(9) wedding
Asan Pi, z prowizorycznym opatrunkiem na nodze, obserwuje zbliżającą się planetę Akana. Razem z BB-8 siedzi za sterami starego tankowca, wymieniając ze nim jakieś urywane zdania. Strzępy ich rozmowy docierają do sąsiedniego pomieszczenia, gdzie Jilleane zajmuje się zranionym ramieniem Damerona.
– Nie mamy odpowiedniego zaplecza medycznego – tłumaczy się Nova, nasączając fragment znalezionej gazy w butelce z alkoholem, także znalezionym na pokładzie – ale myślę, że na jakiś czas to powinno wystarczyć.
– Poradzę sobie – odpiera Poe. Gdy kawałek materiału dotyka jego nagiej skóry, zaciska zęby. – Ważne, żeby młodemu nic nie było.
Księżniczka ze skupieniem malującym się na twarzy, ostrożnie oczyszcza ranę.
– To było zaledwie draśnięcie. Asan lubi panikować – wyjaśnia. – Muszę to jakoś zawiązać, możesz przytrzymać gazę, kapitanie?
Dameron bez słowa zaciska dłoń wokół swojego ramienia, lekko dotykając zimnej dłoni Jilleane. Po jego plecach przechodzi nieprzyjemny dreszcz. Kobieta natomiast zrzuca na bok fragment płaszcza i rozrywa dół czarnej, długiej sukni. Poe przygląda jej się uważnie. Nova dzieli materiał na mniejsze kawałki i układa je sobie na kolanach.
– Dziękuję – rzuca ona tylko.
Bardzo sprawnie i szybko kończy jego opatrunek. Pilot domyśla się, że nie raz i nie dwa musiała robić podobne rzeczy. Ma za duże umiejętności, jak na kogoś, kto miałby zajmować się tym pierwszy raz. Kto wie, może to właśnie Pi był tym, na kim szkoliła swoje zdolności?
– To ja dziękuję – odpiera Poe, kiedy jej drobne rączki wygładzają materiał na jego ramieniu.
– Tylko tak mogę ci się odwdzięczyć za uratowanie nam życia – mówi w końcu. Wydaje się lekko zawstydzona i zakłopotana, jakby dopiero teraz dotarło do niej, że wcześniej zachowywała się jak rozkapryszona nastolatka.
– Cóż, taka robota – kwituje Dameron, siląc się na beztroski ton. Próbuje wzruszyć ramionami, ale w tej samej chwili z jego gardła wydobywa się cichy syk.
– Proszę uważać, kapitanie.
Poe skinąwszy głową, wstaje z twardego siedzenia. Nova robi to samo. Oboje ruszają w stronę kokpitu, gdzie Pi i BB-8 pilnują tego, aby statek nie zboczył z kursu. Jilleane zatrzymuje się w połowie kroku, ze spojrzeniem utkwionym w plecach Asana.
– Nie powinno go tutaj być – mamrocze jakby do siebie.
– Za późno na to – podsumowuje cicho Dameron. – Poza tym jeśli chcesz go chronić, lepiej, żeby był z nami, księżniczko.
Nova przenosi na niego swoje zmęczone spojrzenie. Kąciki jej ust unoszą się na krótki moment, ale Poe tego nie dostrzega. Siada bowiem obok Asana, przejmując stery.
Są coraz bliżej swojego celu; zaraz będą na Akana. Statkiem lekko trzęsie, gdy podchodzą do lądowania. Jilleane musi mocniej przytrzymać się metalowej konstrukcji, aby się nie przewrócić. BB-8 wierci się nerwowo, odbijając się od ścian. Pilot natomiast śmieje się cicho, jakby siedzenie za sterami tankowca było dla niego świetną zabawą. Asan, mimo początkowej niechęci wobec niego, zaczyna naprawdę lubić tego gościa. Ratując droida od kolejnego uderzenia, z szacunkiem w ciemnych tęczówkach wpatruje się w Damerona.
Statek opuszczają tak szybko, jak to tylko możliwe. Choć jest tutaj równie tłoczno, co na Elrood, nie chcą ryzykować zdemaskowania. Zawsze przecież może znaleźć się ktoś życzliwy, kto na nich doniesie. Dlatego prędko muszą wtopić się w tłum, pozostawiając starą, rozpadającą się maszynę za sobą. Ich jedynym marzeniem w obecnej chwili jest znalezienie się, jak najdalej od niej, aby nie wzbudzać zbędnych podejrzeń. Nie wiedzą, czy królewska armia będzie ich ścigać. Są bowiem dwa wyjścia – jeśli Kamień wciąż jest w ich posiadaniu, odpuszczą poszukiwania, a jeśli naprawdę zniknął, wykradziony przez kogoś innego, najprawdopodobniej za moment pojawią się tutaj żołnierze, którzy będą na nich polować, niczym na zwierzynę.
Stary tankowiec znika za ich plecami, kiedy szybko schodzą z niewielkiego wzgórza. Poe pomaga Asanowi poruszać się po stromej powierzchni. Nova jest cały czas krok za nimi.
Akana to piękna, pełna zieleni planeta. Kontrastu nadają jej wysokie budynki w stylu industrialnym, które zostały zbudowane od siebie w takich samych odstępach, tworząc niewielkie kolonie. Zauważa także ruiny starych świątyń i domów. Można więc powiedzieć, że jest niczym muzeum; jest świadectwem przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Posiada słodkie, orzeźwiające powietrze i przejrzyste, błękitne niebo. Jest prawdziwym dziełem sztuki i Jilleane wcale nie jest zdziwiona, że poeci, których tekstami zaczytywała się w młodości, tyle miejsca poświęcali właśnie temu miejscu. Wygląda jak z bajki, a każdy, kto się tutaj pojawi, zdecydowanie odnajdzie coś dla siebie.
– Jilli?
Z powrotem na ziemię sprowadza ją głos Asana. Razem z Poe zatrzymują się w połowie kroku, kiedy dostrzegają brak księżniczki oraz droida. Kobieta natychmiast dołącza do nich, zbiegając po nierównej nawierzchni. Za nią turla się BB-8, hałasując przy tym niemiłosiernie.
– Musimy się pospieszyć, jeśli chcemy wrócić na Elrood przed Najwyższym Porządkiem – zauważa pilot. Droid pojawia się przy jego nodze.
– Wiem – odpowiada Nova. – Zastanawiam się tylko, jak chcesz się stąd wydostać.
Dameron nie odpowiada od razu. Dopiero po paru sekundach intensywnego myślenia, rzuca:
– Na pewno znajdzie się tutaj ktoś, kto nam pomoże.
Nie jest jednak do końca o tym przekonany. Teraz jedyne, co mu pozostaje, to nadzieja.
➳
To trochę niczym szczęście w nieszczęściu.
Po dobrej godzinie poszukiwań udaje im się znaleźć statek, który pozwoli im się dostać na Cardooine oraz człowieka, który im w tym pomoże. Jak się jednak okazuje, nie za darmo. Stary mężczyzna z opaską na lewym oku i metalowymi dolnymi kończynami, nie daje się przekonać namowom Damerona. Jest uparty – za odpowiednią opłatą odsprzeda im latającą maszynę. Zrozpaczony Poe próbuje mu wytłumaczyć, że nie mają przy sobie ani grosza, a BB-8 nie jest na sprzedaż, kiedy Nova wtrąca:
– Pierścionek. – Zsuwa z palca złotą obrączkę z niewielkim, jasnoniebieskim kamieniem na środku. Podaje go starcowi, podczas gdy pilot przygląda się jej, otwierając szerzej oczy. – Jest wart dziesięć takich statków. Może być?
– Jilli – wtrąca szeptem Pi.
– Po co mi on, skoro i tak jestem już martwa?
Asan chce coś powiedzieć, ale w tym samym momencie mężczyzna, podnosząc wzrok znad biżuterii, oznajmia z uznaniem:
– Kawał dobrej, elroodońskiej roboty. Zgadzam się.
Nova jednak nie ma szansy uścisnąć mu dłoni na potwierdzenie transakcji. Poe gestem prosi o chwilę na osobności, odwracając się od sprzedawcy.
– Jesteś pewna?
Jilleane milczy. Omija pilota zgrabnym krokiem i finalnie ściska rękę starca. Na jej twarzy maluje się ulga.
– Interesy z panią to czysta przyjemność – dodaje jeszcze mężczyzna.
Cała trójka, ignorując słowa mężczyzny, wchodzi do środka niewielkiego statku. Wygląda jak skradziony przez nich wcześniej tankowiec, ale na pewno nim nie jest. W środku śmierdzi starością, ale w obecnej sytuacji jest to najmniej ważne. Poe od razu podbiega do sterów, BB-8 toczy się obok jego nogi. Asan i Jilleane podążają za nimi, gdy nagle Nova zatacza się lekko, próbując złapać równowagę. Podpiera się o metalową ścianę, obitą rozsypującą się skórą. Pi, nie zwracając uwagi na łydkę, kuśtykając, podbiega do niej i łapie ją w pasie.
– Wszystko w porządku?
– Jestem zmęczona – mruczy tylko, wspierając się na jego ramieniu.
– Prześpij się, księżniczko – woła pilot, uruchamiając silniki. – Obudzę cię, kiedy dotrzemy do bazy.
– Nie potrzebuję snu, kapitanie.
– Jilli... – Pi z wyraźną prośbą wypowiada jej imię.
– Nalegam – dorzuca z naciskiem Dameron.
Kobieta, widząc, że nie ma co z nimi dyskutować, zgadza się. Nie tyle co na to, aby się przespać, ale żeby chociaż się położyć. Układa się więc wygodnie na twardej kanapie i przymyka powieki. Asan z kolei wraca do pilota, zajmując miejsce drugiego pilota. Pomiędzy siedzeniami buja się BB-8, majstrując coś przy konsolecie.
– Co on robi? – pyta Pi.
– Wyłącza lokalizatory. Tak na wszelki wypadek – wyjaśnia Dameron.
– Ach – rzuca przejęty Asan. – Gdzie lecimy?
– To tajemnica.
– Naprawdę?
– Pół na pół – odpiera Poe, posyłając mu szeroki uśmiech. – Zasnęła? – pyta ciszej.
Chłopak odwraca się przez ramię, doglądając kobiety. Leży skulona w rogu kanapy, obejmując się ramionami. Ma zamknięte powieki, a jej klatka piersiowa unosi się miarowo.
– Chyba tak – odpowiada szeptem Asan.
– Dobrze – mówi tylko Dameron, wciskając jakiś przycisk. – I jak, BB-8? Gotowe?
Droid odwraca główkę w stronę swojego właściciela. Wyrzuca z siebie kilka pojedynczych dźwięków, co oznacza, że jest już blisko ich rozmontowania, ale Poe musi dać mu parę minut. Pilot więc skina głową i przenosi wzrok na otaczające ich zewsząd Zewnętrzne Rubieże.
– O jakim ślubie mówił ten strażnik? – pyta nagle pilot, nie obdarzając chłopaka nawet krótkim spojrzeniem.
– Co? – mamrocze Asan. – Ach, ślub. Tak.
– No to co z nim?
– Teoretycznie po transakcji Jilli ma zostać żoną jednego z komandorów Najwyższego Porządku.
Dameron prawie krztusi się powietrzem. Dopiero teraz odwraca wzrok w stronę Asana.
– Jaja sobie ze mnie robisz, prawda?
– Chciałbym. Ale to niestety prawda.
– O cholera...
– Ace Nova wierzy w to, że ślub pozwoli mu na dobre wkupić się w łaski Najwyższego Porządku – przerywa mu natychmiast, bo Poe brzmi tak, jakby zaraz miał zapytać, czy księżniczka naprawdę kocha tego faceta.
– Ace Nova jest naiwny – podsumowuje ponuro pilot.
– Też tak uważam – przytakuje cicho Asan. – Jilli była zrozpaczona, gdy się o tym dowiedziała.
– To dlatego tak bardzo chce zniszczyć Falę Nieskończoności? Żeby zrobić im na złość?
– Nie – zaprzecza gwałtownie Pi. – Ślub był tylko motywacją. Naszą motywacją do działania. Wydaje mi się, że z czasem przyzwyczailiśmy się do cierpienia mieszkańców Elrooden, brakowało nam impulsu do działania. I wtedy ogłoszono ich zaręczyny. Pierścionek, za który dostaliśmy ten statek, był prezentem od niego.
– Przyszłemu panu młodemu pęknie serce, kiedy się o tym dowie – kwituje żartobliwie Poe.
Asan uśmiecha się szerzej. W tej samej chwili BB-8 oznajmia w swoim robocim języku, że sprawa została załatwiona. Nikt już nie wyśledzi ich kursu. Są więc bezpieczni, tak samo, jak nowa baza Ruchu Oporu. Dameron prosi jeszcze, aby jego droid poinformował Finna, że wracają do bazy.
Nagle Pi czuje na swoim ramieniu szczupłą, zimną dłoń. Unosi wzrok, obracając się za siebie.
– Nie mogę tak bezczynnie leżeć – stwierdza Nova. – O czym rozmawiacie?
– O X-wingach – wtrąca pilot, lekkim, beztroskim tonem.
– Wiesz, że uwielbiam myśliwce – dodaje prędko Asan.
Jilleane uśmiecha się w stronę chłopaka i mierzwi mu włosy. Dwójka mężczyzn, niczym na komendę, oddycha z ulgą.
Przed nimi rozciągają się planety, gwiazdy i inne elementy Zewnętrznych Rubieży. Ciemność wpada do środka statku niczym ocean wlewający się przez dziury w kadłubie. Mają jeszcze trochę czasu, zanim dotrą na Cardooine, ale baza – na całe szczęście – jest już w ich zasięgu. Zostaje im tylko wylądować, potajemnie zebrać chętnych do sabotażu w Elrooden, a później tam wrócić.
Bułka z masłem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro