25 - Więc przyszedł czas na pierwszą część pierwszej randki
Jak zazwyczaj siedzieliśmy na dachu, unikając konfrontacji w związku z tym, że byliśmy razem. Co prawda najgorsze miało miejsce przez pierwsze kilka dni, dopóki wieść nie rozniosła się po całej szkole. Ludzie myśleli, że nie słyszymy, jak plotkują za naszymi plecami i wytykają palcami. Nauczyciele nie byli zachwyceni i próbowali interweniować u Gody-senseia, który niestety jeszcze parę razy musiał nas wezwać na dywanik, ale zawsze zapewniał o swoim wsparciu. Zachowywał tylko pozory, ale nikt nie mógł mu zarzucić, że nie próbował z nami rozmawiać. Więc reszta kadry po prostu zaczęła ograniczać się do wzgardliwych spojrzeń, kierowanych głównie w moją stronę.
Ja już miałem kiepską opinię, więc pewnie zakładali, że ściągam Kiyoshiego, co prawda nie szczególnie wyróżniającego się aż tak ocenami, ale uzdolnianego ucznia, w przepaść. Starałem się to spokojnie znosić, zwłaszcza że z każdym dniem ignorowanie moich obowiązków było naprawdę minimalnie łatwiejsze.
Jednak nadrobiłem to zdecydowanie, gdy zauważyłem raz, jak grupa moich wielbicieli, których oczywiście zacząłem ignorować osaczyła raz Kiyoshiego. Zniszczyli nawet jego okulary. Musiał mnie trzymać, żeby nie doszło do rękoczynów. Już nie chciałem być Konyą, którego bała się cała szkoła, nie obchodziło mnie, że oni trzymali się ze mną, tylko po to, by zapewnić sobie swoją pozycję. Teraz miałem w końcu nadzieję na odzyskanie dawnego siebie, skoro nawet do mojego życia wróciła przyjaźń Daisuke, jednak i tak najłatwiejsze było to w pobliżu Kiyoshiego. Kiedy z nimi skończyłem, wiedziałem, że przez jakiś czas nie pozbierają się psychicznie.
- Spójrz. – Mój chłopak podsunął mi pod nos kartkę z listą, wyrywając z przemyśleń. – Wybierz, nie będę ci robił niespodzianki w całości.
Przejrzałem długą listę potencjalnych miejsc na randkę i nie mogłem się zdecydować, z mniejszą ilością opcji byłoby nieco łatwiej. Kiyoshi wpatrywał się we mnie z wyczekiwaniem, czasem tęskniłem za momentami, gdy to ja miałem nieco więcej przewagi w pewności siebie. Czekałem tylko na odpowiednia sytuację, żeby mu o tym przypomnieć.
Na dachu nagle pojawił się Daisuke, rzucając nam po zimnym napoju i narzekając, jak jest gorąco. Uświadomił nam, że zbliżają się powoli letnie wakacje, a co za tym idzie trzeba było się przygotowywać do najbliższych testów.
- Zepsułeś cała atmosferę – zarzucił mu Kiyoshi.
- A co robiliście? – zapytał podejrzliwie nas przyjaciel. – Chyba nic niestosownego.
- Planowaliśmy tylko randkę – odpowiedziałem, widząc, że mój okularnik się jednak czerwieni na ta uwagę i podałem mu kartkę. – I nie możemy się zdecydować co to powinno być.
- Proste – mruknął Daisuke.
Podarł bezceremonialnie listę na paski i poskładał je, następnie przemieszał kupkę, która uzbierała się wokół jego stóp. Spojrzał na swoje dzieło z uznaniem, ignorując wściekłe spojrzenie Kiyoshiego za zniszczenie jego pracy.
- Wybierajcie, każdy po jednej, dogadajcie się co do kolejności, i kilku innych rzeczy, ale nie zdradzajcie szczegółów i przygotujcie swoje części. – Spojrzeliśmy na niego zdziwieni, ale chętnie przystaliśmy na ten pomysł. – No co? – żachnął się. – Czekam, aż ktoś przyzna, że jestem geniuszem.
- Zapomnij – mruknął Kiyoshi, chowając wylosowany kawałek papieru.
Wyciągnąłem rękę i odczytałem czego przygotowanie mnie czeka, spacer, cóż proste, ale dające pole do popisu. Uśmiechnąłem się do, najbliższy weekend będzie cudowny. Daisuke rzeczywiście miewał świetne pomysły, ale nie musiał o tym na razie wiedzieć.
Starałem się nie zachowywać inaczej w domu, ale to chyba było nieuniknione. Widziałem, że ojciec przygląda mi się nieco uważniej, zwłaszcza kiedy zacząłem wieczorami oglądać dramy i robić przy tym notatki. Oczywiście, że odczuwałem pewien oddech rywalizacji na karku, skoro każdy z nas był odpowiedzialny za część randki. Wszystko musiało wypaść idealnie, ponieważ mój plan był względnie prosty. Ojciec spojrzał mi z ciekawości przez ramię.
- Chyba ostatnio sporo się dzieje w twoim życiu – powiedział, siadając obok mnie na kanapie. – Wiem, że nie masz pewnie ochoty o tym rozmawiać ze swoim staruszkiem, ale cieszę się, bo ostatnio wyglądasz na szczęśliwszego. Przez tyle lat się martwiłem o ciebie, ale widzę, że niepotrzebnie.
- Martwiłeś się o mnie? – zapytałem, podając mu zeszyt, aby ocenił moje pomysły.
Nigdy nie widziałem, żeby wychodził na randki, ale obstawiałem, że i tak ma większe doświadczenie niż ja i na pewno o wiele więcej obejrzanych dram na koncie. Poza tym zawsze chciałem mu jakoś wynagrodzić, to, że sprawiałem mnóstwo problemów, zwłaszcza po uaktywnieniu się Jej genów, i że tyle razy usłyszał ode mnie słowa, które go dotkliwie raniły. Kochałem go i w ten sposób mogłem mu to okazać.
- Nie wiem, co się stało, że tak nagle się kilka lat temu zmieniłeś. Chciałem ci pomóc, ale nie wiedziałem, jak do ciebie dotrzeć, obserwowałem tylko, jak nagle się od wszystkich odsuwasz i tracisz radość z życia, której tyle w sobie miałeś. Oczywiście, że bałem się, że zawiodłem jako ojciec na całej linii, ale teraz widzę, że może znowu będziesz sobą – zaśmiał się, ale ukradkiem otarł łzę. – Może daj jej kwiaty, to niezawodny klasyk i nie zapomnij o komplementach. Opowiesz mi coś o tej szczęściarze? Musi być naprawdę wyjątkowa.
- To nie jest dziewczyna, tylko chłopak – oznajmiłem, skupiając się na wypisywaniu jego uwag. Dopiero po chwili dotarło do mnie, co powiedziałem i nie wiedziałem czego oczekiwać po ojcu.
- Dopóki będziesz szczęśliwy, kto to nie gra dla mnie roli. – Uśmiechnął się szczerze, a po chwili zawołał z udawaną rozpaczą. – Czyli muszę zapomnieć o wnukach.
Nadeszła w końcu długo wyczekiwana sobota, część Kiyoshiego była pierwsza w planie i na szczęście nie było to nic wymagającego eleganckiego ubioru. Zresztą kto potem chciałby iść potem na romantyczny spacer w garniturze. Chociaż nie mogę nic mówić za dziewczyny, może i miały na tyle wygodne szpilki i sukienki, żeby się takim wyjściem cieszyć. Jeszcze zdążyłem odświeżyć pasemka we włosach w piątek wieczorem.
Umówiliśmy się na stacji wczesnym południem, Kiyoshi tym razem był pierwszy, na szczęście nie wyglądał jakby po drodze zaliczył spotkanie z ziemią. Przecierał okulary, więc przystanąłem nieco dalej, tylko by przez chwilę nacieszyć się jego widokiem. Jakby wyczuł moją obecność, odwrócił się po chwili w moją stronę i uśmiechnął się uroczo. Odpowiedziałem tym samym i podszedłem.
- Dobrze wyglądasz. – Obserwowałem jak Kiyoshi rumieni się na komplement, pewnie przyzwyczajony, że ludzie chwalą jego prace, nie zaś wygląd.
- Ty też. – Przyglądał mi się z uwagą. – Widzę, że pasemka wróciły do łask. Idziemy?
- Gdzie mnie zabierasz? – spytałem z ciekawością.
- Niespodzianka – wyszeptał tajemniczo.
Pojechaliśmy do innej części miasta, siedząc w pociągu, stykaliśmy się ramionami. Miałem ochotę chwycić jego dłoń, ale nie byłem pewny, czy to dobry pomysł wśród tłumu ludzi. Byliśmy w sobie zakochani prawda, więc chyba mieliśmy do tego prawo? Położyłem dłoń na swoim kolanie i nie zauważyłem, że Kiyoshi mnie obserwuje. Swoja dłoń położył wewnętrzną stroną do góry na swojej nodze i nakazał mi gestem, żebym się pośpieszył, następnie szybko przykrył nasze złączone ręce torbą. Na pierwszy rzut oka więc nie rzucaliśmy się w oczy. Nawet teraz to odczucie wciąż było tak elektryzujące i przyjemne, coraz bardziej uzależniające.
- Potrafisz być nieco bardziej słowny w wyrażaniu czego chcesz – rzucił złośliwie, na co tylko mocniej ścisnąłem jego dłoń.
- I tak to zawsze dostaje – odpowiedziałem. – Tylko z to tobą nie było tak łatwo.
Przewrócił oczami i powiedział, że na następnej stacji wysiadamy. Kiyoshi był tak skupiony na śledzeniu trasy w telefonie, czy zmierzamy w dobrym kierunku, więc musiałem pilnować, żeby nie wpadał co chwila na jakąś lampę, albo znak, przyciągając go za koszulkę bliżej siebie.
Okazało się, że idziemy na kręgle. Zapytałem się, czemu nie poszliśmy do kręgielni, która znajdowała się nieco bliżej naszej okolicy, wytłumaczył mi, że tamta jest nastawiona na większe grupy, a ta ma kilka torów przystosowane na mniejszą ilość graczy. Grałem może raz czy dwa, więc obawiałem się przegranej, a oczywiście chciałem wygrać, lubiłem rywalizację, tylko nie miałem z kim się mierzyć, bo nikt ostatnimi laty nie odważyłby się rzucić mi wyzwania.
Zaczęliśmy grać, na szczęście nasze doświadczenie i umiejętności były na równie żałosnym poziomie, więc zamiast walki na punkty to była bitwa na dogryzki i docinki względem siebie. Tu Kiyoshi okazał się równym przeciwnikiem. Bawiłem się świetnie i nie mogłem przestać się uśmiechać. Nie pamiętałem, żebym też tyle się śmiał w ostatnich latach.
Mój chłopak, uwielbiałem tak o nim myśleć, rzucił kulę i wpatrywał się z nią z niezadowoloną mina, jakby był pewien, że tym razem wykonał zagranie perfekcyjnie. Stałem niedaleko gotowy na swoją kolej i myślałem, jak go pocieszyć. Odwracając się nagle stracił równowagę i wyciągnął ręce, aby uchronić się przed upadkiem. Rzuciłem się, żeby go chwycić, zdążyłem, ale ostatecznie i tak oboje wylądowaliśmy na podłodze.
- Mam deja-vu – zaśmiałem się. – Tak się właśnie poznaliśmy. – Sięgnąłem po okulary, które upadły, na szczęście w jednym kawałku obok. – Tylko wtedy jeszcze nie nosiłeś okularów, a wciąż cię trzeba ratować.
- Nie trzeba mnie ratować – oznajmił Kiyoshi, podnosząc się.
- Po prostu przyznaj, że lubisz być ratowany.
- Nie lubię – wymruczał i podał mi rękę, żeby pomóc mi wstać. – Za to lubię ciebie – wyszeptał, kiedy jego twarz znalazła się zaledwie kilka centymetrów od mojej.
- Ja ciebie też, z każdym dniem coraz bardziej.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro