3.
Po skończonych lekcjach pożegnałam się z przyjaciółmi i wyszłam z budynku. Szłam powoli, bo autobus przyjeżdżał dopiero za 40 minut. Miałam więc dość sporo czasu, dlatego postanowiłam pójść do kawiarni i zjeść coś słodkiego.
W pewnym momencie usłyszałam za mną kroki, które przerodziły się w bieg, więc trochę przyśpieszyłam.
- Sophie, zaczekaj! - krzyczał zdyszany. W końcu mnie dogonił i mogłam zobaczyć kim jest. Spodziewałam się każdego, tylko nie jego. Należał do paczki, o której rozmawiałam z Mad na stołówce. Był liderem. Nie wiedziałam czego ode mnie chciał i nawet mnie to nie interesowało. Nie lubiłam takich ludzi jak on. Nie oceniałam go po wyglądzie. Ja po prostu wiedziałam jaki jest.
- Co chcesz? - zatrzymałam się.
- Chcę cię bliżej poznać - przybliżył się trochę i uśmiechnął, a moje nogi zrobiły się jak z waty. Zatkało mnie. Stałam chwilę, nie wiedząc co powiedzieć, ale wreszcie się ogarnęłam. Zaśmiałam się, a on zdezorientowany na mnie patrzył.
- Co się takiego stało, że jesteś miły dla plebsów? - powiedziałam.
- Podobasz mi się - powiedział prosto z mostu, ignorując mój ton głosu. Szeroko otworzyłam usta i próbowałam coś z siebie wykrztusić.
No dalej Soph, dasz radę.
- Mógłbyś sobie darować te żarty, bo ja nie będę twoim kolejnym obiektem do naśmiewania się - burknęłam.
- Jakie żarty? - udawał, że nie wie o co chodzi. - Mówię serio.
- Tak, a ja jestem Britney Spears - uśmiechnęłam się kpiąco.
- W sumie, to z wyglądu masz troszeczkę z nią wspólnego, ale twój tyłek jest lepszy - wyszczerzył się.
- Mam ci dziękować czy co? - zapytałam sarkastycznie. Ta rozmowa do niczego nie prowadzi. Mam jej już dość.
- Zawsze mogłabyś zacząć - znowu się przybliżył, ale lekko go odepchnęłam.
- Możesz zostawić mnie w spokoju? - zadałam to pytanie zirytowana.
- Ciebie? Nigdy. Do zobaczenia jutro - cmoknął mnie w policzek zanim w ogóle zdążyłam zrozumieć jego słowa i odszedł.
Nie wiedziałam o co mu chodziło. Po co do mnie zagadał? Chciał się ze mnie później pośmiać czy co? Tak, zdecydowanie. Próbując zapomnieć o całej sytuacji zdecydowałam się pójść w końcu do tej cukierni.
***
- Wróciłam! - krzyknęłam po otworzeniu drzwi.
Nikt nie odpowiadał, więc chyba jestem sama. Spojrzałam na
zegarek : 15.37. Tata powinien już dawno być w domu, ale pewnie pojechał coś załatwić. W każdym razie nie zastanawiałam się nad tym długo i poszłam do kuchni napić się szklanki wody. Nalałam sobie trochę i mój wzrok padł na stół, a raczej na kartkę, która tam leżała. Podeszłam bliżej, bo z takiej odległości nie dałabym rady jej przeczytać.
Mama kończy dzisiaj pracę późno, a ja będę wieczorem, bo mam dla Ciebie niespodziankę. Zostawiłem Ci pieniądze, tam gdzie zwykle. Zamów pizzę lub co chcesz.
Tata
W chwili, gdy skończyłam, usłyszałam dzwonek do drzwi. Odłożyłam szklankę i pobiegłam otworzyć. Myślałam, że to Jacob, ale on przecież zawsze wchodzi bez zaproszenia. Otworzyłam, a moim oczom ukazał się Adrien. W pierwszej chwili trochę mnie zatkało, ale szybko się ocknęłam.
- Czego ty znowu chcesz? - wywróciłam oczami. - I w ogóle to skąd wiesz gdzie mieszkam?
- Chętnie dotrzymałbym ci towarzystwa w domu - głupio się uśmiechnął.
- Tak się składa, że ja już je mam - powiedziałam szorstko.
- Ktoś tu jest? - spoważniał. Nie zdążyłam odpowiedzieć, bo zza mnie wyłonił się mój przyjaciel. Nie mam pojęcia kiedy tu przyszedł, ale prawdopodobnie użył do tego tylnego wejścia.
- A nie widać? - wtrącił się Jacob.
- Co ty tu robisz? - Adrien rzucił mu wściekłe spojrzenie.
- Raczej nie twoja sprawa. Chyba już na ciebie czas - zmarszczył brwi i czekał aż niechciany gość odejdzie, co ten po chwili uczynił, wcześniej coś marudząc pod nosem. Oparłam się o ścianę i zamknęłam oczy.
- Możesz mi wytłumaczyć co to było? - czekał na wyjaśnienia, ale ja nie wiedziałam co mam odpowiedzieć. - Soph, co on tu robił?
- Sama nie wiem. Nie mam pojęcia skąd ma mój adres - chłopak pokiwał głową na znak, że rozumie. - Masz ochotę na pizzę? - na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
- Jeszcze pytasz? - zaśmiał się krótko.
Zamówiłam dwie średniej wielkości. Jedna mięsna, a druga wegetariańska. Może wydawać się dużo, ale dla nas to nic trudnego to wszystko zjeść. Miała być gotowa dopiero za godzinę, więc zaproponowałam chłopakowi obejrzenie filmu. Oczywiście musiał wybrać horror, na co ja trochę pomarudziłam. Dobrze wie, że się ich boję. W połowie przyszło jedzenie, więc je odebrałam i postawiłam na małym stoliku przed nami. Jedliśmy tak łapczywie, że to musiało wyglądać, jakbyśmy nie mieli styczności z pożywieniem około miesiąca. Co ja poradzę, że oboje jesteśmy łakomi?
Tak się skupiłam na telewizorze, że kilka razy naprawdę się przestraszyłam. Ku mojemu zaskoczeniu Jacob wybuchł niekontrolowanym śmiechem, a ja nie wiedziałam dlaczego.
- Co cię tak bawi? - na to pytanie on jeszcze bardziej się roześmiał, a ja biedna żyłam w niewiedzy. Gdy uspokoił się na tyle, żeby mógł coś z siebie wykrztusić, spojrzał na mnie, próbując powstrzymywać kolejny napad śmiechu, co niezbyt mu wychodziło.
- Ten sos z czoła chyba nie będzie ci już potrzebny - wydyszał.
- Co? - dopiero chwilę później zrozumiałam o czym mówił.
Wytarłam twarz chusteczką, chichotając przy tym.
- Skoro się najadłaś, to teraz czas na twoje ulubione zajęcie, czyli... - czekał aż dokończę.
- Spanie? - udawałam głupią, a mój przyjaciel zrobił facepalma. Wstał i wyciągnął do mnie ręce, żeby mi pomóc.
- Chodź, referat czeka - powiedział, a ja jęknęłam i pomaszerowałam za nim na górę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro