Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

(5) jilleane nova

Pojedyncza strużka potu spływa po jego spoconych plecach. Tajemnicza postać wyciąga pistolet, celując w kolumnę, za którą stoi. Mijają długie sekundy, zanim po pomieszczeniu przebiega głos.

– Wiem, że ktoś tutaj jest. Pokaż się.

Dameron z zaskoczeniem odkrywa, że należy on do kobiety. Mimo to ręka nie drga mu ani na chwilę. Wciąż pewnie trzyma blaster w swoich dłoniach, gotowy do oddania strzału. Trwają tak, niczym zamrożeni w czasie. Poe ma wrażenie, że tajemnicza osoba widzi go przez tę pieprzoną kolumnę, a on, nie odzywając się ani słowem, robi z siebie tylko idiotę. Przesuwa się o krok, nie przestając w nią celować.

– Nie zrobię ci krzywdy – oświadcza Poe, widząc, jak postać cofa się gwałtownie na jego widok.

– Kim jesteś? – pyta ona, stojąc nieruchomo.

Pilot próbuje dostrzec jej twarz, ale widzi tylko padający na nią cień. Przez długie sekundy wypełnione absolutem ciszy próbuje podjąć decyzję. Powiedzieć prawdę czy skłamać. Skłamać czy powiedzieć prawdę. Cały czas też towarzyszy mu dziwne przeczucie, że stojąca przed nim kobieta nie jest dla niego zagrożeniem. Poza tym już dawno mogłaby go zastrzelić, a on przecież wciąż jest żywy. Ma więc cholerną nadzieję, że intuicja go nie myli.

– Kapitan Poe Dameron – przedstawia się na tyle cicho, aby tylko ona to usłyszała. – Jestem pilotem Ruchu Oporu.

– Udowodnij.

Mężczyzna rusza do przodu, wyłaniając się z panującego mroku. Sięga ostrożnie do kieszeni kurtki po pierścionek ze znakiem Ruchu Oporu i wyciąga dłoń w jej kierunku. Ona z kolei chowa broń i zsuwa z głowy kaptur, nie ruszając się nawet o milimetr. Zabiera od niego pierścień, uważnie mu się przyglądając. Oczom Poe ukazuje się szczupła, kwadratowa twarzyczka, na której maluje się zaskoczenie, ale i ulga. Kobieta obraca niewielki kawałek biżuterii w palcach. Po kilkunastu długich sekundach oddaje mu jego własność. Uważnie śledzi sylwetkę Damerona swoimi czarnymi tęczówkami. Przygląda mu się tak, jakby nie mogła uwierzyć w to, co widzi.

– Odebraliście wiadomość... – szepcze bardziej do siebie niż do niego.

Poe wsuwa swój blaster z powrotem na miejsce.

– To ty ją nadałaś? To ty jesteś JN?

– Mój Boże... – kobieta podchodzi bliżej, jakby chciała się upewnić, że stoi przed nią żywy dowód na istnienie Ruchu Oporu – udało się...

– To ty jesteś JN? – powtarza Dameron zniecierpliwiony.

Kobieta potrząsa nerwowo głową, pozwalając, aby parę pojedynczych kosmyków wypadło z jej idealnie upiętego koka.

– Nazywam się Jilleane Nova. – Odsuwa kawałek rękawa, pokazując mu swoje przedramię. Pilot dostrzega na nim wytatuowaną konstelację Andromedy, symbol rodu Nova. – I tak, to ja nadałam wiadomość.

Dameron marszczy brwi. Coś mu się tutaj nie zgadza. I to nawet bardzo się nie zgadza.

– Jesteś córką Ace i Laylah Nova? – Upewnia się. – Należysz do rodziny królewskiej?

Po twarzy jasnowłosej kobiety przebiega grymas bólu. Odwraca wzrok, biorąc głęboki oddech.

– Nie jestem z tego dumna, możesz mi wierzyć – odpiera gniewnie, jakby urażona, że ktoś wytknął jej posiadany status społeczny. – W przeciwieństwie do rodu Nova, ja nie sympatyzuje z Najwyższym Porządkiem. Dlatego poinformowałam was o transakcji...

– Z narażeniem życia – wtrąca zaskoczony Poe.

– To nie jest ważne – wyjaśnia ona błyskawicznie. – Ważne jest to, że trzeba jej zapobiec. Przychodzę tutaj każdego wieczoru, z nadzieją, że Ruch Oporu się odezwie.

Dameron milczy. Przygląda jej się trochę podejrzliwie, zastanawiając się, co powinien zrobić.

– Myślisz, że kłamię, mam rację?

– Po prostu nie wiem, czy powinienem ci wierzyć.

Jilleane zaciska usta w cienką linijkę. Na jej czole pojawia się kilka zmarszczek.

– Mogę prosić tylko o zaufanie, kapitanie Dameron.

– Proszę mówić mi Poe, księżniczko – przerywa jej pilot. Tytułowanie go teraz w ten sposób wydaje mu się nieco nieodpowiednie. Jilleane puszcza jego słowa mimo uszu, kontynuując:

– Zegar tyka, kapitanie. Najwyższy Porządek niedługo się tutaj pojawi. Zdecyduj mądrze.

Pilot patrzy prosto w jej pełne determinacji oczy. Ona zaś bez większego wysiłku wytrzymuje jego twarde, świdrujące spojrzenie ciemnych tęczówek. Po pięciu, sześciu sekundach Poe sięga po nadajnik i obwieszcza:

– BB-8, przekaż generał Organie, że znalazłem naszego informatora. To córka Ace'a Nova.

Jilleane Nova niczym wiatr przemyka pomiędzy ludźmi wciąż tłumnie napływającymi na Elrood Bazaar. Poe domyśla się, że wychowywanie się w tym miejscu wykształciło w niej tę niezwykle przydatną umiejętność. Bycia niewidzialnym i widzialnym jednocześnie, znajdując odpowiednie szpary, aby przecisnąć się na drugą stronę tego żywego oceanu.

Musi się nieźle natrudzić, żeby dotrzymać jej kroku. Jego wzrok wciąż wlepiony jest w jej ciemnozielony płaszcz, który zapewne ma pomóc jej wtopić się w tłum i ukryć jej tożsamość. I jak widać, idealnie sprawdza się w tej roli. Wszyscy dookoła w ogóle nie zwracają na nią – na nich – uwagi, zajęci swoimi sprawami.

Dameron nawet nie wiedział, że królewska para Nova po wielu latach życia w bezdzietności finalnie doczekała się dziecka. Jego informacje o tej rodzinie i tym miejscu ograniczały się tylko do podstawowych faktów przydatnych dla Ruchu Oporu. Czyli to, że Nova rządzą Elrooden i kolaborują z wrogiem, z Najwyższym Porządkiem. Dlatego też jest tutaj dla niego tak niebezpiecznie i powinien stąd jak najszybciej uciekać. Nie chce przecież sprawdzać, czy za jego głowę generał Hux i Kylo Ren także wyznaczyli jakąś cenę. Ale jeśli już to zrobili, to ma nadzieję, że jest ona naprawdę wysoka.

Księżniczka Jilleane odwraca się przez ramię, upewniając się, że pilot wciąż za nią podąża. Kiedy napotyka jego ciemnobrązowe spojrzenie, na jej twarzy pojawia się wyraz ulgi. Kąciki ust nie unoszą się jednak ani na sekundę, jakby kobieta całkowicie zapomniała, w jaki sposób się uśmiechać.

Po paru minutach energicznego marszu Nova zatrzymuje się przed niewielkim budynkiem, z którego dochodzi głośna muzyka. Poe unosi brwi, nie do końca wiedząc, co o tym myśleć. Kobieta nie wchodzi jednak do środka, a okrążą bar, znikając za nim. Dameron, nie chcąc tracić jej z oczu, rzuca się biegiem za nią. Kawałek dalej dostrzega następny dwupiętrowy domek; ten z kolei wygląda na opuszczony. Zauważa jeszcze fragment zielonego płaszcza, a potem Jilleane znika w środku.

– Tutaj nikt nas ani nie usłyszy, ani nie znajdzie – tłumaczy, upewniwszy się, że pilot wciąż idzie za nią. Schodzi ostrożnie po schodach, prosto do niewielkiego pokoju, przypominającego spiżarnię albo piwnicę. – Właściciele zostali zabici za spiskowanie przeciwko Najwyższemu Porządkowi trzy miesiące wcześniej. Ludzie wciąż boją się tutaj wchodzić, a wojsko nie patroluje prywatnych posesji. Jesteśmy bezpieczni.

Poe rozgląda się po pomieszczeniu. Surowe, kamienne ściany naznaczone są przeszłością, o której mówi Nova, a mianowicie widoczne są na nich ślady po ostrzale. Jest tutaj całkowicie pusto, nie ma żadnych mebli poza kwadratowym, drewnianym stolikiem i trzema krzesłami; jedno ma złamaną ramę, jakby ktoś próbował nim uderzyć przeciwnika.

Wie, że nie powinien o to pytać. Należy skupić się na misji, dowiedzieć się wszystkiego na temat transakcji. Następnie przekazać informacje generał Lei i czekać na kolejne rozkazy. Dochodzi jednak do wniosku, że te kilka minut go nie zbawi, zwłaszcza że ciekawość nie daje mu spokoju.

– Dlaczego to robisz, księżniczko?

Nova siada na jednym z wolnych krzeseł. Przenosi swoje zaskoczone spojrzenie na niego. Zdecydowanie nie spodziewała się takiego pytania z jego strony. W bladym blasku księżyca, który wpada przez niewielkie otwory w ścianach, Poe zauważa, jak zakłopotanie maluje się na jej bladej twarzy.

– Wolę, jak zwraca się do mnie po imieniu, kapitanie Dameron.

– Cóż, w takim razie coś nas łączy, księżniczko Jilleane.

Poe nie jest pewien, ale ma wrażenie, że widzi, jak po jej ustach przebiega lekki, prawie niewidoczny uśmiech. Zgania to jednak na swoje zmęczenie. W milczeniu siada naprzeciw niej, czekając na jakiekolwiek słowa z jej ust.

– Może i wychowałam się na dworze królewskim, ale to nie znaczy, że nie wiem, czym jest Najwyższy Porządek. Ogromną machiną śmierci i zagłady, która z każdym dniem pochłania kolejne istnienia – zaczyna podniesionym tonem. Jej dłonie mimowolnie zaciskają się w pięści. – Na własne oczy widziałam egzekucje tych, którzy buntowali się przeciwko represjom. Widziałam... – Urywa na moment, jakby zastanawiała się, jak ubrać w słowa swoje myśli. – Widziałam za dużo śmierci, za dużo cierpienia na Elrood, żeby nie znienawidzić Najwyższego Porządku. Chcę wolnej galaktyki, demokratycznej, a nie pod rządami kolejnych szaleńców. I naprawdę żywię ogromną nadzieję, że kiedyś tak będzie.

Pilot napotyka jej wzrok, kiedy badawczo obserwuje jej skąpaną w blasku elroodońskich księżyców twarz. Zauważa w czarnych oczach iskrę, tę samą iskrę, którą widuje codziennie w spojrzeniach członków Ruchu Oporu. Tę samą chęć pokonania Najwyższego Porządku i przywrócenia równowagi galaktyce i Mocy.

– Transakcja – rzuca Poe, gdy dociera do niego, że kobieta nic więcej już nie powie. – Czego dotyczy?

Jilleane nabiera powietrza w płuca. Zaczyna mówić cicho, bardzo szybko i bardzo rzeczowo:

– Ponad dekadę temu w ręce króla trafiły stare teksty cywilizacji Kwa. Rozszyfrowanie ich zajęło naszym naukowcom trochę czasu, ale wreszcie udało się odkryć zawarty w nich sekret. Można by rzec, że była to instrukcja na stworzenie broni idealnej. Broni potężniejszej niż Gwiazda Śmierci. Ojciec, zamiast zniszczyć te dokumenty, postanowił je wykorzystać i zbudować tę przeklętą broń. Chciał w końcu uwolnić nas od jakichkolwiek wpływów, ale wtedy wkroczył Najwyższy Porządek i pod groźbą wysadzenia całej planety, zmusił nas do zbudowania tej broni, owszem, ale dla nich.

– Potężniejsza niż Gwiazda Śmierci?

– Fala Nieskończoności – wyjaśnia Nova. – Jest w stanie pochłonąć całą planetę i orbitujące wokół niej satelity w nieskończoność... Och! Udało mi się uzyskać kopię planów – dodaje pospiesznie, podrywając się z miejsca. Zbliża się do jednej ze ścian i szybkim ruchem wybija jedną z cegiełek. Wyciąga ze środka niewielką, trochę pogniecioną rolkę papieru. Poe błyskawicznie do niej podchodzi, chcąc zobaczyć plany na własne oczy. Jilleane waha się przez chwilę.

Ryzykowała życiem – nie tylko swoim – aby je dostać. Transakcja jednak odbędzie się już zaraz, a ona w pojedynkę nic nie zdziała. To jej jedyna szansa. Jedyna nadzieja. A jeśli Dameron okaże się jednak szpiegiem z ramienia króla albo Najwyższego Porządku – nieważne. Przynajmniej stanie przed plutonem egzekucyjnym ze świadomością, że próbowała. Zresztą mógł ją zabić pośród ruin zamku, kiedy miał ku temu świetną okazję, ale tego nie zrobił. Dlatego też plany ostatecznie trafiają w dłonie Poe.

– BB-8, przekaż generał Organie, że mamy coś wielkiego – oznajmia pilot, unosząc nadgarstek z urządzeniem. Później zwraca się do stojącej przed nim kobiety. – Musimy dostać się na mój statek, żeby droid mógł przesłać plany do Ruchu Oporu. Chodźmy...

– My? – pyta zaskoczona. – Ja i ty?

– Chcesz się buntować? – odpowiada on. – To teraz jest do tego odpowiedni moment.

Sam nie wie, dlaczego to robi. Powinien zabrać plany i wrócić sam. Poruszanie się w towarzystwie księżniczki może przysporzyć mu więcej kłopotów niż pożytku. Z drugiej strony, jeśli Leia zadecyduje, że Poe ma działać, przyda mu się pomoc kogoś, kto zna tę planetę i kto ma dostęp do miejsc, o których zwykły zjadacz chleba nawet by nie śnił.

Poza tym patrząc na nią, zdeterminowaną, gotową do walki i poświęceń, nie potrafi jej tutaj tak po prostu zostawić. Z narażeniem życia przekazała ważne dla Ruchu Oporu informacje, więc chociaż tyle może dla niej zrobić. Podtrzymać tę niewielką iskierkę nadziei w jej oczach.

Bez niej przecież rebelianci nigdy by nie przetrwali.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro