Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Åttende

W przeciwieństwie do Lokiego, Sigyn nie znosi sztuki Tragedia Lokiego z Asgardu.

Nie tylko dlatego, że uważa ją za pewną przesadę ze strony boga psot. Nie tylko dlatego, że nie podoba jej się przedstawienie istotnych faktów oraz postaci. I nie tylko dlatego, że poczuła się urażona propozycją bycia służką Odyna w trakcie premiery.

Nie znosi jej głównie dlatego, że niesie za sobą zbyt wiele bolesnych wspomnień, jakie usilnie stara się odrzucić w niepamięć. Loki zaś – nieświadomie lub świadome – nie pozwala jej zapomnieć o tym, przez co musiała przejść, zanim dotarła do tego miejsca w życiu, w jakim znajduje się teraz.

Bez słowa wychodzi z komnaty, czując na sobie świdrujące, wyblakłe spojrzenie Lokiego pod postacią Wszechojca. Dwóch strażników otwiera jej wielkie, dwuskrzydłowe drzwi.

Na zewnątrz czeka Sif z kompletem mieczy i gotowością do treningu.

***

Gromkie brawa roznoszą się echem po Asgardzie.

Loki-Odyn nie potrafi wyjść z zachwytu. Nowa sztuka na jego cześć okazuje się całkowitym sukcesem, a prawie każda obecna na premierze osoba nie może powstrzymać łez. Można więc powiedzieć, że końcu udało mu się zmienić sposób, w jaki go postrzegano. W oczach wszystkich nie jest już zdrajcą. Jest bohaterem. A może po prostu w swoich oczach, bo tak naprawdę Asgardczycy nigdy nie przywiązywali wielkiej wagi do ich rodzinnych dramatów.

Podnosi się z miejsca, sięgając po kielich trzymany przez jedną ze służek. Upija kilka łyków aromatycznego wina, czując, jak przyjemne ciepło rozlewa się po jego ciele. Jego uszu nagle dobiega głos:

– Ojcze.

Zaledwie dwa, trzy metry od niego stoi jego zguba. Jego przeciwnik. I jego brat. Thor Odinson. We własnej osobie.

– O cholera – mamrocze Loki, prawie krztusząc się napojem. Dodaje głośniej, starając się mówić, jak dumny ojciec. Wskazuje ręką na Gromowładnego. – Mój syn, Thor, jest znów wśród nas. Witaj, mój drogi!

Gromowładny rozgląda się dookoła, z pół-uśmiechem na ustach. Bóg psot i chaosu siada na miękkim materacu. W jego głowie pojawia się tysiąc różnych sposobów na ukaranie tego idioty, Skurge'a, który przecież miał jedno zadanie: wyraźny zakaz sprowadzania jego brata do Asgardu.

– Ładny spektakl. Jaki nosi tytuł?

Powiedzieć, że bóg psot i chaosu się nie denerwuje, byłoby kłamstwem. Z całych sił stara się, aby jego głos brzmiał jak najspokojniej. I jak najbardziej odynowo.

Tragedia Lokiego z Asgardu. Moi poddani chcieli uczcić jego pamięć.

Thor uśmiecha się szerzej, trochę sarkastycznie. Loki jest pod wrażeniem. Thor i pojęcie sarkazmu? Coś nowego.

– Nie dziwię się. Pomnik też jest niezły. Znacznie przyjemniejszy niż pierwowzór i jakby trochę mniej oślizgły, nie taki fałszywy – oznajmia Gromowładny. Nagle zmienia temat, unosząc wyżej trofeum trzymane w ręce. – Wiesz może, co to takiego?

Łatwo jest udawać Odyna przed tymi, którzy znali go tylko jako króla. Prawdziwa trudność pojawia się wtedy, gdy trzeba go grać przed kimś, kto znał go również jako ojca.

– Och, Czaszka Surtura! – odpowiada z aprobatą bóg chaosu, mocniej zaciskając dłonie na swojej drewnianej lasce. – Groźne narzędzie zagłady.

– Mam więc prośbę. Weź ją i dobrze schowaj, żeby nie zamieniła się w demona, który unicestwi planetę. – Thor zwraca się w kierunku jednego z Einherjarów.

– Dziękuję, złotko – rzuca z kolei Loki do jednej ze służek, wręczając jej pusty kielich. Prędko podrywa się z miejsca. – Wracasz do Midgardu, czyż nie?

To pytanie trapiło go od momentu, w którym zobaczył brata. Czyli od jakichś paru minut. Gromowładny, jak na złość, zaczyna mówić o snach, koszmarach, w których widzi, jak Asgard leży w ruinach. Loki mruczy coś, byleby go tylko uspokoić, ale Thor kontynuuje swoją opowieść. I, o ironio, każde jego kolejne słowo dotyczy tego, o co pokłócił się z Sigyn parę tygodni wcześniej.

– Dziewięć Królestw pogrąża się w chaosie. Wrogowie Asgardu zbroją się i knują na naszą zgubę, a w tym czasie ty, Odyn, który masz bronić tych Królestw, siedzisz w papciach na kanapie i zajadasz się winogronami.

Bóg psot i chaosu zaczyna szukać w głowie jakiegoś wytłumaczenia. Dobrego, złego, jakiegokolwiek. Musi przyznać, że kiedyś szło mu to o wiele lepiej, szybciej, sprawniej; jakby zabawa w króla odrobinę rozleniwiła jego szare komórki. Albo to po prostu panika, że Thor odkryje jego podstęp i zepsuje jego plan. A przecież Loki tak bardzo się starał, aby Asgard rozkwitał, aby wszyscy byli szczęśliwi.

I czy nie udało mu się osiągnąć tego choć w niewielkim stopniu?

Zaczyna w pośpiechu mówić coś o suwerenności, posiedzeniach komisji, naradach. Wykorzystuje swoją elokwencję do granic możliwości. Przecież tyle razy udało mu się oszukać brata, dlaczego więc ten raz miałby być inny?

Po chwili Gromowładny rzuca Mjøllnirem i Loki już wie, że wszystko szlag trafił.

***

Niezależnie od tego, czy jest to Midgard, czy Asgard, wieści roznoszą się z podobną prędkością.

Sif, a także Trójka Wojów – zwłaszcza Fandral – są wściekli na Sigyn. Złotowłosa nie musi się odzywać choćby jednym słowem, aby każde z nich było pewne, że wiedziała o podstępie boga chaosu już od dawna. Cóż, córka Frei nie ma zamiaru ani kłamać, ani zaprzeczać. Po prostu mówi to, co jest prawdą.

Że Loki był wreszcie szczęśliwy, a ona nie miała prawa – ani serca – mu tego odebrać.

***

Synowie Odyna opuszczają Asgard.

Skurge, wciąż wściekły na Gromowładnego za zepsucie mu spotkania z dwiema niewiastami, nie chce powiedzieć, gdzie się udali. Dopiero gdy Hogun odstawia na bok swój stoicki spokój, strażnik Bifrostu mówi o podróży braci do Midgardu.

Sigyn ogarniają mdłości, a zaraz potem robi jej się gorąco.

Gdy odbiorą mu władzę, zapewne znów postanowią wtrącić go do lochów. I wie, że Loki także jest tego świadomy. Dlatego nie jest już taka pewna, czy jej ukochany tutaj powróci.

***

Bóg psot i chaosu nigdy nie sądził, że kiedykolwiek w swoim życiu usłyszy jeszcze te słowa. Wtedy też Wszechojciec nazywa ich swoimi synami. W ostatnich momentach swojego życia dodaje, że ich kocha. Loki z ledwością powstrzymuje łzy. Nie potrafi w to uwierzyć. Przecież praktycznie wszystko, co dotychczas uczynił, sprowadzało się właśnie do tego.

Do potrzeby akceptacji i bycia zauważonym.

***

– Kotku, nawet nie wiesz, co jest możliwe.

Hela uśmiecha się tajemniczo, zatrzymując Mjøllnir swoją dłonią. Jej atramentowe włosy powiewają wraz z norweskim wiatrem. Bogini śmierci z trzaskiem zamienia młot Gromowładnego w proch, tak, jakby był zaledwie szklaną zabawką. Kawałki niegdyś potężnej broni, broni wielkich przeznaczeń, upadają na trawę.

Thor nie potrafi uwierzyć własnym oczom. Loki zaś jest autentycznie przerażony, a pierwsze, co przychodzi mu na myśl, to nie ucieczka, a powrót do domu.

***

Podczas gdy Sif, Sigyn oraz Hogun wracają do Asgardu, Fandral i Volstagg zostają w Obserwatorium, aby upewnić się, że Loki nie zostawi Thora w Midgardzie. Skurge nie jest zadowolony. Z grymasem na twarzy oddaje miecz, kiedyś należący do Heimdalla, a sam zabiera się za sprzątanie po obślizgłym prezencie od boga piorunów.

Wojowie niezmiernie cieszą się na myśl, że ich przyjaciel jest cały i zdrowy, że wraca do domu. Dlatego też, gdy rozlega się głos Lokiego, pełen desperacji i strachu, a także rozdzierający krzyk Thora, Volstagg bez wahania uruchamia portal, sprowadzając braci z powrotem do Asgardu. Z wnętrza nie wyłania się jednak ani wysoka, dobrze zbudowana postać Gromowładnego, ani szczupła, trochę niższa sylwetka boga psot i chaosu.

Zamiast nich oczom całej trójki ukazuje się ona.

Żaden nie ma prawa wiedzieć, iż jest to pierwsze dziecko Odyna. Bogini śmierci. Hela w całej okazałości.

Volstagg nie jest nawet w stanie dokończyć zdania. Jeden ze sztyletów Heli trafia go prosto w brzuch, powalając na schody. Fandral natychmiast rzuca się, aby uratować przed nieznanym najeźdźcą nie tylko przyjaciela, ale także swoich najbliższych i cały Asgard. To przecież jego obowiązek.

Po paru sekundach podziela los Volstagga. Nie jest w stanie wydobyć z siebie ostatnich słów, Hela bowiem dobija ich na wpół martwe ciała kolejną parą sztyletów.

Zanim umiera, Fandral widzi przed oczami swoją ukochaną matkę, Freję. Ze łzami w oczach wręcza mu jego pierwszy, dziecięcy miecz. Już wtedy wiedziała, że będzie z niego wielki wojownik. Nagle obraz się rozmywa, a chwilę później pojawia się Sigyn, jego mała Sigyn, którą przysięgał chronić do ostatniego tchu, jak na starszego brata przystało. Walczy z nią na prowizorycznej arenie, w rytm ich imion skandowanych przez resztę przyjaciół. Mają może po osiem, dziewięć lat.

Na sam koniec widzi Nannę. Jej rude loki, ciepły uśmiech i spokojne jak ocean błękitne oczy. Wyciąga ku niemu dłoń, otulając jego policzek. Składa na jego ustach ciepły pocałunek.

I nagle wszystko znika. Vallhala stoi przed nimi otworem.

***

Sakaar jest brudne, chaotyczne i przeludnione.

Bóg psot wie, że będzie musiał się do tego przyzwyczaić. Asgard oraz jego mieszkańcy najprawdopodobniej już dawno zostali pochłonięci przez Helę i jej żądzę krwi. To on zgotował im ten los, przez swoją głupotę, przez kolejną nieprzemyślaną, zbyt pochopnie podjętą decyzję.

Sigyn zapewne również nie żyje.

I kiedy już nie potrafi dłużej odsuwać tej okrutnej myśli od siebie, ogarnia go taki ból, jakiego nigdy nie czuł. Może przysiąc, że w porównaniu z tym, tortury Thanosa były niczym łaskotanie skrzydeł motyla.

***

– Zdałam sobie sprawę, że nie wiecie, kim jestem. Jestem Hela, najstarsze dziecko Odyna. Wódz naczelny wszystkich oddziałów Asgardu. Spadkobierczyni korony, a także bogini śmierci.

Einherjarzy pod dowództwem Hoguna przyjmują pozycję do ataku.

– Mój ojciec nie żyje. Jego synowie również, nie ma za co. Byliśmy niegdyś absolutnymi władcami kosmosu. Nasza dominacja nie podlegała dyskusji, lecz Odyn zdobył tylko Dziewięć Królestw. Ujarzmienie pozostałych to nasz święty obowiązek. Ja, Hela, przybyłam, aby go wypełnić. Klęknijcie przede mną, a zaliczę was w poczet swojej armii zwycięzców!

***

Córka Frei nie ma bladego pojęcia, czy Hela kłamie, czy naprawdę zabiła synów Odyna. Ma tylko nadzieję, że niebiosa mają ich w opiece, a bogini śmierci po prostu kłamie. Dlatego nie dopuszcza do siebie myśli, że oboje nie żyją. Jeśli to zrobi, umrze razem z nimi, razem z nim, razem z Lokim.

***

Widziała w swoim życiu tyle krwi, tyle bólu, tyle śmierci, że w pewnym momencie przywykła do tego nietypowego, aczkolwiek zwyczajnego widoku. Nie wzruszają ją martwe ciała, nawet jeśli są zmasakrowane, nie do poznania. Nie wzrusza ją też ten nieprzyjemny zapach unoszący się w powietrzu po zakończonej bitwie; zapach, jakiego nie sposób opisać, ale jest tak charakterystyczny, że nie da się go z niczym pomylić. Teraz jednak Sif z ogromnym trudem przychodzi wypowiedzenie tych słów:

– Fandral i Volstagg nie żyją. Hela ich zabiła.

Nanna blednie, dosłownie staje się przeźroczysta. Niczym duch. Wystarczy kilka słów, aby jej świat legł w gruzach, aby poczuła się tak, jakby ktoś wyrwał jej serce i zdeptał na jej własnych oczach. To dla niej jak koszmar, z którego nie może się obudzić.

Sigyn po stracie najpierw Lokiego, potem Theorica, a teraz – znów! – Lokiego, naprawdę myślała, że jej serce nie wytrzyma następnej tragedii. Jednak, ku jej zdziwieniu, do jasnobrązowych oczu nie od razu napływają gorące łzy. Jakby wszechświat chciał jej pokazać, że to najwyższy czas, aby przyznać się przed samą sobą, iż w końcu do tego bólu przywykła.

– To... nie... nie może być prawda – mamrocze słabo Nanna.

Nagle córka Frei wyrzuca z siebie, pełna gniewu i nienawiści:

– Zabiję tę sukę!

Sif natychmiast toruje jej wyjście z niewielkiej, skromnej komnaty.

– Nie masz z nią szans.

– Muszę spróbować.

Sigyn.

Złotowłosa odwraca wzrok. Nanna wybucha płaczem.

***

Plac przed pałacem usłany jest zwłokami Einherjarów. Wyglądają tak, jakby spali. Ową iluzję psują tylko grymasy bólu na ich zastygłych twarzach i zakrzepła krew. Morze krwi.

– Hogun... – szepcze Nanna, zasłaniając usta dłonią. Sigyn i Sif milczą. – Ona jest potworem!

***

– Słucham? Chcecie wykraść ich ciała? – pyta z przerażeniem rudowłosa bogini piękna. – Oszalałyście! Zginiecie przez to!

Sigyn zaciska usta w cienką linijkę. Sif milczy, marszcząc brwi, jakby intensywnie się nad czymś zastanawiała. W końcu oznajmia z pewnością w głosie:

– To byli nasi przyjaciele, Nanno. Zasługują na odpowiedni pochówek.

***

Zadanie nie jest łatwe i przyjemne. Jest trudne i niebezpieczne. Muszą włożyć w to nie tylko mnóstwo siły, ale i sprytu. Należy oszukać Helę. Finalnie jednak udaje im się zabrać zwłoki Fandrala i Volstagga z Obserwatorium. Dzień ma się ku końcowi, a Asgard pochłania ciemność, kiedy ostatnie ciało – ciało Hoguna – trafia w ich ręce.

To, że nie mogą wyprawić im należytego pogrzebu, jest niezwykle bolesne. I niesprawiedliwe. Nie mając innego wyjścia, postanawiają zabrać zwłoki do lasu i tam ich pochować. W tym momencie tylko tyle mogą dla nich zrobić.

Nanna cicho szlocha, podczas gdy Sif i Sigyn zakopują ostatni dół. Rudowłosa odwraca wzrok, kiedy pierwsze kawałki ziemi upadają na bladą, zimną twarz jej ukochanego. Z każdym kolejnym ruchem, z każdą kolejną porcją piachu, córka Frei czuje palącą ją od środka nienawiść. Sif z kolei zachowuje kamienny wyraz twarzy, jakby nigdy nawet nie znała Trójki Wojów. Ale jeśli zna się ją lepiej, nie tylko z opowieści o jej bohaterskich czynach, wie się, że w taki sposób ciemnowłosa wojowniczka wyraża swoją żałobę. Po cichu, z powagą i żalem.

Złotowłosa strzepuje ostatki piachu, jaki ma na dłoniach i pod paznokciami. Rzuca szybkie spojrzenie na trzy świeże mogiły i odwraca się do Nanny.

– ...oto ich zew, abyście zasiedli w salach Valhalli...

– ...gdzie bohaterowie będą żyć wiecznie – kończą za nią jednocześnie Sif i Sigyn.

Przychodzi świt, gdy kobiety wracają do Asgardu. Pogrążone w smutku, żałobie i tęsknocie.

***

Pomiędzy wysokimi drzewami, pierwszymi promieniami słońca i ciszą brzęczącą w uszach spotykają jego, strażnika Bifrostu, Heimdalla. Ogarnia je nieopisana radość, a ciepło rozgrzewa od środka. W jakiś sposób jego osoba napawa ich nadzieją; nadzieją na to, że wspólnie uda im się – jeśli taka jest wola bogów – pokonać Helę i ocalić Asgard od jej dyktatury.

Heimdall zabiera ich do starożytnej, ukrytej w lesie fortecy, skrywającej przerażonych do szpiku kości Asgardczyków. Zanim jednak docierają do celu, trafiają na armię bogini śmierci, z którą muszą się zmierzyć.

Kilkanaście gorączkowych ciosów, uderzeń, okrzyków później są na powrót bezpieczni. Przynajmniej na chwilę.

***

– Sigyn.

Złotowłosa córka Frei wyrywa się z krótkiego snu. Teraz to zimny marmur robi jej za łóżko. Zauważa, że stoi nad nią Heimdall, z dłońmi skrzyżowanymi za plecami.

– Gdzie Sif? – pyta cicho, jakby jeszcze nie do końca się obudziła. – I Nanna?

– Sif wybiera broń. Nanna śpi – wyjaśnia strażnik.

– Właśnie, broń... Powinnam dostać jakiś miecz, sztylet, cokolwiek. Musimy chronić tych ludzi.

– Nie – ucina Heimdall.

– Co...? – mamrocze zbita z tropu. Podnosi się z podłogi, dopiero teraz zdając sobie sprawę, że przez cały ten czas była przykryta cienkim materiałem szaty strażnika. Czuje ból w kręgosłupie. – Dlaczego?

– Dopóki on nie wróci, Sigyn, musisz o was zadbać.

***

Thor zgrabnym ruchem pokonuje jednego z ochroniarzy Arcymistrza, powalając go tym samym na ziemię. Szybkim krokiem idzie w stronę windy, w stronę wolności. Loki natychmiast rusza za nim.

– Chyba powinienem zostać tu, na Sakaar – oświadcza bóg chaosu.

– Ja też tak myślę – odpiera Thor. Loki marszczy brwi, trochę nie dowierzając temu, co właśnie usłyszał. Zwraca się w jego stronę, a zieleń jego oczu na moment odrobinę blednie.

– Czy ty właśnie przyznałeś mi rację?

Gromowładny patrzy w jego stronę, uśmiechając się przelotnie.

– No weź. To wymarzone miejsce dla ciebie. Totalna dzicz, chaos, anarchia. Będziesz jak ryba w wodzie.

Bóg psot odwraca wzrok, a jego usta otwierają się szerzej. Nie chce przyznać tego nawet przed samym sobą, a co dopiero Thorem, że zszokowało go to, za kogo uważa go jego brat. Przez ostatnie lata, lata ciszy, bezpieczeństwa i bezkarnego panowania w Asgardzie, odzwyczaił się od takich myśli. Tam w końcu wszyscy mieli go za bohatera.

– Więc to jest twoje zdanie o mnie.

Ich spojrzenia się spotykają.

– Kiedyś miałem całkiem inne. Myślałem, że będziemy walczyć ramię w ramię, ale fakty są takie, że ja to ja, a ty to ty. Nie wiem, może nie jesteś całkiem zły, ale bądźmy szczerzy, od dawna każde z nas idzie inną drogą.

Gdyby Gromowładny przyjrzał się swojemu bratu trochę dokładniej, trochę uważniej, dostrzegłby w jego szmaragdowych oczach smutek. I odrzucenie. Może dlatego też finalnie Loki spuszcza wzrok, z bólem wysłuchując tych słów. To trochę jak cios poniżej pasa, ba! poniżej dosłownie wszystkiego. Gdzieś tam wewnątrz siebie wie jednak, że Thor nie powiedziałby tego, gdyby on sam wcześniej nie zrobił takiego bałaganu. Kiedy bowiem Loki otrzymywał talent do kłamstwa i manipulacji, Gromowładny stał w kolejce po to, co prawe i pełne szczerości.

Bóg chaosu wzdycha, zaciskając na moment usta w cienką linijkę.

– Tak. Najlepiej będzie, jak nie spotkamy się już nigdy więcej.

– Tego zawsze chciałeś – mówi Thor. Jego uśmiech jest tak szczery, że aż chwyta za serce. Klepie go bratersko po plecach. – Chodź, zrobimy „Na pomoc!".

Nie zawsze, myśli Loki, po prostu chciałem kiedykolwiek poczuć się na równi z tobą. Nie więcej, nie mniej.

***

Kiedy Thor zostawia Lokiego, sparaliżowanego, dosłownie skazanego na śmierć, bóg chaosu ma ochotę wrzeszczeć, żeby ten darował mu życie. Dopiero po paru długich chwilach dochodzi do wniosku, że na to zasłużył. To w końcu on skazał Asgard na rzeź, pozwalając Heli się tam dostać.

To on jest winien śmierci dwóch najważniejszych kobiet w swoim życiu.

Najpierw przecież zabił Friggę, a teraz Sigyn.

***

– Już czas – oświadcza Heimdall zachrypniętym głosem. – Ona nadchodzi.

Każdy, bez wyjątku, zastyga w bezruchu na parę następnych sekund. Potem zaczyna się ewakuacja. Nie w popłochu, krzykach i łzach, jakby można było się tego spodziewać w sytuacji, w której widmo śmierci wisi nad ich głowami. Przebiega ona nadzwyczaj spokojnie, w milczeniu, z poczuciem pełnego zaufania wobec strażnika i tego, co robi.

***

Dzień jest ironicznie ciepły, słoneczny, jakby wszechświat nie zdawał sobie sprawy z tego, co się dzieje i co ma się dopiero wydarzyć.

Liczy się każda minuta, każda sekunda. Najważniejsze jest to, aby jak najszybciej dotrzeć na Bifrost. W skupieniu i ciszy, aby nie sprowadzić na siebie zbędnego niebezpieczeństwa, Asgardczycy pod dowództwem Heimdalla schodzą w dół wodospadu. Każdy pomaga sobie, jak tylko może. Nikt nie zostaje sam, nikt nie zostaje z tyłu, nikt nie zostaje bez pomocy. W obliczu nadchodzącej katastrofy wszyscy troszczą się o siebie.

***

Bifrost nigdy nie wydawał się Sigyn tak nieskończony, jak teraz.

Wraz z Nanną i Sif żwawo podąża za Heimdallem. Z każdym krokiem są bliżej wolności oraz ocalenia. Dlatego też głosy robią się coraz głośniejsze i coraz bardziej podekscytowane. Asgardczycy co rusz obracają się za siebie, rozglądają się po okolicy, aby upewnić się, że nigdzie nie ma Heli. Lub jej armii umarłych. Znajdują się przecież w takim miejscu, że ktoś mógłby z sarkazmem stwierdzić, że sami prosili się o śmierć – na otwartym terenie, z możliwością osaczenia z dwóch stron.

Nikt nie traci wiary, bo to jedyne, co im pozostaje. Nie tracą jej nawet wtedy, gdy dostrzegają ogromnego wilka – Fenrisa – chroniącego wejście do Obserwatorium, ich jedynej drogi ucieczki. Za nim ukryta jest wskrzeszona armia Heli.

Heimdall zatrzymuje ich jednak gestem dłoni i rozkazuje:

– Zawracać!

Zwierzę wyszczerza kły i bez żadnego ostrzeżenia rusza na nich. Od jego potężnych łap uderzających o podłoże, trzęsie się cały Bifrost. Asgardczycy w popłochu zaczynają się wycofywać, chociaż większość wie, że nie uda im się uratować życia. Zostaną zabici albo przez Fenrisa, albo przez Helę. W tym przypadku jedyne, co mogą zrobić, to zadecydować, jakiej śmierci pragną.

– Szybko! – krzyczy Heimdall.

Nagle z nieba lecą pociski. Chmury uniemożliwiają dostrzeżenie tego, kto atakuje. Ale to nieistotne. Ważne jest to, że bestia jest teraz zajęta czymś innym, a oni mogą uciec, przedłużyć swój żywot o kolejne kilka, kilkanaście minut. Może więcej, jeśli się uda.

Ale się nie udaje. Z drugiego końcu mostu wyłania się legion żołnierzy Heli ze Skurgem na czele. I choć wszyscy wiedzą, że są straceni, nikt nie zamierza się poddać. Nikt nie ma zamiaru umierać bez walki. Pojedyncze miecze, trzymane przez Asgardczyków, połyskują w blasku słońca.

Sigyn i Sif również nie myślą o oddaniu się w ręce najeźdźcy. Podobnie Nanna. Chociaż doskonale zdają sobie sprawę z tego, że mają małe szanse – żeby nie powiedzieć, że żadne – aby pokonać Helę i jej ogromną bestię, to wciąż nie opuszcza ich nadzieja.

Broń wcale nie rani Fenrisa, a tylko go rozwściecza. Zwierzę z całą siłą na nich napiera, podczas gdy z przeciwnej strony nadchodzą kolejne oddziały Heli.

Krzyki stają się głośniejsze. Powietrze gęstsze. Adrenalina uderza do głów.

Strażnik chwyta miecz w swe dłonie. W pierwszej linii obrony stoi Sif. Za nią z kolei Sigyn i Nanna, uzbrojone w miecze, które przed ucieczką – ku zdziwieniu córki Frei – wykradła bogini piękna.

Bestia zatrzymuje się nagle, tylko na krótki moment, ale nikt nie jest w stanie zrozumieć dlaczego. Nie mają okazji dłużej się nad tym zastanowić. Ciało Fenrisa jest coraz bliżej. Odór śmierci dochodzący z jego pyska dosłownie otula ich szarą mgiełką. Sigyn widzi w jego błyszczących, szmaragdowych swój strach. I wtedy coś się dzieje.

Dostrzegają, że bestia zaczepia się pazurami o Bifrost. Jakby próbowała się zatrzymać. Ktoś jednak jest o wiele silniejszy, a zwierzę finalnie zostaje odrzucone do tyłu.

Wtedy Sigyn dostrzega zieloną kreaturę, której wrzask echem roznosi się po Asgardzie.

***

Wszystko dzieje się błyskawicznie.

Jeden cios. Drugi cios. Unik. Dźwięk stali uderzającej o stal. Pełne wściekłości krzyki. Trzeci cios. Atak przeciwnika. Ból w piersi. Upadek. Unik. Kolejny cios. I od początku.

Choć Sigyn jest tak zmęczona, że nawet nie może nabrać oddechu, to wciąż walczy. Odpiera ataki, sama atakuje. Wykorzystuje całą wiedzę, jaką otrzymała od Sif. Bogini wojny z kolei niczym błyskawica pokonuje kolejnych przeciwników. Ich ciała nie uderzają nawet o ziemię, kiedy ta zadaje następny cios. Nie ma czasu na myślenie. Nie ma czasu na płacz. Panuje zbyt wielki chaos, aby pozwolić sobie na tak wielki luksus.

Nanna broni się, jak tylko może. Nie zauważa jednak żołnierza nadchodzącego od tyłu. Sigyn na szczęście ma ją cały czas na oku. Błyskawicznie rzuca się na wysłannika Heli, chroniąc boginię piękna przed atakiem. Sama przy tym boleśnie obrywa, upadając z hukiem. Sif odcina głowę atakującemu, zanim ten jest w stanie wykonać kolejny zamach bronią.

– W porządku? – krzyczy ciemnowłosa. Odchyla się i z całej siły wbija miecz w następnego żołnierza.

– Nie, dopóki nie pozbędziemy się tego paskudztwa – odpowiada Sigyn. Czuje, jak ból rozlewa się po całym jej ciele. Ogarniają ją mdłości. – Nanno, trzymaj się blisko mnie!

***

Odgłosy walki całkowicie zagłuszają nadlatujący statek. Mgła z kolei uniemożliwia jego zauważenie. Wszyscy są jednak zbyt zajęci walką, aby zwrócić na to jakąkolwiek uwagę.

– Nadciąga wasz zbawca!

Sigyn na dźwięk tego głosu niemal drętwieje. Ogarnia ją nowa fala nadziei, a do ciała wracają siły. Oddycha z ulgą na myśl, że Loki żyje, choć tak naprawdę wiedziała o tym już od czasu rozmowy z Heimdallem. Wydaje jej się, że po prostu potrzebowała zobaczyć boga chaosu na własne oczy, aby naprawdę uwierzyć w słowa strażnika Bifrostu.

Sif w ostatniej chwili ratuje ją przed ciosem z rąk przeciwnika.

– On zawsze musi być taki pełen dramatyzmu? – krzyczy ciemnowłosa wojowniczka.

Sigyn uśmiecha się szerzej. Nie jest w stanie wyrzucić z siebie ani jednego słowa. I nawet tego nie potrzebuje. Wystarczy, że jej ukochany powrócił do Asgardu, że jest tutaj. Teraz śmierć nie jest już dla niej tak przerażającą wizją. Jeśli ma umrzeć, to chce to zrobić z Lokim u swego boku.

– Tęskniliście? – kontynuuje bóg chaosu. – Wszyscy na statek, jazda!

Kiedy Loki zauważa Sigyn, nie może oderwać od niej wzroku. Przez ułamki sekund jest niczym sparaliżowany. Nie potrafi uwierzyć w swoje szczęście. Nie potrafi uwierzyć w to, że ona żyje. Podbiega do niej tak szybko, jak tylko się da, potrącając innych po drodze. Po prostu musi znaleźć się obok niej. Córka Frei w tym czasie odpowiada na atak, pozbawiając „życia" kolejnego żołnierza Heli. Bóg psot przelotnie przesuwa dłonią po jej ramieniu, bo tylko na tyle może sobie przy obecnych warunkach pozwolić. Przy okazji sam unika jednego z ciosów. Chce się upewnić, że to nie jest żadna iluzja, że ona jest prawdziwa, żywa.

Wszystko dzieje się tak gwałtownie, tak szybko, że sekundy to przy tym wieczność.

– Obiecuję, że jeśli z tego wyjdziemy, weźmiemy ślub, a później uciekniemy – woła jeszcze w jej kierunku. Sigyn posyła mu jeden z najpiękniejszych uśmiechów, na jaki tylko ją stać. Bóg psot i chaosu traktując to jako zgodę, rusza w stronę Walkirii, Thora i Hulka.

Zanim włącza się do walki, po drodze słyszy jeszcze słowa Heimdalla:

– Witaj w domu. Widziałem, że wracasz.

***

Ktoś wytrąca miecz z rąk Sigyn, ale panuje zbyt wielkie zamieszanie, aby szukać go pośród walczących. Nie ma też czasu, aby znaleźć nową broń. Musi więc walczyć swoim ciałem. Swoimi dłońmi. Dlatego też mocno zaciska je w pięści. Wyprowadza jeden celny cios, powalając żołnierza. Błyskawicznie robi unik. Blokuje kolejny atak, nadchodzący od tyłu. Wyswobadza się z uścisku. Najpierw uderza w nos, potem kopie go w krocze. Finalnie jej ręką przechodzi przez niego na wylot. Zanim jest w stanie złapać oddech, nadchodzi kolejny atakujący. I kolejny, i kolejny.

Zguba wraca do niej dopiero po dwóch, trzech minutach. Sif podsuwa jej miecz pod nos. Sigyn posyła jej pełne wdzięczności spojrzenie. I znów atakuje. I znów. W akompaniamencie krzyków i w towarzystwie umarłej armii, Asgardczyków, zielonej bestii.

Silny zamach miecza pozbawia głowy kolejnego żołnierza Heli. Sigyn mimowolnie rzuca szybkie spojrzenie w stronę Lokiego. Jego walka jest wręcz widowiskowa. Choć jest szybki, cwany, silny, to nie zauważa ciosu jednego z przeciwników, który zachodzi go od tyłu. Dlatego też złotowłosa błyskawicznie pojawia się obok niego i wbija miecz w pierś umarłego.

– Później mi podziękujesz – krzyczy Sigyn między kolejnymi ciosami.

Bóg psot i chaosu posyła jej zawadiacki uśmiech. Obraca w swojej dłoni swój odlany ze złota hełm z rogami.

Wciąż rozpiera go radość na jej widok. Całej i zdrowej. Najchętniej chwyciłby ją w swoje ramiona i zaczął całować, zachłannie, gorąco. Tak cholernie za nią tęsknił podczas pobytu na Sakaar. Wie jednak, że nie może sobie na to pozwolić. Musi najpierw uratować Asgard, by móc bez wyrzutów sumienia oddać się swojej ukochanej.

Walka trwa w najlepsze. Żołnierze Heli padają jeden po drugim.

***

Jeden z wysłanników bogini śmierci z impetem powala Sigyn. Złotowłosa próbuje zablokować jego cios. W tym celu podciąga się do przodu. Chce złapać go za kolana i przewrócić. Uprzedza ją Kronanin, który przebija pierś przeciwnika na wylot. Z uśmiechem podaje jej dłoń i pomaga wstać.

– Uważaj na siebie, misiek – rzuca ciepło. – Poza tym, jestem Korg.

– Sigyn.

Córka Frei błyskawicznie kontynuuje walkę. Nie tracąc z oczu przeciwników, nagle zauważa kobietę. I to nie byle jaką kobietę. Dostrzega prawdziwą Walkirię.

Marszczy brwi. Przecież one nie żyją. Zabito je dawno, dawno temu. Dlatego ani Sif, ani Sigyn nigdy nie wkroczyły w ich szeregi. Musiały im co najwyżej wystarczyć legendy opowiadane przy ognisku. Opowieści o odważnych kobietach, które z oddaniem broniły Odyna i jego Dziewięciu Królestw. Bardzo często kosztem swojego życia.

Zbyt długo się nad tym nie zastanawia. Na to będzie mieć czas później.

O ile przeżyje.

***

– Sigyn! Na statek!

– Nigdzie się nie ruszam!

Sif posyła jej chłodne spojrzenie.

– Ratuj swoje życie, na Odyna!

– A co z tobą?

Cios. Unik. Kolejny cios. I kolejny. Znów unik. Wygrana. Następny przeciwnik.

– Poradzę sobie.

***

Bóg psot i chaosu mocniej zaciska dłonie wokół sterownicy statku. Oddycha płytko.

– To szaleństwo.

***

Gromowładny wrzeszczy z całych sił, wiedząc, że w tej chwili nie ma już nic do stracenia. Jego brat za moment zacznie to, przed czym tak bardzo pragnął uchronić swój ukochany lud. Na jego własne życzenie zaraz rozpocznie się Ragnarök.

– HELA! Dosyć! Chciałaś Asgardu. Jest twój.

Bogini śmierci kroczy dumnie w jego stronę. Zło błyszczy w jej ciemnych oczach.

– Nie wiem, jaki podstęp szykujesz, ale to na nic. Nie zdołasz mnie pokonać.

Thor uśmiecha się szerzej. Wskazuje kciukiem za siebie.

– Nie, ja nie. Ale może on!

Walkiria atakuje Helę z całej siły. Gromowładny rozbija fragment Bifrostu.

***

Może i jest już na statku, względnie bezpieczna i w jednym kawałku, ale pech nadal jej nie opuszcza. Kolejne nieszczęście stanowi po prostu czystą formalność.

Zdążyła przyzwyczaić się do tego, że gdy życie zaczyna powoli wracać do normy, musi wydarzyć się coś, co doszczętnie zrujnuje tę myśl. Jakby tragedię zapisano w jej gwiazdach, w jej historii. Jakby klęska, jedna za drugą, zostały jej przeznaczone, zanim jeszcze w ogóle się urodziła.

Długo przygląda się krwi. Ciemnoczerwony płyn zdobi jej dłonie, jej uda.

Sigyn zamyka oczy, a pełne przerażenia i smutku łzy spływają po bladych policzkach.

***

Córka Frei krąży po niewielkim pokoju, kiedy nagle w środku pojawia się Heimdall. Złotowłosa zatrzymuje się w połowie kroku, nie obdarzając strażnika nawet krótkim spojrzeniem jasnobrązowych oczu. Jej oddech przyspiesza. Boi się, że zaraz usłyszy te słowa, których tak bardzo nienawidzi. A do których powinna się przecież przyzwyczaić lata temu.

– Loki jest cały i zdrowy. Właśnie do nas leci.

Gwałtownie, może nawet zbyt gwałtownie, odwraca się w stronę Heimdalla, bo na moment prawie traci równowagę. Jej oczy otwierają się szerzej. Ma wrażenie, jakby ktoś zabrał z jej ramion ogromny ciężar. Jakby ktoś znów zapalił światło. Jakby ktoś znów przywrócił jej życiu kolory.

– A co z Sif?

– Żyje – oznajmia strażnik. – Choć nie zdążyła dostać się na statek, to przeżyła. Uciekła.

***

Wszyscy Asgardczycy zebrali się w głównym pomieszczeniu na statku. Setki par oczu utkwione są w odległej planecie, planecie, która kiedyś była ich domem. Teraz zaś jest trawiona przez ogień i nikt nie jest w stanie jej uratować.

– Uszkodzenia nie są poważne. Jeśli fundamenty nie zostały naruszone, wszystko da się odbudować. Możemy razem stworzyć tu azyl dla zagubionych mieszkańców wszechświata – mówi pocieszająco Korg.

W jednej sekundzie po Asgardzie zostaje tylko pył. I wspomnienia.

– Fundamenty szlag trafił. Nic z tego – kontynuuje Kronanin.

Thor z przerażeniem szepcze tylko:

– Co ja zrobiłem?

– Ocaliłeś nas wszystkich. Asgard to nie miejsce. Tylko ludzie – odpowiada Heimdall.

***

Przesuwa chłodną dłonią po jej policzku i składa na jej czole ostrożny pocałunek. Ona zaś w odpowiedzi uśmiecha się blado, z wyraźnym trudem. Zanim bóg psot i chaosu jest w stanie dostrzec w jej jasnobrązowych oczach smutek, Sigyn wtula się w jego ciało. Mocno, kurczowo, jakby szukała w nim wsparcia i ciepła.

– Myślałem, że cię straciłem – szepcze on. Jego głos jest taki inny. Pełen troski, szczerości, wręcz niepodobny do jego standardowego chłodu i opanowania. – Myślałem, że Hela was zabiła.

– Nie mów już nic, proszę – mamrocze słabo złotowłosa.

Przede wszystkim wtula się w niego tak, jakby chciała go przeprosić za to, że straciła ich dziecko.

***

– Do twarzy ci.

– Może jednak wcale nie jesteś taki zły, bracie.

– Może nie.

– Dziękuję. Gdybyś tu był, to bym cię uściskał.

– Jestem tu.

Trwają w braterskim uścisku do chwili, kiedy do drzwi puka Banner.

***

Nie ma zamiaru mówić mu ani słowa o tym, że poroniła. Nie teraz. Nie, kiedy cały statek jest pogrążony w żałobie po utracie ich domu, po utracie Asgardu, a przyszłość jest tak sakramencko niepewna. Poza tym piekielnie boi się tego, że gdy powie mu, co się stało, on ją zostawi. Przecież po co mu kobieta, która nawet nie potrafi urodzić dziecka?

Gdy więc Loki pojawia się w ich skromnej sypialni, Sigyn zmusza się do najcieplejszego uśmiechu, na jaki ją tylko stać. Bóg psot i chaosu podchodzi do wielkiej szyby, przez którą widać nieskończoność wszechświata. Staje za nią, otulając ją szczelnie ramionami. Delikatnie muska jej szyję ustami.

– Zostajesz?

Loki marszczy brwi.

– Oczywiście, że tak. Skąd to absurdalne pytanie?

Sigyn unosi jedną z jego dłoni i składa na jego skórze delikatny pocałunek.

– Chcę, abyś wiedział, że nie będę miała ci za złe, jeśli postanowisz odejść. Ze mną lub beze mnie.

Bóg psot i chaosu ostrożnie odwraca ją w swoją stronę. Patrzy prosto w jej jasnobrązowe tęczówki. Na jego czole pojawia się kilka zmarszczek, jakby intensywnie nad czymś myślał. I jednocześnie poszukiwał odpowiedzi na niewypowiedziane przez siebie pytania.

– Sigyn, o czym ty mówisz?

Złotowłosa wytrzymuje jego podejrzliwe, bladozielone spojrzenie.

– Tyle się zmieniło... Wiesz, że cię kocham. A miłość to czasami pozwolenie komuś na to, by mógł odejść, by mógł być szczęśliwy – oznajmia. Po pięciu, sześciu sekundach dodaje, trochę mimowolnie. – Gdzie indziej, może nawet z kimś innym.

Jego serdeczny śmiech roznosi się echem po pomieszczeniu. Zaraz potem Loki łączy ich usta w pocałunku. Sigyn ma poczucie, że po odniesieniu tak spektakularnej klęski, nie zasługuje na ten gest.

– Nie wiem, skąd wzięłaś tę myśl, ale nigdy nie zwróciłbym uwagi na żadną inną kobietę. Asgardzką, midgardzką. To ty masz całą moją uwagę, córko Frei. Od zawsze i na zawsze.

***

Zanim Gromowładny ogłasza kurs na Ziemię, odwiedza Sigyn.

Ostrożnie wchodzi do środka, zastając złotowłosą przy modlitwie. W milczeniu opiera się o jedną ze ścian, spuszczając wzrok. Doskonale wie, co czuje. To przecież byli także jego przyjaciele, najbliżsi mu ludzie. To z nimi spędził swoje najlepsze i najgorsze chwile, to oni byli gotowi poświęcić wszystko, aby tylko wypełnić jego prośby. Razem walczyli, razem się bawili, razem pili i śmiali się do łez. A teraz... a teraz nie żyją.

– Och, Thorze, nie usłyszałam, jak wchodziłeś – rzuca Sigyn, wyrywając go z zamyślenia. Podnosi się z kolan.

– Nie chciałem ci przeszkadzać – odpowiada. – Przyszedłem tylko powiedzieć, że przykro mi z powodu twojej straty, naszej straty...

Milknie, mocno obejmując ją swoimi silnymi ramionami. Złotowłosa kładzie mu rękę na plecach.

– Są teraz w Vallhali – szepcze ona. – Jak na prawdziwych bohaterów przystało.

Córka Frei opowiada mu o tym, jak wraz z Sif i Nanną znalazły ich ciała i pochowały w lesie. Thor jest zaskoczony, bo sądził, że bogini wojny poległa w bitwie razem z Trójką Wojów. Uśmiecha się z ulgą, nawet radością, wiedząc, że nic jej nie jest. Podobnie jak Sigyn, on również liczy na to, że Sif niedługo pojawi się na statku.

***

Strumienie gorącej wody wprost parzą jej dłonie, ale złotowłosa ich nie zabiera. Wręcz przeciwnie, uparcie trzyma je we wrzątku, zaciskając usta w cienką linijkę. Wciąż towarzyszy jej to przeklęte uczucie krwi na rękach, której nie potrafi się pozbyć.

– Sigyn, co ty wyprawiasz?!

Loki natychmiast pojawia się obok niej i przekręca kurek. Sięga po ręcznik i zaczyna nim osuszać jej zaczerwienione dłonie. Złotowłosa nieobecnym wzrokiem śledzi jego ruchy.

– Po prostu się zamyśliłam – odpowiada w końcu, mamrocząc cicho.

Bóg chaosu nie od razu dostrzega jej drżące ciało, ale kiedy finalnie to robi, chwyta ją za kark i przysuwa do siebie. Kobieta bez żadnych protestów poddaje się jego ruchom. Loki jest święcie przekonany, że Sigyn płacze z żalu po utracie Asgardu. Częściowo ma rację, bo kobieta – owszem, płacze po stracie – ale nie Asgardu, a ich dziecka.

– Skup się na biciu mojego serca – szepcze spokojnie on. – Oddychaj głęboko.

***

Córka Frei znów wierci się nerwowo przez sen. Loki odrzuca delikatnie jej jasne loki. Przesuwa dłonią po jej policzku i całuje w czoło. Kobieta, na granicy snu i rzeczywistości, przysuwa się bliżej niego, jeszcze mocniej wtulając się w jego szczupłe ciało. Ma niespokojny wyraz twarzy, jakby śniło jej się coś okropnego, coś naprawdę przerażającego. Bóg chaosu obejmuje ją więc ramieniem, chowając twarz w jej włosach.

– Hm? – mruczy ona.

– Śpij.

Sigyn otwiera oczy, zwracając się leniwie w jego stronę. Ujrzenie jego twarzy sprawia, że senne koszmary w jednej sekundzie odchodzą w zapomnienie.

– Nie możesz zasnąć?

– Planuję nasz ślub – odpowiada on, siląc się na beztroski ton.

– A tak naprawdę? – pyta kobieta, opierając się o jego tors. Wtyka pojedyncze kosmyki kruczoczarnych włosów za jego ucho.

– Po prostu nie wiem, czy powrót na Ziemię jest dobrą decyzją.

– Loki, może i jesteś bogiem kłamstw, ale mnie nie oszukasz – szepcze Sigyn. W jej pełnych troski oczach odbijają się światła pojedynczych gwiazd. – Boisz się powrotu na Ziemię przez to, co się tam stało, prawda?

Mężczyzna rzuca coś niewyraźnie pod nosem.

– Wszystko będzie dobrze. Jestem przy tobie, tak?

– Tak.

Wspina się na łokciach i całuje go w kącik ust. Po ciele boga psot przebiega przyjemny dreszcz.

– Porozmawiaj o tym z Thorem. Może on cię uspokoi.

***

Bogini piękna i dobroci podchodzi ciężkim krokiem w stronę jednego z dziesiątek stolików znajdujących się w jadalni. Chrząka cicho, próbując wyrwać złotowłosą z zamyślenia.

– Mogę?

Sigyn uśmiecha się tak szeroko, jak tylko potrafi.

– Nanno, oczywiście, że tak. Nie musisz mnie o to pytać – oznajmia ciepło. Rudowłosa zajmuje miejsce obok niej i splata dłonie na kolanach. – Jak się czujesz?

– Poza tym, że nie mam słów, aby opisać, jak bardzo mi go brakuje, to czuję się dobrze.

Złotowłosa córka Frei bez słowa przytula ją do siebie. Na samą myśl o śmierci jej ukochanego brata po jej policzkach płyną łzy. Nie chce jednak pokazać, jak cierpi z tego powodu, żeby jeszcze bardziej nie dołować Nanny. W końcu sama przekonała się o tym, jak bolesna jest utrata męża. Mocniej przyciska ją do siebie, aby upewnić się, że bogini piękna nie zauważy bólu malującego się na jej pobladłej twarzy.

Nagle w pomieszczeniu pojawia się Walkiria. Pewnym krokiem wojowniczki podchodzi do okna. Spojrzenie Sigyn trochę mimowolnie wędruje za nią.

I wtedy za szybą dostrzega fragment ogromnego statku.

***

Dwudzieste czwarte urodziny Sigyn, w obliczu nadchodzących wydarzeń, idą w całkowite zapomnienie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro