Rozdział 26
Zawiedziona po nieudanym spotkaniu z Carlosem postanawiam wrócić do domu. Może naprawdę mu coś wypadło albo po prostu chce się mną zabawić tak samo jak Jim. Przekręcam kluczyk w drzwiach i wchodzę, na wycieraczce są ślady błota, co najdziwniejsze nie było go tam gdy wychodziłam. Rozglądam się i na półce obok widzę nóż, powoli go chwytam i idę w stronę salonu. Zapalam światło i spoglądam na kanapę na której siedzi Jim. W podartych ubraniach, cały we krwi z widocznymi sińcami. Poczułam ukucie w sercu i miałam ochotę podbiec do niego, ale nie potrafiłam po tym co zrobił.
–Co ty tu robisz?
– Proszę... posłuchaj mnie.
– Mów. Nie mam czasu. Jak tu się dostałeś co? – patrzę na niego chłodno.
– To dłuższa historia
– Idź do łazienki weź prysznic, a ja przyniosę Ci czyste ubrania- warknęłam
–Dziękuję – wyszeptał
– A potem znikniesz rozumiesz?– spojrzałam na Jima, który skinął głową, zaprowadziłam go do łazienki i dałam ubrania ojca których i tak nie używał. Wróciłam do salonu starając się nie wybuchnąć. Miną jakiś czas z znowu byłam z Jimem w salonie.
– Mogę wody?
– Tak, mów czego chcesz – rozkazałam i poszłam po szklankę z wodę, a następnie podałam mężczyźnie
– To Carlos
– O czym ty mówisz? przestań kłamać! nie dość, że ten sms to jeszcze zdradziłeś mnie! Jeszcze czepiasz się Carlosa mam dość! wynoś się! – krzyczałam.
– Jaki sms? jaka zdrada? Nie rozumiem – wyglądał jakby naprawdę nie wiedział o tym co zrobił.
– Wysłałeś mi smsa, że znudziłam Ci się i mam się wynosić, a jedna kobieta powiedziała mi, że się z nią przespałeś
– Słuchaj, ludzie Carlosa mnie więzili, zabrali mi wszystko, dopiero Seb mi pomógł
– Dlaczego mam ci wierzyć?
– Bo cię kocham rozumiesz? cholernie mocno, nigdy bym Cię nie skrzywdził – wyszeptał i zbliżył się do mnie
– A co jeśli kłamiesz?- wydusiłam
– Nigdy bym Cię nie okłamał- zbliżył się bardziej i objął mnie w talii, moje ręce wylądowały na jego klatce
– Nie wiem co mam o tym sądzić... myśleć. Nie wiem czy to nie kolejne twoje zagranie – patrzę na niego dopatrując się chodź cienia fauszu.
– Dobrze wiesz, co myśleć – Uśmiechnął się i delikatnie musnął moje usta swoimi a następnie pocałował. Nie potrafiłam się oprzeć i odwzajemniałam pocałunki. Jim zsunął swoją rękę i zaczął nią wodzić po moim udzie, odsunęłam się od niego i pociągnęłam w stronę mojej sypialni. Gdy byliśmy na miejscu zaczęłam go rozbierać a on mnie. Niedługi czas potem znaleźliśmy się w łóżku. Gdy było po wszystkim leżeliśmy wtuleni w siebie.
– Kocham Cię – wyszeptał
– Ja Ciebie też Jim – pocałowałam go w usta
– Masz może ochotę na grę?
– A poleje się krew? – spojrzałam na Jima i przygryzłam dolną wargę
– Inaczej nie było by zabawy – zaśmiał się a ja dołączyłam.
Chcę Serdecznie podziękować dla Natalxie to dzięki niej jest ten rozdział 💜💜💜💜💜💜💜💜💜💜💜
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro