•● Prolog ●•
Poczułam w kieszeni wibracje telefonu. Muzyka była zbyt głośna, żebym mogła usłyszeć, że ktoś do mnie dzwoni. Nic sobie z tego nie robiłam i nawet nie miałam zamiaru zobaczyć kto to. Chyba wlany we mnie alkohol miał na to wpływ. Wypatrywałam w tłumie pijanych ludzi Jacoba i Madeline. Zdecydowanie nie należało to do łatwych zadań. Nagle ktoś popchnął mnie i niezdarnie upadłam na podłogę.
- Przepraszam, nic ci się nie stało? - zapytał z troską w głosie.
Chyba go znam... tak mi się przynajmniej wydaje. Jednak nie byłam w stanie skojarzyć kim jest. Podniosłam wzrok na osobę, która mnie tak urządziła, ale nie dane było mi zobaczyć kto to, ponieważ zaczęło kręcić mi się w głowie.
- Nie, jest w porządku - skłamałam, a chłopak pomógł mi wstać.
- Może lepiej gdzieś usiądź - powiedział, znikając powoli w tłumie.
Zrobiłam to, co polecił i już chwilę później czułam się dobrze. Telefon znowu zaczął wibrować.
Czego ktoś chce ode mnie o tej godzinie?!
Zdenerwowana wyjęłam go z kieszeni, a moja mina złagodniała, gdy zobaczyłam kto dzwoni. Odebrałam, ale nie słyszałam co mówił mój tata.
- Poczekaj chwilę! Nic nie słyszę! - krzyczałam do telefonu z nadzieją, że zrozumie o co mi chodzi. Odeszłam trochę dalej od głośników, z których wydobywała się ogłuszająca muzyka. Zatkałam palcem jedno ucho, dzięki czemu mogłam cokolwiek usłyszeć. W słuchawce rozległ się głośny szloch.
- Tato, co się stało? - zapytałam zmartwiona ale nie odpowiadał. Powtórzyłam więc pytanie, tym razem z naciskiem.
- Mama... - zaczął, ale nie dokończył.
- Co?
- Miała wypadek. - powiedział z raniącym moje uszy bólem. - Ona... nie żyje.
Dalej już nic nie słyszałam. Wypuściłam telefon z ręki, a z moich ust wydobył się przeraźliwy krzyk. Poczułam jak moje serce rozpada się na tysiące małych kawałków. Oparłam się o najbliższą ścianę,po czym zaczęłam uderzać o nią pięściami, nie wierząc w to,co usłyszałam. W końcu z braku sił osunęłam się po niej i zaczęłam szlochać. Mimo wypitego alkoholu wszystko do mnie dotarło.
Poczułam jak ktoś kuca obok mnie i zamyka w szczelnym uścisku.
Adrien.
- Zostaw mnie! - próbowałam się wyrwać - Puszczaj!
Jednak on nie ustępował. Mocno mnie trzymał, dopóki nie zabrakło mi sił na walkę. Poddałam się i wtuliłam w jego tors, głośno szlochając.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro