po chwili wrócił z wodą. Napiłam się i poczułam się lepiej.
Zużyłaś za dużo mocy. Następnym razem uważaj. Dopóki nie zaczniemy ćwiczyć, będziesz miała ograniczone moce.
- Dowiedziałaś się o tym co miałaś mi powiedzieć?
- Jeszcze nie, ale jestem tego bliska.
- Chcesz się zobaczyć z Alice? - zapytał Mike.
- Mogę? - pokiwał głową.
Poszliśmy w kierunku dużego budynku. Mike zaprowadził mnie pod salę 145. Później gdzieś poszedł.
Zapukałam i weszłam.
- Jak się czujesz? - zapytałam siostrę.
- Wszystko dobrze, tylko jestem obolała. Szkoda tylko, że to ty jesteś aniołem, nie ja.
- To nie moja wina, wiesz o tym. - powiedziałam cicho.
- Kłamiesz! Wiedziałaś o tym! - krzyknęła.
- Alice, uspokój się. O niczym nie wiedziałam. - posłałam jej chłodne spojrzenie. Tego już było za wiele.
- Jasne! Podkładałaś mi kłody pod nogi!
- Niby kiedy?! Ryzykowałam życie dla ciebie. Mogłam ci pozwolić zginąć, ale tego nie zrobiłam.
- Bo masz jakiś plan!
- Alice! -do pokoju weszła mama - Opamiętaj się! Sabrina uratowała ci życie. I to nie jej wina, że jest aniołem, a ty po prostu jesteś zazdrosna! Sabrina wyjdź stąd na chwilę, proszę.
Alice rzuciła mi nienawistne spojrzenie. Wyszłam czym prędzej.
Wychodząc, usłyszałam jak się kłócą. Stanęłam, żeby usłyszeć co mówią.
- Przecież ona nie jest nawet z naszej rodziny! Jak możesz jej bronić?!
- Alice, przestań. I masz tego nie mówić Sabrinie. To by jej złamało serce.
Pobiegłam do ogrodu, żeby wszystko przemyśleć. Po moich policzkach spływały pojedyncze łzy. To się kupy nie trzyma!
Poczułam ucisk w żołądku. Wybiegłam stamtąd.
Sabrina! Dowiedziałam się! Jesteś córką Belli, która jest wnuczką Erici!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro