Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

†3†

- O! Albo gdy miałem jakieś trzynaście lat, kolega z zajęć chciał się pochwalić nowym fletem. Picardo, kojarzysz? - spojrzał na rozbawionego poprzednią opowieścią Taehyunga, który pokiwał głową, wciąż chichocząc i ocierając łzy śmiechu. Widząc ten cudowny uśmiech, Jungkook sam uniósł kąciki ust, podejmując przerwaną historię. - Na nieszczęście dostał model z etui, które wyglądało jak metalowe dildo. Nasza nauczycielka albo była głupia, albo niedowidziała, bo zabrała mu zamkniętego w etui picarda i zadzwoniła do jego rodziców z pretensjami, że ich syn przynosi na lekcje zabawki erotyczne - roześmiał się na wspomnienie tego dnia, a szatyn rozchichotał się jeszcze bardziej.

Taehyung nie mógł oderwać wzroku od bruneta, aktualnie zajętego sączeniem przez pokręconą słomkę swojego bananowego shake'a. Wiedział, że go zrani. Nic z tym jednak nie robił, nie chcąc stracić namiastki szczęścia, które czuł przy Jungkooku. W końcu nie pamiętał nawet, kiedy ostatnio się szczerze śmiał, a dzisiaj robił to niemal co chwilę. Denerwował go jego własny egoizm, jednak cóż zrobić, gdy ma się przed sobą takiego cudownego chłopaka?

Chwilę siedzieli w komfortowej ciszy. Znaczy, komfortowej dla Jeona. Dla starszego liczyła się każda sekunda. Gdyby mógł, zatrzymałby czas, by ten nie upływał. Jedna sekunda ciszy, to jedna sekunda mniej do jego śmierci. Nie wiedział, kiedy finalnie ona nastąpi, jednak pierwszy raz zaczął bać się owego widma. Pierwszy raz czuł, że odchodząc nie zamknie automatycznie drzwi oznaczonych jego imieniem. Ktoś wciąż będzie miał do nich klucz.

I ten ktoś siedzi pół metra przed nim.

- Taeś - brunet oderwał usta od słomki. - Jesteś strasznie spięty, coś nie tak? - spytał z troską, a następnie położył lewą dłoń na bladoróżowym kawiarnianym blacie.

Kim pokręcił głową, aż zahuśtał swoją grzywką.

- Nie, po prostu się zamyśliłem - wysilił się na delikatny uśmiech. Poprawił roztrzepane włosy. - Przepraszam.

- Nie przepraszaj - Jungkook uśmiechnął się ciepło. Uniósł leżącą na stoliku rękę, złapał w dwa palce zabłąkany kosmyk włosów przy skroni szatyna i założył go za ucho. Zsunął dłoń na policzek dostającego palpitacji serca Taehyunga, przytulając do niego jej wnętrze. Pogładził gładką skórę kciukiem, chyba chcąc coś powiedzieć, zaraz jednak zmarszczył brwi i przeniósł rękę na czoło starszego. - Jesteś strasznie rozpalony.

Kim zadrżał w obawie, że chłopak czegoś się domyśli. Wiedział, że to głupie, lecz chciał utrzymać go w nieświadomości tak długo, jak się da. Niechętnie, lecz z koniecznością, odsunął od siebie bardzo przyjemną w dotyku dłoń.

- Nie przejmuj się - na jego twarz wpłynął lekki grymas, bo znów zaczęła boleć go głowa. - Ja tak mam.

Jeon przekrzywił lekko głowę, chyba nie bardzo wierząc w te słowa. Ostatecznie jednak wciąż niezbyt przekonany pokiwał głową.

- Mam pomysł - zaczął, wyjmując portfel - może przenocowałbyś dziś u mnie? - spytał z uśmiechem, wyciągając kilka banknotów.

- Zostaw - szatyn złapał go za nadgarstek, gdy ten chciał położyć pieniądze na czerwonej tacy. - Ja zapłacę.

Jungkook pokręcił głową, strzepując z siebie rękę Taehyunga. Położył banknoty na tacy, przy ustawionych na niej dwóch wysokich i pustych już szklankach, i dodatkowo przykrył papierki dłonią, by Kim nie mógł ich zabrać i oddać.

- Ja zapraszam, ja płacę - wyszczerzył ząbki do naburmuszonego starszego i wstał, zabierając swoją kurtkę, by podać mu rękę i pomóc się podnieść. - A teraz nie marudź i chodź, bo zmienię zdanie i cię tu zostawię.

†♪†

- To twoje? - spytał Jungkook, gdy weszli do pokoju szatyna. Podszedł do leżącego na łóżku pokrowca i usiadł na granatowej pościeli w planety, delikatnie biorąc instrument w dłonie.

- Skoro tu leży, to raczej tak - wzruszył ramionami i wrócił do pakowania ubrań i innych niezbędników do nocowania, wiedząc już, że Jeon jest zbyt idealny, by być prawdziwym. No bo który normalny chłopak jest jednocześnie piękny, kochany, zabawny, uczynny, miły i w dodatku z takim uczuciem odnosi się do wszelkich instrumentów? A brunet jeszcze przesiedział z Taehyungiem w ciemnościach dobrą godzinę w samochodzie, bo deszcz znów postanowił zaatakować poszarzały już śnieg, robiąc z niego jeszcze większą i jeszcze bardziej zniechęcającą papkę, a szatynowi podwyższyła się temperatura, którą zaniepokojony pianista ze wszystkich sił starał się opanować. Ku zdziwieniu Jungkooka, sama spadła (z jego niewielką pomocą), jednak na szczęście nie zadawał żadnych pytań.

- Uwielbiam skrzypce - brunet rozsunął pokrowiec i wyjął z niego zadbany instrument. Przesunął palcami po strunach i zamknął oczy.

Taehyung zerknął na młodszego, zadowolony, że ten akurat teraz wpadł w swoistego rodzaju trans. Przełknął ślinę i z szuflady szafki nocnej szybko wyciągnął kilka opakowań z tabletkami, a następnie wepchnął je do bocznej kieszeni swojego plecaka. Spojrzał na Jeona i westchnął z ulgą, bo ten chyba nic nie zauważył.

- Zagrałbyś mi na nich? - spytał Jungkook, unosząc wzrok znad skrzypiec.

- U ciebie, zgoda? - poprosił Kim zduszonym głosem. Nie miał pojęcia, czemu się zgodził. Do tej pory jego grę słyszał tylko on, Namjoon i pani psycholog, do której co parę miesięcy zmuszany był chodzić, by mogła sprawdzić, jak sobie radzi po zaistniałych wydarzeniach. Zwalił wszystko na piękne oczy bruneta, które błyszczały w tej chwili zupełnie inaczej, niż wcześniej.

†♪†

- ... Woah - szepnął Kim, podając dłoń młodszemu, który dżentelmeńsko wystawił mu swoją, by pomóc wyjść z czarnej, toyoty. - I mieszkasz tu sam? - spojrzał na zatrzaskującego drzwi samochodu Jungkooka. - Nie wierzę.

Brunet zaśmiał się i schował kluczyki do kieszeni, splatając palce wolnej dłoni z tymi Taehyunga, bo w drugiej trzymał pokrowiec ze skrzypcami. Pociągnął go za rękę w stronę białej, oświetlonej skromnie willi. Niższy też mógł pochwalić się całkiem sporym domem, jednak ten wyglądał bardziej jak mały pięciogwiazdkowy hotel, aniżeli zwykłe mieszkanie.

- Sam. Rok temu, na osiemnaste urodziny, uzyskałem od rodziców przywilej mieszkania samemu. Chciałem zwykły dwupiętrowy domek, ale oni twierdzili, że wysoko urodzony chłopak musi żyć godnie - przewrócił oczami i puścił dłoń szatyna, by móc wyjąć z kieszeni spodni klucze, którymi następnie otworzył dwudrzwiowe wejście. Oczywiście przepuścił Taehyunga pierwszego. - Właściwie byłem dzieckiem z chorymi na ambicję rodzicami. Dopiero po paru latach od rozpoczęcia nauki pokochałem grę na fortepianie - zdjął kurtkę oraz buty i odłożył klucze od domu i te samochodowe na stojącą w korytarzu szafkę. - Właściwie stało się to wtedy, gdy grałem na pogrzebie dziadka, który poniekąd mnie wychował - uśmiechnął się do siebie. - Kochałem go bardziej, niż resztę mojej rodziny razem wziętą.

- Przykro mi - szepnął Kim, zwieszając głowę. Jego rodzice dawno temu się go wyparli, co było według niego gorsze od historii Jungkooka, lecz i tak mu współczuł.

- Ee tam - Jeon machnął ręką, drugą ponownie łapiąc dłoń Taehyunga, który musiał przyznać, że stęsknił się za tym ciepłem. - Jesteśmy tu i teraz, nie ma sensu rozdrapywać starych ran - ruszył z chłopakiem do salonu, który na jego prośbę zapalał po drodze wszystkie napotkane światła, i puścił go dopiero przed ogromną, białą kanapą. Odłożył na nią zdjęty z ramienia plecak starszego i jego skrzypce. - A teraz mi zagrasz? - zrobił maślane oczka, kucając przed szatynem, który usiadł na kanapie, nie mogąc zbyt długo stać, czego Jungkook nie wiedział.

Kim wypuścił głośno powietrze, zagryzając dolną wargę i odwracając wzrok. Po kilku sekundach westchnął ciężko i chwycił swoje skrzypce, wyjmując je z pokrowca, na co Jeon wstał i uradowany klasnął w dłonie. Wyglądał tak pociesznie, że Taehyung nie mógł się nie zaśmiać.

Stanął przed siedzącym na kanapie brunetem, kurczowo ściskając w lewej dłoni skrzypce, a w prawej smyczek. Zamknął oczy, by nie widzieć wpatrzonego w niego Kooka i przyłożył smyczek do strun.

Zaczął krótkim i szybkim szarpnięciem, po którym chwilowo nastała cisza. Ponownie wykonał ruch ręką, tym razem dłuższy, podczas którego całkowicie się wyłączył. Elements (media) rozbrzmiewało w obszernym salonie, a on zapomniał o wszystkim. Uwielbiał ten stan. Zapomniał, że wyniszcza się od środka. Zapomniał o rodzicach. Zapomniał o siedzącym przed nim Jungkooku. Zapomniał o bólu, pulsującym w całym jego ciele. Po prostu trwał.

Gdy skończył grać, chwilę jeszcze stał w tej samej pozie, w której zaczynał. Opuścił ręce i otworzył oczy, prawie dostając zawału. Jego twarz znajdowała się jakieś pięć centymetrów od tej Jungkooka. Nawet nie wiedział, kiedy brunet zdążył aż tak się do niego zbliżyć.

- C-co... - zająknął się, jednak po spojrzeniu w oczy młodszego, zamarł.

Mówią, że oczy są oknem duszy. Czasem to się zgadza, czasem wręcz przeciwnie. Oczy Jungkooka były inne. Taehyung miał wrażenie, że chłopak wzrokiem zdejmuje z niego kolejne płachty, odsłaniając nieco zakurzoną prawdę.

Prawdę, która wraz z zetknięciem się ich warg, nabrała nowego życia.

†♪†

- Jungkookie? - szepnął zaspanym głosem i otworzył sklejone powieki. Przetarł oczy dłońmi, siadając na ogromnym łożu Jeona.

Pianista siedział przy oświetlonym lampką biurku pod ścianą, zawzięcie coś pisząc. Nucił pod nosem nieznaną szatynowi melodię.

Taehyung stłumił ziewnięcie i owinął się ciepłą kołderką, następnie zsuwając się z materaca. Podreptał do swojego chłopaka, po drodze prawie potykając się o za długą kołdrę. Spojrzał przez ramię bruneta, unosząc brwi. Jungkook w grubym zeszycie w pięciolinię zapisywał kolejne zgrabne nuty, których Kim niestety nie zdążył rozczytać, bo młodszy zauważył, że ktoś narusza jego prywatność i zatrzasnął zeszyt.

- Ładnie to tak podglądać? - zaśmiał się, otwierając ramiona i obkręcając się z fotelem, by być przodem do szatyna, który chętnie usiadł bokiem na jego kolanach, opierając głowę o jego ramię. - Czemu nie śpisz? - objął go w pasie i cmoknął w skroń.

Starszy wzruszył ramionami.

- Nie wiem, chyba to przez to, że nie było cię przy mnie - zarumienił się i wbił twarz w szyję Jungkooka, nie chcąc, by ten zauważył na jego policzkach te irytujące plamy.

Jeon zachichotał rozczulony.

- Zaraz wrócę - wymruczał w jego włosy. - Natchnęło mnie, by napisać utwór na skrzypce i fortepian - wyjaśnił swoją ucieczkę z łóżka. - Chcę nagrać go z tobą.

†♪†

Kolejne kilka dni spędzili razem, głównie w małej sali nagrań, która zajmowała jeden z pokoi willi Jungkooka.

Taehyung sam nie wierzył, że się zgodził. Krwotoki z nosa, mocne bóle i gorączka pojawiały się coraz częściej, a on zwyczajnie się bał. Bał się tego, że Jeon coraz bardziej się o niego martwi. Bał się tego, że im obydwu zależy zbyt mocno.

Mimo tego wszystkiego, czerpał prawdziwą przyjemność z grania razem z brunetem, który chyba był perfekcjonistą, bo mimo tych dni, spędzonych na nagraniach, wciąż coś mu nie pasowało, co chwilę coś zmieniał.

Najbardziej przeszkadzało mu to, że wciąż nie słyszał nawet kawałeczka końcowej wersji. Co, jeśli nie doczeka do jej wysłuchania?

†♪†

- No ale Kookie no! - zajęczał. - Kiedy skończysz?

- Taeś, jeszcze trochę - Jungkook westchnął. - To musi być perfekcyjne. Nie mogę zrobić tego byle jak.

Kim burknął coś pod nosem, odchylając głowę do tyłu i kładąc ją na oparciu kanapy. Czuł się coraz gorzej. Strach jeszcze bardziej się wzmocnił.

- Tęsknię - szepnął do słuchawki, zaciskając mocno oczy. - I kocham.

- Też, słońce. Spotykamy się jutro, prawda?

Szatyn przełknął gęstą ślinę. Opuścił głowę, po omacku szukając opakowania chusteczek. Przytknął jedną do nosa.

- Jasne - powiedział zduszonym głosem. Sam nie wierzył w swoje słowa, łzy spływające po jego policzkach tylko to podkreślały. - Muszę kończyć, kocham cię.

- Ja ciebie mocniej - cichy, cudowny śmiech. - Pa, kochanie.

- Pa... - pożegnał się i opuścił telefon. Zacisnął palce na urządzeniu, próbując zapanować nad płaczem i kolejnym tego dnia krwotokiem.

Wcisnął numer szybkiego wybierania i przyłożył telefon z powrotem do ucha.

Pierwszy sygnał.

Jęknął z bólu.

Drugi sygnał.

Odsunął od nosa zakrwawioną chusteczkę. To i tak nic nie dawało.

Trzeci sygnał.

Pierwsza kropla krwi spadła na jego białą koszulkę.

- Halo?

- Hyung - wyszeptał słabo, ledwo dając radę utrzymać telefon przy uchu. Walczył z samoistnie zamykającymi się powiekami i kłującym bólem w sercu, który nie miał nic wspólnego z jego aktualnym stanem. - Przyjedź... Proszę...

At night we're waking up the neighbours

While we sing away the blues

Making sure that we remember

Yeah, Cause we all matter too

If the truth has been forbidden

Then we're breaking all the rules

So come on, come on

Come on, come on

†♪†

Jednak nie three-shot ┐( ̄ヮ ̄)┌
Proszę ładnie o gwiazdki i komentarze (☆^ー^☆)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro