Rozdział 14
Otwieram oczy i zdaje sobie sprawę, że jestem w samochodzie. Nie chciałam wracać, ale wiedziałam, że w końcu będę musiała. Uśmiecham się widząc jak Seb nie śpi i pilnuje bym mogła bezpiecznie spać, bo wątpię by nie chciało mu się spać. Widzę jego zmęczenie i jestem mu wdzięczna. Podnoszę się i uśmiecham do ochroniarza, który siedzi z przodu.
– Mogłeś spać – zauważam – Teraz wyglądasz jak zombi.
– Wolałem być czujny – śmieje się – Wystarczy zapas kawy i zimny prysznic – wyciągam telefon i widzę tylko jedno nie odebrane połączenie i to 10 minut temu. Czuje, że jest mi niedobrze i wybiegam z samochodu. Zimne powietrze w tej chwili jest dla mnie jak tlen, by chociaż odrobinę poczuć się lepiej.
– Wracamy do domu? – zapytał Moran. Po chwili dzwoni jego telefon, patrzę na niego ze złością, nie chciałam by odbierał, lecz to robi. Oddala się, a mi zaczyna być wszystko jedno. Nienawidziłam go, nie Seby, a Jima. Nie był święty i to sprawiało, że domyślam się, co mógł robić tej nocy. Moje rozmyślania przerywa mój towarzysz – Możemy wracać? – pyta – wiesz, że muszę robić co mi każe... – przytakuje głową i dotykam jego ramienia tak jak on parę godzin temu.
– Wiem, ale wiedz, że jeśli się wściekne to już nie będziesz słuchać jego, a mnie – wsiadam do samochodu i czekam aż wrócę do mojego męża.
💞💞💞
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro