Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

26 - Więc druga część pierwszej randki była niemal idealna

Wygrałem z minimalną przewagą i nie potrafiłem jeszcze długi czas ukryć zadowolenia z tego faktu. Kiyoshi wydawał się niezrażony przegraną i moją postawą, wprost przeciwnie był z tego zadowolony. Zapytałem go o to, żeby uzyskać pewność, że mu to nie przeszkadza. Przez ostatnie miesiące zdążyliśmy się dobrze poznać, ale wciąż pozostawało wiele do odkrycia.

- Nigdy nie byłem wielkim fanem rywalizacji, no chyba że nagroda byłyby lody miętowe, może wtedy by mi szczególnie zależało. – Wzruszył ramionami, kiedy szliśmy z powrotem na stację. – Wolę, jak się uśmiechasz i jesteś szczęśliwy. Co nie znaczy, że zawsze dam ci wygrywać.

- Nie dałeś mi wygrać – powiedziałem z powątpiewaniem, chociaż nie byłem już taki pewny po zadziornym uśmiechu, który mi zaprezentował.

- Nigdy się nie dowiesz.

Zacząłem mu się uważniej przyglądać przez chwilę, podejrzewałem, że nie było w tym krztyny prawdy, a raczej zwyczajna mała zemsta za początki naszej relacji, kiedy się z nim drażniłem. Zaśmiałem się w duchu, wiedziałem, że nie będziemy się ze sobą nudzić.

Spoglądając na Kiyoshiego zastanawiałem się jakie mam szczęście, że jedna osoba mogła tak zmienić moje życie i oddać mi wszystko, co myślałem, że straciłem bezpowrotnie, jednocześnie fundując mi tyle strachu na początku. Zaczynałem też inaczej podchodzić do myślenia o moich obowiązkach wobec Niej. Byłem tak bardzo przekonany, że nie ma od tego ucieczki, ale najwyraźniej potrzebowałem kogoś kto, pokazałby mi, że rzeczywiście można mieć do w nosie. Widziałem jednak, że Kiyoshi martwi się, że nigdy nie przekona do tego Alice.

Dość powiedziałem sobie, czas się skupić na mojej części randki, na razie wszystko przebiegało świetnie. Żałowałem tylko, że nie wykorzystałem okazji, kiedy przewróciliśmy się na kręgielni, żeby objąć Kiyoshiego i przytrzymać go chwilę w ramionach. Cóż jeszcze miałem znaleźć ku temu dobrą okazję.

- Mam coś do przekąszenia, chcesz zjeść teraz czy później – zapytał Kupidynek, gdy wróciliśmy na stację, z której wyruszyliśmy.

- Sernik? – zapytałem z nadzieją, jednocześnie nieco zasmucony, że sam o tym nie pomyślałem, mimo tego całego wysiłku, który włożyłem w planowanie.

- Nie byłem pewny, w jakim stanie przetrwałby podróż, więc mam kanapki i ciastka, które upiekła mama – odpowiedział, targając się po włosach, by nie pokazać zdenerwowania. – Wybacz, wiem, że nie przepadasz za innymi słodkimi rzeczami. Mama jednak tak się wkręciła, dzisiaj spotyka się z koleżankami i przyszła jej kolej na przygotowanie deseru, więc trochę tego jest.

- Przestań, sam powinienem o tym pomyśleć – przyznałem się. – Poza tym, czemu nie spróbować czegoś przygotowanego przez może przyszłą teściową – zaśmiałem się.

Dopiero po zdziwionej minie Kiyoshiego dotarło do mnie co powiedziałem. Byliśmy parą niecały tydzień, a ja rzucałem mu poważne deklaracje o przyszłości, nawet jeśli żartem, pomyślałem, że to może go nieco przerazić. Nie zastanawiałem się nad tym, tak po prostu rzuciłem ta uwagą, ale wiedziałem, że gdybym miał poważnie myśleć o przyszłości to Kupidynek byłby jej najważniejszym punktem.

- Gdybym zjadł wszystko sam to bym przytył, a musze dbać o linię – odpowiedział z przekąsem.

- I tak byłbyś najpiękniejszą istotą na tej ziemi. – Uśmiechnąłem się.

- Przestań. – Uderzył mnie lekko w ramię, ale zaczerwienił się. Chwyciłem go za rękę i odwróciłem zdziwionego w swoją stronę.

- Moje komplementy są szczere, chcę tylko, żebyś to wiedział – powiedziałem może zbyt ostrym tonem, ale zdenerwowałem się, kiedy chciał się sprzeczać, z czymś, co wydawało mi się oczywistością. – Dobra, zjedzmy coś, musimy nabrać trochę sił – dodałem już nieco łagodniej.

- Przed czym?

- Czekam nas długi spacer.

Przysiedliśmy na ławce w małym parku, nie sądziłem, że coś tak prostego jak kanapka może smakować tak wybornie. Pewnie była to kwestia, tego, kto je wykonał, nie zaś samego smaku. Potem przyszła kolej na ciasta, wziąłem jedno i przyglądałem mu się uważnie przez dłuższą chwilę. Kiyoshi spoglądał na mnie z uniesionymi brwiami, zajadając się już trzecim albo piątym. Ugryzłem okrągły wypiek i z ledwością zjadłem go do końca.

- Dobre, ale za słodkie – wydałem swoją opinię.

- W takim razie więcej dla mnie – westchnął ciężko. – Jednak musze się poświęcić i zaryzykować utratę figury.

Uśmiechnąłem się i wyciągnąłem do niego rękę, zachęcając do rozpoczęcia spaceru. Długo szukałem odpowiedniego celu i trasy, sprawdzając każdy szczegół po drodze. Mój wybór padł na wzgórze, które znajdowało się nieco za miastem. Na szczycie znajdował się  przyjemny punkt widokowy i miałem nadzieję, że zdążymy tam dotrzeć, aby obejrzeć zachód słońca. Zdjęcia, które udostępniali ludzie sugerowały, że to naprawdę piękny widok.

Dodatkowo z tego co czytałem, to miejsce nie było bardzo znane, nad czym ludzie ubolewali, bo schody były dosyć strome, ale dzięki temu istniała duża szansa, żeby będziemy tam sami. Dodatkowo przez prawie całą drogę mogliśmy trzymać się za ręce bez obaw o reakcje innych ludzi. Średnio mnie one obchodziły, zawsze mogłem wtedy użyć swoich mocy i ładnie im za to podziękować. Spojrzałem na Kiyoshiego, on by tego nie chciał, ale wiem też, że by tego otwarcie nie skrytykował.

Dużo po drodze rozmawialiśmy głównie o planach na wakacje, chyba że przypomniał mi się jakiś szczegół, o którym czytałem dotyczący tego miejsca. Skoro już wybrałem to nie mogłem się powstrzymać, aby dowiedzieć się jak najwięcej. Wtedy cóż musiałem się tym podzielić, a jedynym, który cieszył się słuchając z przyjemnością mojej paplaniny był idący obok mnie chłopak. Nawet sam mnie zachęcał do dalszych opowieści, kiedy myślałem, że go tylko zanudzam.

Droga na górę, rzeczywiście była męcząca, ale na Kiyoshim nie zrobiła żadnego wrażenia. Ja miałem lekką zadyszkę, a on wyglądał jakby przeszedł co najwyżej do drugiego pokoju i był gotowy pokonać jeszcze wiele kilometrów. Zostawił mnie, żeby od razu przyjrzeć się widokowi i wychylił się mocno przez balustradę. Moim pierwszym odruchem było, żeby go przed tym powstrzymać, ale odwrócił się w moją stronę ze zbyt zachwyconym wzrokiem.

- Jakim cudem nie jesteś w ogóle zmęczony? – zapytałem, siadając na ławce.

- Lubię długie spacery, więc to dla mnie pikuś, ale tu jeszcze nigdy nie byłem – odpowiedział, wyciągając dla mnie resztę kanapek, a dla siebie ciastek. – Skąd wiedziałeś o tym miejscu?

- Po prostu szukałem miejsca, które wyda się idealne na randkę.

- Udało ci się – odparł szeptem i oparł głowę o moje ramię.

Uśmiechnąłem się, byłem z siebie dumny, że udało mi się go tak pozytywnie zaskoczyć. Ustawiłem sobie poprzeczkę wysoko, ale wiedziałem, że przeskakiwanie jej za każdym razem będzie warte każdego wysiłku. Dla tego szczęścia wypisanego na twarzy, dla bijącej od niego miłości. Tak, pomyślałem, dla tego mógłbym zrobić wszystko.

Słońce zaczęło zachodzić, niebo przybierało powoli różowo-pomarańczowe odcienie, dając nam niesamowicie piękny spektakl, przeznaczony tylko dla nas. Kiyoshi przyglądał się temu, łaknąc każdy szczegół, wpatrując się tak intensywnie w ten zachwycający mix kolorów, jakby chciał wszystko dokładnie zapamiętać. To było piękne, ale nic nie wydawało mi się w tamtym momencie piękniejsze od niego.

- Szkoda, że nie mam ze sobą szkicownika – westchnął cicho, a w jego głosie przebijał się delikatny smutek.

- Jesteś pewny, że tego żałujesz? – wyszeptałem, chwytając jego podbródek i odwracając w swoją stronę.

Spojrzeliśmy sobie w oczy, miałem wrażenie, że czas nagle stanął w miejscu i nie słyszałem niczego innego, poza synchronizowanym biciem naszych serc. Liczyliśmy się tylko my, wpatrujący się w siebie w zachodzącym słońcu. Te oliwkowe oczy ze źrenicami w kształcie serc i ich właściciel, którego powinienem nienawidzić, a jednak bezgranicznie pokochałem, odpowiadały mi tym samym uczuciem. Nachyliłem się, żeby go pocałować i gdy nasze usta się spotkały miałem wrażenie, że w oddali słyszę fajerwerki. Było to jednocześnie magiczne i słodkie uczucie, to pewnie wina ciastek, których tyle wcześniej zjadł Kiyoshi; krótkie, ale jednocześnie na tyle wyraziste, aby zapisać się na zawsze w pamięci; przyjemne i zdecydowanie nie przypominające smaku oliwki, tak jak podejrzewałem już dwanaście lat wcześniej.

- Nie sądziliśmy, że będziecie się w stanie do tego posunąć. – Usłyszeliśmy za sobą, władczy i groźny, ale w jakiś sposób uwodzicielki kobiecy głos. – Ale wystarczy już tej farsy, osiągnęliście swój cel, jesteśmy wściekli.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro