9.
- Mamy wyniki - gwałtownie się obróciłam, nie wiedząc, że w pokoju nie jestem sama. Ten sam lekarz, który wcześniej ze mną rozmawiał, promiennie się uśmiechał, jakby coś go cieszyło. Przełknęłam głośno ślinę i popatrzyłam mu odważnie w
oczy. - Najpierw dobra czy zła wiadomość?
- Emm... zła - splotłam ręce, po czym utkwiłam w nich wzrok.
- Jesteś odwodniona - powiedział krótko. - Na twoje szczęście w niedużym stopniu, ale jednak. Trochę dziwi nas to, że już w tym stanie wystąpiły omdlenia, lecz każdy człowiek ma inny organizm i reaguje inaczej.
- W takim razie jaka jest dobra? - odparłam.
- Po twojej wczorajszej minie wnioskuję, że wręcz wspaniała. Nie jesteś w ciąży - przeczesałam dłonią włosy i w tym samym momencie zaczęłam się śmiać, a on razem ze mną. Nie wiem dlaczego, ale nie ma to teraz dużego znaczenia.
- Takiej reakcji nie widziałem od czasu, kiedy zacząłem tu pracować - powiedział, gdy jego śmiech trochę ucichł. - Podamy ci kroplówkę, żebyś nabrała sił i dostaniesz wypis. Pamiętaj, że musisz bardzo dużo pić przez najbliższy czas, aby wszystko wróciło do normy. I nie lekceważ tego. Chyba nie chcesz znowu trafić do szpitala - jego wyraz twarzy momentalnie zrobił się poważny. Skinęłam głową, a mężczyzna nacisnął na klamkę. - A i jeszcze jedno... Twój chłopak czeka na korytarzu - rzucił, posyłając mi ostatnie, radosne spojrzenie i wyszedł.
Że kto?
Zaraz po tym do sali weszła osoba, której w tym momencie potrzebowałam najbardziej. Taki mały sarkazm.
- Co ty tu do cholery robisz? - nie miałam zamiaru ukrywać swojego niezadowolenia.
Zignorował to pytanie i przysunął niskie krzesło do mojego łóżka.
- Czego ty człowieku znowu ode mnie chcesz? - jęknęłam zamykając oczy.
- Nie traktuj mnie tak - chwycił mnie za rękę i ku mojemu zdziwieniu wcale jej nie wyrwałam.
Mam chyba jakieś zaburzone reakcje...
- Nie wiem o czym mówisz - powiedziałam zachrypniętym głosem i spojrzałam na niego, co prawdopodobnie było błędem, bo ten przeszywał mnie wzrokiem.
Celowo przygryzł wagę i zawadiacko się uśmiechnął. Nie odpowiadając przysunął się bliżej i patrzył mi głęboko w oczy. Czułam jego ciepły oddech na mojej twarzy. Zjechał wzrokiem na moją szyję i bez zastanowienia złożył na niej pocałunek, przygryzając mi skórę. Z moich ust wydobył się cichy jęk, którego nie udało mi się zahamować.
Skarciłam się za to w myślach, a on odsunął się i popatrzył na mnie z triumfalnym uśmieszkiem. Moje policzki pokryły dwa duże rumieńce.
- Właśnie o tym. Przecież widzę jak reagujesz na mój dotyk. Dlaczego nie dajesz mi się do ciebie zbliżyć? - jego ogniki w oczach zgasły, które zastąpiło coś w rodzaju zwiedzenia pomieszanego ze smutkiem.
- Ja... ja nie wiem... - w tym momencie zmiękłam i nie umiałam już grać takiej suki, którą trochę byłam w stosunku do niego. - Czego ode mnie oczekujesz? - chyba nie spodziewał się takiego pytania, zresztą ja też, bo zapadła cisza.
- Chcę, żebyś dala mi szansę - odpowiedział po chwili namysłu i popatrzył na mnie błagalnie. - Nie jestem taki jak oni. Pozwól mi to pokazać. Proszę... - zaskoczył mnie. I to bardzo.
Z jednej strony chcę go poznać, ale z drugiej boję się tego, że jednak się na nim przejdę. Co, jeśli okaże się dupkiem? Naprawdę nie mam pojęcia co zrobić.
- Zastanowię się nad tym ok? - zapytałam wzdychając.
- Dobrze. Dam ci tyle czasu ile będziesz potrzebować. Tylko pamiętaj, że ja nie chcę cię
skrzywdzić - przytulił mnie i wyszedł, zostawiając z bitwą myśli.
===
Kto mi kupi ciastka? ;_;
❤❤
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro