Rozdział 5
Siedziałam nabuzowana na kanapie. Od paru dni tak mam, jestem nerwowa i nie mogę spać. James i Sebastian wiedzą czym może się skończyć przebywanie ze mną.
– Emily! – kiedy go usłyszałam to szczerze się zdiwiłam.
– Tom? – Spytałam. Po chwili do salonu wpadł mój braciszek. Uśmiechał się i rzucił się na miejsce obok.
– Tęskniłaś? – spytał jakby nigdy nic.
– Co ty tu robisz? Nie miałeś być z córką? – spojrzałam na niego podejrzliwie.
– Miałem, ale zadzwoniłem do Jima i dowiedziałem się, że masz humorki... więc co się dzieje mała? – prychnełam na słowo mała i walnełam go poduszką.
– Nic się nie dzieje. Czy ja nie mogę mieć gorszych dni? – wyrzuciłam ręce w powietrze i wstałam.
– Co się dzieje? – nie dawał za wygraną, a ja poczułam, że powinnam komuś o tym powiedzieć.
– Uznasz mnie za wariatkę – powiedziałam już spokojniej.
– Ciebie? Nie no co ty... – spojrzałam na niego groźnie, a po chwili się zaśmiałam, by po chwili spoważnieć.
– Widziałam Elenę – na moje słowa zapadła długa cisza, a ja zaczęłam żałować swoich słów. Czyżbym jeszcze przeżywała jej śmierć?
– Wiesz, że... – zaczął, lecz mu przerwałam.
– Wiem! Wiem, że nie żyje, ale przysięgam! – opadałam obok niego i schowałam twarz w dłoniach.
– Idziemy – usłyszałam po chwili, na co od razu podnosiłam głowę.
– Po co? Gdzie? – byłam totalnie zdezerterowana.
– Tam gdzie widziałaś, Elenę.
– Wierzysz mi? – wstałam i do niego podeszłam.
– Nie jestem psychologiem, ale może to poprawi ci humor czy może spotkamy nasza zmarłą. Swoją drogą... ty też umarłaś...
Czy to możliwe? A może dalej ma wyrzuty sumienia, że nie była wstanie jej pomóc? Znacie mnie... Mogę zaskoczyć 😂😂
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro