Hobo Heart cz.1
Hej hej paczajcie ja żyję!
Ale patrzcie wena mnie naszła!
Ech... co ja się oszukuję nikt nie tęsknił... ;u;
Nie przeszkadzam. Miłego czytania!
⊗⊗⊗
To był zimowe popołudnie. Jak większość takich popołudni to było pochmurne z odrobiną deszczu. Wiatr wiał, a liście leciały przez chodnik razem z C. C. i jej przyjaciółką Elizabeth, które wracały do domu ze szkoły:
- To miły spacer dla odmiany.-powiedziała C. C. kiedy szły dalej ścieżką, Elizabeth uśmiechnęła się.- Dzieki że ze mna tędy idziesz, nie mogę wierzyć że Brithany nie pokazała się dziś w szkole, nawet nie zadzwoniła.-C. C. przewróciła oczami: - Pewnie znowu skoczyła nad jezioro z Glen-em’’ Elizabeth zaśmiała się:
- Pewnie masz racje. Na pewno pojawi się jutro.- Dziewczyny rozeszły się swoje strony, C. C. szła dalej ta samą drogą, zostało jej tylko kilka przecznic do domu. Kiedy szła dalej zobaczyła małego niechlujnego psa próbującego wyjać coś łapą z rynsztoku ,,Hej mały, co tam znalazłeś?’’ przykucnęła i spojrzała do wnętrza, zobaczyła tam kość tkwiącą w jednej ze szpar. C. C. wyjeła ją po czym pies porwał ją i rzucił się w stronę alei, dziewczyna poszła za nim:
- Hej, nie mogę cię chociaż w nagrodę pogłaskać? Gdy skręciła za róg zauważyła go, jak żuł kość leżąc u stóp jakiegoś chłopaka siedzącego na starej skrzyni po mleku ( tak, na skrzyni po mleku. To Amerika tego ni ugarniesz-aut.). Miał na sobie szarą bluzę i brudne jeansy. Był wyskoki i chudy z białymi włosami oraz krystalicznymi, błękitnymi oczami. Miał także czaszkę która wydawała się być namalowana na jego twarzy:
- Em, cześć- powiedziała C. C. lekko zaskoczona.- To twój pies?- chłopiec spojrzał na C. C. zdziwionym wyrazem twarzy:
-Tak.- odpowiedział. C. C. uśmiechnęła się:
-Mogę go pogłaskać?- ciągle zdezorientowany spojrzał na dziewczynę:
-Jasne… Nie jesteś smutna?-C. C. zachichotała i zaczeła głaskać zwierzaka:
- Czemu miałabym być smutna?
- Sam nie wiem, każdy kogo spotkam jest smutny.- odpowiedział. C. C. zmarszczyła czoło:
- To straszne. Może gdybyś nie miał czaszki na twarzy ludzie byliby w lepszym nastroju wokół ciebie. Jest trochę już za późno na Halloween wiesz?- chłopak wzruszył ramionami:
- Nic na to nie poradzę, to jest częścią mnie. Nigdy nie spotkałem nikogo wcześniej szczęśliwego, dlatego się pytam.- C. C. ponownie zerknęła na twarz chłopaka by przyjrzeć się czaszce. Wyciągnęła dłoń i nieśmiało położyła ją na jego policzku. Starała się się ją zetrzeć, myśląc, że to farba, ale uświadomiła sobie, że to jego skóra. Szybko ją zdjęła z jego twarzy, kiedy ich oczy się spotkały. Jego były jasno niebieskie i zdawały się świecić pod pewnymi kątami. Zdezorientowana potrząsneła głową oczyszczając swoją głowę z myśli. Ledwie zdołała z siebie wydukać jakiekolwiek słowa:
- Two- twoje oczy…em…imię…racja, jak masz na imię?- chłopak uśmiechnął się:
- Nie sadzę abym miał jakiekolwiek imię, jestem Bezimienny.
-Że jaki?!- spytała:
- Bezimienny. Zostałem stworzony po to by służyć jakiemuś celowi.’’ Wyjanił chłopak:
- W jakim celu?- C. C. zapytała ze zdziwieniem w oczach:
- Nie sądzę byś chciała wiedzieć.- powiedział po czym jego oczy zdawały się przyćmione:
- Em…No dooobrze. Więc jak na ciebię mówią?- spytała C. C. coraz bardziej zbita z tropu:
-Jedyną osobą, która nazywała mnie w jakikolwiek sposób był mój twórca i tylko on nazywa mnie bezimiennym.-powiedział z zawachaniem:
- To akurat jest powodem do smutku, potrzebujesz imienia…- zaczeła C. C., gdy nagle chłopak jej przrwał:
- NIE!- wyciągnął rękę i złapał ją za ramię.- Nigdy nie bądź smutna! Moje serce tego nie wytrzyma!-C. C. była zaskoczona jego wypowiedzią:
- Jak to twoje serce tego nie wytrzyma? Dopiero się poznaliśmy.- Jesteś wyjątkowa. Twoje serce jest wyjątkowe. Moje serce nie ma miejsca które może nazywać domem, a ty posiadasz to uczucie…Ja nigdy nie czułem tego wcześniej.- powiedział chłopak:
- Hobo Heart!- powiedziała z uśmiechem C. C.:
- Co?- spytał z zakłopotaniem chłopak:
- To twoje imię! Chłopiec, którego serce nie ma domu. Hobo Heart.- wyjaśniła C. C.-Teraz, kiedy masz imię, możemy być przyjaciółmi.- chłopiec uśmiechnął się:
- Tak... Tak, podoba mi się, moje imię. Hobo Heart.
- Okay, muszę wracać do domu. Będziesz tu jutro byśmy się mogli spotkać?- spytała C. C.:
- Tak, pewnie.- powiedział Hobo Heart z uśmiechem. C. C. poszła dalej w stronę domu, jednak wcześniej przez ramię po raz ostatni spojrzała na tajemniczego chłopaka.
Następnego dnia C. C. poszła do aleji by spotkać się z Hobo. Kiedy wyjrzała za róg zobaczyła że znowu siedzi na skrzynce po mleku. Kiedy poniósł wzrok i ją zobaczył jego bicie serca momętalnie przyspieszyło:
- Naprawdę wróciłaś?- spytał z uśmiechem:
- No pewnie że tak, głuptasie. Teraz chodź, zróbmy coś więcej niż tylko siedzenie w tej alejce.- powiedziała zarumieniona C. C.:
- Co moglibyśmy zrobić?- spytał Hobo:
- Cokolwiek, byle by tylko nie siedzieć ciągle tutaj.- powiedziała C. C. ciągnąc go za rękaw bluzy.- Mam pomysł, chodźmy do parku.- Hobo poszedł za dziewczyną:
- Czy będą tam inni ludzie?- spytał:
- Jestem tego pewna.’’ Powiedziała C. C. śmiejąc się. Hobo niechętnie poszedł za dziewczyną, zaciągnął kaptur mocniej na głowę zasłaniając przy tym twarz. Pies podniósł kość i poszedł za nimi. Kiedy dwójka była już w parku była już masa ludzi, którzy grali w piłkę nożną, żucali frisbee itp. Dwójka podeszła do huśtawek:
- Więc, może opowiesz coś trochę o swojej przeszłości?- spytała C. C.:
- Nie mam historii, mam cel. To wszystko co wiem.- odparł Hobo:
- Więc co to za cel o którym wspomniałeś?- ciągnęła dalej. Hobo spuścił wzrok z powrotem na ziemię i kopnął pobliski kamień:
- Mam obowiązek by zadbać o to, aby nie doszło do czegoś złego.
- Co masz na myśli?- pytała dalej C. C. . Chłopak potrząsnął głową:
- Nie chcem o tym rozmawiać.
Podczas ich wspólnej rozmowy C. C. zauważyła, że większość ludzi już opuściła park, przez co zrobiło się bardzo cicho. Zostali już tylko ci co byli w sami, a nie w grupach.
Hobo rozejrzał się dookoła:
- Muszę już iść.
- Czekaj! Spotkamy się jeszcze jutro?-spytała C.C.:
- Nie.- powiedział Hobo.- Jest coś co muszę zrobić.
- Okay, a pojutrzę?- spytała drugi raz uśmiechem. Chłopak wyciągnął rękę i dotknął blond włosów dziewczyny:
- Jeśli tego chcesz.- wzięła jego rękę i dotknęła nią swojej twarzy:
-Chcem.
Dwa dni minęły, tak jak on powiedział, spotkał się z nią. Postanowili pójść na spacer nad pobliskie jezioro. Spędzili w ten sposób ze sobą kilka dni, po prostu rozmawiając, śmiejąc się i ciesząc się z pobytu ze sobą. Czas zdawał się lecieć nieubłaganie, kiedy ta dwójka spędzała go ze sobą.
Pewnego dnia po szkole, kiedy chłopak przybył na ich zwyczajowe miejsce spotkań, postanowił zrobić jej niespodziankę. Kiedy wyciągnął rękę ona go za nią złapała:
- Hej, zaczekaj, zanim pójdziemy chcę dać ci to.- powiedziała C. C. i sięgnęła do kieszeni.- Zbiżają się Walentynki i zastanawiałam się, czy nie chciałbyś zostać moją Walentynką?- podała chłopcu małą kopertę.
- Co to Walentynki?- spytał Hobo otwierając kopertę. W środku była kartka z ręcznie narysowanymi dwoma sercami splecionymi ze sobą z napisem ,, Bądź mój’’ u góry, a poniżej ,,Jeśli cenisz swoje serce, dasz mi je.’’:
- Walentynka to osoba, której jesteś skłonny oddać swoje serce, no wiesz, osoba którą chcesz bronić i dbać o nią bo jst z tobą.- wyjaśniła:
- Więc w Walentynki…chcesz ode mnie bym dał ci swoje serce?- spytał Hobo, przez co C. C. uśmiechnęła się:
- Wiesz…tylko wtedy gdy chcesz…wiadomo.
- Spoko.- powiedział Hobo i przytulił C. C. (na pewno wziął tą uwagę DO SERCA. Ba dum tssss. Wiem wiem jestem zła, niedobra, przeszkadzam w czytaniu i to co mówię to jakieś głupie suchary. Już siedzę cicho *siada w kącie*)- Teraz chodź ze mną. Sbodoba ci się to.
Dwójka udała się do lasu na obrzeżach miasta, za nimi oczywiście pies jak zawsze machając ogonem. Kiedy peszli się chwilę po lesie, Hobo kazał C. C. zamknąć oczy. Wziął ją za rękę i prowadził tak przez kilka minut, w końcu zatrzymał się:
- Okej, patrz!- powiedział z radością.
Kiedy otworzyła oczy zobaczyła, że przed nią stało ogromne drzewo na wzgórzu. Było ono bardzo stare, a każda gałąź była wygięta i poskręcana w dziesiątki różnych stron. Jego liście były bujne i jasno-zielone, w przeciwieństwie do liści innych drzew otaczających je. Pień na pewno miał z piętnaście stóp średnicy. To było najbardziej unikatowe drzewo, jakie kiedykolwiek widziała. Korzenie które znajdowały się na powierzchni tylko dodawały mu wielkości. Wydawało się, że pochodzą z różynch punktów w terenie. Wyglądało to prawie tak, jakby składało się z kilku małych drzew, które złączyły się w całość tworząc jedno masywne:
- To jest przepiękne, wydaje się bardzo szczególne, niemal że magiczne.- powiedziała C.C. w zdumieniu, kiedy patrzyła na drzewo. C.C. podeszła bliżej Hobo. Zdjeła mu z głowy kaptur i przesunęła palcami po jego włosach. Jego oczy rozszerzyły się kiedy podeszła jeszcze bliżej by go pocałować. Odsunął się:
- Co się stało? Nie całowałeś się z dziewczyną wcześniej?- spytała z uśmiechem:
- Nie.- odpowiedział Hobo:
- Czy w takim razie mogę być pierwsza?- spytała. On tylko pokiwał głową na tak. Ona więc podeszła biżej, on ją objął a ona go pocałowała. Po pocałunku Hobo zebrał się w sobie i wskazał na drzewo:
- To jest mój cel, aby przynieść pokarm dla drzewa.- kiedy Hobo mówił jego pies podbiegł do drzewa i zniknął wewnątrz tego ekstrawandzkiego systemu korzeniowego:
- Twój cel?- spytała zaskoczona:
- Tak. Mieszkam tu by dbać to drzewo.- odpowiedział Hobo:
- Więc czemu cały czas jesteś w alei?- spytała C.C.:
- Czekam tam, by wziąć to, czego wymaga drzewo.- odparł ostro Hobo:
- Więc aktualnie mieszkasz w tym drzewie?
- Tak.
- Chcę zobaczyć twój dom.- powiedziała podchodząc biżej do drzewa. Hobo pokręcił przecząco głową:
- Nie, jeszcze nie. Nie jesteś na to gotowa.
- Mogę je chociaż je dotknąć?- spytała po raz kolejny ciekawskim tonem przykładając rękę biżej drzewa. Hobo podszedł do niej i chwycił ją za rękę zabierając z dala od pnia:
- Nie, nie wolno ci go dotykać. Nie jesteś gotowa na to, co ono ci może pokazać.- C. C. zaczynała się powoli denerwować:
- No dobrze, robi się ciemno a muszę na za niedługo być w domu.- chłopak wziął ją za rękę:
- Bardzo dobrze, odprowadzę cię z powrotem do miasta.
Kiedy dwójka zbiżała się do miasta zauważyli grupkę ludzi idącą z latarkami w stronę lasu. Grupa zaczęła zbliżałać się do pary:
- C. C., to ty?- spytał jeden z głosów grupy:
- Tak.- odpowiedziała.
- To ja, Elizabeth. Gdzie ty do cholery byłaś?- spytała nerwowo przyjaciółka. C. C. zaczeły plątać się słowa, kiedy Hobo wycofał się z światła w cień:
- Ja, ja…byłam z moim przyjacielem.
- Byłaś tak zajęta, że nawet nie próbowałaś z nami rozmawiać? Czy ty zdajesz sobię sprawę, że Brithany zagineła i nie ma jej już od tygodni, a teraz Glen też zaginął!- krzyknęła Elizabeth:
- Co?! Mówisz poważnie? Jak to zagineli?- C. C. sojrzała między drzewa, jednak nie widziała tam Hobo. Jej głowa stała się ciężka, przez co ledwo utrzymała się na nogach, prawie upadła jednak Elizabeth zdążyła ją złapać:
- Chodź, możesz zostać u mnie dziś na noc.- powiedziała Elizabeth.
- Dzięki.- odpowiedziała C. C.
Dziewczyny spędziły kolejny dzień na rozwieszaniu ulotek, by choć trochę pomóc w poszukiwaniu Bithany i Glen'a. Kiedy popołudniu wróciły do domu Elizabeth, C. C. znowu poczuła się gorzej i dostała zawrotów głowy:
- Myślę, że położę się na chwilę, oczywiście jeśli to nie sprawi ci kłopotu…- powiedziała C. C. odwracając głowę w stronę przyjaciółki:
- Pewnie, prześpij się w moim pokoju.- powiedziała Elizabeth:
- Hej, tylko nie powól mi spać za długo, muszę iść do miasta spotkać się z kimś.- powiedziała C. C. ruszając na górę.
- Tak tak, twój kochaś, oczywiście.- Elizabeth przewróciła oczami.
C. C. obudziła się zalana zimnym potem. Wyjrzała na zewnątrz, był już późny wieczór:
- Oj nie. Nie nie nie.
Wstała i pobiegła do salonu, gdzie Elizabeth położyła się na kanapie i zasneła. C. C. potrząsneła przyjaciółką:
- Hej, wstawaj! Która godzina?!
- Hej. Wyluzuj. Nie mam pojęcia, sprawdź na moim telefonie.- powiedziała półprzytomna dziewczyna. C. C. zaczęła szukać w ciemnościach telefonu przyjaciółki, gdy go znalazła i sprawdziła na nim godzinę on wskazywał na za dwadzieścia sześć dwunasta:
- Oh nie, muszę go znaleźć.- powiedziała C. C. cała dygocząc:
- Hej, spójż w ogóle na tego kolesia. On nie jest dla ciebie dobry. Zaczęłaś zbierać jedynki w szkole, kiedy w ogóle do niej przychodziłaś. Twoi rodzice się martwią. Bóg jeden wie, co się stało z Brithany i Glen'em, a ciebie to nic nie obchodzi. Totalnie się pogubiłaś ze soba przez tego chłopaka. Spęź trochę czasu bez niego, a sama zobaczysz jak bardzo się zmieniłaś.- skarciła ją przyjaciółka. C. C. spuściła głowę:
- Tak, myślę że masz rację. Chyba trochę mnie poniosło.
Dni mijały, C. C. wróciła do szkoły i znowu zaczeła trzymać z koleżankami. Elizabeth wielokrotnie gadała C. C. o chłopcu o imieniu Jim, który podkochiwał się w niej. C. C. w końcu poddała się i powiedziała, że pójdzie z nim na randkę, jeśli Elizabeth i jej chłopak dołączą do nich.
W dzień randki C. C. poznała przyjaciół Elizabeth w lokalnej restauracji. Jim wydawał się miłym chłopakiem, był rodzajem sportowca, jednak nieco bardziej agresywnego niż inni chłopcy z którymi była na wcześniejszych randkach. Wszystko szło dobrze. Gdy wyszli na zewnątrz Jim zaproponował C. C., że odprowadzi ją do domu. Nie czuła się z tym komfortowo więc poprosiła Elizabeth i jej chłopaka Mika by odprowadzili ją do domu.
Następnego dnia w szkole gdy C. C. otworzyła szafkę wypadł z niej kawałek papieru. Była to walentynka, którą zrobiła dla Hobo. Gdy tylko ją dotknęła, błysk wspomniej z nim i spędzonego z nim wspólnie czasu przebiegł jej przez umysł. Dziewczyna zaczeła panikować, a jej ręce zaczeły się pocić. Nerwowo rozglądała się i zastanawiając, jak ta walentynka mogła się tutaj dostać. Gdy tak się zastanawiała podeszła do niej Elizabeth:
- Hej, wszystko okay?- spytała.- Wyglądasz jakbys zobaczyła ducha.
- Tak, musze się tylko trochę rozerwać. Jestem ostatnio trochę zestresowana.- powiedziała C. C. przecierając czoło.
- To przez tamtego faceta?- spytała Elizabeth.- Musisz przestac się martwić o tego kolesia, wydaje mi się okropny. W piątek wieczorem moi rodzice są poza miastem. Założe się że Mike ogarnie jakąś wódkę i przy okazji zaprosimy Jim'a. Co o tym myslisz?- C. C. zachichotała i kiwnęła głową:
- Pora na imprezę. Później tej nocy czwórka spotakała się w domu Elizabeth. Jej rodzice zostawili im trochę gotówki na pizzę. Po pierwszych kilku piwach Mike wpadł na pomysł by zgrali w ,,Prawda czy Wyzwanie.’’
Po jakiś dwóch kolejnych piwach C. C. rozluźniła się całkiem, a kiedy dostała wyzwanie by zrobić ,,to’’ z Jim'em nie uznała tego za zły pomysł. Jim zaprowadził dziewczynę na górę do pokoju Elizabeth i zaczeli robić to razem na jej łóżku. Kiedy Jim podciągnął jej bluzkę do góry nagle na dworze zaczął ujadać pies:
- Jezu Chryste co jest z tym cholernym psem Elizabeth?- westchnął Jim:
- Elizabeth nie ma psa.- odpowiedziała C. C. wyglądając przez okno.
Przeszły ją ciarki po plecach kiedy okazało się, że to był ten sam pies, który zawsze towarzyszył Hobo skacząc obok niego i szczekając. C. C. zbiegła po schodach i otworzyła drzwi. Kiedy nic nie zobaczyła perzszła się wokół domu, lecz też nic nie znalazła. Rozejrzała się po ulicy, jednak też nic nie zobaczyła. Gdy wróciła z powrotem do domu powiedziała Elizabeth, że musi już wracać:
- Ah, no weź zostań jeszcze trochę dłużej.- błagał Jim:
- Nie mogę, muszę już iść.- odparła C. C.:
- No dobrze, chcesz bym podwiózł cie do domu?- zaproponował Jim:
- Na pewno możesz prowadzić?- spytała:
- Pewnie. Robie tak cały czas.- powiedział Jim z zarozumiałym uśmiechem:
- W porządku, chodźmy.- wzruszyła ramionami. Podczas drogi do domu Jim zwracał bardziej uwagę na C. C. niż na drogę. Nagle złapał ją za udo:
- Patrz na drogę!- wrzasnęła po czym zdjęła jego rękę ze swojego uda. Jim spojrzał na ulicę. Skręcił w sam raz aby samochód nie zjechał z drogi:
- Dalej z tobą nie jadę, idę na piechotę.- powiedziała wstrząśnięta C. C., natomiast wkurzony Jim wcisnął hamulec:
- Spoko, wypad suko!- C. C. wysiadła z samochodu i zatrzasneła drzwi:
- Co za dupek.
Jim odjechał. A dziewczyna przeszła resztę drogi na piechotę. Zapieła kurtkę do końca, gdy zimne nocne powietrze zaczęło smagać ją po policzkach. Gdy od domu dzieliło ją już tylko kilka kroków usłyszała za sobą szelest liści. Przez co przyspieszyła kroku. Obejrzała się przez ramię, może po prostu naoglądała się za dużo filmów grozy i dlatego czuła się, jakby była przez kogoś obserwowana? Dotarła do domu, otworzyła drzwi i szybko wślizgnęła się do środka. Cieżko oddychając zamknęła za sobą drzwi, czuła jak czyjaś dłoń przejeżdżaja po jej ramieniu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro