Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

(18) doomsday

Derso-4 to przepełniona duchem industrializmu planeta, dostosowana głównie pod przeładunki, naprawy i tankowanie statków. Jest to również miejsce pod całkowitym wpływem Najwyższego Porządku, dlatego poza nimi, a także ich sojusznikami, nie spotka się tutaj nikogo innego.

Mechanicznie wygenerowany głos informuje wszystkich na pokładzie, że napełnianie zbiorników paliwowych potrwa dwie godziny i czterdzieści trzy minuty. W tym czasie – z rozkazu generała Huxa – wszelkie prace należy kontynuować, a myśliwce TIE mają być gotowe na potencjalny atak wroga. Na koniec dodaje, że nikt rangą niższą niż komandor nie może opuszczać pokładu statku. Po wysłuchaniu do komunikatu wszyscy zatem wracają do swoich obowiązków.

– Muszę iść na przesłuchanie – oznajmia jej ojciec, podnosząc się z twardego siedzenia. – Zaczekaj tutaj na mnie.

– Pójdę z tobą. – Nova od razu podrywa się z krzesła.

Po twarzy mężczyzny przebiega lekki uśmiech.

– Nie, zostaniesz tutaj, Jilli. Rozumiesz, co do ciebie mówię?

Kobieta przesuwa dłonią po włosach, odrzucając do tyłu kosmyk jasnych włosów. Eric pozwolił jej przynajmniej odrobinę doprowadzić się do porządku i zmyć z siebie krew, kurz, opatrzyć parę niewielkich ran.

– Ten cały bałagan to moja wina. Gdybym chociaż na chwilę przestała być tak przekonana o swojej nieomylności i spróbowała spojrzeć na to z innej perspektywy... Nic z tego, co się wydarzyło, nie miałoby miejsca.

Mężczyzna podchodzi bliżej córki. Przesuwa wierzchem dłoni po jej posiniaczonym policzku.

– Wiesz, że w dzieciństwie często z rodzicami odwiedzałem Alderaan? Poznałem tam Leię, kiedy była jeszcze dzieckiem. Bawiliśmy się razem w ich sadzie. Najczęściej organizowaliśmy zawody na to, kto rzuci dalej Starblossomem. Zawsze pozwalałem jej wygrywać, a ona wiedziała, że to robię, ale nigdy nie powiedziała na ten temat ani słowa. Kiedy zniszczono Alderaan, nigdy więcej jej nie spotkałem.

– Tato...

– Chcę po prostu powiedzieć, że jeśli nie uda mi się z tego wyjść, kiedy ponownie spotkasz generał Organę powiedz jej, że przepraszam. Że robiłem to dla nich, choć mogłoby się wydawać, że jest wręcz przeciwnie. Przypomnij jej tę historię. Jilleane, proszę.

– Tato, nie mów tak. Oboje się stąd wydostaniemy. Cali i zdrowi – szepcze. – Mój przyjaciel, kapitan Dameron, zapewne już jest w drodze, aby nas stąd zabrać. Wiem o tym.

– Przez resztę swojego życia będziemy musieli uciekać.

– Dołączymy do Ruchu Oporu. Albo schowamy się na drugim końcu galaktyki. Zamieszkamy w najdalszym zakamarku, tak, aby Najwyższy Porządek nas nie znalazł.

Ace Nova uśmiecha się blado.

– Jestem na to za stary, kochanie. Ale ty... ty masz przed sobą całe życie. Spraw, aby miało znaczenie.

Jilleane gwałtownie wtula się w ciało swojego ojca. Mocno oplata go ramionami, opierając policzek na jego piersi. Słyszy nerwowy rytm bicia jego serca i z przerażeniem uświadamia sobie, że on najzwyczajniej w świecie się boi. Tak samo, jak boi się ona. Tego, co przyniosą kolejne minuty, godziny, dni, tego czy będzie dane im przeżyć.

– Gdzie jest Asan? – pyta nagle on.

– Jest cały i zdrowy. Zostawiłam go w bazie Ruchu Oporu – wyjaśnia Jilleane.

– Ucałuj go ode mnie. I powiedz, że jego ojciec był bohaterem, dobrze? Nie chcę, żeby z mojego powodu przez całe życie nienawidził Zaena. Nie chcę, żeby uważał go za zdrajcę.

Kobieta przytakuje cicho, kurczowo zaciskając dłonie na brudnym materiale koszulki. Zanim Ace Nova znika, mówi jeszcze bardzo cicho:

– Replika Kamienia znajduje się na pokładzie. Wystarczy ją uruchomić niewielką wiązką energii, aby wybuchła.

Nie ma bladego pojęcia, ile czasu spędza w tym niewielkim pomieszczeniu, może dwa metry na dwa, ale kiedy w progu drzwi staje dwójka Szturmowców, Jilleane ma wrażenie, jakby minęła wieczność. Żołnierze bez żadnego słowa wyjaśnienia praktycznie siłą wyprowadzają ją na korytarz i prowadzą przed siebie.

Nova nie jest głupia. Doskonale się domyśla, gdzie ma zaraz trafić. Do pokoju przesłuchań, tak, jak jej ojciec. Nie wie, jakie Najwyższy Porządek ma informacje, czy dowiedzieli się o jej współpracy z Ruchem Oporu, ale jest pewna, że choćby ból odbierał jej zdrowe zmysły, nie zdradzi współrzędnych bazy na Cardooine.

W środku czeka na nią Eric, generał Hux we własnej osobie oraz jeden żołnierz, skrywający się za zwykłym, śnieżnobiałym pancerzem. Rozkazują jej zająć miejsce na skórzanym fotelu, a następnie unieruchamiają jej dłonie i kostki.

– Twój ojciec zajęty jest rozmową z Naczelnym Wodzem – oświadcza nieco sarkastycznie Armitage Hux, kiedy wszystko jest już gotowe. – Jeśli nie będziesz tak uparta, jak on, może nie podzielisz jego losu.

Jilleane zaciska usta w cienką linijkę. Ma ogromną nadzieję, że jeśli zaczną ją torturować, zemdleje od razu. To jedyne, o czym tak naprawdę marzy. Próbuje pochwycić spojrzenie stojącego w kącie Thindrela, ale ten nie zwraca na nią żadnej uwagi.

– Najpierw chcę mieć pewność, że mojemu ojcu się nic nie stanie.

Po twarzy rudowłosego generała przebiega nieco ironiczny uśmiech. Jego dłoń odziana w skórzaną rękawiczkę unosi się na kilka centymetrów. W tej samej sekundzie żelazna ściana rozdziela się na dwie równe części, a oczom kobiety ukazuje się ogromna szyba. Po drugiej stronie dostrzega swojego ojca.

Posiniaczonego, pełnego ran, z krwią skapującą spomiędzy jego warg. Nova natychmiast próbuje wyrwać się z uścisku, pobiec do niego, wydostać go stamtąd, ale wie, że jest na to zbyt słaba. Być może dlatego do jej oczu napływają łzy, pełne złości i nienawiści. Klatka piersiowa mężczyzny unosi się słabo, chaotycznie, jakby nabranie oddechu sprawiało mu ogromną trudność. Przed nim stoi wysoka, zakapturzona postać. Jilleane nie musi zgadywać, żeby wiedzieć, że to nikt inny, jak Naczelny Wódz Kylo Ren.

– Wystarczy – rzuca sucho Hux. – Komandorze Thindrel, reszta zadania należy do pana. Wrócę tu za godzinę.

Kiedy rudowłosy mężczyzna wychodzi, Eric energicznym krokiem podchodzi do krzesła, do którego przywiązana jest Nova. W jego lewej dłoni spoczywa niewielkie urządzenie. Jilleane nie potrafi określić, do czego ono służy, ale nie ma zbyt dobrych przeczuć. Thindrel pochyla się nad nią, unosząc metalowe pudełeczko.

– Jesteś podłączona do prądu, a ja mam w ręce narzędzie, które uruchamia coraz to większe przepływy energii. Dlatego proszę cię, jako twój przyszły mąż, żebyś odpowiadała grzecznie i wyczerpująco na moje pytania.

Zaskoczona unosi wzrok. Przygląda mu się, zastanawiając się intensywnie nad tym, co Eric ma na myśli, mówiąc „twój przyszły mąż". Przecież za ścianą Kylo Ren katuje króla Elrood, a on zaraz będzie torturował jego córkę. Jak on sobie wyobraża to cholerne małżeństwo? Przecież ten cały cholerny sojusz... to śmieszne łagodzenie relacji między rodem Nova a Najwyższym Porządkiem... to wszystko poszło się pieprzyć w momencie, kiedy Ruch Oporu zniszczył reaktor, a ona wraz z ojcem została pojmana nie jak sojusznicy, a jak wrogowie numer jeden.

– Zrozumiałaś?

Kobieta nie odpowiada. Być może dlatego po paru sekundach czuje lekki, bardzo nieprzyjemny przepływ prądu przez swój organizm.

– Zrozumiałaś? – powtarza Eric, zbliżając swoją twarz do jej twarzy. Jilleane nie może powstrzymać się od tego, aby nie napluć mu w twarz.

Kolejna fala energii, tym razem nieco wyższa, przebiega przez jej zmęczone, poturbowane ciało. Boli, boli sakramencko, ale Nova nie chce dać im żadnej satysfakcji. Nie chce płakać, nie chce krzyczeć. Zagryza więc wargi prawie do krwi, twardym spojrzeniem pełnym nieuronionych łez wpatrując się w Thindrela.

– Gdzie znajduje się nowa baza Ruchu Oporu?

– Nie wiem.

Mężczyzna uruchamia jeszcze silniejszą falę prądu. Jilleane mocniej zaciska dłonie wokół podłokietników, do której przymocowane są jej ręce. Stara się nie krzyczeć, nie pokazywać żadnych emocji, chociaż nie może nic zrobić z tym, że łzy finalnie skapują z jej policzków.

– Nie kłam – powtarza niewzruszony Eric. – Doskonale wiem, że jesteś w posiadaniu tych informacji. Nawet jeśli sama tam nie byłaś, to na pewno musiałaś usłyszeć chociaż strzępek nazwy. Mów.

Nova odwraca spojrzenie, długo zastanawiając się nad tym, co powiedzieć. Chce skłamać, podać jakąś przypadkową nazwę planety w Zewnętrznych Rubieżach, ale nie chce skazać niewinnych ludzi na zagładę z rąk Najwyższego Porządku. Musi więc zacisnąć zęby i modlić się o to, żeby w końcu zemdleć.

– Jilleane.

– Nic ci nie powiem, komandorze Thindrel.

Eric przesuwa dłonią po twarzy i naciska guzik. Kolejna fala prądu tym razem wywołuje też okropny grymas bólu na jej twarzy. Z jej drobnej piersi wydobywa się krzyk. Nova czuje, jakby przez jej ciało przechodziło tysiące małych, ostrych sztyletów. Rozgrzanych do czerwoności. Każda komórka jej organizmu błaga, aby Jilleane się poddała. Żeby podała tę piekielną nazwę i wyzwoliła je od tego cierpienia.

– Och, Jilleane, Jilleane – wzdycha mężczyzna, bawiąc się metalowym pudełeczkiem. – Chciałbym, żebyś była posłuszniejsza, ale to wydaje się niemożliwe. Może powinienem oświadczyć się komuś innemu, jak myślisz?

Nova wprost mrozi go swoim rozgrzanym spojrzeniem. Jej czarne tęczówki połyskują pełnym nienawiści blaskiem. Jilleane ma ochotę go najzwyczajniej w świecie zabić. Żeby uratować nie tylko siebie, ale wszystkie te biedne kobiety, które zostaną na niego skazane.

I wtedy coś się dzieje. W pomieszczeniu gasną światła, aby później rozświetliła je czerwona poświata lampek zawieszonych w kątach pomieszczenia. Zaraz potem na całym statku zaczynają rozbrzmiewać syreny alarmowe. Nova, mimo bólu, uśmiecha się przelotnie. Ten zaistniały chaos może oznaczać tylko jedno.

Ruch Oporu zaatakował.

Nie ma pojęcia, jak ich znaleźli. Skąd wiedzieli, że tego dnia, o tej porze, Najwyższy Porządek będzie znajdował się na Derso-4. To nie ma jednak żadnego znaczenia. Nadzieja, jaką od początku pokładała w generał Organie i jej rebeliantach, nie poszła bowiem na marne. Do ostatniej chwili wierzyła, że jej informatycy ustalą miejsce ich pobytu, że ktoś ich uratuje. I serce aż zaczyna kołatać w jej klatce piersiowej z powodu tej nieopisanej radości, bo się nie pomyliła. Bo się nie zawiodła!

Krzyki, odgłosy strzałów, trzask sypiących się niczym świeży śnieg metalowych ścian brzęczą jej w uszach. Nawet jeśli generał Hux ogłosił mobilizację w razie ataku wroga, to i tak tworzy się ogromne zamieszanie. Eric, ku zaskoczeniu Jilleane, rozpina metalowe bransolety otaczające jej nadgarstki i kostki, a następnie rozkazuje Szturmowcowi jej pilnować. Sam natomiast błyskawicznie wybiega z pomieszczenia, gnając zapewne do centrum dowodzenia.

Statek trzęsie się niemiłosiernie od kolejnych strzałów, podczas gdy Nova usilnie próbuje wymyślić sposób na to, żeby się stąd wydostać. A potem zabrać stąd jej ojca, bo nie spodziewa się tego, że Kylo Ren został razem z nim w sąsiednim pomieszczeniu. Rozgląda się nerwowo za czymś ciężkim, co mogłoby ogłuszyć jej strażnika na kilka dobrych minut i dać jej możliwość ucieczki. Jednocześnie dziękuje w duchu za to, że Eric odblokował trzymające ją w fotelu blokady.

Żadnego przydatnego przedmiotu nie znajduje, dlatego stawiając całe swoje życie na jedną kartę, atakuje Szturmowca, starając się wybić mu broń z rąk. Nie jest to mądra decyzja, co Jilleane uświadamia sobie dopiero wtedy, kiedy ląduje na zimnej posadzce, przyciśnięta przez ciężki pancerz żołnierza. Próbuje rozpaczliwie złapać oddech, a gdy obca dłoń stara się jej zadać cios, Nova odwraca twarz. Wtedy też zauważa metalową pałkę, najprawdopodobniej pozostawioną tygodnie temu, w związku z jakimś innym przesłuchaniem. Wolną ręką chwyta ją mocno i wykonuje potężny zamach.

Po dwóch, trzech minutach szarpaniny, pełnej dzikości i szaleństwa, Szturmowiec pada na jej ciało. Kobieta musi użyć naprawdę dużo siły, aby pozbyć się jego cielska. Odrzuca je na bok z odrazą i nie czekając ani chwili, wybiega na zewnątrz.

Drzwi do sąsiedniego pokoju są lekko uchylone, jakby Kylo Ren doskonale wiedział, że Ace Nova jest już zbyt wycieńczony, żeby w ogóle myślał o ucieczce. Zapewne też wyłuskał z jego myśli to, co go interesowało, więc teoretycznie starszy mężczyzna nie jest mu już więcej potrzebny.

Jilleane wpada do środka, podbiegając natychmiast do zakrwawionego, przelewającego się przez żelazne ramy fotela ciała Ace'a Nova. Próbuje go ocucić, obudzić, rozpaczliwie wołając jego imię. Łzy dopiero teraz spływają po jej zapadłych policzkach.

Szarpie energicznie za jego ramię do momentu, w którym uświadamia sobie, że jej ojciec nie żyje.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro