Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

5 (IV)

– Chris?! Na Hadesa, co ty tu robisz? – krzyknęłam, ale to chyba on był bardziej zdziwiony moim widokiem niż ja jego.

Gwoli wyjaśnienia, czemu nie darłam się „Na Zeusa", po pierwsze nie dogaduje się z nim, a Hades momentami to spoko ziomek, zresztą czasem mi go żal, że zawsze stoi w cieniu braci. Także, żeby mu się podlizać, czasem wołam na niego.

– Jak to co? Wielka lewitująca głowa, kazała mi tu przyjść. Lepiej powiedz, co ci się stało, wyglądasz kompletnie inaczej.

Co, pomyślałam. Wypraszam sobie, po tym, co przeszłam, mam prawo inaczej wyglądać.

– Głupia, on nie o tym gada. Rusz te swoje zrozpaczone litery i przyjrzyj się mnie albo sobie... – wykrzyknęło lustro.

Dopiero wtedy do mnie dotarło, że coś jest nie tak. Nie czułam kompletnie skrzydeł, bo nie zgadniecie. Nie było ich! Podskoczyłam przestraszona i podbiegłam do lustra, dotykałam z niedowierzaniem swojej twarzy, bladej i wychudłej, ale nie pięknej. Moje włosy straciły blask i stały się opadłe. Mięśnie wydawały mi słabe, ale jednocześnie czułam, że gdyby przyszło do walki, to wiedziałyby co robić.

– Jesteśmy znowu człowiekiem – wyszeptałam w kierunku odbicia.

– Teraz zauważyłaś? – mruknęło sarkastycznie. – Rusz ten swój móżdżek i ogarnij, co to znaczy.

Moje wnętrze czasem przechodziło samo siebie, jeśli chociaż o bycie paskuda, ale miało rację. Skoro ponownie wróciłam do tej formy, oznaczało to, że rozmowa z Chaosem to nie był tylko sen, czyli mogę... Przeprosiłam Chrisa i wypadłam na korytarz, by po chwili walić pięścią w drzwi od sypialni Chirona. Centaur po dłużej chwili wyszedł, mając na sobie koszulę nocną i czapkę z pomponikiem.

– Lethal, co się znowu dzieje? – zapytał zaspany.

– Oznajmiam ci, że na jakiś czas zostawiam Obóz pod twoją opieką, ja biorę Chrisa i ruszam – odpowiedziałam hardo.

– Gdzie i po co? – dopytywał centaur.

– Po Patricka, jest szansa, że możemy go odzyskać. Rozumiesz, że to sprawka Chaosa, sam mi o tym powiedział. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, odzyskamy go i wyrwiemy z łapsk Gai. – Wpadłam w słowotok. – Naprawdę, postaram się, nie schrzanię tego, jak mojej pierwszej i jedynej misji. Zajmij się wszystkim. ­– Łzy zebrały mi się w oczach, żeby je ukryć, odwróciłam się i na odchodnym dodałam – A i biorę całkiem spory zapas nektaru i ambrozji.

Kiedy wróciłam do własnego pokoju, Chris stał w tym samym miejscu, nie zwracając na niego uwagi, przeszukiwałam pokój w celu znalezienia jakiegoś plecaka. Po kilku minutach dumnie wytargałam go z szafy, przy okazji wzbudzając tumany kurzu. Zakaszlałam. Myśl Lethal, co się bierze na misję? Zapasowe ubrania, kosmetyczkę ze szczoteczką do zębów na czele, jedzenie, pieniądze i broń! Zdenerwowana sprawdziłam, czy wisiorek jest na miejscu, odetchnęłam z ulgą, gdy bez problemu go wyczułam.

– Jesteś gotowy Chris?

– Chyba tak – mruknął Egipcjanin, jednak wciąż nie był do mnie przekonany.

Zastanowiłam, w zasadzie nie widział mnie nigdy w ludzkiej postaci, gdy się spotkaliśmy, byłam już boginką. To samo tyczyło Paricka, a co jeśli mnie teraz nie rozpozna? Wspomnienie jego imienia wywołało potworny ból, krzyknęłam krótko i próbowałam zdjąć pierścionek, którego nie mogłam zdjąć. Miałam cierpieć przez wieczność, upadłam, chciałam się zwinąć w kłębek i po prostu płakać. Lethal, poddajesz się już na samym początku, zapytałam samą siebie. Na to by wychodziło. Wtedy uklęknął przy mnie Chris i położył rękę na ramieniu, jego dotyk był niemal, jak szczere „wszystko będzie dobrze".

To zadziałało jak zimny prysznic. Mogłam odzyskać swojego ukochanego, a chciałam się poddać tak łatwo. Chyba naprawdę na niego nie zasługiwałam. Nie wiem, co Chaos chciał osiągnąć, łącząc nas ze sobą. Zastanawiam się, jaka w tym rola Erosa, może tylko z nim kontaktuje się początek świata, albo nasza Więź to jakieś specjalne strzały, którymi nas poraził. Na Hadesa, co mnie to obchodzi? Kocham Patricka i muszę do odzyskać. Po tym, jak będę mogła wstać, po przejściu kolejnej fali potwornego bólu.

W końcu przeszło i mogłam iść do stajni pegazów załatwić nam transport, Chris biegł za mną, nie odzywając się. Miałam nadzieję, że Chaos wytłumaczył mu, na czym ma polegać nasza wyprawa... Kiedy się bardziej nad tym zastanowić, to dziwne prosić kogoś o pomoc w odzyskaniu swojego ukochanego, zwłaszcza, że momentami miewałam wrażenie, że Chris się dziwnie na mnie patrzy. Skrzydlate konie, nie były zachwycone, kiedy w połowie nocy zapaliłam światło w ich uroczym, siankowym niebie.

– Dyrektorka? O co chodzi? – zapytał, stojący najbliżej mnie kasztanowy pegaz.

– O to, że potrzebuję dwoje z was, żeby udali się ze mną i Egipcjaninem na nieoficjalną misję. Kto chętny?

Żadne z pegazów nie odniosło się do tego przychylnie, aż w końcu usłyszałam odchrząknięcie pięknej, siwej klaczy z tyłu stajni.

– Czy to ten Egipcjanin, który zawsze przynosi nam po kryjomu jabłka? – zapytała.

– A jakiś inny ma tu wstęp? – odrzekłam zniecierpliwiona.

Ostatecznie po chwili podjęła decyzję, żeby się do nad przyłączyć. Niemal natychmiast zrobił to kary pegaz, który podszedł do mnie, a powody jego zapału do udziału były oczywiste nawet jak dla mnie.

– Muszę rozprostować skrzydła – powiedział, przechodząc obok mnie.

Chciałam coś mu odpowiedzieć, ale stwierdziłam, że nie ma sensu. Nie wiedziałam, czy obecność zakochanego w siwej klaczy młodzieńca to dobry, czy zły znak. Może powinnam jeszcze udać się do Rzymian, żeby mi powróżyli przed wyprawą? Jednak najgorsze, co uświadomiłam sobie w drodze do granic obozu, to że nie wiem, od czego zacząć.

– Ale mam taką prośbę, stwarzaj nam jak najwięcej okazji sam na sam, dobrze – zagadywał mnie kary pegaz, imieniem Kochaś. Tak, wszystko do siebie idealnie pasowało.

– Pomóc to ja ci mogę, jak się rzucisz z miłości do niej z nieba i umrzesz – mruknęłam, zatopiona we własnych myślach.

Klacz koniecznie chciała wieźć Chrisa, którego jak zwykle otaczała aura „nie można mnie nie kochać". Pegaza wpatrywała się w niego jak w obrazek. Westchnęłam ciężko, byliśmy już u granic Obozu, kiedy poczułam ogólny niepokój. Przecież nie przestałam być boginką, prawda? Tylko na chwilę jestem znowu śmiertelna, a jak uda się wykonać misję, wrócę do swojej postaci i z Patrickiem dostaniemy swoje szczęśliwe zakończenie. Próbowałam nie okazać bólu. Gaja tym razem musi ponieść porażkę raz na zawsze, próbowałam się motywować, ale z miernym skutkiem.

Przekroczyliśmy granicę, powietrze od razu się zmieniło, a w uszach zaczęły grzmieć odgłosy tętniącego życiem miasta. Stałam przez chwilę, rozkoszując się wiatrem, starając się znaleźć w sobie choć odrobinę pozytywnego nastawienia.

– I co teraz Lethal? – zapytał Chris, siedząc już na grzbiecie Loli.

Głupio byłoby powiedzieć w takim momencie „nie wiem", nieprawdaż? Jednak pustka w mojej głowie miała się całkiem dobrze. Nie znajdowało się tam nic, najmniejszy zalążek planu, pomysłu, od czego zacząć. Wtedy poczułam, że coś kopie mnie w kostkę. Spojrzałam w dół i odsunęłam stopą małego, wkurzającego stworka z gliny. Ten jednak nie przestawał podchodzić i dalej się naprzykrzał mojej biednej kostce.

– Co jest? – zapytałam go w końcu, żeby dał mi spokój.

Nie odpowiedział, zamiast tego podał mi zabrudzoną kopertę, którą wygrzebał ze swojego brzuszka, kopnął mnie ponownie z całej siły i obrażony poszedł. Czasem chcesz myśleć, że już nic cię w tym świecie nie zaskoczy, ale i tak zawsze coś się znajdzie. Otworzyłam kopertę i przeczytałam krótką informację z adresem, którą zawierała. I nie, nie cieszyłam się, Gaja od samego początku zamierzała grać nie fair, ale kto jak nie ona.

Wskoczywszy na grzbiet Kochasie, pokazałam mu i Loli, dokąd mają lecieć w pierwszej kolejności. Pegazy skinęły głowami i zaczęły brać rozbieg, misja ratunkowa się zaczęła.

– Myślisz, że się uda? – zapytał Chris.

– Musi – odparłam krótko. – Musi. To moja jedynaszansa.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro