Rozdział 14
Godzinę temu dostałam telefon od Bena i właśnie szłam na spotkanie z nim. Podobno jeden z ludzi nie był wobec nas lojalny. Weszłam do opuszczonego domu, gdzie był przetrzymywany nasz drogi sprzedawczyk. Weszłam i z psychopatycznym uśmiechem weszłam do jednego z pomieszczeń, gdzie wydawane były jęki.
- Chłopcy... spokojnie...- powiedziałam słodkim tonem. - Będziecie jeszcze mieć dużo zabawy z naszym kanarkiem.
- Proszę, nie... zrobię wszystko co tylko zechcesz.- słyszałam w jego głosie ból i strach.
- Wiesz co chcę? Chce żebyś wił się z bólu. Będziesz cierpieć za to że nie potrafisz trzymać się zasad.- podeszłam do niego i szepnęłam mu do ucha.
- Później znajdę twoich bliskich i zabije ich na twoich oczach, a później... zginiesz ty.
- Jesteś psychopatką...- warknął.
- Wolę określenie ,, człowiek z wyobraźnią" - zaśmiałam się głośno o cmoknełam go w policzek, na co ten zaczął się szarpać.
- Gdzie Ben?- spytałam jednego goryla.
- Miał być na zewnątrz- powiedział i znów uderzył więźnia.
- Tylko go nie zabij, chce jeszcze żeby pocierpiał.- po tych słowach wyszłam i wybrałam numer Benjamina, zdziwiłam się że nie odbierał. Co on sobie wyobraża? Dzwoni a potem znika...co za człowiek, jeśli myśli, że mu ujdzie takie zachowanie na sucho to...nagle moje myśli o tym wszystkim wyparowały, gdy na swojej drodze do samochodu zobaczyłam pewna osobę, idealny garnitur, łobuziarski uśmiech, co on tu robi?!
- Chyba sobie kpisz- powiedziałam na co ten poszerzył uśmiech a ja? Miałam ochotę go udusić gołymi rękoma, tu i teraz!!!!!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro