Rozdział 4
Minął już tydzień od uszkodzenia ręki i przez taki sam okres czasu Zuza nie widziała się z nikim ze swoich przyjaciół. Nie miała do nikogo wyrzutów, ale po prostu nie miała ochoty na żadne spotkania. Nie raz już ktoś próbował ją odwiedzić, ale z każdym razem prosiła swego tatę, aby mówił, że jej nie ma. Pewnego razu ktoś jednak wszedł z impetem do domu Broniewskich. Przez myśl przeleciał jej obraz gestapo nachodzących ich mieszkanie. Nie usłyszała jednak, żadnych niemieckich krzyków. Kompletny brak krzyków i hałasu. Jedyne co można było usłyszeć to zdziwiony głos Orszy. Drzwi do małego, lecz przytulnego pokoju Zuzy otworzyły się, a do pomieszczenia wpadł Rudy.
-Dzięki Bogu...-powiedział wypuszczając powietrze z płuc. Dziewczyna zerwała się do pozycji siedzącej.
-O co chodzi Janek?-spytała zdziwiona. W progu drzwi stanął Stanisław.
-To ja dam wam może chwilę-stwierdził i od razu wyszedł-Wracam za godzinę!-krzyknął zamykając za sobą drzwi frontowe.
-To...Po co przyszedłeś?-kontynuowała blondyna.
-Martwiłem się. Od tamtego nieszczęśliwego wypadku nie było z Tobą kontaktu. Myśleliśmy, że może Cię aresztowali, a Orsza nie chciał nic powiedzieć.
-Janek, ze mną jak widać wszystko w porządku, a kontaktu ze mną nie było, ponieważ też czasem potrzebuję chwili samotności. W tym wypadku trochę dłuższej.
-Rozumiem. A jak twoja ręka?-zapytał, gdy spojrzał na dziewczęcy nadgarstek-Monia życzyła Ci zdrowia.
-Ah... Janek, dlatego nie chciałam się z nikim widywać. Żeby o niej nie słyszeć. Mówię Ci, że to przez nią upadłam. Ile razy mam to tłumaczyć?
-Zuza rozumiem twoje sfrustrowanie, ale nie możesz zwalać winy na wszystkich wokół-powiedział spokojnie.
-Dzięki, za troskę, ale chyba już musisz iść. Mam jeszcze dziś sporo rzeczy do załatwienia-stwierdziła obojętnie dziewczyna.
-Teraz będziesz się obrażać?
-A żebyś wiedział, że tak. Nie chcę tego tak samo bardzo jak ty nie chcesz mi uwierzyć. Ale czego ja się dziwie. Przecież już od jakiegoś czasu w naszej przyjaźni nie jest jak wcześniej-powiedziała ze łzami w oczach. Wskazała ręką w stronę drzwi. Po chwili siedziała całkiem sama w mieszkaniu. Zalała się płaczem. W głowie miała mętlik. Czy właśnie nakrzyczałam na niego przez jakąś dziewczynę?-pomyślała. Nigdy by nie pomyślała, że taki moment nadejdzie. Moment w którym stwierdzi, że jest zazdrosna o Rudego. Nie była pewna, czy to przez wieloletnią przyjaźń, która zbudowała pomiędzy nimi silną więź, czy może przez coś więcej.
***
Od trzech dni nie rozmawiała z Bytnarem. Już kiedyś zdarzały im się sprzeczki, ale nie tak długie. Ze wszystkiego Brzoza zwierzyła się Basi i Hali. Wiedziała, że one na pewno jej uwierzą i się nie myliła. Broniewska chodziła na zebrania dotyczące akcji, na których widywała Jana, jednak ani razu się do siebie nie odezwali. Wszyscy widzieli, że jest coś nie tak, lecz nie chcieli wnikać w szczegóły. Wiedzieli jedynie od Rudego, że chodzi o zdarzenie z polany. Ręka Zuzy była już w lepszym stanie. Nie bolała, jednak nie mogła być nadwyrężana, dlatego dostawała akcje bez konieczności jej nadmiernego użytkowania. Z początku musiała prosić ojca, żeby w ogóle mogła jakieś wykonywać, ale pod naporem argumentów i propozycji się zgodził. On także martwił się o co poszło między nią, a Jankiem, lecz nic z niej nie wydusił oprócz pustego ,,Nic takiego, niedługo wszystko wróci do normy".
Któregoś dnia została ona jednak przydzielona do akcji z Rudym. Miała odbyć się ona nazajutrz. Dziewczyna przygotowała się na nią solidnie, bo miała zamiar nareszcie zamienić kilka słów z przyjacielem. Tym razem na spokojnie.
Nadszedł ten dzień. Do drzwi zadzwoniła dzwonek. Przez dziurkę Zuzanna zobaczyła Jana Bytnara. Otworzyła je i wpuściła chłopaka do środka bez słowa.
-Gotowa?-spytał Bytnar bez wyczuwalnych w głosie emocji. Pierwsze słowo od kilku dni które padło z jego ust w jej stronę.
-Tak-powiedziała cicho i niepewnie. Chwilę później byli już na świeżym, pachnącym wilgotną trawą po deszczu powietrzu.
-Jak ręka?-zadał kolejne pytanie po kilku minutach drogi.
-Dobrze, już nie boli-odpowiedziała chwytając się za wspomnianą część ciała-Słuchaj możemy pogadać?
-Jasne, o czym?
-Przepraszam. Za moje zachowanie, za to, że cię wygoniłam z domu i moje fochy-powiedziała zatrzymując się. Na dwóch ostatnich słowach na twarzy chłopaka pojawił się uśmiech.
-Ja tez Cię przepraszam. Nie chciałem, żeby to tak wyszło. Rozmawiałem o tym z Monią i faktycznie przyznała się do winy, ale powiedziała, że sama nie wie dlaczego to zrobiła-także przeprosił cały czas patrząc się towarzyszce w oczy-Powinienem Ci uwierzyć. Co ze mnie za przyjaciel-spuścił wzrok.
-Najlepszy-stwierdziła Zuza i go przytuliła. Rudy odwzajemnił uścisk.
________________________________________
A oto kolejny rozdział po dość sporej przerwie! Jak widać wyszłam z wprawy, bo moim zdaniem jest on beznadziejny, a Zuzanna wyszła na taką trochę pick me girl. Przepraszam za to najmocniej, ale postaram się w następnych rozdziałach to naprawić.
Pozdrawiam i życzę miłego dnia!<33
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro