Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

(8) run for cover

Serce z prędkością światła dudni w jej piersi. Krew buzuje w jej żyłach.

Jilleane czuje oddech ścigającej ich królewskiej armii na szyi. Są tak blisko. Słyszy ich ciężkie kroki, z sekundy na sekundę coraz głośniejsze. Ma wrażenie, jakby wszystko poza nimi stanęło w miejscu. Biegnie tylko ona i Poe Dameron. I Asan, którego sylwetka majaczy jej przed oczami. Chociaż nie powinna. Teraz jednak nie ma czasu na złość, później na niego nakrzyczy. O ile przeżyją. Uciekają przecież przed sądem, torturami, wyrokiem śmierci z rąk Najwyższego Porządku, bo teoretycznie broń należy już do nich, choć jeszcze formalnie jej im nie przekazano. Ona dodatkowo ucieka przed spojrzeniami rodziców: pełnymi rozczarowania i szoku, ale na pewno już nie miłości.

Korytarz jest wąski, przez co muszą biec jedno za drugim. Jest też pogrążony w pół-ciemnościach, przez co droga wydaje się nie mieć końca. Ich uszu dobiegają surowe okrzyki, ale żadne z nich nie zatrzymuje się choćby na moment. Tak naprawdę nawet nie wiedzą, co zrobią, gdy wydostaną się na zewnątrz. Będą musieli uciekać, ile sił w nogach, żeby znaleźć się poza terenem zamku. Potem wtopią się w tłum na bazarze, a kiedy wszystko ucichnie, będą musieli tutaj wrócić.

Transakcja nadal jest przecież aktualna, a oni nie osiągnęli niczego faktem, że udało im się w ogóle znaleźć w laboratorium. Może rzeczywiście Asan miał rację, może było za późno, żeby realizować plan. Ale co tak naprawdę Jilleane miała do stracenia? Nic.

Kiedy wreszcie udaje im się wydostać na zewnątrz, otoczeni są już prawie z każdej strony.

– Niech to szlag! – warczy Poe, rozglądają się dookoła. Sięga po blaster. Jego ramię krwawi coraz mocniej.

– Asan, wracaj do zamku! – oświadcza surowo Nova. – Ja i kapitan odwrócimy ich uwagę, a ty biegnij prosto do swojego pokoju!

– Nigdzie się nie ruszam! – odpiera pewnie chłopak. – Nie traktuj mnie jak gówniarza!

Dameron najchętniej rozdzieliłby kłócącą się dwójkę i sam na nich nawrzeszczał, ale nie ma na to czasu. Musi wydostać stąd zarówno siebie, jak i ich. Nie zostawi przecież na pastwę losu ani księżniczkę Jilleane, ani tego dzieciaka, nawet jeśli go tak cholernie irytują.

– Uciekajcie, ja postaram się ich zatrzymać! – rozkazuje poważnie, w biegu odbezpieczając blaster.

– Nie ma mowy! – woła księżniczka. – Wszyscy musimy się stąd wydostać. Natychmiast!

To, że Poe jest wściekły, to za mało powiedziane. Jest tak wkurzony, że najchętniej rozniósłby całe to miejsce w pył. Wpakowali się w kłopoty, chociaż obiecał generał Organie i Finnowi, że wróci cały i zdrowy. Teraz pojęcie „cały i zdrowy" stoi pod jednym, wielkim znakiem zapytania. Dameron rozpaczliwie szuka drogi ucieczki, ale jest to trudne, gdy jest się otoczonym, a bieg uniemożliwia zorientowanie się w terenie.

– Tamtędy, szybko! – krzyczy Pi, wskazując dłonią na otwartą tylną bramę, przez którą wcześniej musiał przejeżdżać samochód z żywnością.

Wszystko dzieje się tak szybko, że trudno jest zarejestrować kolejne sekundy. Cała trójka biegnie, ile sił w nogach, żeby zdążyć przed zamknięciem ich jedynej drogi ucieczki. Wystrzały blasterów przeszywają nocną ciszę, kilka pocisków przelatuje dosłownie milimetry od nich. Dameronowi udaje się zastrzelić może dwóch, trzech żołnierzy, ale wciąż pojawiają się nowi. Jilleane jest zła na siebie, że zostawiła swoją broń w pokoju Pi. Teraz by się przydała, jej i Asanowi. Za bardzo zatraciła się w swojej pewności siebie i przekonaniu, że ich plan jest idealny, że nie wzięła pod uwagę... tego. Pościgu, gdzie wygraną stanowi życie, a przegraną – śmierć.

– Jak masz... zamiar się stąd... wydostać, kapitanie?! – pyta Nova, nabierając łapczywie powietrza w płuca.

– Mój statek nas nie pomieści – odpowiada on. – Musimy znaleźć coś większego, coś, co nas stąd zabierze!

Jilleane prawie potyka się o własne nogi. W tej samej chwili chwyta ją Pi, dlatego też Poe cofa swoje ręce. Krople potu spływają po twarzy Damerona, a on sam czuje okropny ból w nogach.

– Ja nigdzie nie lecę! Muszę powstrzymać transakcję!

– Jilli, na miłość boską, kapitan ma rację! – wtrąca Asan nerwowo. – Powinniśmy stąd uciekać!

Poe wcale nie czuje się tak, jakby miał rację. Wręcz przeciwnie. Cholernie chciałby zostać, walczyć u boku tej dziwnej kobiety i rozwalić tę piekielną Falę Nieskończoności. Jednak po ostatnich wydarzeniach, kiedy sądził, że podejmuje dobrą decyzję, obalając ze stanowiska generał Holdo i wysyłając Finna oraz Rose na Canto Bight, wciąż ma dziwny, gorzki posmak porażki w ustach. Za bardzo uwierzył i w swoją nieomylność, i w swoje szczęście, co mogło doprowadzić do zguby nie tylko jego przyjaciół, ale i całego Ruchu Oporu. Nawet jeśli miał na uwadze jego bezpieczeństwo, to wyszło, jak wyszło, czyli beznadziejnie. Dlatego teraz woli zastanowić się dwa razy nad tym, co ma zrobić. Miał już do czynienia z Najwyższym Porządkiem, więc wie, co z nimi będzie, gdy dostaną się w ich ręce. Woli zatem uderzyć, gdy będą mieli dobry plan, a nie taki, który jest wymyślany na bieżąco. Taki, który nie skaże ich od razu na porażkę.

Asan obrywa z blastera w łydkę. Upada na piach, z okropnym wrzaskiem wydobywającym się z jego chudej piersi. Nova próbuje pomóc mu wstać. Dameron odsuwa ją na bok i bierze chłopaka pod ramię. Nie jest łatwo poruszać się z jego sześćdziesięcioma dwoma kilogramami zawieszonymi na barku, ale Poe nie ma zamiaru go tutaj zostawiać. Łatwiej robi się dopiero wtedy, kiedy wpadają do lasu. Elroodońskie drzewa skrywają ich sylwetki, dlatego dźwięki blasterów robią się coraz cichsze i mniej natarczywe.

– BB-8, musisz uciekać! – krzyczy jeszcze Poe do urządzenia na nadgarstku. – Masz moje współrzędne, spotkamy się... na miejscu!

Cała ta sytuacja jest jednym, wielki chaosem. Pilot nie ma pojęcia, co się dzieje. Ile osób ich goni, czy jeszcze ktoś ich w ogóle goni. Gdzie biegną i jak stąd uciekną. Nie czuje nawet kolejnego pocisku, który tym razem odbija się od jego buta, na szczęście oszczędzając stopę. Dameron czuje się tak, jakby stracił kontrolę. Pierwszy raz w życiu nie panuje nad sytuacją. Z ledwością powstrzymuje się przed tym, aby nie zacząć panikować. Nie może sobie na to pozwolić. Musi być silny. Dla siebie i dla tej dwójki, rozpaczliwie pragnącej zniszczyć tę pieprzoną broń i podkopać pozycję Najwyższego Porządku.

– Przy wschodnim wejściu na targ powinny stać tankowce – woła nagle Asan.

– Zestrzelą nas! – odpiera natychmiast Poe.

Pi nie zwalniając tempa, oznajmia:

– Jakoś musimy sobie poradzić, kapitanie.

Kiedy Asanowi udaje się przedrzeć przez – powiedzmy sobie szczerze – wyjątkowo słabe zabezpieczenia, Poe wpada do środka niewielkiego tankowca. Nerwowo spogląda na urządzenie na nadgarstku, czekając na jakikolwiek znak od BB-8. Jilleane stoi przed statkiem, z rękoma skrzyżowanymi na piersi. Dookoła nich panuje zgiełk, ten sam, który na początku tak bardzo irytował Damerona. Teraz pilot jest wdzięczny za to, że jest tutaj tak głośno i tłoczno, bo dzięki temu nie da się ich zbyt szybko dostrzec.

– Księżniczko, wsiadaj do środka! – ponagla ją Poe.

W tym samym momencie obok ich nóg przemyka BB-8. Dameron nie ma czasu na to, żeby przywitać przyjaciela, posyła mu więc tylko znaczące spojrzenie. Asan kuśtyka na zewnątrz, słysząc ich podniesione głosy.

– Zabierz go stąd, kapitanie – oświadcza ona zimnym, pełnym majestatyczności głosem. – Ja muszę tutaj zostać i dopilnować, aby sprzedaż się nie odbyła.

– Zabiją cię! – wtrąca Pi z przerażeniem. Mimo zranionej łydki próbuje złapać ją za dłoń i wciągnąć do środka, jednak kobieta na czas cofa się o parę kroków.

– Myślałam, że bardziej wierzysz w moje umiejętności.

Posyła mu spojrzenie bystrych oczu, ciepłe spojrzenie, pełne troski. Nie te zimne i nienawistne, które dotychczas widział Poe. Asan stara się za wszelką cenę wydostać na zewnątrz, ale Dameron zagradza mu drogę. Jedną dłonią zatyka mu usta, odwracając się do Jilleane.

– Pomogę ci zniszczyć Falę Nieskończoności, ale wsiądź, kurwa, na ten przeklęty statek – wyrzuca z siebie zdenerwowanym, podniesionym tonem.

Nova kilkukrotnie mruga oczami, jakby nie wierzyła, że ktoś ma odwagę zwrócić się do niej w taki sposób. Natychmiast otrząsa się z owego szoku, zaciskając usta w cienką linijkę. Ich spojrzenia się krzyżują.

– Nic nie poszło po mojej myśli! – krzyczy zdenerwowana, uderzając pięścią w metalowe drzwi. – Mówiłam, że nie mogę tak po prostu uciec!

– To nie ucieczka, tylko ratowanie życia. Życia, które może jeszcze wiele dobrego zdziałać.

Pilot wzdycha. Nie ma już więcej czasu na argumenty, na rozmowy. Zegar tyka, królewska armia może znaleźć ich w każdej chwili. Poza tym ma już dość; boli go krwawiące ramię, nogi, ledwo może oddychać. Puszcza Asana wolno, podczas gdy chłopak zdezorientowany patrzy raz na niego, raz na nią. Nova natomiast przesuwa dłonią po twarzy i finalnie wchodzi do środka. Dwójka mężczyzn oddycha z ulgą. Poe może przysiąc, że powoli zaczyna mieć dość tej kobiety.

– W porządku, trzeba stąd jak najszybciej odlecieć...

Metalowe drzwi ledwo co się za nią zamykają, a już słychać agresywne dobijanie się do środka. Zapewne właściciel tankowca odkrył, że jego własność przestała być już jego własnością. Dameron zagryza wargę, przekrzywiając szczękę i włączą silnik. BB-8 kreci się po wnętrzu, popiskując nerwowo. Brzmi to w stylu „A nie mówiłem?".

Stara machina z trzaskiem unosi się ponad ziemią. Jilleane zaciska dłoń wokół ramienia Asana, który ostrożnie upada na miejsce obok pilota. Statek trzęsie się tak, jakby zaraz miał się rozpaść, czego wcale nie ułatwia fakt, że najprawdopodobniej jego właściciel właśnie do nich strzela. Poe jednakże nie ma problemu z błyskawiczną ucieczką, choć maszyna na początku nie do końca chce z nim współpracować.

– W takim razie gdzie chcesz lecieć, kapitanie? – mruczy wyraźnie niezadowolona Nova, wcale nie kryjąc pretensji w swoim głosie. – Oni nas znajdą, a gdybym tam została, odwróciłabym ich uwagę.

Dameron wywraca oczami. Wybiera odpowiednie przyciski i odwraca się w stronę Asana. Ma wrażenie, jakby jego krwawiąca od pocisku ręka miała mu zaraz odpaść.

– Popilnuj statku – mówi do Pi. Następnie zwraca się do BB-8. – A ty pilnuj jego.

Droid mruczy na znak zgody. Zaskoczony Asan prawie krztusi się powietrzem, ale zaraz potem przyjmuje poważny wyraz twarzy. Poe wstaje z fotela i podchodzi do Jilleane. Delikatnie chwyta ją pod ramię, kobieta jednak gwałtownie wyrywa się z jego uścisku. Posyła mu chłodne, lekko karcące spojrzenie. Dameron, chcąc czymś zająć ręce, przeczesuje gęste loki, zbierając z nich drobinki kurzu i piachu. Odchodzą na bok, na tyle daleko, aby Pi nie słyszał ani słowa.

– Wylądujemy na Akana, poszukamy jakiegoś innego statku i polecimy na Cardooine. Czy to odpowiada szanownej księżniczce? – pyta sarkastycznie. Jest nie tylko zdenerwowany, ale i zmęczony jej ciągłymi pretensjami i fochami. – Czy może masz lepszy plan, co?

Nova zwilża wargi, wpatrując się w jego ciemnobrązowe tęczówki.

– Cardooine?

– Nowa baza Ruchu Oporu – wyjaśnia Dameron nadal wyraźnie podirytowany. – Znajduje się na Zewnętrznych Rubieżach, więc praktycznie zaraz będziemy na miejscu. Zbierzemy resztę ludzi i wrócimy na Elrood. Zdążymy na transakcję, a jeśli nie, to osobiście dostanę się na pokład statku Najwyższego Porządku i sam zniszczę tę cholerną broń.

– Niech będzie – oznajmia w końcu. – Jesteś przecież lepszy w planowaniu. Ja jestem tylko księżniczką – dodaje, mrucząc cicho. Odwraca się na pięcie i wraca do Asana, zapewne po to, aby go opatrzyć.

– Rebeliantką – poprawia ją mimowolnie Poe, ale na tyle cicho, że Nova już tego nie słyszy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro