(16) galaxies between us
Nie pamięta, jak udaje mu się dotrzeć na Cardooine, ale pierwsze, co robi po wylądowaniu, to bieg prosto do centrum dowodzenia. Nie zwraca uwagi na żadne okrzyki członków Ruchu Oporu, którzy chcą mu pogratulować udanej akcji. W obecnej chwili Poe nie chce nawet o tym pamiętać. Liczy się tylko, aby jak najszybciej dotrzeć do generał Organy. Musi powiedzieć jej co wydarzyło się na Elrooden, bo to zmienia postać wielu rzeczy. Musi ją też poinformować o tym, co się stało z Jilleane. Oświadczyć, że leci na Zewnętrzne Rubieże, aby jak najszybciej ją znaleźć. Teraz to jest dla niego priorytetem.
Nie dociera do niego ani wołanie Rose, ani Rey, ani nawet Finna. Zostawia za sobą BB-8, który posłusznie pozwala swojemu właścicielowi dostać się do Lei. Dźwięki jakby rozpływają się w powietrzu, zanim w ogóle mają możliwość dotrzeć do jego świadomości. W uszach brzęczy mu tylko cisza, nieznośna, bolesna. Ma wrażenie, jakby ktoś go ogłuszył czymś ciężkim. Towarzyszy mu dziwne uczucie, którego doświadczył tylko raz w życiu. Kiedy miał osiem lat i pływał w niewielkim jeziorze na Yavin 4.
Rodzice kłócili się o coś na brzegu, naprawiając starego RZ-1 A-winga stojącego przy ich niewielkim domku. Parę godzin wcześniej uczył się nim latać wraz z matką. Poe doskonale pamięta to popołudnie, bo następnego dnia kobieta zmarła w trakcie jednej z rebelianckich akcji. W tamtym momencie chłopiec był tak zaabsorbowany tym, co dzieje się kilka metrów dalej, że nawet nie zauważył, jak traci grunt pod nogami. Wtedy też pojawiło się to dziwne uczucie, które towarzyszy mu właśnie teraz. Jakby nigdy więcej nie miał nabrać świeżego powietrza. Jakby woda była jedyną rzeczą, jaka może wypełnić jego płuca. Jakby ciemność wlewała się do jego wnętrza, pozbawiając go oddechu i zdolności racjonalnego myślenia.
Przekracza próg głównego budynku Ruchu Oporu, gdy nagle wyrasta przed nim Asan, jednocześnie sprowadzając go na ziemię. Poe nawet nie patrzy mu w oczy, próbuje go tylko wyminąć. Pi jest jednak na tyle uparty, że nie daje się tak szybko spławić.
– Gdzie jest Jilli?
– Asan, to nie jest odpowiednia pora na rozmowę – odpowiada ostro pilot.
– Gdzie. Jest. Jilleane?
Dameron nie ma czasu na wyjaśnienia. A może ma, ale po prostu nie potrafi tego zrobić. Czuje się winny z powodu tego, co się stało na Akana. Dlatego nie potrafi nawet na niego spojrzeć. Gdyby dostrzegł smutek na twarzy Pi, najprawdopodobniej pękłoby mu serce. Znowu. Przełyka ślinę, a później odsuwa chłopaka na bok. Rzuca się biegiem do Lei, nie chcąc tracić kolejnych cennych sekund.
– Ty dupku! – Dobiega jeszcze jego uszu rozpaczliwe, pełne rozczarowania wołanie Pi. Asan naprawdę wierzył w Damerona. – Zostawiłeś ją tam!
Poczucie winy staje się nie do zniesienia. Poe ma wrażenie, jakby paliło go od środka. Ledwo może oddychać, jakby płuca nagle postanowiły przestać z nim współpracować. Tak jak reszta jego ciała. Nie ma bladego pojęcia, jakim cudem jeszcze trzyma się na nogach, jakim cudem jeszcze biegnie, ale to nie jest ważne. Grunt, że udaje mu się dotrzeć do pokoju Lei przed Asanem.
– Poe? – Organa odrywa swoje spojrzenie od wielkiej mapy rozłożonej na blaszanym stole. – Wszystko w porządku?
– Muszę dostać się na...
– Co się stało? – przerywa mu Leia swoim ciepłym, spokojnym głosem.
– ...statek Najwyższego Porządku, musimy ratować...
– POE DAMERONIE – tym razem Organa nie bawi się w grzeczność, jej głos robi się ostry i władczy – CZY MASZ ZAMIAR ODPOWIEDZIEĆ NA MOJE PYTANIE?
Kolejna lawina słów grzęźnie w gardle pilota. Poe patrzy nieprzytomnie na kobietę.
– Jilleane. Oni porwali Jilleane. Najwyższy Porządek musiał nas śledzić w drodze na Akana. Zostawiłem ją tylko na chwilę, BB-8 był przy niej, sądziłem, że w tym tłumie nikt nas nie znajdzie, a kiedy wróciłem, jej już nie było...
Organa podchodzi do niego. Kładzie mu dłoń na ramieniu, zaciskając ją lekko.
– Uspokój się, dobrze?
– Muszę ją odnaleźć...
– Nie polecisz tam sam, Poe, nie ma mowy – oznajmia z naciskiem Leia.
– Ale generale... przecież nie możemy jej tam zostawić! Co jeśli...
Słowa palą jego przełyk. Gryzący popiół osiada się na jego zmęczonych płucach. Organa zaciska usta w cienką linijkę.
– Ona żyje – mówi cicho. – Czuję to.
– Muszę...
– Poe, powiedziałam coś. – Organa próbuje doprowadzić go do porządku. – Nie polecisz tam sam.
– Nie mam wyjścia.
– Masz – odpiera Leia. Chwyta go pod rękę i prowadzi do blaszanego stolika. – Spójrz.
Dameron nie do końca rozumie, co się dzieje. Rzuca więc szybkie spojrzenie na stertę papierów, który wskazuje mu Organa. Dopiero wtedy dociera do niego, co się święci.
– Kiedy ty przebywałeś na Elrooden, my nawiązywaliśmy kontakt z naszymi sojusznikami na Zewnętrznych Rubieżach – kontynuuje generał. – Udało nam się zdobyć nową broń, nowy sprzęt, a przede wszystkim nowych ludzi. Poprowadzisz tę akcję. Musimy się pospieszyć, bo póki Najwyższy Porządek nie ma Fali Nieskończoności ani niczego równie destrukcyjnego, mamy szansę, żeby z nimi wygrać.
– Dlaczego nikt wcześniej mi o tym nie powiedział?
Organa uśmiecha się ciepło.
– Jedno zadanie za drugim. Nie wszystko jednocześnie. Gdybym ci o tym powiedziała, twoje myśli byłyby rozproszone. Zrobiłam to dla twojego dobra.
W ciągu paru następnych minut Leia zapoznaje Poe ze szczegółami.
Po zniszczeniu reaktora Organa założyła słabość Najwyższego Porządku, co teraz chce wykorzystać. Dameron wtrąca, mówiąc jej, że broń nigdy miała nie powstać. Szybko relacjonuje całą rozmowę pomiędzy Jilleane a Zaenem Pi. Po twarzy generał przebiega cień uśmiechu, jakby jednocześnie była dumna z Ace'a i rozczarowana swoim brakiem wiary w niego. Sekundy później jej oczy wilgotnieją, prawie niewidocznie, jakby przez te wszystkie lata nauczyła się powstrzymywać łzy. Uświadamia sobie bowiem, że w walce polegli ludzie, niewinni ludzie. Którzy byli jej sojusznikami. Milknie na bardzo długie sekundy, zanim finalnie kontynuuje.
Plan zakłada atak na główny statek Najwyższego Porządku, czyli Finalizera, kiedy ten będzie tankowany na Zewnętrznych Rubieżach. Musi dojść do tego przedsięwzięcia, bo od ostatniej bitwy lecą na resztkach paliwa. I jeśli teraz Kylo Ren jest zajęty opracowywaniem ich dalekosiężnej polityki, tak generał Hux patrzy na działania Najwyższego Porządku bardziej realistycznie. Są rzeczy, których nie da się tak po prostu przeskoczyć, a napełnianie zbiorników paliwem jest jedną z tych rzeczy. A bez Fali Nieskończoności mają tylko to, co zwykle, czyli myśliwce i trochę większej broni. Co przy dobrej passie, wykwalifikowanych pilotach i pomocy z zewnętrz, można łatwo pokonać. Zwłaszcza, że Najwyższy Porządek raczej nie spodziewa się ich ataku. Możliwe nawet, że ich myśliwce będą przechodzić obowiązkowe przeglądy, więc tym bardziej będą wystawieni na ostrzał. I właśnie na to liczy Leia.
– Zniszczymy ich potencjał militarny, tak, żeby nie mogli się podnieść, a wtedy zaatakujemy ich z całej siły – szepcze do siebie Poe. – Genialne!
Organa uśmiecha się ciepło.
– Tylko takie plany mam.
– ...a co z Jilleane?
– Są dwa wyjścia. Albo będzie z dowództwem na stacji podczas tankowania, albo będzie przesłuchiwana i torturowana – stwierdza generał bez ogródek. – Finn i Rose się tym zajmą. Pamiętaj, ty dowodzisz.
➳
Poe skończywszy przedstawiać szczegóły planu, zauważa, że ludzi w hangarze znacznie przybyło. Zapewne to wsparcie od sojuszników, o którym wspominała wcześniej Leia. Szczerze mówiąc to Dameron nie wierzył, że ktokolwiek we wszechświecie jeszcze będzie chciał im pomóc, ale najwidoczniej widmo użycia Fali Nieskończoności podziałało i nagle wszyscy połączyli siły. Dzięki Bogu, bo teraz ma o wiele większe pole do popisu, niż z tuzinem pilotów i rozpadającymi się myśliwcami.
Pewnym, żołnierskim krokiem rusza w stronę swojego X-winga, kiedy drogę zastępuje mu Pi. Chłopak dygocze na całym ciele, a jego oczy wyglądają tak, jakby wypłakały oceany łez. Jego dolna warga drży.
– Lecę z wami.
– Zostajesz na Cardooine. To rozkaz.
– Nie ufam ci – warczy on. Nadal jest wściekły na Damerona, że nie dostał od niego ani jednego słowa wyjaśnienia. – Nie mam żadnej gwarancji, że z nią wrócisz. Zapewne zostawisz ją na śmierć, kiedy nadarzy się okazja!
– Asan. – Głos Poe jest ostry niczym brzytwa. Nie ma żalu do chłopaka o to, jak się zachowuje. Ludzie w rozpaczy naprawdę przeróżnie reagują, ale on najzwyczajniej w świecie nie ma czasu na to. Potem Pi może mu wyrzucać, jaki to on nie jest najgorszy, ale teraz... teraz ważna jest misja. I Jilleane. – Uważaj, do kogo mówisz.
– W dupie mam to, kim jesteś. Najlepszy pilot Ruchu Oporu, bla bla bla, którego obchodzi tylko jego własne bezpieczeństwo! Ludzi, których nie potrzebuje, zostawia za sobą! Uważajcie, żeby wam też nie wbił noża w plecy! – krzyczy Pi ze złością. Krew napływa mu do policzków, a w jego oczach błyszczą łzy. Najchętniej rzuciłby się na pilota i bił go tak mocno, jak tylko się da. Do utraty przytomności, aż cała złość wreszcie opuści jego ciało.
– Odsuń się – wycedza przez zęby Dameron. Powoli naprawdę zaczyna się denerwować. – Powiedziałem, odsuń się.
Asan jednak stoi uparcie na drodze pilota. Krzyżuje ręce na piersi, wytrzymując twarde spojrzenie mężczyzny. Nie boi się go, nie w obliczu zagrożenia, jakie wisi nad Jilleane.
– Bo co mi zrobisz?!
Poe ze świstem wypuszcza powietrze z płuc.
– Myślisz, że mi nie zależy? Myślisz, że jestem w stanie ją tam tak po prostu zostawić? Gdybym wiedział, że Najwyższemu Porządkowi udało się nas wyśledzić, nigdy nie zostawiłbym jej samej, zrozum to! Nie pozwoliłbym na to, żeby ją zabrali! – Jego głos jest ostry, szorstki. – Teraz lecę, żeby uratować nie tylko całą galaktykę, ale także ją. Może przede wszystkim ją. I nie wrócę bez niej, choćbym miał sam zginąć. Rozumiesz, co do ciebie mówię, gówniarzu?
Po policzku Pi spływa jedna, pojedyncza łza. Praktycznie niewidoczna. Uderza w niego autentyzm w głosie pilota, tak rzeczywisty ból, że mógłby nawet nazwać go swoim.
– Ona jest dla mnie wszystkim, zrozum to. Jest moją jedyną rodziną... a teraz dzielą nas pieprzone galaktyki... Nie chcę... nie potrafię...
Dameron zaciska mu dłonie na ramieniu, patrząc prosto w oczy chłopaka.
– W takim razie pozwól mi tam lecieć i ją uratować, w porządku?
Asan przesuwa prędko dłonią po twarzy, ścierając wilgoć ze swojej skóry. Przytakuje cicho.
– BB-8, grzej silniki! – woła Poe.
Poklepuje jeszcze Pi po plecach, a potem rusza biegiem w stronę X-winga. Asan w milczeniu odwraca go wzrokiem, w nadziei, że nie popełnia błędu, że zaufanie mu nie doprowadzi go... ich do zguby. Że ten przeklęty pilot sprowadzi Jilleane całą i zdrową na Cardooine.
Myśliwiec mruczy coraz głośniej. Dameron wskakuje do środka, zapinając pasy i zwalniając blokadę w postaci hamulca ręcznego. Czuje, jak ogarnia go zmęczenie, nie spał przecież od kilkunastu godzin, ale to nie ma znaczenia. Potrząsa głową i ukrywa ją pod swoim hełmem. Po paru sekundach statek unosi się nad płytą, podczas gdy wielkie, żelazne drzwi do hangaru się otwierają.
Ponad cztery tuziny myśliwców opuszczają bazę na Cardooine w zwartym szeregu, z Poe Dameronem na czele.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro