†4†
- Że niby gdzie jest?! - krzyknął, zaciskając mocniej palce na telefonie, którego obudowa już zaczęła przez to trzeszczeć. Z ledwością opanował się na tyle, by rozluźnić uścisk.
Jungkook wysłuchał odpowiedzi osoby po drugiej stronie, już czując spływające mu po policzkach łzy.
- Zaraz będę - rzucił, następnie się rozłączając.
Wstał z kanapy i wybiegł z salonu, nie wyłączając nawet telewizora. Przetarł załzawione powieki i złapał kluczyki od samochodu. Szybko wsunął na stopy swoje timberlandy i wyszedł z domu.
Siedząc już w aucie, miał ogromną nadzieję, że to wszystko to sen, albo ewentualnie głupi i nie śmieszny żart, w którym finalnie Tae wyskoczy na niego, gdy tylko Jeon minie próg szpitala.
W duchu jednak bał się, że to, co powiedział mu przez telefon mężczyzna, który przedstawił się jako Namjoon, okaże się prawdą. Straszną i niedopuszczalną, ale jednak prawdą.
Zaparkował pod ogromnym gmachem szpitala. Nim wyszedł, zdążył zauważyć, że nie założył żadnej kurtki. Był w samym białym T-Shircie, jednak nie czuł zimna.
W końcu największy chłód gościł w jego sercu.
†♪†
- Dzień dobry, jestem-
- Gdzie jest Taehyung? - spytał, ignorując wyciągniętą w jego stronę dłoń.
Wyższy i na pewno starszy od niego blondyn westchnął ciężko.
- Może usiądziemy? - zaproponował, wskazując ruchem głowy na rządek plastikowych krzesełek pod jasnoniebieską ścianą. - I tak na razie nas do niego nie wpuszczą.
Brunet niechętnie pokiwał głową. Chciał jak najszybciej zobaczyć swoje słoneczko i je przytulić, a ten wkurzający facet tylko mu to utrudniał.
- Chciałbyś pewnie wiedzieć, dlaczego Taehyung się tutaj znalazł? - spytał Namjoon, pocierając nerwowo dłonie.
Jungkook ponownie pokiwał głową, nie będąc w stanie wydobyć ze ściśniętego gardła jakichkolwiek słów.
- Otóż - zaczął blondyn, wgapiając się w ścianę naprzeciwko, byleby nie patrzeć w twarz młodszego - Taehyung od trzech lat zmaga się z ostrą białaczką szpikową. Kilka miesięcy temu zrezygnował z leczenia.
- C-co? - wydusił. Jak on mógł nie zauważyć? Przecież widział na własne oczy wszystkie objawy, mógłby coś zaradzić, pomóc... Ale był tak zaślepiony miłością, że nie zwracał uwagi na wszystko, co wykraczało poza jego schemat wyidealizowanego szczęścia. Czuł się podle. - A-ale wszystko z nim dobrze? Prawda? Gdzie on jest?
Wyższy wypuścił głośno powietrze i zagryzł dolną wargę.
- Taehyung leży na OIOM'ie. Ale lekarze robią wszystko, co w ich mocy - zapewnił Jeona, który nagle stał się jakby o kilka tonów bledszy.
- Nie... - poczuł, jak w jego oczach ponownie zbierają się łzy. Schował twarz w dłoniach. - Mo-mogę go zobaczyć?
Namjoon pokiwał głową. Wsunął dłoń do kieszeni i wyjął z niej złożoną na cztery kartkę.
- Łatwo trafisz na OIOM - powiedział, podając papierek Jungkookowi. - To list od Tae. Nie czytałem go, ale myślę, że jest ważny - wyjaśnił, widząc jego wzrok. Wstał i otrzepał się z niewidzialnych pyłków. - Ja już muszę iść. Miło było poznać osobę, dzięki której Taehyung szczerze się uśmiechał - posłał brunetowi uśmiech, przez który w jego policzkach pojawiły się dołeczki. - Do widzenia.
Jeon przełknął gęstą ślinę. Wstał na chwiejnych nogach z krzesełka, postanawiając przeczytać list w drodze na oddział, gdzie leżał szatyn.
,,Jungkookie!
Nie będę zbytnio przedłużał bo to nie ma sensu. Poznałeś już Namjoona, prawda? Jeśli tak, to prawdę też chyba znasz. Chciałbym bardzo cię przeprosić za to, że wszystko przed tobą zataiłem. Gdybym tego nie zrobił, albo byś mnie zostawił - jak moi rodzice, gdy dowiedzieli się, że ich syn jest chory - albo zbyt bardzo się tym przejmował. Nie chciałem zniszczyć ci życia. Wystarczy, że dopadło to mnie.
Spytasz pewnie, kim jest Namjoon? Przydzielono mi go jako takiego, hm... opiekuna? Tak, chyba to jest właściwe określenie. Miał tylko pilnować, bym regularnie brał leki i o siebie dbał, ale wywiązała się z tego przyjaźń. Zanim cię poznałem, miałem tylko jego. Wiele razy mi pomógł, dlatego nie musisz czuć się zazdrosny.
Wrócę na chwilę do tematu moich rodziców. Na początku byliśmy szczęśliwą, normalną rodziną. Z czasem jednak zarobione pieniądze uderzyły im do głowy. Kompletnie przestali zwracać na mnie uwagę. Miałem od tego opiekunów, nianie. Twierdzili, że jeśli mam najdroższe rzeczy, to będę szczęśliwy. Oj, jak bardzo się mylili.
W wieku piętnastu lat powiedziałem im o mojej orientacji. W zamian za szczerość dostałem krzyki. Wtedy też pierwszy raz mnie uderzyli. Nie wierzyli, jak mogli dopuścić do tego, by urodzić tak 'skrzywioną' osobę. Ale po roku opamiętali się. Wciąż byli, ale jakby ich nie było. Żadna to była dla mnie różnica.
Gdy miałem osiemnaście lat, wykryto u mnie raka. Dla rodziców (może i nie powinienem ich już tak nazywać, ale mimo wszystko wciąż ich kocham) to był cios poniżej pasa. Wydziedziczyli mnie i zostawili ze sporą sumką pieniędzy i domem. W końcu wciąż byłem ich synem.
Odchodząc od tych drażliwych dla mnie tematów, żałuję, że nie zdążyłem wysłuchać tej piosenki, którą nagraliśmy razem. Nie wiem, co ci Namjoon powiedział, ale lekarze nie dają mi szans na przeżycie. Gdy mnie zobaczysz, zapewne będę już martwy. No, chyba że nie miałem racji i teraz siedzisz przy mnie i trzymasz moją dłoń, gładząc ją kciukiem, jak zawsze robiłeś. Dziękuję, że byłeś przy mnie mimo moich fochów, gorączek i krwotoków. Dziękuję, że stworzyłeś te kilka tygodni najlepszymi dniami mojego życia.
Pamiętasz, jak kiedyś, leżąc razem w objęciach na twoim łóżku, poruszyłem temat śmierci? Ty pewnie wziąłeś to jako kolejną niezobowiązującą rozmowę, ale ja pytałem o to wszystko z premedytacją. Chciałem, byś wiedział, jaka śmierć byłaby dla mnie idealna.
Nie wierzę w Boga, ale nawet ateiści gdzieś trafiają po śmierci, prawda? Tam, gdzie pewnie się znalazłem, będziesz i ty. Tylko proszę, nie postaraj się przyśpieszyć tego procesu. Chcę, byś był szczęśliwy, a beze mnie na pewno dasz radę. Jesteś cudownym mężczyzną, na pewno jakaś dziewczyna - a może i chłopak? - się tobą zainteresuje. Owszem, będę zazdrosny, jednak najważniejszy jest twój uśmiech. Obiecaj mi, że samobójstwo nie wejdzie w grę. Zrób to dla mnie, dla twoich rodziców, którzy na pewno cię kochają. Może nawet i bardziej ode mnie, w końcu oni nie odejdą zapewne przez jeszcze kilkadziesiąt lat. Ja jestem za słaby. Przepraszam.
Jungkookie, pamiętaj, że bardzo cię kochałem i nadal kocham. Gdybym nie miał tego cholernego raka, mieszkalibyśmy w małym domku na obrzeżach miasta, tak, jak chciałeś. Nie wiem, może nawet zaadoptowalibyśmy dziecko? Zrobiłbym dla naszego bachorzątka wszystko, byleby miało lepiej, niż ja w dzieciństwie. Miłość rodziców jest tym, co napędza. Mi jej zabrakło, ale dzięki tobie nadrobiłem. Dziękuję.
Gdy zobaczysz mnie w szpitalnym łóżku, proszę, nie rozpaczaj nade mną zbyt długo. Masz zbyt piękne oczy, by oszpecały je łzy. Wiesz, że od naszego pierwszego spotkania zakochałem się w twoich oczach? Może i to głupie, ale gdy w nie patrzyłem, czułem, że żyję jako Taehyung, a nie osoba, która nie może nic ci dać, osoba, która przegrała z chorobą. Dziękuję, że mogłem zapomnieć.
Czuję, że jestem coraz słabszy. Przepraszam, że nie daję rady. Przepraszam, że musiałeś tyle ze mną wytrzymywać. Wiedz tylko, że zawsze cię kochałem.
Tak, plotę bez sensu, ale łzy zamazują mi kartkę i jestem nafaszerowany kroplówkami i jakimiś pigułkami. Przepraszam, że tak ciężko jest ci to teraz rozczytać.
Przepraszam, że zapewne teraz płaczesz. Nienawidzę, gdy to robisz, a sam do tego doprowadziłem. Cóż za hipokryzja.
Przepraszam, że ciągle przepraszam, ale naprawdę jestem ci to winien.
Kocham cię. Najmocniej na świecie.
Twój Taehyung"
Jungkook zgniótł list w dłoni i pięścią z zaciśniętym w niej papierkiem uderzył w ścianę obok drzwi, za którymi powinien leżeć Kim. Jego gardło rozdarł rozpaczliwy skowyt. Taki sam, jaki wydają skrzywdzone zwierzęta.
Przetarł wierzchem dłoni mokre policzki, odważając się w końcu spojrzeć w szybkę w białych drzwiach. Przyłożył rękę do szkła, z bólem wpatrując się w ponakłuwane kilkoma kroplówkami ciało jego słoneczka. Tak bardzo musiał cierpieć...
Odwrócił się na miękkich nogach, jak w transie kierując się do drzwi. Wszystko robił automatycznie, nawet nie zauważył, gdy siedział już w swoim samochodzie, jadąc do domu.
Chciał spełnić ostatnie życzenie swojego aniołka.
†♪†
- A kim pan dla niego jest? - spytała pielęgniarka, krzywo patrząc na bruneta.
- Chłopakiem - oświadczył dumnie, zaciskając dłoń na empetrójce, po którą specjalnie jechał do domu.
Kobieta przechyliła głowę, zagryzając dolną wargę, wciąż niezbyt przekonana.
- Proszę - łzy ponownie zalśniły w jego oczach. Stanowczo za dużo ich dzisiaj wylał, lecz cóż miał zrobić?
Pielęgniarka w końcu odpuściła, kiwając głową i odsuwając się, by pozwolić mu przejść. Jeon na drżących nogach przekroczył próg sali szpitalnej. Od razu uderzył w niego charakterystyczny zapach.
- Taeś... - szepnął, przysuwając do łóżka drewniany stołek. Usiadł na nim, pochylając się do przodu i łapiąc lodowatą dłoń szatyna. Pozwolił łzom wypłynąć.
Nie obchodzili go krzyczący, krzątający się dookoła ludzie. Bardziej zaabsorbowany był jego małym słoneczkiem. Podłączony do niego kardiogram wykonywał powolne i ciche piknięcia i Jungkook musiałby być idiotą, gdyby nie wiedział, co oznacza taki puls.
Kolejną falę łez powstrzymał z ledwością, pamiętając prośbę Taehyunga, by się nie mazał. Szybko wyjął z kieszeni empetrójkę, a z szyi zdjął duże słuchawki, które następnie nałożył na uszy starszego. Wytarł rękawem nos i włączył na urządzeniu 'play'.
Melodia (media) została puszczona na tyle głośno, że nawet brunet ją słyszał. Wiedział, że teraz nie będzie mógł słuchać utworu, nad którym tyle obydwoje się męczyli, bez łez, ale zrobiłby wszystko dla jego aniołka.
Niemal podskoczył, gdy pod koniec piosenki poczuł na dłoni delikatny uścisk. Spojrzał w dół, na bladą straszliwie dłoń Taehyunga, którą ściskał w swojej. Przeniósł wzrok na jego twarz, na której widniał delikatny uśmiech. Poczuł się, jakby jakaś nieznana siła złapała jego klatkę piersiową i w żelaznym uścisku powoli ją zgniatała.
Zauważył, że w pokoju trwała cisza, dopiero, gdy kardiogram obwieścił śmierć Taehyunga donośnym piiiiiiiiiiiiiiip.
Powstrzymał stłoczonych w kącie lekarzy i pielęgniarki ruchem ręki, gdy ci chcieli podejść i wyłączyć wszystkie podtrzymujące niedoszłe życie urządzenia. Pochylił się nad Taehyungiem i zdjąwszy z jego uszu słuchawki, złożył delikatne pocałunki na jego sinych powiekach. Zamknął oczy i szepnął cicho:
- Dobranoc.
Lets get the tv and the radio
To play our tune again
It's bout time we got some airplay of our version of events
There's no need to be afraid
I will sing with you, my friend
Come on, come on
I wanna sing, I wanna shout
I wanna scream till the words dry out
So put it in all of the papers
I'm not afraid
They can read all about it
Read all about it
†♪†
Wreszcie dokończyłam jakąś serię, brawo ja ^^
Tak, to już koniec :3
Mam nadzieję, że książka się podobała, bo mi osobiście bardzo dobrze się ją pisało, to moje dziecko ❤
Czekam na opinie .ω.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro