†2†
- Taehyung? - Namjoon otworzył wejściowe drzwi, od razu zdejmując buty. Odwiesił kurtkę na wiszący na ścianie haczyk, kierując się do salonu, skąd dobiegło zduszone ,,tu jestem".
- Kryzys opanowany - wymamrotał szatyn, zerkając na wchodzącego do pomieszczenia starszego. Powoli opuścił głowę, odsuwając od nosa zakrwawioną chusteczkę. Po sprawdzeniu, czy krwotok wreszcie ustąpił, zerwał się z dużej, skórzanej kanapy, z zamiarem pozbierania walających się wszędzie papierków.
- Siedź, ja to pozbieram - powstrzymał go blondyn, co Taehyung zbył przewróceniem oczami.
- Jeszcze nie umieram - prychnął, schylając się po leżącą na puchatym dywanie jedną z wielu zakrwawionych chusteczek. - Umiem sam po sobie posprzątać.
- Jak chcesz - westchnął Namjoon, wiedząc, że kłócenie się nie ma sensu. Usiadł, a raczej zapadł się, w jednym z dwóch foteli, zrobionych z identycznego materiału, co kanapa, z zamiarem przełączenia kanału telewizyjnego. - Gdzie pilot? - spytał, gdy nigdzie nie mógł znaleźć przedmiotu, umożliwiającego mu wyłączenie dennej dramy, w której finał zapewne będzie taki sam, jak we wszystkich innych romansach - pocałunek w deszczu lub coś równie romantycznego.
- Gdzieś na pewno - odparł młodszy Kim, nie szczędząc swoim słowom złośliwości. Od pamiętnej wizyty w filharmonii ciągle nie miał chumoru, a więc już jakieś cztery dni na oderwanie od rzeczywistości pozwalała mu jedynie gra na skrzypcach.
Wyższy tylko westchnął, w końcu znajdując pilot w szczelinie między siedzeniem, a podłokietnikiem jego fotela.
- Znalazłeś jakieś informacje o tym chłopaku? - spytał, przeskakując kanały, których było dobrze ponad tysiąc. Od razu dało się zauważyć, że nie szuka niczego konkretnego.
- Tak jakby - Taehyung wyrzucił do kuchennego kosza na śmieci ostatnią chusteczkę i wrócił do salonu. Wystarczyło, aby obszedł ogromny stół, którego i tak nie używał, bo zazwyczaj jadał przy małym stoliku przed kanapą. O ile akurat w ogóle miał apetyt. - Wiem tylko, że nazywa się Jeon Jungkook i mieszka w Seulu - opadł ciężko na kanapę. - Po co tak właściwie go szukam? Człowiek jak człowiek, jest takich miliony.
- Bo chyba sam dobrze zauważyłeś, jaki on ma na ciebie wpływ - wyjaśnił spokojnie Namjoon, zatrzymując się na jednym z ostatnich kanałów. Jego nazwa była jakaś taka nieczytelna i dopiero po chwili z opisu przeczytał, że to polski. Kojarzył tylko, że pochodził stamtąd Chopin.
- Chuj mnie to obchodzi - warknął młodszy Kim. Odchylił głowę do tyłu, kładąc ją na oparciu kanapy. Wpatrzył się w sufit. - A nuż zacznie mu zależeć i co wtedy zrobię? Prędzej czy później umrę. Nie chcę złamać mu serca.
Starszy Kim zagryzł wargę. Do huśtawek nastroju Taehyunga zdążył się przyzwyczaić - efekt uboczny branych przez niego leków, jednak wciąż nie rozumiał jego podejścia do świata. On nie dawał sobie szansy nawet na zwykłą przyjaźń. Skreślał sam siebie we wszystkich kontaktach.
- Naprawdę nie masz ani ksztyny nadziei? - spytał w końcu retorycznie, postanawiając zostawić ten polski kanał, na którym jakaś wystrojona kobieta krzyczała coś w nieznanym mu języku do grubszego mężczyzny. Zbytniej różnicy od koreańskich dram nie widział, jednak zawsze to jakaś odmiana. - Byłoby ci prościej.
Szatyn prychnął i oderwał głowę od oparcia kanapy, zerkając sceptycznie na starszego.
- Tak, na pewno byłoby mi prościej ze świadomością, że poznam kogoś i kilka dni, no, może tygodni, później ten ktoś zostanie sam - pokiwał głową w udawanym zrozumieniu, a następnie skrzywił się i przyłożył dłoń do już rozpalonego czoła. - A teraz weź się na coś przydaj i podaj mi z szafki tamten kocyk w kotki.
†♪†
- Tęskniłam - szepnęła do ucha Namjoona niska brunetka, ubrana w czarną sukienkę za kolana.
- Też - odszepnął blondyn, jeszcze mocniej obejmując dziewczynę w talii. Mimo jej szpilek, i tak musiał lekko się pochylać, jednak nie wyglądał, jakby mu to przeszkadzało.
Taehyung westchnął, odwracając od pary wzrok, by mieli choć trochę prywatności. Zaczął kontemplować nietypowe ułożenie paprotników w doniczkach, lecz coś odwróciło od tego jego uwagę. I wcale nie były to dobiegające zza jego pleców głuche mlaśnięcia.
- Naprawdę mógłby pan uczynić mi ten zaszczyt?
- Oczywiście, panie Jeon! - Jeon... - Taki talent, w dodatku młody, nie może się zmarnować. Z wielką chęcią będę gościć tu pana ponownie.
I Kim już wiedział, że musi uciekać, bo głosy jak i dźwięki kroków stawały się coraz głośniejsze. A on nie był w stanie przeżyć konfrontacji z cudownym pianistą. I zapewnie nigdy nie będzie.
Dwie długie sekundy zastanawiał się, czy rzucić się w któryś z korytarzy, czy po prostu gdzieś się schować, jednak gdy już podjął decyzję, jego szczęście kolejny raz musiało się ujawnić i teraz na pewno zacierało łapki ze złośliwym śmiechem.
- Nic ci się nie stało? - usłyszał zmartwiony głos Jungkooka.
Taehyung dopiero po fakcie zauważył, że spojrzenie w górę było błędem.
- N-nie... - szepnął, tonąc w skrzących się oczach Jeona. Były duże i podkreślone idealną kreską, jednak szatyna najbardziej urzekł ich kolor - czekoladowy, w tym świetle niemal czarny.
Po dłuższej chwili odchrząknął zawstydzony, chwytając się wyciągniętej w jego stronę dłoni. Skóra nieco wyższego - co się później okazało, chłopaka była cieplutka, zupełnie inna od tej jego, wiecznie lodowatej. W dotyku przypominała jedwab i gdyby tylko mógł, szatyn najchętniej nigdy by jej nie puszczał.
Gdy Kim z pomocą Jeona podnosił się z ziemi, pechowo potknął się o własne nogi, wpadając w jego ramiona. Czuł się tak bardzo zawstydzony, że na jego dotychczas blade policzki wstąpiły urocze rumieńce. Chciał się wyrwać, by jeszcze bardziej się nie upokorzyć, jednak brunet mu to uniemożliwił, zaczynając chichotać i mocno go obejmując.
- Jesteś uroczy - skwitował z szerokim uśmiechem, przez który Taehyung ponownie się zawiesił, tym razem wgapiając się bezczelnie w malinowe usta młodszego. Miały kształt serduszka, a rozchylone w uśmiechu ukazywały dwa rządki białych ząbków. - Jak taki słodziak jak ty ma na imię, co? - spytał, luzując mocny uścisk.
- Taehyung... - mruknął, bezwiednie spuszczając wzrok na swoje stopy. Jakoś nie był w stanie trzymać się swojego postanowienia o nie nawiązywaniu kontaktów z innymi ludźmi. Nie, kiedy ten ciepły, wesoły wzrok zdawał się wypalać w nim dziurę. Czuł to mimo opuszczonej głowy.
- A więc, Tae, może wyjaśnisz mi, czemu biegasz po filharmonii, wpadając na Bogu winnych ludzi? - Jungkook założył ramiona, uwydatniając tym swoją muskulaturę. Z jego twarzy zniknął uśmiech, oczy jednak wciąż się śmiały.
Kim, nim odpowiedział, chwilę jeszcze smakował w myślach zdrobnienie jego imienia, które w ustach bruneta brzmiało zupełnie inaczej, niż wtedy, gdy nazywał go tak na przykład Namjoon. Wyraźnie czuł tą różnicę.
- Eem... - zająknął się, nie wiedząc jak to skomentować. No bo co miał niby odpowiedzieć? ,,Przepraszam, chciałem przed tobą uciec i pomyliłem korytarze"? No chyba nie.
By zyskać na czasie, rozejrzał się po pomieszczeniu, w którym stali. Byli prawie w wylocie korytarza, jeden krok i mógłby zobaczyć pomieszczenie, w którym wcześniej witał się Namjoon z dziewczyną. Teraz zapewne siedzieli już w fotelach na sali, czekając na koncert. Nie bardzo mu się jednak na niego śpieszyło. Najbardziej zdumiało go to, że nie zauważył nawet, kiedy zniknął mężczyzna, z którym Jungkook wcześniej rozmawiał.
Jego zamyślenie przerwał głośny śmiech pianisty. Ponownie przeniósł na niego wzrok, czerwony na twarzy. Czuł się głupio, w końcu to on był dwa lata starszy od 19-latka, a zachowywał się jak zakochana nastolatka.
- Wiesz co - zaczął brunet, wyciągając z wewnętrznej kieszeni fraka długopis. Zdjął zębami skuwkę i złapał w drugą dłoń prawą rękę Taehyunga. Podwinął rękaw jego marynarki i delikatnie przejechał kciukiem po bladym nadgarstku ze stanowczo zbyt widocznymi żyłami, na co ten delikatnie zadrżał, a na jego ciało wstąpiła gęsia skórka, co Jeon pewnie zauważył, ale na szczęście nie skomentował. Wyższy niebieskim tuszem zgrabnym pismem zapisał na skórze szatyna swój numer telefonu, na końcu dorysowując słodziutkie serduszko. - Spotkajmy się jutro, bo teraz muszę lecieć - uśmiechnął się, z powrotem chowając długopis. Poczochrał włosy starszego, odchodząc już wolnym krokiem. - Zadzwoń!
Taehyung teraz już kompletnie nie wiedział, co robić. W głowie czuł pustkę, w brzuchu ścisk, a na nadgarstku delikatne mrowienie, jakby dłoń Jungkooka wciąż tam była.
Spojrzał na rządek cyferek, zagryzając dolną wargę. Bał się, i to cholernie. Nie chciał zranić cudownego artysty, a uczyniłby to, zgadzając się na jego propozycję. Dotknął palcem narysowanego serduszka, czując przyjemne ciepło i powolne bicie swojego serca, bo kształt umieszczony był akurat na jego tętnicy. Ponownie uderzyło w niego, że jego serce, te prawdziwe, niedługo całkowicie się zatrzyma. Był jednak z lekka egoistą, a naprawdę zależało mu na brunecie, dlatego po prostu zakrył nadgarstek rękawem marynarki, odetchnął głęboko i ruszył na zapewne już rozpoczynający się koncert.
You've got a heart as loud as lion
So why let your voice be tamed?
Baby we're a little different
There's no need to be ashamed
You've got the light to fight the shadows
So stop hiding it away
Come on, Come on
†♪†
No to mamy drugi rozdział i powoli zbliżamy się do końca ^^ Nie jestem pewna, ale jeszcze jeden, ewentualnie dwa rozdziały :3
Mam nadzieję, że się podoba, bo ja osobiście kocham, choć angsty to stanowczo nie ja :/
Kocham was, pszczółki ❤❤ (idk czemu akurat tak, lubię)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro