5.
Do szkoły na szczęście zdążyłam. Co prawda w ostatniej chwili, ale jednak. Nawet nie miałam czasu z nikim pogadać.
Dostałam od kogoś papierową kulką w głowę. Odwracam się w tamtą stronę i widzę jak Jacob wymawia bezgłośnie 'przepraszam'. Szybko ją rozwinęłam.
"Na tej przerwie za szkołą. Musimy pogadać."
Posyłam mu pytające spojrzenie. On spoglądał na mnie obojętnie, ale w jego oczach dostrzegłam zmartwienie. Dosłownie przez ułamek sekundy. Muszę dowiedzieć się jak najszybciej co się stało. Przez resztę lekcji cały czas wierciłam się na krześle, przez co nauczycielka ciągle chciała mieć pewność, że wszystko jest w porządku. Co chwilę o to pytała i coraz bardziej mnie irytowała. W końcu nie wytrzymałam i nawrzeszczałam na nią, żeby przestała się interesować, przez co dostałam naganę. Kiedy zadzwonił upragniony dzwonek, wrzuciłam w pośpiechu książki do plecaka i popatrzyłam na ławkę chłopaka, ale jego już nie było. Szybkim krokiem wyszłam z sali i udałam się w ustalone miejsce. Tak jak myślałam, czekał. Podeszłam do niego i nie zdążyłam nawet wymówić zwykłego "hej", bo on bez słowa mnie przytulił. Trwaliśmy tak jakieś 10 minut? Chyba coś koło tego. Przez ten czas żadne z nas się nie odezwało. Wreszcie oderwaliśmy się od siebie i usiedliśmy na pobliskiej ławce.
- Co się stało? - zapytałam.
- Rozmawiałaś dzisiaj z Madeline?
- Nie, nawet jej nie widziałam - odparłam od razu. - O co chodzi?
- Od rana mnie ignoruje. Nie odpisuje na smsy, nie odbiera. Unika mnie jak tylko może. Nie ma jej dzisiaj w szkole, więc nie mogę z nią tego wyjaśnić. Nie wiem, co ja takiego zrobiłem - zakrył dłońmi twarz.
- Musisz się trochę uspokoić. Na pewno wszystko z nią w porządku - zaczęłam mówić, ale nie dał mi dokończyć.
- Cholera, Soph! Jak mam być spokojny, kiedy moja dziewczyna nie daje znaku życia? - uniósł się, na co spuściłam głowę. - Przepraszam - powiedział już spokojniej. Wyjęłam swój telefon z kieszeni i wybrałam numer przyjaciółki.
Pierwszy sygnał... drugi... trzeci i nic.
- Ode mnie też nie odbiera - mruknęłam cicho.
- Jadę do niej - gwałtownie wstał i ruszył w kierunku swojego samochodu.
- Czekaj! Jadę z tobą - dogoniłam go.
Wsiadł do pojazdu, ja zaraz za nim. Ruszył z piskiem opon i kilka minut później parkował pod domem Mad. W czasie jazdy nie odezwał się ani słowem. Podszedł do drzwi i zadzwonił dzwonkiem. Po dłuższym czasie otworzyła jej mama.
- Dzień dobry, jest Madeline? - zapytał prosto z mostu.
- Tak, jest u siebie. Wchodźcie - pokazała ręką w głąb domu.
Po jej minie wywnioskowałam, że nie spodziewała się nas o tej porze. Chłopak od razu zaczął wchodzić schodami na górę, a ja ledwo za nim nadążałam. Drzwi do jej pokoju były lekko uchylone. Zmierzaliśmy w tamtą stronę, ale usłyszałam, że z kimś rozmawia, więc szarpnęłam chłopaka za koszulkę, a ten od razu się odwrócił.
- Stój, poczekajmy aż skończy rozmowę. Wtedy wejdziemy - wyszeptałam. Pokiwał głową, dając mi tym samym znak, że się zgadza.
- Powiedziałam matce, że źle się czuję, więc zostałam w domu. To nie jest ważne... Liczy się tylko zakład. Wygram go. No na pewno, jeszcze zobaczymy - zezłościła się.
- Z kim ona gada? - zmarszczyłam brwi.
- Skąd mam wiedzieć? Nie podoba mi się to. Wchodzimy - powiedział stanowczo.
Weszliśmy do pomieszczenia, a Mad zaczęła robić coś, co według niej chyba miało przypominać kaszel. Widziałam po Jacobie, że nie dał się na to nabrać.
- O, hej. Czemu nie jesteście w
szkole? - zapytała podenerwowana.
- O to samo możemy zapytać ciebie - powiedział.
- Chyba jestem chora. Dzięki za odwiedziny, ale powinniście już iść nie chcę was zarazić - mówiła cicho.
- Zaraz idziemy, ale wy chyba musicie chwilę porozmawiać. Będę na zewnątrz - odezwałam się. - Trzymaj się kochana - dodałam.
Schodząc po schodach usłyszałam dźwięk tłuczonego szkła. Poszłam w tamtą stronę, gdzie okazało się, że mama dziewczyny po prostu stłukła szklankę.
- Pomogę pani - podeszłam do niej, a ona zaczęła zbierać największe kawałki. Posprzątałam z nią ten bałagan i miałam się już żegnać, ale mnie zatrzymała.
- Jak się czuje? Byłam pół godziny temu i mówiła, że ma gorączkę - martwiła się, a ona tylko udawała.
- Nie wygląda najgorzej. Do jutra powinno jej przejść - wymusiłam u siebie słaby uśmiech.
- To dobrze. Co jej jest? Od wczoraj chodzi smutna, prawie się do mnie nie odzywa - zagadnęła.
- Niestety nie wiem nic na ten temat - po części skłamałam. Też to zauważyłam. Zrobiła się taka tajemnicza. Może miała jakiś problem? Muszę z nią porozmawiać, ale nie sądzę, żeby mi powiedziała.
Wyszłam z tego domu i wsiadłam do samochodu. Zniecierpliwiona czekałam na przyjaciela, który przyszedł po kilku minutach. Zapiął pasy i odjechał.
- Wyjaśniliście sobie coś? - zapytałam.
- Powiedziała, że miała wyciszony telefon i nie słyszała, gdy dzwoniłem - spokojnie odpowiedział.
- Wydaje mi się, że ona coś ukrywa - zauważyłam jak zaciska szczękę.
- Sam nie wiem. Muszę sobie wszystko przemyśleć.
Wolałam się już nie odzywać, żeby go nie zdenerwować. Odwiózł mnie do domu, a ja pocałowałam go na pożegnanie w policzek.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro