Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

(1) spark of hope

Jej zmęczony wzrok utkwiony jest w bezkresnej, otaczającej ich zewsząd galaktyce. Pojedyncze gwiazdy, niezwykle odległe, a jednocześnie tak bliskie, gasną na jej oczach. Tak szybko i tak niespodziewanie, jak odchodzą z jej życia ludzie, dotychczas dający jej nadzieję. Osoby, które rozświetlały mrok, były jej światłem przewodnim. Cały Alderaan, rebelianci, Han – jej drogi Han – admirał Holdo, a teraz Luke. I Ben. Bo jej syna przecież już nie ma. Zginął tamtego dnia, kiedy Snoke przeciągnął go na swoją stronę, Ciemną Stronę. Ten człowiek, którego widziała walczącego ze Skywalkerem... to tylko echo przeszłości.

Przymyka na moment powieki, pozwalając pojedynczej łzie spłynąć po jej policzku. Wie, że musi być silna, jeśli już nawet nie dla siebie, to dla nich, dla Ruchu Oporu. Czasami jednak ciężar, który nosi na swoich barkach, staje się zbyt uciążliwy. Choć to dla niej trudne – dla takiej kobiety, jaką jest generał Leia Organa – musi zaakceptować to, że jest tylko człowiekiem. W swoim życiu widziała przecież zbyt dużo śmierci i cierpienia, by nie czuć ogromu zła i ciemności; chwilami nawet za bardzo. Musi pogodzić się z tym, że czasami żal i pustka muszą dać o sobie znać, zbyt dobitnie, zbyt boleśnie.

Sokół Millenium mruczy cicho, jakby doskonale wiedział, że na pokładzie znajduje się ukochana żona jego właściciela. Poruszają się szybko, niepostrzeżenie, w kierunku Cardooine, starej bazy Rebelii, aby uratować tę garstkę członków Ruchu Oporu, której udało się wyjść z cało z walki. Leia doskonale wie, że nie będzie łatwo naprawić tego, co tak doszczętnie zniszczył Najwyższy Porządek, jednak nadzieja, jaką tchnął w nich Luke, napawa ją pewną dozą optymizmu. Niewielką, ale na tyle dużą, aby wiedzieć, że uda jej się na nowo odbudować to, co brutalnie im odebrano.

Generał Organa wstaje powoli z twardej kanapy, rozglądając się po tak dobrze znanym jej wnętrzu. Nigdy nie sądziła, że tutaj powróci, a już na pewno nie w takich okolicznościach. Cóż, może po prostu płynąca w jej żyłach krew Skywalkerów przyciąga wszelkie tragedie, a po tylu latach powinna przestać wciąż się temu dziwić.

Muszą upewnić się, że absolutnie nikt ich nie śledzi. Nie mogą ryzykować, że ktoś odkryje ich nową bazę. Dlatego na Cardooine docierają po niecałej godzinie dryfowania w kosmosie. Generał Organa oddycha z ulgą, kiedy jej stopy finalnie lądują na twardej, wylanej betonem płycie lotniska. Ci, którym udało się przeżyć starcie z Najwyższym Porządkiem, od razu zabierają się do pracy.

Należy sprawdzić plany bazy, zreperować i uruchomić potrzebny im sprzęt, sprawdzić, czy w hangarach znajdują się jeszcze jakieś sprawne myśliwce. W następnej kolejności trzeba będzie skontrolować wszelkie zabezpieczenia, spróbować skontaktować się z sojusznikami – tak, Leia nadal łudzi się, że ktoś się odezwie – a na koniec zwołać zebranie. Muszą jeszcze skontrolować stan ich kont, rozsianych po całej galaktyce, aby rozważyć kupno broni i samolotów. Organa ma nadzieję, że kredytów wystarczy chociaż na tuzin nowiutkich X-wingów.

Wraz z C-3PO, który wciąż żywo rozwodzi się nad opłakanym stanem bazy, Leia podąża do największego z trzech stojących obok siebie budynków, skrytych w cieniu ogromnego hangaru. Dwa pozostałe zabudowania stanowią pomieszczenia dla członków Ruchu Oporu, ten najpotężniejszy zaś – główne centrum dowodzenia i miejsce mieszkalne dla dowódców o wyższym stopniu wojskowym. Tak przynajmniej zostaje poinformowana przez porucznik Connix. Dzięki danym uzyskanym przez BB-8 młoda kobieta zdążyła już rozplanować zakwaterowanie całego Ruchu Oporu.

Ogromna sala, zajmująca prawie całe pierwsze piętro, z minuty na minutę staje się sercem całego Ruchu Oporu. Kurz unosi się w powietrzu. Informatycy i technicy w pocie czoła pracują, aby stary sprzęt wrócił do stanu używalności. Mają w tym wprawę, przebiega Organie przez myśl, w końcu tyle razy musieli uciekać przed Najwyższym Porządkiem, że stało się to już pewną rutyną.

Choć generał Organa nieustannie powtarza, że czas na smutek i radość przyjdzie po wygranej wojnie, tego dnia stwierdza, że Ruch Oporu wycierpiał się dostatecznie wiele, zasługują więc na krótką chwilę spokoju. Pozornego szczęścia, paru długich sekund na złapanie głębokiego oddechu. Ogłasza zatem, że zebranie odbędzie się dopiero kolejnego dnia o poranku.

– Przynieś mi wszystkie najważniejsze dokumenty – zwraca się jeszcze do C-3PO. – Gdyby ktoś mnie szukał, jestem u siebie.

– Tak jest, generale! – Połyskujący na złoto droid protokolarny przytakuje swoim niezmiennie wystraszonym głosem, podczas gdy kobieta znika za drzwiami niewielkiego, aczkolwiek niezwykle przestronnego pokoju.

Leia nie ma zamiaru odpoczywać. Dając im te kilka godzin wytchnienia, doskonale wie, że ją natomiast czeka dzisiaj bardzo dużo pracy. Wszystko po to, aby zaoszczędzić jutro na czasie. Najprawdopodobniej przed nią długa, bezsenna noc spędzona nad stertą map, planów, notatek. Taka jest cena bycia generałem. Taka jest cena bycia mózgiem całego Ruchu Oporu. Leia nigdy jednak na to nie narzekała, ba!, od zawsze czuła, że ta rola to jej obowiązek.

Siada na skraju plastikowego, zakurzonego krzesła. Przesuwa dłonią po twarzy, jakby chciała zetrzeć z niej resztki zmęczenia towarzyszącego jej niezmiernie od dziesiątek lat. Wzdycha cicho. W milczeniu czeka na C-3PO i potrzebne dane do sporządzenia planu działania.

Już po niecałym kwadransie Leia ma przed sobą wizualizację interesujących ją zagadnień. Kolorowe punkciki na mapach, ogromne projekty statków, wciąż uzupełniany raport na temat zawartości bazy Cardooine. Organa jest dosłownie bombardowana tysiącami różnych impulsów, nowych, starych, pojawiających się z każdą kolejną sekundą. W skupieniu obserwuje hologramowe obrazy pojawiające się przed jej oczami. W głowie stara się ułożyć jakąś strategię, obmyślić plan. Chce na początek ustalić, na kogo mogą jeszcze liczyć. Kto wesprze ich nie tylko bronią, ale i zasobami ludzkimi. Nie zostało ich przecież zbyt wielu, więc każda para rąk im się teraz przyda. Wszyscy, którzy chcą walczyć za demokrację w galaktyce, są na Cardooine mile widziani.

Pochłonięta przez swoje myśli, nie słyszy cichego pukania do drzwi. Dociera ono do niej jakby zwolnionym tempie, po paru dobrych minutach. Organa unosi wzrok, spodziewając się tego, że w drzwiach ujrzy C-3PO z nową porcją informacji. W progu zauważa jednak lekko przygarbioną sylwetkę komandor D'Acy, która od razu przechodzi do rzeczy.

– Odebraliśmy sygnał nadawany z Elrood, generale. Słaby, ale naszym specjalistom udało się go rozszyfrować.

Leia szerzej otwiera oczy. Gestem dłoni zamyka projekcję.

– Elrood? – pyta zaskoczona. – Czyżby przestali sympatyzować z Najwyższym Porządkiem?

– Mamy krótką, poufną informację o tym, że w Elrooden ma dojść do potężnej transakcji pomiędzy królewską parą a Najwyższym Porządkiem. Nie wiemy jednak, co będzie jej przedmiotem. Wiadomość musiała być nadana w pośpiechu lub uległa uszkodzeniu w trakcie przekazu.

Organa nie odpowiada. Siada z powrotem na krześle, próbując zebrać myśli.

– Ledwo zakończyła się jedna bitwa, a oni już planują następną – oznajmia wreszcie zatroskanym głosem.

Komandor D'Acy mocniej zaciska palce wokół sztywnego materiału jej munduru. Ona również czuje niepokój.

– Przekaz pochodzi sprzed kilku tygodni. Musiał przejść krętą drogę, aby do nas dotrzeć. Data wskazuje, że transakcja jeszcze nie miała miejsca.

– Ile mamy czasu?

– Niewiele.

– Ile? – powtarza z naciskiem Organa. Potrzebuje konkretnych informacji, aby później obmyślić równie konkretny plan.

– Pięć dni – odpowiada komandor. – Jeśli chcemy dotrzeć tam przed Najwyższym Porządkiem, musimy naprawdę się pospieszyć.

– O ile to nie jest pułapka – zauważa natychmiast generał. – Kto jest nadawcą?

– Choć informator podpisał się tylko inicjałami – mówi rzeczowo druga z kobiet – to użył naszego hasła, które przecież znane jest tylko sprzymierzeńcom Ruchu Oporu.

Kolejna trudna decyzja, których Leia w swoim życiu podjęła zbyt wiele i nie sądzi, aby to się kiedykolwiek zmieniło. I choć można by pomyśleć, że przychodzą jej one łatwo, nikt nie wie, jaka walka toczy się we wnętrzu jej serca i umysłu. Każdy rozkaz wiąże się z konsekwencjami, mniejszymi lub większymi, gdzie śmierć może ponieść wielu jej podopiecznych. Ten raz nie różni się niczym od poprzednich tysięcy, może nawet milionów.

Znów musi zadecydować, czy w ogóle chce kogoś posłać na Elrood, a jeśli tak, to kogo i jakim statkiem. Każdy członek Ruchu Oporu jest jej niezwykle bliski. Dlatego trudno jej wybrać osobę, której powierzy misję. Najchętniej udałaby się tam sama, ale wie, że dla bezpieczeństwa jej ruchu partyzanckiego nie może opuścić Cardooine. Ktoś na pewno dowiedziałby się o jej odwiedzinach w Elrooden, a ona sama zostałaby zaatakowana przez jakiegoś samozwańczego wyznawcę Najwyższego Porządku lub też otruta dla nagrody wyznaczonej za jej głowę. Znów więc musi powierzyć zadanie komuś innemu, co chwilami doprowadza jej do szewskiej złości. I do łez, bo przecież Ruch Oporu to jej rodzina.

– Miejmy nadzieję, że tajemniczy informator nas nie zawiedzie – oświadcza cierpko. – Wyślemy kogoś najszybciej, jak tylko się da, żeby zweryfikował tę wiadomość. Następnie ustalimy strategię działania.

– Kapitana Damerona?

Po twarzy Organy przebiega lekki, prawie niewidoczny uśmiech. Posyła D'Acy spojrzenie spod ciemnych rzęs i kręci głową.

– Nie wyślemy naszego najlepszego pilota, moja droga. Nie teraz, kiedy pozostała nas tylko garstka.

Komandor D'Acy wie, że generał ma rację. Stawianie wszystkiego na jedną – i to słabą kartę – ostatnim razem się nie udało, doprowadzając prawie do klęski. Nauczeni więc doświadczeniem, nie mogą znów tego zrobić. Nie mogą zaryzykować życiem najlepszego pilota Ruchu Oporu, by sprawdzić prawdziwość wiadomości, która w najgorszym razie może okazać się pułapką. Dlatego siwowłosa kobieta czuje, jak na jej policzkach pojawia się blady rumieniec zawstydzenia.

– Zgłaszam swoją kandydaturę – oznajmia nagle, patrząc prosto w oczy Lei.

– Nie – powtarza znów Organa. – Musi to być ktoś, kto nie będzie się rzucał, ktoś młody, energiczny i sprytny. Myślę, że pośród naszych szeregów na pewno ktoś taki się znajdzie... Finn powinien poradzić sobie z tym zadaniem.

– Finn? – upewnia się D'Acy. Jej pierwszą myślą jest to, że po prostu się przesłyszała. – Ten były Szturmowiec?

– Tak, Finn – oznajmia Leia po sześciu, siedmiu sekundach. – Poproś go, żeby pojawił się u mnie jeszcze przed kolacją. Jeśli transakcja ma się odbyć za parę dni, nie możemy zbyt długo zwlekać.

Komandor skinąwszy głową, opuszcza pomieszczenie, zostawiając Organę sam na sam ze swoimi myślami.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro