Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

11.

skarby, ja nie wiem, co się ze mną stało w tym rozdziale, ale przymknijcie na niego oko

— Jak to go kurwa nie ma? — zapytał Kim, od razu po wejściu do mieszkania Mina. — Jesteś pewny?

— A co to on kurwa, ołówek, żeby mi gdzieś się zgubił? — warknął blondyn, trzymając dłonie wplecione we włosy.

— Nigdzie nie miał wyjść? — Brunet poszedł do okna i opuścił roletę w dół, a blondyn w tym czasie patrzył na niego jak na skończonego kretyna.

— Faktycznie, miał zaplanowanego fryzjera, ale dzwonił do Guka, żebym przyszedł prędzej i przytulał powietrze.

Taehyung westchnął, doskonale zdając sobie sprawę, że Min wcale nie ma ochoty z nim rozmawiać. Ale skoro Parka nie ma, a miał być, a do tego...

Jeongguk mówił, że chłopak był wystraszony.

— Czyli został porwany. I dlatego dzwonił do Guka, bo zdawał sobie sprawę, że coś jest nie tak, ale też nie chciał się wygadać. No i był na tyle wystraszony, że postanowił ingerować u nas. — Brunet potarł dłonią brodę i podszedł do lodówki, wyciągając z niej wódkę.

— No shit, Sherlock. Jak na to wpadłeś? — zapytał sarkastycznie blondyn, podchodząc do miejsca gdzie stał drugi i wyciągnął z jego dłoni otwartą butelkę. Zrobił dużego łyka i przetarł usta rękawem z hukiem odstawiając naczynie. — Ach, gdybym wiedział, że coś się święci, to na pewno nie zostawiłbym go samego w domu.

— To akurat nie twoja wina. — Strzępnął dłoń chłopaka, która niebezpiecznie wędrowała w stronę alkoholu. — Zostaw to, kurwa.

— Chcą pieniędzy — mruknął Min, przeczesując włosy dłonią.

— W dalszym ciągu nie wiemy kto.

— Tam. — Blondyn wskazał palcem na komodę. — Leży kartka. Możesz sobie przeczytać.

— Jezus Maria — westchnął Taehyung i przyłożył sobie dłoń do czoła. — Miałeś kartkę, k a r t k ę, i nic nie powiedziałeś? Trzeba było od tego zacząć jak przyszedłem.

— Zapomniałem. — Yoongi zmarszczył brwi. — W sensie za bardzo myślałem, kto to mógłby być, że trochę przestałem cię słuchać.

Kim nie odpowiedział już chłopakowi, tylko podszedł do miejsca, w którym leżał papier i rzucił na niego okiem.

— Myślisz, że powinniśmy to oddać Namjoonowi, żeby sprawdził odciski palców?

— Nie. Uważasz, że porwały go jakieś plebsy?

— Dokładnie tak uważam.

— Nie wytrzymam. — Blondyn westchnął, biorąc do ręki przypadkową szklankę i rzucił ją na drugi koniec pomieszczenia. Naczynie roztrzaskało się o ścianę, tworząc cichy brzęk. — Także, to byłoby na tyle.

– Głębokie. — Rzucił przez ramię Tae i wyciągnął telefon. — W sumie to mam w dupie twoje zdanie, dzwonię po niego, a ty możesz teraz tu posprzątać.

***

— Weź go tak nie szarp, musi go najpierw ogarnąć szef, cymbale — powiedział cicho brunet, widząc jak drugi mało delikatnie szarpnął za włosy Parka. Na tyle mało delikatnie, że po całym pomieszczeniu rozeszło się strzelanie w karku i cichy jęk chłopaka.

— Co mnie to obchodzi? I tak nam go oddadzą, więc co za różnica, kiedy go trochę poturbujemy, huh? — Puścił Jimina, a ten z braku sił upadł na podłogę. — Ale masz śliczną buzię, skarbie. — Pochylił się i złapał chłopaka za podbródek, nakierowując twarz na swoją. — Wyglądasz jak taki aniołek. Idealnie będziesz się komponował z moim kutasem pomiędzy tymi pełnymi wargami, wiesz? — powiedział i zaśmiał się paskudnie, drugą ręką klepiąc jasnowłosego po policzku.

— Szef chce, żebyś do niego przyszedł.

— Idę. Tylko nie zapomnij go przykuć. Wątpię, żeby cokolwiek próbował zrobić, ale musimy być ostrożni. Szkoda, gdyby taki kąsek nam uciekł sprzed nosa.

— Ta, pewnie — odburknął wyższy, olewając kumpla, który coś jeszcze do niego mówił i zamknął drzwi.

Podszedł do leżącego na ziemi Jimina, który widząc go chciał się trochę odsunąc, jednak siły ból w okolicach brzucha całkowicie mu przeszkodził i tylko wpatrywał się z przerażeniem w oczach jak brunet do niego podchodzi.

— Nie bój się mnie — powiedział cicho, kucając się obok. — Stary miał rację, wyglądasz jak aniołek. Tylko trochę za mocno upadłeś, gdy spadałeś z nieba, co? — Przybliżył się do twarzy Parka, który podjął ponowną próbę odsunięcia się. — Ależ nie, kochany. Gdzie się tak odsuwasz? Nie musisz się mnie bać, dobrze się tobą zajmę. — Po tych słowach przybliżył usta do rany na twarzy chłopaka i rozchylił delikatnie wargi, a językien zacząć sunąć po naciętym miejscu. Zassał się, czując jak słodka krew aniołka koi jego kubki smakowe. — Naprawdę, jesteś pyszny, skarbie. Nie mogę się doczekać, aż dostanę więcej. — Pocałował Parka w ranę i wstał. — Nie masz siły, króliczku, więc nie będę cię wiązał. Ale nic nie próbuj, wiesz? Możesz później tego bardzo żałować. — Zaśmiał się i wyszedł z pomieszczenia.

A Jimin?

Poczuł jak emocje dają upust i gorące łzy zaczęły wypływać z jego oczu. Tak cholernie się bał. Myślał, że te karteczki to wszystko jakieś głupie groźby, które nie zmienią się w nic poważnego. Taką miał nadzieję i tym razem się przeliczył.

Przygryzł mocno dolną wargę, tłumiąc w sobie głośny szloch. Trafił na psychopatów, którzy zniszczą go pod każdym możliwym względem.

— Yoongi hyung... Uratujesz mnie?

powiem wam, że nie spodziewałam się, że napiszę rozdział, który będzie miał przeszło 700 słów, serio!

możecie napisać, co o nim sądzicie.

no i jak myślicie, co będzie dalej?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro