E:Chłopak z Gotham
Smród alkoholu, papierosów i potu unosił się w powietrzu. Krzyki pijanych facetów i piski obmacywanych raz za razem kelnerek, słychać było w całym pomieszczeniu. Słabe oświetlenie i gęsty dym papierosowy, utrudniały widoczność i szczypały w oczy. Nie ma to jak speluna w Gotham City.
Coraz bardziej, zaczynałam żałować tego durnego pomysłu, z szukaniem informacji o Deathstroke'u w takich miejscach. Teoretycznie mój tok rozumowanie nie był wcale taki zły. Założyłam, że jeśli Slade to taka duża ryba, to na pewno ktoś będzie wiedział o miejscu jego przebywania. W końcu policja też ma te informacje od swoich informatorów. A bary i wszelkiego rodzaju speluny to, jak powszechnie wiadomo, miejsca wymiany takich informacji.
Przechodziłam już trzeci raz wzdłuż stoików, starając się wyłapać jakiekolwiek informacje dotyczące Slade'a. Nagle za sobą usłyszałam coś ciekawego.
-... słyszałem, że ponoć tak zalazł mu za skórę, że staruch wysłał kogoś do pogruchotał mu kości.
Pierwsza przydatna informacja tego wieczoru. Powoli zbliżyłam się do stolika. Siedziało przy nim dwóch facetów, jeden w kurtce, drugi tylko w podkoszulku, przez co było widać jego tatuaże na ramieniu i muskuły. Oparta o ścianę, z założonymi rękami, słuchałam rozmowy obu mięśniaków. Wynikało z niej, że jeden gangster wpakował innego w problemy z policją. I teraz ten drugi wysłał swoich ludzi, żeby załatwili tego pierwszego. Kolejna strata czasu. Miałam już odejść, kiedy jeden z tych mężczyzn krzyknął:
-Te, mała!
Obejrzałam się i zobaczyłam, że obaj idą w moją stronę. Nie chcąc powtórki tego co stało się ostatnio, szybko się odwróciłam i zaczęłam biec w stronę wyjścia. Tamci ruszyli za mną. Przestraszona wpadłam na jakąś kelnerkę, przez co ta się przewróciła. W końcu dotarłam do tylnych drzwi i nie zwracając uwagi na krzyki za mną, szybko wybiegłam.
Nie zdążyłam jednak zrobić nawet kilku kroków, gdy na kogoś wpadłam. Prawie się przewróciłam, ale ten ktoś złapał mnie za ramiona i przytrzymał. Przestraszona, że to jeden z goniących mnie zbirów, spojrzałam w górę. Widząc przed sobą znajome brązowe oczy, poczułam, że kamień spada mi z serca. Chłopak szybkim ruchem przesunął mnie na bok i robiąc krok do przodu, zagrodził drogę mięśniakom, którzy właśnie wybiegli z baru.
Obaj byli wściekli i mało nie toczyli piany z ust. Zaczęłam się ciekawić czy nie wzięli mnie za jakiegoś szpiega, czy naprawdę, aż tak obu rozjuszyło że ktoś podsłuchiwał ich rozmowę. Jeden ze zbirów zbliżył się do Max-a i warknął:
-Te, śmieciu. Z drogi!
-Wiesz, niezbyt lubię jak się wyzywa mnie od śmieci. - wycedził Max.
-No.. - przytaknęłam cicho, gdy przypomniałam sobie ostatniego, który go tak nazwał.
-Wiesz co śmieciu? Mam to w dupie. Z drogi, albo wszystkie kości ci porachuje.
Max niewzruszony nadal stał na jego drodze.
-Tak samo jak nie przepadam za rozkazywaniem mi.
Mężczyzna prychnął tylko i mruknął pod nosem ciche "jak chcesz", nim z zaciśniętymi pięściami ruszył na Max-a.
Myślałam, że chłopak znów zacznie te swoje niezwykłe popisy, jak przy naszym pierwszym spotkaniu. On jednak wyjął tylko pistolet schowany za paskiem spodni i wycelował w faceta. Mężczyzna w jednej chwili znieruchomiał.
- Spokojnie. -powiedział przestraszony, unosząc ręce-Ja tylko żartowałem.
-Spieprzaj.-powiedział Max. Kładąc palec na spuście
Obaj faceci zaczęli zwiewać w popłochu. Max schował pistolet za pasek i naciągnął kurtkę. Spojrzał na mnie i z uśmiechem powiedział:
-Miał ślepe naboje.
-Aha.-mruknęłam niepewnie.
-Serio.
-Ok. Wierze ci. I Przy okazji, dziękuję.- powiedziałam zawstydzona, drapiąc się po karkuu- Już drugi raz ratujesz mi tyłek.
-Taaa... Wiem.- zaczynał iść w stronę wyjścia z zaułka.
Ruszyłam za nim, on spojrzał tylko na mnie przez ramię i westchnął.
-Tak właściwie, to co ty tu robisz? Nie powinnaś przypadkiem być w domciu z rodzicami i odrabiać lekcji?
-Może.- odpowiedziałam cicho, zaciskając usta w cienką linię, nie mogłam popłakać się przy Max'ie. Nie chcąc o tym rozmawiać, zmieniłam temat:-A ty? I właściwie skąd ty masz pistolet? I tyle umiesz?
-Pierwszy pytałem.
-Więc... -zaczęłam niepewnie, chcąc ubrać to w jak najlepsze słowa. Niestety nie było to możliwe- Moi rodzice nie żyją.
-Co?
Zatrzymał i spojrzał na mnie, marszcząc czoło, jak gdyby rozważał czy przypadkiem nie kłamię.
-To długa historia.
-Akurat mam trochę czasu. Mów.-mówiąc, skrzyżował ręce i oparł się o ceglaną ścianę.
-Najpierw, ty powiedz czemu miałabym ci o tym mówić.- również skrzyżowałam ręce unosząc wysoko podbródek.
-Bo może będę w stanie ci jakoś pomóc.
Przygryzłam wargę. Nie byłam pewna czy to dobry pomysł, ale z drugiej strony, co miałam do stracenia. Westchnęłam głęboko, mocniej zaciskając pięści. Byle się nie popłakać.
-No dobra.
Opowiedziałam mu wszystko po kolei, od momentu naszego spotkania, aż do teraz. Milczał, kiwając tylko głową i mierząc mnie spojrzeniem od stóp do czubka głowy. Mimo, że przez cały czas utrzymywał niemal kamienną twarz, w chwili gdy pierwszy raz padło nazwisko "Slade Wilson" zrobił minę niczym komisarz Gordon. Co dziwne jednak, Max również wiedział kim jest Deathstroke.
Gdy już skończyłam, przez dłuższą chwile nic nie mówił przyglądając się mi dokładnie. Wreszcie odchrząknął i ruszając w kierunku wyjścia z zaułka.
-Dobra jedziemy.
-Gdzie?- zapytałam unosząc brew i nie ruszając się z miejsca.
-Do mojego mieszkania.-oznajmił, a tym razem ja zrobiłam wielkie oczy- Chyba ,że wolisz spać na ulicy.
Przełknęłam ślinę. Z jednej strony ledwo go znałam, ale z drugiej uratował mnie już dwukrotnie. Więc chyba mogłam mu zaufać.
-Dobra. Prowadź.-powiedziałam ruszając za nim.
Ten uśmiechnął się tylko i ruszył w stronę parkingu przed barem. Stało na nim kilka samochodów i motorów.
-Wsiadaj.-Powiedział wsiadając na czarnego ścigacza.
Westchnęłam tylko i usiadłam za nim, obejmując go w pasie.
-Z tyłu jest uchwyt. Złap się za niego.- mruknął, odpalając silnik- Nie będę szarżował.
Przewróciłam oczami, ale nic nie powiedziałam.
W końcu dojechaliśmy. Max zatrzymał się przed dużym szarym blokiem. Gdzieniegdzie miał powybijane szyby i odrywał się od niego tynk. Wyglądał na dom typowy dla zwykłych meneli i ćpunów.
-Ty tu mieszkasz?- zapytałam z lekkim obrzydzeniem
-Ta. A co? -powiedział zdejmując kask i posyłając chłodne spojrzenie.
-Nic. Nic.-powiedziałam podchodząc w stronę drzwi-Twoi rodzice nie będą mieli nic przeciwko temu, że u was przenocuje?
Chłopak prychnął i rozbawiony powiedział:
-Nie mieszkam z rodzicami.
-Nie?-zatrzymałam się i spojrzałam na niego- Ile ty masz właściwie lat?
-Dziewiętnaście,a co?
-Nic. Po prostu nie wyglądasz.
-Wiem. Chodź.
Podszedł do mnie i prowadząc ścigacza.
-Gdzie idziemy?
-Do moich "tajnych drzwi". Nie wchodzę do mieszkania normalnie.
-Ty w ogóle nie jesteś zbyt normalny. -wymamrotałam pod nosem
-Coś mówiłaś?- znów posłał mi zimne spojrzenie.
-Nic. Nic.-powiedziałam niewinnie
Zaprowadził mnie na boczną stronę bloku obok schodów przeciwpożarowych. Ułożył motor pod ścianą przykrywając szarą plandeką. Następnie spuścił schodki i zaczął wchodzić na górę.
-No chodź.-powiedział będąc już na pierwszym piętrze.
Niepewnie zaczęłam wspinać się po zardzewiałej drabince.
Gdy końcu wspięliśmy się na górę, Max otworzył duże okno i przez nie wszedł do środka. Przez chwilę wahałam się czy to, aby na pewno dobry pomysł, ale teraz już raczej nie było odwrotu.
Weszłam do dość dużego pokoju, o ciemno szarych ścianach. Naprzeciwko mnie ustawiona była co najmniej czteroosobowa kanapa, a przed nią stał niewielki szklany stolik nocny. Niemal całą podłogę pokrywał jasnoszary dywan o krótkich włosach i licznych czerwonych plamach. Nie byłam pewna co to, dopóki nie zobaczyłam otwartego keczupu leżącego pod kanapą. Szybko zauważyłam, że nie był to jedyny taki przypadek. Niemal wszędzie leżały zużyte opakowania po pizzy i innych fast-foodach oraz porozrzucane po całej kanapie ubrania. A gdy się przyjżeć na szafkach zalegała gruba warstwa kużu.
-Twoi rodzice muszą być dziani skoro fundnęli ci takie mieszkanko.-rzuciłam nie chcąc stać jak kołek w całkowitej ciszy.
Max' spojrzał na mnie przez ramię i patrząc mi w oczy odpowiedział.
-Są. Mój ojciec jest bardzo dziany i ma wiele wpływowych znajomych. Dlatego pomogę ci znaleźć twojego. Po za tym już go parę razy widziałem.- ostatnie zdanie mruknął jakby od niechcenia, rzucając na bok kask, który do tej pory trzymał w ręce.
-Co?! Ale jak?!
-Ale co?
-Wszystko. Skąd tyle umiesz? Dlaczego nosisz przy sobie pistolet? Kim jest ten twój ojciec? I najważniejsze. Skąd do cholery znasz mojego... ojca?
-No więc-zaczął powoli drapiąc się po karku- mój ojciec nazywa się -tu się na chwile zawiesił- Scott Salvatore, jest bossem jednej z bardziej wpływowych mafii w Gotham. Dlatego fundnął mi takie mieszkanie. A twojego ojca znam stąd, że mój czasem go wynajmował do brudnej roboty.
Na te słowa zrobiłam krok do tyłu.
- A czemu tyle umiesz?
-Ojciec, z obawy o moje bezpieczeństwo, posyłał mnie na lekcje sztuk walki. Faktu posiadania pistoletu chyba nie muszę wyjaśniać.
Muszę przyznać, że jakoś szczególnie się nie zdziwiłam. Po wydarzeniach ostatnich dni już naprawde nie wiele może mnie zdziwić. A Max od początku wydawał się... nietypowy.
-Nie.-wymamrotałam nie spuszczając oczu z Max'a- Czyli mi pomożesz?
-Tak. Pogadam z informatorami i popytam, oni na pewno coś wiedzą. A przynajmniej więcej niż pijane głąby w barach.
-Wiem. To był głupi pomysł.
-I to jak!-zawołał rozbawiony- A teraz może pójdziesz się umyć, bo bez urazy ale strasznie od ciebie jedzie.
-Hehe. Ciekawe jak ty byś pachniał, po tygodniu mieszkania na ulicy, Panie mafiozo.- wycedziłam zirytowana, na co on tylko prychnął- Które drzwi?
-Tamte.-powiedział, wskazując na drzwi naprzeciwko wyjścia z salonu- Idź się umyj, a ja przygotuję ci kanapę, bo łóżka nie odstąpię.
Zanim poszłam się myć dał mi jeszcze jakieś swoje czyste ubranie i ręcznik, wyciągnięte z jednej z szafek. Po kąpieli i zjedzeniu kolacji,czyli kawałka pizzy który jeszcze nie zdążył zapleśnieć, postanowiłam się choć trochę przespać.
Kanapa nie była zbyt wygodna, ale na pewno lepsza podłogi, na której ostatnimi czasy sypiałam. Zastanawiała mnie tylko jedna rzecz..
Czemu Max tak bardzo mi pomaga?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro