3 - Jak powiększyłem swój dług
Byłem pewny, że Alice przekręciła słówko i nie miała na myśli czegoś tak niedorzecznego jak my będący rodzeństwem. Zapewniała nas jednak, że jest tego pewna i to nie pomyłka. Daisuke nie dawał mi z tym spokoju, ja nie potrafiłem zdobyć się na rozmowę z mamą, bo najpierw musiałbym w to uwierzyć. Chyba wciąż byłem w szoku po usłyszeniu tego wyznania, kiedy zgodziłem się wymienić z nią danymi kontaktowymi; i gdy praktycznie wprosiła się do mojego domu w sobotę i zaproponowała, że mam ją zabrać na spacer, aby pokazać miasto.
Dlatego właśnie szedłem z nią, zachodząc w głowę o czym powinniśmy w ogóle rozmawiać. Nie znaliśmy się, nic nas nie łączyło, poza jej przeświadczeniem, że jesteśmy spokrewnieni. Wciąż uważałem to za niedorzeczność, ale nie miałem serca, aby jej to dosadnie oznajmić. Czułem cały czas, że powinienem się nią opiekować, wmawiałem sobie jednak, że to wynik mojej empatii. Dziewczyna znalazła się w zupełnie obcym kraju i być może obrała sobie mnie, jako ta jedną osobę, która ma jej pomóc się zadomowić.
W szkole wydawała się rozmowna, ale teraz milczała i rozglądała się wokół. Przyglądałem się jej z uwagą i starałem się ją rozgryźć, zwłaszcza przypominając sobie, jak się denerwowała, gdy przekroczyłam próg mojego domu. Mama była zszokowana, gdy oznajmiłem jej, że w weekend wybieram się z dziewczyną na spacer. Chyba nie spodobał się jej ten pomysł i przywitała Alice dosyć nieuprzejmym i nieufnym tonem.
- A więc to ciebie przysłał – oznajmiła jednak szeptem, kiedy przyglądała jej się przez dłuższą chwili. Chyba zapomniały, że jestem w pobliżu i wszystko słyszę.
- Może pani na mnie liczyć – powiedziała pewna siebie Alice. – Pomogę mu przez to przejść.
- Dziękuję. – Mama w końcu uśmiechnęła się nikle. – Zatem zostawiam syna pod twoją opieką.
Denerwowało mnie, że rozmawiają o mnie, jak o jakimś przedmiocie i mają przede mną tajemnice. Czułem się wyobcowany, ponieważ ewidentnie one wiedziały o czymś, o czym ja nie miałem zielonego pojęcia. Przez krótką chwilę zawiązała się między nimi dziwna nić porozumienia, której osią byłem ja. Chciałem wykrzyczeć im w twarz, że jestem już prawie dorosły i nie trzeba się mną specjalnie opiekować.
- Jak się trzymasz? – zapytała Alice, uśmiechając się do mnie. – Wiem, że jest ci ciężko, ponieważ nic nie wiesz i nie rozumiesz.
- Nie zaprzeczę – odparłem zmieszany. – To cholernie dziwna sytuacja. A co z tobą? Przeprowadzka do innego kraju, też nie jest łatwym przeżyciem. – Chciałem odsunąć temat od siebie.
- Nie jest, ale mam szczęście mieć obok siebie takiego super brata – odpowiedziała, na co tylko przewróciłem oczami, co nie uszło jej uwadze i zrobiła obrażoną minę. – Jesteś moim bratem, pogódź się z tym.
- Z której strony?
- Mamy tego samego ojca – oznajmiła spokojnie. – Z czasem powiem ci więcej, ale nie chcę przytłaczać się nadmiarem informacji.
Zaśmiałem się nerwowo, czując jednocześnie w sercu bolesne ukłucie. Nie znałem nigdy swojego ojca, zniknął zaraz po moich narodzinach. Mama nigdy o nim nie opowiadała, wiedziałem tylko, że przechowuje naszyjnik, który dostała od niego w prezencie na pożegnanie. Nie raz przyłapałem ją, jak się wpatruje w niego z sentymentem. Biżuteria miała w sobie piękny kamień, potem sprawdziłem, że to lapis lazuli, ale od dziecka ten kolor wywoływał we mnie specjalnie uczucie. Zastanawiałem się, dlaczego nie potrafię jej powiedzieć, że ma sobie nie żartować, skoro wszystko co powiedziała ciążyło na mnie niczym bolesna, niechciana prawda.
Nagle poczułem potrzebę, żeby od niej uciec jak najdalej, jakby tego wszystkiego było dla mnie za dużo. Moje wybawienie znajdowało się tuż obok. Początkowo, aby uniknąć niezręczności, zapytałem przyjaciela, czy nie chce nam towarzyszyć, ale tego dnia pracował w sklepie, który akurat był po drugiej stronie ulicy.
- Skoczę po coś do picia – powiedziałem nagle, wskazując odpowiedni budynek. – Zaczekaj chwilę, dobrze? Też coś chcesz?
- Nie, dziękuje – odpowiedziała zaskoczona.
Czułem, jak odprowadza mnie smutnym wzrokiem, nie chciałem sprawić jej przykrości, ale potrzebowałem odetchnąć, chociaż na krótką chwilę. Wpadłem do sklepu, wziąłem dwie wody i po słodkiej przekąsce. Chciałem pozbyć się posmaku ziół z ust, pomagało, ale smakowało okropnie. Mogłem mieć tylko nadzieję, że nie będę musiał tego długo pić. Za ladą stał Daisuke, więc nie wyszedłem od razy po zapłaceniu, tylko postanowiłem jeszcze chwilę z nim porozmawiać. Wychylił się zza lady, zaciekawiony, gdzie zgubiłem „siostrę".
- Jak spacer?
- Mam mieszane uczucia – odpowiedziałem zgodnie z prawda. – Z jednej strony nie wierzę w to co Alice mówi, a z drugiej mam wewnętrzną potrzebę, aby jej całkowicie zaufać.
- Alice jest interesującą dziewczyną – potwierdził Daisuke.
- Ale nie potrafię jej rozgryźć.
Mój przyjaciel spojrzał na mnie z błyskiem w oku, jakby chciał powiedzieć „zostaw to mnie", nie byłem pewny, czy to dobry pomysł. Skupił się na kolejnym kliencie, który podszedł akurat do lady. Chciałem się upewnić, czy z Alice wszystko w porządku, ale przez szybę dostrzegłem, że otacza ją kilku chłopaków i ewidentnie nie czuje się z tym komfortowo. Wybiegłem ze sklepu, zadziałał we mnie jakiś tajemniczy instynkt. Odepchnąłem tego, który stał najbliżej niej i przybrałem obronną pozą.
- Spadaj – powiedziałem naładowany adrenaliną i nagłą pewnością siebie.
- A ty co jej chłopak? – zarechotał jeden z nich.
Oceniłem swoje nikłe szanse, ja bez doświadczenia w bójkach kontra czterech studentów. Wyższych i zapewne silniejszych ode mnie. Musiałem jednak ją chronić.
- Nie, jestem jej bratem – odpowiedziałem hardo, zaciskając pięści.
- Lepiej, żebyś ty stąd zniknął. Twoja siostra jest urocza i chcemy tylko zaprosić ją na kawę. – Jeden z nich zaczął zbliżać się w moją stronę. – Ale jest bardzo uparta, dlatego musimy użyć nieco silniejszych środków perswazji.
- Ona nie chce mieć z wami nic wspólnego!
- Bracie... – Alice uczepiła się mojego ramienia ze łzami w oczach. – Nie możemy sobie pozwolić na tyle negatywnych emocji. Proszę, po prostu idźmy stąd.
- Nie ty o tym decydujesz!
Jeden z nich chwycił ją za nadgarstek, więc rzuciłem się na niego z pięściami, ale dwóch mnie pochwyciło, kolejny trzymał wyrywającą się Alice, a ostatni mnie okładał. Wszystko to złożyło się z potężną falą bólów głowy. Nie wiedziałem, czy odpływam z powodu pobicia, czy tej drugiej dolegliwości. Nagle trzymające mnie ręce puściły i upadłem na ziemię, łapiąc łapczywie każdy oddech. Alice była przy mnie i mamrotała coś pod nosem po angielsku, pewnie ze stresu wróciła do swojego pierwszego języka.
Spodziewałem się policji, Daisuke, jakiegoś dorosłego, kogokolwiek kto by nam pomógł, ale nie Konyi. Stał i rozglądał się wokół. Studenci zniknęli i nie byłem pewny, co właściwie się działo przez ostatnie kilka minut, zbyt odurzony bólem. Nie zdziwiony, jakby przestraszył ich samym swoim wyglądem. Alice spoglądała na niego od czasu do czasu niepewnym wzrokiem. Nie cieszyłem się na jego widok, mój dług wdzięczności nie musiał jeszcze bardziej rosnąć.
- Ostatnio robisz wokół siebie sporo zamieszania – skwitował krótko i zaczął iść w swoją stronę. – Do zobaczenia w szkole – rzucił jeszcze tylko na pożegnania.
Wstałem i otrzepałem ubranie z pyłu, Alice zaczęła się uspokajać, widząc, że na pierwszy rzut oka przynajmniej nic mi nie jest.
- Zapomniałeś... – Daisuke urwał w pół zdania, trzymając w rękach reklamówkę z moimi zakupami. – Co tu się wydarzyło?
- Zaczepiło mnie kilku kolesi, ale brat stanął w mojej obronie. A potem zjawił się tu taki jeden, chyba z naszej szkoły i ich pogonił – odpowiedziała Alice, nadal posługując się angielskim. – To wszystko moja wina, gdybym nie chciała iść na spacer nikt by go nie pobił.
- Alice – mruknąłem. – On jest kiepski z angielskiego, nie zrozumiał połowy z tego co powiedziałaś.
- Przepraszam, jestem okropna – wybuchnęła nagle płaczem. – Miałam ci pomagać, a tylko sprawiam ci kłopoty.
- Bracia są od tego, żeby je rozwiązywać. – Uśmiechnąłem się, poprawiając okulary, które jakimś cudem wciąż były w jednym kawałku. – Zwłaszcza starci bracia, bo jestem starszy od ciebie, prawda?
- Jesteś – potwierdziła Alice.
To nie było tak, że nagle we wszystko uwierzyłem, jednak czułem, że to jej nieco pomoże i ją uspokoi. Zaproponowałem, żebyśmy poszli do pobliskiego parku i tam na spokojnie porozmawiali, odpuszczając sobie dalszy spacer. Wiedziałem, że są tam huśtawki, dla dzieciaków było za zimno, dlatego z ulgą zobaczyłem, że są wolne. Zjedliśmy i bujaliśmy się w ciszy.
- Dziękuję – powiedziała w końcu Alice, nagle zatęskniłem za jej radosną wersją. – I przepraszam, że przeze mnie oberwałeś.
- I tak nie było to gorsze od bólów głowy z ostatnich dni – odparłem. – Poza tym nic mi nie jest – wzruszyłem ramionami.
- Znasz tego chłopaka, co nam pomógł?
- Niestety – mruknąłem. – Teraz tym bardziej muszę mu podziękować, na co nie mam najmniejszej ochoty.
- Wydawał się miły, ale straszny jednocześnie – podsumowała i zamilkła na jakiś czas.
- Alice, dlaczego nie powiesz mi o wszystkim? Tak po prostu?
- Nie mogę. – Pokręciła głową. – To za dużo informacji. Są zbyt przytłaczające. Jesteś prawie dorosły to jednocześnie dobra i zła rzecz. Masz jeszcze po swojej stronie świadomą wszystkiego mamę. Na mnie to wszystko spadło nagle, kiedy miałam siedem lat. Nie było przy mnie nikogo, kto by rozumiał przez co przechodzę, chcę ci tego oszczędzić.
- Jestem wdzięczny, ale nie podoba mi się ta cała tajemnica – odpowiedziałem. – Jak mam ci zaufać?
- Dowiesz się wszystkiego w swoim czasie, tylko tyle mogę ci obiecać.
To wszystko brzmiało, jakby nagle moje całe życie miało się odwrócić do góry nogami. W sumie już cały plan się sypnął z dniem, kiedy pojawiły się te bóle głowy. Ich przyczyna była dla Alice i mamy oczywista, a mi pozostawało tylko czekać, aż łaskawie powiedzą mi coś same z siebie. Wyciąganie z nich informacji zdawało się bezcelowe. Niby chciałem znać prawdę, ale czy było mi to potrzebne do zburzenia tej resztki pozornej kontroli i spokoju?
Zauważyłem, że Alice zaczyna się trząść z zimna, więc zaproponowałem, żebyśmy wrócili do domu. Chętnie na to przystała, wciąż przytłoczona ilością przeżyć, których doświadczyła na jeden dzień.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro