Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2.

Szliśmy korytarzem, gdy spotkaliśmy naszego znajomego z równoległej klasy. Wymieniliśmy kilka zdań, bo trochę głupio było go zignorować i iść dalej. Oczywiście Jacob był na mnie wściekły i coś tam mruczał pod nosem.

Od zawsze miał problemy z panią Wiggle. Nienawidził jej, z wzajemnością. Wcale mu się nie dziwię, bo ta baba się na niego uwzięła i katowała różnymi dodatkowymi zadaniami, gdy odezwał się "bez pozwolenia".

Jak tylko skończyliśmy rozmawiać, biedaczek popędził pod klasę biologiczną. My szłyśmy powoli, nigdzie się nie śpiesząc. Na chwilę straciłyśmy go z pola widzenia, ale zaraz do nas dołączył. Stał sztywno przed drzwiami od sali i wpatrywał się w nie osłupiały. Były zamknięte, co oznaczało, że wiedźma jest już w środku. Nacisnęłam na klamkę, przedtem pukając, aby nieco złagodzić jej zdenerwowanie, a Madeline lekko popchnęła swojego chłopaka.

- Dzień dobry... przepraszamy za spóźnienie. Byliśmy u pielęgniarki - wymyśliłam na poczekaniu.

- Ach tak? To ciekawe, bo dzisiaj akurat jej nie ma - powiedziała ostro.

Ja i te moje pomysły.

- Sophie się pomyliło. Chodziło o nauczycielkę matematyki - Mad próbowała wybrnąć.

- Co za różnica - prychnęła. - Nie obchodzi mnie to. Macie być punktualni, co do sekundy! - zaczęła wygłaszać swoje poglądy, a ja spojrzałam na Jacoba. Parsknęłam śmiechem, nie mogąc się powstrzymać. Wyglądał jakby miał zaraz zemdleć ze strachu.

- Coś cię śmieszy? - zwróciła się do mnie. - Za twoje naganne zachowanie napiszesz na jutro referat. Temat dowolny - uśmiechnęła się
triumfalnie. - Siadajcie!

Na te słowa przestałam się śmiać i przez resztę biologii nawet się nie odzywałam, żeby nie pogarszać swojej sytuacji. Czekałam tylko na przerwę. Jak na zawołanie zadzwonił dzwonek. W mgnieniu oka spakowałam książki i skierowałam się z przyjaciółmi w stronę drzwi.

- O co ci chodziło? - zapytał zdezorientowany Jacob.

- Twój wyraz twarzy był okropnie zabawny. Szkoda, że siebie nie widziałeś - mówiłam przez śmiech. Nagle spoważniałam. Przypomniało mi się, że przecież muszę zrobić tą głupią pracę.

- Co jest? - zapytał zmartwiony.

- Nic, tylko muszę napisać ten
referat - cicho westchnęłam i  spojrzałam mu w oczy. - Dobrze wiem, że sobie z tym nie poradzę, a nie chcę dostać jedynki na samym początku szkoły - ciągnęłam.

- Ty serio myślałaś, że zostawię cię z tym samą? Przecież ci pomogę - szeroko się uśmiechnął.

- Nie, to moja kara, więc ja muszę to zrobić - zaprzeczyłam. - Zresztą miałeś się spotkać z Benem.

- O to się nie martw, zadzwonię do niego i wszystko odwołam - zapewniał.

- Na pewno? - niepewnie zapytałam.

- Tak, wpadnę po południu - odpowiedział.

- Dziękuję - szepnęłam i mocno go przytuliłam.

Szliśmy przez korytarz pełen uczniów, gdy Mad nagle się zatrzymała.

- Wy idźcie, a ja was dogonię - zaczęła i utkwiła wzrok w coś za mną. Z ciekawości odwróciłam się i zobaczyłam tylko grupkę szkolnych przystojniaków i ich pustych
Barbie. - Przyjdę za kilka minut.

- Wszystko w porządku? - zaciekawiłam się. Pokiwała głową i poszła. Popatrzyłam zdziwiona na przyjaciela, ale on tylko wzruszył ramionami.

Po matematyce i angielskim była pora lunchu. Jacob wcześniej narzekał, że jest głodny, więc znajdowaliśmy się teraz na stołówce. Ja jakoś nie miałam ochoty nic jeść, więc wzięłam sok. Usiedliśmy przy naszym ulubionym stoliku. Chwilę później doszła do nas Madeline. Widziałam, że coś ją gnębi, ale nie chciałam nic z niej na siłę wyciągać. Zastanawiałam się tylko o co mogło chodzić. Jej zachowanie przed matmą nie dawało mi spokoju. Na widok tej całej bandy zrobiła się jakaś inna, a teraz wyglądała, jakby biła się z myślami.

- Gdybyś miała możliwość dołączenia do grupy popularnych, zrobiłabyś
to? - wypaliła nagle.

- Nie. Są znani i lubiani, to fakt - przerwałam na chwilę. - Ale nie chciałabym być taka jak oni. Przy pierwszej lepszej okazji naśmiewają się z innych i myślą, że są od nich lepsi, a tak nie jest. Są rozpieszczeni, bo ich rodzice pozwalają im na wszystko. Drogie ciuchy, kosmetyki, samochody. Może to i fajne, ale czy zapewniłoby mi to szczęście? Raczej nie. Nie kupią miłości czy przyjaźni - dokończyłam. - Dlaczego pytasz?

- Po prostu - odpowiedziała. Wyraźnie była czymś zdenerwowana.

- Pamiętaj, że zawsze możesz mi powiedzieć, jeśli coś jest nie tak - powiedziałam.

Słabo się uśmiechnęła i skupiła wzrok na swoich dłoniach.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro