3.
Minęły trzy tygodnie, które spędziłam spokojnie. Pomijając małe sprzeczki z Penny.
Codziennie pisałam z Sashą. Dzisiaj był dla mnie ważny dzień. W końcu miały przyjść wyniki przesłuchania. Od rana chodziłam niespokojnie po domu, czekając jedynie, aż na zegarze wybije równo jedenasta.
Gdy tylko to nastąpiło, od razu wzięłam telefon, wchodząc na stronę Marsa, na listę klasy muzycznej. Po kilku nazwiskach zwątpiłam, czy aby na pewno się dostałam. Dopiero po chwili szukania udało mi się wyczytać moje imię i nazwisko.
Podskoczyłam radośnie. Szybko napisałam do Sashy, który cieszył się tak jak ja. Pomimo tego, że Sasha był ode mnie starszy o rok, to bardzo dobrze się rozumiemy.
Umówiłam się z nim dzisiaj na spotkanie. Musiałam to zostawić dla siebie i nie mówić o tym Penny ano Camilli. Z tego co usłyszałam obie nie lubiły się z Sashą i Lucy, lecz za bardzo mnie to nie obchodziło.
Byłam umówiona z nim na trzynastą, a było trochę przed dwunastą. Musiałam się szybko ogarnąć, więc w zawrotnym tempie poszłam do pokoju. Z szafy
wyciągnęłam spódniczkę w żółtą kratę do tego czarny top i marynarkę taką samą jak spódniczka, wzięłam ubrania w rękę i poszłam do łazienki. W łazience rozebrałam się i weszłam pod prysznic. Szybko się umyłam, wytarłam swoje ciało i włosy. Po chwili ubrałam się w rzeczy, które wzięłam z szafy.
Zrobiłam lekki makijaż składający się z podkładu, pudru, brązera, różu, eyeliner, tuszu do rzęs i żółtego cienia w kąciku zewnętrznym oka i nad kreską eyelinera.
Gdy byłam gotowa, udałam się do mojego pokoju i wzięłam telefon, zauważyłam, że mamy już wpół do trzynastej. Musiałam się pośpieszyć. Wyłączyłam urządzenie i schowałam do czarnej torebki, którą brałam ze sobą.
Przed wyjściem założyłam czarne zamszowe botki i wyszłam z pokoju, kierując się w stronę tylnych drzwi, którymi udało mi się wyjść ostatnim razem. Posesję opuściłam bez większych problemów, szybko dotarłam na przystanek autobusowy i wsiadłam do pierwszego autobusu, który jechał do centrum.
Z Sashą byłam umówiona w miejscu, w którym się poznaliśmy. Gdy autobus się zatrzymał, niezwłocznie z niego wysiadłam i zaczęłam iść w kierunku miejsca umówionego spotkania. Gdy byłam blisko, zobaczyłam Sashę który już na mnie czekał, lekko się do niego uśmiechnęłam co Sasha odwzajemnił.
Podszedł do mnie, przytulając na powitanie na co odpowiedziałam tym samym, gdy się od siebie odsuneliśmy, zaśmiałam się pod nosem, ponieważ Sasha był ubrany w czarne jeansy, tego samego koloru T—shirt i na to miał narzuconą żółtą koszulę w kratę.
— No to widzę, że dobrana z nas para, przyjaciółko — zaśmiałam się, a Sasha razem ze mną.
— Ty masz rację — powiedział z uśmiechem. — To, co idziemy na film do kina, a później na spacer, co ty na to? — zaproponował.
— Dobra, ale na jaki film idziemy? — zapytałam.
— Ty wybierz — powiedział.
Poszliśmy do kina, chciałam wybrać film, lecz nie mogłam się zdecydować, więc postanowiłam, żeby to Sasha wybrał, co nie było dobrym pomysłem, ponieważ wybrał horror. Gdy były straszne momenty wtulałam się w klatkę piersiową chłopaka na co ten się uśmiechał. W połowie filmu zakręciło mi się w głowie, wyszłam z sali, kierując się w stronę drzwi wyjściowych. Kiedy opuściłam salę kinową, chwilę stałam, aż nagle poczułam, jak ktoś położył rękę na moim ramieniu, szybko się odwróciłam i zobaczyłam, uśmiechającego się Sashę.
— Wszystko dobrze? — zapytał zmartwiony.
— Tak, tylko zakręciło mi się w głowie — powiedziałam.
— Jesteś strasznie blada — powiedział z przejęciem. — Chodź tu obok jest park, tam usiądziemy — dodał, a ja doskonale widziałam, że bardzo się martwi. Gdy byliśmy w parku zrobiło mi się bardzo słabo.
— Słabo mi — po chwili poczułam, że tracę kontrolę nad własnym ciałem, zaczęłam tracić grunt pod nogami, lecz poczułam jak ktoś mnie łapie. Później nastała już tylko ciemność...
Zaczęłam otwierać oczy, lecz szybko je zamknęłam, ponieważ oślepiło mnie światło. Ponownie zaczęłam otwierać powieki, lecz tym razem wolniej. Rozejrzałam się, byłam w jakimś białym pokoju, a koło mojego łóżka siedział Sasha. Uśmiechnął się, gdy zobaczył, że otworzyłam oczy.
— Gdzie jestem? Co się stało? — zapytałam zdezorientowana.
— W szpitalu, gdy byliśmy w parku straciłaś przytomność, dlatego zadzwoniłem na pogotowie — wyjaśnił i w tej chwili wszedł lekarz.
—Dzień dobry, jak się pani czuje? — zapytał, stałą formułką, lekarz.
— Dzień dobry, dobrze się czuję, jedynie boli mnie jeszcze głowa — powiedziałam zgodnie z prawdą.
— W pani przypadku to normalne, zaraz dostanie pani leki — powiedział lekarz.
— A kiedy będę mogła wyjść? — zapytałam.
— Pielęgniarka przyniesie leki i będzie pani mogła iść do recepcji, gdzie wydadzą pani wypis — powiedział lekarz i odszedł.
Chwilę później podeszła pielęgniarka i dała mi leki, które wzięłam. Razem z Sashą udałam się do recepcji i wypełniłam wszystko co należało oraz wyszłam ze szpitala.
— Lena, czemu nie dzwonisz do rodziców, żeby powiedzieć o swoim pobycie w szpitalu? — zapytał zainteresowany, a zarazem zdziwiony Sasha.
Zamurowało mnie, gdyby mama się dowiedziała, że byłam poza domem i na dodatek trafiłam do szpitala, to już nigdy nie pozwoliłaby mi wyjść z domu, a co dopiero pójść do Marsa.
— Po prostu moja mama jest nadopiekuńcza, nie chciałam by się dowiedziała, bo zaczęła by panikować — skłamałam, źle się z tym czuję, ale nie powiem mu prawdy, bynajmniej nie teraz.
Sasha chciał mnie odprowadzić na przystanek na co się zgodziłam, w drodze razem z Sashą ze wszystkiego się śmialiśmy i żartobliwie sobie dogryzaliśmy. Gdy byliśmy blisko przystanku, moja niezdarność dała o sobie znać i przewróciłam się o wystający kamień, zamknęłam oczy, czekając na upadek, lecz zamiast tego poczułam silne ramiona, łapiące mnie w pasie i przyciągające do siebie.
Otworzyłam oczy i zobaczyłam, uśmiechniętego od ucha do ucha Sashę. Nasze twarze były bardzo blisko siebie, jednak szybko przywróciłam się do równowagi. Pożegnałam się z Sashą i wsiadłam do autobusu. Do domu weszłam tak samo niezauważenie, jak ostatnio. Pobiegłam do swojego pokoju, przebrałam się i zmyłam makijaż.
Wyjęłam z torebki telefon i go uruchomiłam, było po siedemnastej. Do pokoju weszła Penny, która od razu, gdy mnie zobaczyła podeszła bez słowa i mocno przytuliła. Po chwili wreszcie mnie puściła.
— Coś się stało? — zapytałam, udając głupią
— Lena dobrze wiesz, że nie powinnaś wychodzić z domu, dlaczego to robisz? — zapytała.
— Bo chce normalnie żyć, mówiłam Ci, że będę żyć swoim, własnym życiem i nie macie w nim wiele do powiedzenia, rozumiesz? — zapytałam. — Poza tym idę się umyć, więc nie zawracaj mi dłużej głowy — dodałam, poszłam do łazienki, w której wzięłam szybki prysznic i się ubrałam.
Gdy weszłam do pokoju chciałam zamordować Penny, ponieważ trzymała ona mój telefon, który nie miał aktualnie blokady i czytała moje prywatne wiadomości. Podeszłam do niej i zła do granic możliwości, wyrwałam telefon z ręki.
— Mówiłam Ci, że masz nie dotykać moich rzeczy — powiedziałam oburzona.
— A ja ci mówiłam, że nie możesz zadawać się z Lucy i Sashą to naprawdę źli ludzie — oznajmiła, będąc pewna w swoim przekonaniu.
— Po pierwsze ty chyba nie myślisz, że będziesz mi wybierać znajomych? Po drugie Sasha nie jest taki, jak myślisz — dorzuciłam. — A teraz wyjdź — dodałam, wskazując na drzwi, Penny bez słowa wyszła z pokoju i zamknęła za sobą drzwi.
Położyłam się na łóżko, biorąc telefon do ręki i szybko założyłam na niego blokadę. Pisałam jeszcze około trzech godzin z Sashą aż zasnęłam…
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro