Sjuende
Srebrny materiał sukni ślubnej mieni się w ciepłym świetle świec, które w równych od siebie odstępach ozdabiają ściany asgardzkiej sali balowej. Sif z iskierkami radości tańczącymi w jej ciemnych oczach mocno trzyma silne dłonie Gromowładnego, podczas gdy ich nogi żwawo poruszają się w takt wygrywanej przez królewskich bardów muzyki. Jej kasztanowe włosy przyozdobione srebrzystymi spinkami falują, dostosowując się do każdego kolejnego ruchu kobiety. Na jej głowie znajduje się diadem; z czystego srebra, ozdobiony perłami, a także opalami, jaki specjalnie na tę okazję wykonali Fjalar i Galar.
Wszechojciec z honorowego miejsca uważnie obserwuje młodą parę. Na jego ustach błądzi lekki, prawie niewidoczny uśmiech. Co jakiś czas jego wzrok ucieka też w kierunku Sigyn, tańczącej ze starszym bratem, Fandralem i jego ukochaną Nanną.
– Wszystko w porządku? – Sif kładzie rękę na ramieniu swojej przyjaciółki, która nagle stoi pośród ciemności, gdzieś w kącie wielkiego, królewskiego tarasu.
Córka Frei odwraca się gwałtownie, a jej przygaszony wzrok spotyka się z tym pełnym radości i szczęścia.
– Tak – odpowiada cicho. – Wszystko w porządku.
Oczywiście, że to jedno, wielkie kłamstwo. Kłamstwo, którego ciemnowłosa jest w pełni świadoma, jednak nie drąży dalej tego tematu. Obejmuje tylko przyjaciółkę ramieniem i przyciąga ją do siebie w całkowitym milczeniu.
W głowie Sigyn pojawia się dziwna myśl, że to ona bardziej zasługuje na to wszystko, że to ona powinna być na miejscu Sif. Odziana w długą, piękną suknię, z uśmiechem na ustach, kwiatami we włosach i miłością w sercu, miłością do jedynego mężczyzny, którego kiedykolwiek prawdziwie pokochała. Powinna stać w tym miejscu, z dłonią splecioną z tą należącą do Lokiego i dziękować wszystkim bóstwom za to, że w końcu im się udało. Jednak zamiast tego odpokutowuje za grzechy, których nigdy nie popełniła; jest tutaj, całkowicie sama, bez żadnego światła przewodniego, ze złamanym sercem i narastającą z dnia na dzień niestabilnością emocjonalną.
– Ty powinnaś być teraz w mojej roli, wiesz? Z Lokim u boku. – Sif wypowiada na głos jej myśli, mrucząc cicho i głaszcząc dłonią jej odkryte ramię.
– Wiem – odpowiada bez ogródek jasnowłosa.
***
W tej samej chwili Sigyn zrywa się ze snu z kroplami potu na skroniach.
***
Po wydarzeniach w Svartalfheimie Sigyn zaczyna powoli tracić nie tylko przyjaciół, którzy dotychczas stali za nią murem, ale także najdroższego jej brata. Fandral nie potrafi znieść tego, kim stała się jego siostra; osobą pozbawioną ciepła i radości, które przecież od zawsze w sobie nosiła. Teraz jest zimna, obojętna, może nawet trochę pozbawiona serca i empatii.
Nikt nie ma jednak pojęcia, że dla niej to tylko maska. Maska, którą zakłada każdego poranka i którą ściąga jeszcze tego samego wieczoru. Wszystko po to, aby poradzić sobie z cierpieniem, żalem, tęsknotą i bólem. Ze światem i ciężarem, jaki zwalił się na nią kilka, kilkanaście tygodni wcześniej.
Czasami ma wrażenie, jakby oszalała. Zwłaszcza gdy widzi w swoich snach pełne szaleństwa szmaragdowe tęczówki Lokiego. Jego widmo nawiedza ją każdej nocy, a ona nie pozwala mu odejść – za każdym razem robi coś innego, coś, co zatrzymuje go w Asgardzie. Kurczowo trzyma się tego, co jej pozostało, mglistego wspomnienia boga chaosu. Jakby bała się, że gdy się na to zgodzi, zapomni o nim. O jego szaleńczym uśmiechu, wiecznie zimnych dłoniach i obłąkanym spojrzeniu.
Czasami ma też wrażenie, że po jego odejściu, to ona przejęła jego rolę, że stała się nim; że przestała być Sigyn, córką Frei, a została Lokim... Lokim, synem Laufeya. Że nie jest już boginią wierności, a chaosu, tak jak on. Jak jej ukochany, który znów ją zostawił, samą, pośród asgardzkiego przepychu i szczęśliwych, wiecznie uśmiechniętych ludzi.
***
– ...obyś zasiadł na uczcie w salach Valhalli, gdzie odważni żyją po wszeczasy. Nie ze smutkiem, lecz z radością, wspominamy tych, co odeszli w chwale...
Jej szept jest tak cichy, że wprost tańczy na granicy z ciszą. Po policzkach nie płyną już żadne łzy, nawet jeśli kolana krwawią od jej żarliwych modlitw.
Sama już nie potrafi określić, czy słowa te kierowane są do Theorica, czy Lokiego.
***
Wszechojciec wyznacza Sif do schwytania niezwykle niebezpiecznej czarodziejki, Lorelei, która uciekła do Midgardu po ataku Mrocznych Elfów. Jest to niezwykle bolesny rozkaz ze względu na trudną przeszłość i nienawiść do Lorelei. To bowiem ona całe wieki temu uwiodła, a potem pozwoliła zginąć w jednym ze swoich podbojów ukochanemu Sif – Haldorowi – którego bogini wojny poznała w trakcie jednej z bitew.
I nawet jeśli wszyscy mieli usłyszeć o nim na długo przed koronacją Thora, to owe wydarzenia całkiem przekreśliły ich związek, a on sam odszedł w zapomnienie. Nigdy więc ani Sigyn, ani Thor, ani Trójka Wojów nie usłyszała o wojowniku z Vanaheimu. O jego odwadze, sile i czystym, szarym spojrzeniu.
***
Bycie rozpaczliwie zakochanym we wspomnieniach niezwykle utrudnia funkcjonowanie. Złotowłosa Sigyn wciąż rozpamiętuje odległe czasy: kiedy wszystko było tak dziecinne proste, a jedyny ból, jaki czuła, to ten w mięśniach, po treningach z bratem lub Sif. Myślami bezustannie powraca do dni wypełnionych obecnością zielonej magii Lokiego, nim samym, potem też Theoriciem.
Zatracając się w swojej przeszłości, całkowicie ignoruje teraźniejszość i zapomina o przyszłości. Zdarza się, że kompletnie traci kontrolę nad tym, co fikcyjne, a co realne. I pewnie dlatego chwilami czuje się tak, jakby miała oszaleć.
Zwłaszcza kiedy jej spojrzenie spotyka spojrzenie Wszechojca, a jej uszu dobiega jego starczy, a jednocześnie pełen dziwnej młodości głos. Wtedy jej oddech przyspiesza, dłonie zaczynają drżeć. Wszystko dlatego, że w tych małych gestach dostrzega echo boga chaosu. I choć doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że Odyn nie jest jego prawdziwym ojcem, nie może oprzeć się wrażeniu, że gdy patrzy w jego majestatyczne oblicze, widzi Lokiego.
***
Sif wygrywa. Lorelei finalnie wraca do więzienia. Thor wciąż walczy na Ziemi.
***
Jasnowłosy Fandral stoi na tarasie asgardzkiego pałacu, z dłońmi mocno zaciśniętymi na pozłacanych belkach. Jego wzrok błądzi po trenujących na dziedzińcu żołnierzach Odyna. Sif pewnym krokiem wojownika podchodzi do niego.
– Jak się czuje nasza droga Sigyn? – pyta kobieta.
– Jest gorzej niż po wydarzeniach z Bifrostu – krzyczy szeptem asgardzki wojownik. – Na początku wydawało mi się, że uporała się już ze śmiercią Lokiego, ale... Mam wrażenie, że całe życie z niej uleciało. Jakby umarła razem z nim.
Ciemnowłosa bogini wojny waha się przez chwilę, finalnie mocno zaciskając dłoń na ramieniu przyjaciela. Przez parę długich sekund milczą, wpatrzeni przed siebie.
– Myślisz, że powinnam z nią porozmawiać?
Fandral nie odpowiada od razu. Odwraca twarz w jej kierunku. Ich wojownicze spojrzenia się spotykają.
– Tak – oznajmia on. – Nie wiadomo bowiem, kiedy Odyn znów postanowi zesłać cię do Midgardu.
***
Potężny, zbudowany w całości ze złota i dopracowany nawet w najmniejszych detalach posąg piętrzy się u jej stóp. Oddano go do użytku stosunkowo niedawno, bo niecały tydzień wcześniej – zaraz po tym, jak oficjalnie ogłoszono Lokiego bohaterem Asgardu – ale już zdążył zostać jednym z najpopularniejszych monumentów w królestwie. Dla Sigyn jest to jednak odrobinę dziwne, bo przecież Wszechojciec przez całe swoje życie nie wychwalał boga chaosu w jakikolwiek sposób. Z drugiej strony Odyn to tylko Odyn, może tym gestem pragnie zagłuszyć wyrzuty sumienia.
Bezsenne noce stają się w ostatnim czasie jedyną stałą w jej życiu. Kiedy Morfeusz nie chce jej już zabierać do swojej krainy, Sigyn najpierw wypija kielich pełen czerwonego wina, jaki obowiązkowo musi stać przy jej łóżku, a następnie wyrusza na spacer po pałacu. Finalnie zawsze trafia w to samo miejsce, jakby jakaś niewidzialna siła ją tam prowadziła.
Beznamiętnie wpatruje się w oblicze jedynego mężczyzny, którego kiedykolwiek kochała. I choć usilnie stara się czuć wobec niego wyłącznie odrazę i niechęć, to nie potrafi. Nie nosi już jednak tego rozpalającego żaru w sercu.
Wszystko zgasło. Został tylko popiół ze starego życia. Pustka.
– Tęskni pani za nim, prawda?
Dzwoniącą w uszach ciszę, która leniwie unosi się nad pogrążonym w ciemnościach Asgardzie, przerywa zachrypnięty głos jednego z Einherjarów.
– Każdego dnia. I każdego dnia próbuję go też znienawidzić.
– Dlaczego?
– Nienawiść jest w tych czasach o wiele pewniejsza, aniżeli miłość – odpowiada Sigyn. – Dobranoc, wojowniku.
***
Podczas wieczerzy Sif zajmuje jedno z wolnych miejsc obok jasnowłosej Sigyn.
Nie rozmawiają ze sobą, dopóki ich talerze nie zostają zabrane przez nadworną służbę, a kielichy nie stają się puste, bez ani jednej kropli owocowego wina. Szczęk sztućców i echo pełnych entuzjazmu rozmów cichnie, kiedy Asgardczycy opuszczają salę, aby udać się na zasłużony odpoczynek.
– Jak się czujesz? – Sif pyta tak cicho, że złotowłosa musi czytać z ruchu jej warg.
W głowie Sigyn pojawia się myśl, żeby znów skłamać. Po prostu się uśmiechnąć, przez chwilę może nawet udać, że nie ma zielonego pojęcia, o czym mówi jej przyjaciółka. Powiedzieć, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Że sobie radzi, że pogodziła się zarówno z odejściem boga chaosu, jak i Theorica.
Loki czynił to tak łatwym, tak banalnym. Kłamstwo było dla niego tak proste, jak oddychanie. Jednakże Sigyn nigdy nie potrafiła kłamać, co najwyżej nauczyła się przemilczać to, o czym nie powinna mówić lub o czym po prostu nie chce mówić.
– Czuję się świetnie – mówi w końcu. – Dziękuję, że pytasz.
***
Córka Frei uważnie obserwuje swoją przyjaciółkę podczas treningu młodych Einherjarów – kolejną godzinę z rzędu, z rozkazu Odyna. To tak naprawdę jedna z niewielu rozrywek, która nie jest nią tylko z nazwy. Dlatego z ogromnym zaangażowaniem podąża wzrokiem od jednej do drugiej sylwetki asgardzkich żołnierzy. W pojedynkach z Sif może i padają jak muchy, ale nie można im z tego powodu umniejszać umiejętności. Jej wojownicza strona, która aż sama pali się do walki, dostrzega w nich mnóstwo odwagi, zacięcia oraz talentu.
– Niedługo będzie z nich wspaniała armia, nie sądzisz?
Sigyn unosi wzrok. Miedziane loki unoszą się na wietrze, otulając zarumienioną twarz Nanny.
– W rzeczy samej – odpowiada złotowłosa ożywionym tonem.
Po twarzy bogini piękna i dobroci przebiega szeroki uśmiech. Niezmiernie raduje ją widok Sigyn, która nie jest nieobecna lub smutna. Nie tylko dlatego, że jej ukochany Fandral ogromnie przeżywa każdą gorszą chwilę swojej siostry i Nanna czułaby się lepiej, wiedząc, że nie będzie musiał ponownie przez to przechodzić. Najzwyczajniej w świecie polubiła złotowłosą córkę Frei – za jej ciepły uśmiech, dobre serce i waleczny charakter – więc nie chce dłużej patrzeć na jej cierpienie.
***
Druga wyprawa Sif do Midgardu składa się z walki z jednym z przedstawicieli rasy Kree, utraty pamięci oraz Skye jako Inhuman. Jest jednocześnie łatwiejsza i trudniejsza od poprzedniej, ale jako jedna z najsilniejszych kobiet w Asgardzie – o ile nie najsilniejsza – nawet z tym daje sobie radę.
I zarówno w trakcie tej misji, jak i poprzedniej, wiele razy przechodzi jej przez myśl, że jest to kara Odyna za jej nielojalność wobec korony.
***
Ucieczka do Vanaheimu wydaje się przy obecnym obrocie spraw najrozsądniejszym wyjściem. Sif opuściła Asgard – nie wiadomo, na jak długo – a Fandral oraz Nanna są zakochani w sobie bez pamięci. Sigyn nigdy nie chciała odgrywać głównej roli w życiu swojego brata; ta rola od początku została zapisana bogini dobroci w gwiazdach. Wychodzi więc z założenia, że nie powinni się już troszczyć o nią, a o siebie nawzajem.
Dlatego z miłości do Fandrala oraz sympatii do Nanny pewnego poranka po prostu znika z królestwa Asów.
***
– Loki...? Czy ja... czy ja postradałam zmysły?
Jej szept unosi się razem z wiatrem, przemykając pomiędzy koronami drzew. Oboje stoją na zewnątrz jej skromnej chatki, otuleni dookoła wspaniałymi lasami Vanaheimu. Bóg chaosu zastyga w bezruchu na dźwięk jej delikatnego głosu.
Bawi się świetnie jako władca Asgardu. Nawet jeśli jest nim pod postacią Odyna, to i tak czuje się spełniony. Nareszcie zasiadł na tronie, którego pragnął równie mocno, jak aprobaty ze strony Wszechojca. I gdy w końcu łapie oddech od swojego ukochanego chaosu, dostrzega żałobę Sigyn.
Długo czeka na ów moment. Dokładnie dwa miesiące, cztery dni i osiem godzin. Codziennie widuje ją w asgardzkich ogrodach, zamyśloną, smutną, kiedyś w towarzystwie Sif, teraz Nanny. Chce wtedy do niej podejść, wyznać jej całą prawdę, może nawet pocałować. Pod postacią jednego z Einherjarów śledzi ją podczas jej nocnych spacerów, upewniając się jednocześnie, że nikt jej nie skrzywdzi, choć doskonale wie, że sama potrafi się obronić. Podczas uczt wydawanych na swoją cześć – cześć Lokiego – ma ochotę porwać ją do tańca i wymalować na jej szarej twarzy szeroki uśmiech.
Za każdym razem jednak powstrzymują go pytania, dudniące w jego głowie.
Czy podejmuje słuszną decyzję, wracając do jej życia po raz kolejny? Czy może w ogóle to robić? Czy ma do tego prawo? A może należy pozwolić jej od nowa ułożyć sobie życie? Może nadszedł dla niej czas na znalezienie nowego ukochanego, poślubienie go, spłodzenie dzieci i bycie szczęśliwą? Może nigdy nie powinien kazać Skurge'owi wysyłać się do Vanaheimu? Może pisane mu było zostać w Asgardzie i jedynie śledzić ją wzrokiem przez cały Bifrost, dopóki nie zniknie w Obserwatorium?
A przede wszystkim – czy bez niego nie jest o wiele bezpieczniejsza?
– Sigyn, ja...
– Milcz. Nie obchodzi mnie to, co masz mi do powiedzenia, rozumiesz?
Złotowłosa nie obdarza go nawet szybkim spojrzeniem orzechowych tęczówek. Nie chce na niego patrzeć. Boi się na niego patrzeć. Nie potrafi bowiem określić, co tak naprawdę czuje w głębi siebie: czy jest to radość, wściekłość, a może smutek. Tym samym nie wie, jak zareaguje, gdy ich spojrzenia się spotkają. Czy rzuci mu się na szyję, aby go pocałować, czy może skręcić mu kark. Wpatruje się więc nieobecnym wzrokiem w wysokie drzewa rozciągające się u jej stóp.
Kiedy jednak Loki chwyta ją za rękę, gwałtownie zwraca się w jego kierunku i wymierza mu siarczysty policzek. W jej oczach bóg chaosu dostrzega blask łez.
Dłonie złotowłosej zaciskają się w pięści. Jej głos jest pełen żalu i smutku.
– Coś ty najlepszego uczynił, Laufeysonie?
***
Dwudzieste drugie urodziny Sigyn naznaczone są chaosem w jej sercu, jego najgorszym wcieleniem.
***
Nie od razu powraca do Asgardu. Spędza w Vanaheimie następnych kilka dni, próbując na nowo ułożyć sobie wizję rzeczywistości, jaką Loki podważył po raz drugi.
Nie potrafi poradzić sobie z wiedzą, że on żyje i ma się bardzo dobrze. Że znów oszukuje wszystkich, grając Asgardczykom na nosie, bawiąc się w Odyna i bycie królem. Jednak będąc na tyle lojalną, nie tyle wobec boga chaosu, ile względem miłości, którą go darzy – darzyła? – nie mówi o tym ani słowa, nikomu, nawet najbliższym.
***
Orzechowe tęczówki spotykają się z wyblakłą zielenią oczu boga psot.
– Czy Wszechojciec nie żyje? – pyta nagle.
Loki gwałtownie wciąga powietrze przez nos, zachowując przy tym kamienny wyraz twarzy.
– Jest w bezpiecznym miejscu. Nic mu nie grozi.
***
Jego szorstkie, starcze palce lekko muskają jej dłoń, niczym wiatr cicho i niewinnie przemykający pomiędzy pojedynczymi kosmykami jej złocistych włosów. Sigyn gwałtownie, nerwowo zabiera rękę, prawie odskakując na bok. Loki pod postacią Odyna przenosi na nią spojrzenie jednego oka.
– Nie dotykaj mnie przy swoich poddanych – mamrocze tylko w ramach wyjaśnienia, kontynuując spacer po dziedzińcu.
Bóg chaosu nie odpowiada. Chowa swoje ręce za plecami i dalej obserwuje mijanych przez nich Asgardczyków. To, że Wszechojcu towarzyszy młoda kobieta nie jest nietypowym widokiem. Relacja Sigyn z Odynem jest przecież całkowicie inna niż z pozostałymi. Jest ona ukochaną poległego w walce Lokiego, bohatera Asgardu, w jakiś sposób stanowią rodzinę.
Docierają do królewskich ogrodów, które w blasku wiosennego słońca mienią się wszystkimi odcieniami zieleni. Oboje znikają pomiędzy wysokimi drzewami, jakie osłaniają ich od ciekawskich spojrzeń.
– Tam dom twój, gdzie serce twe – podejmuje cicho Loki. Upewniwszy się, że nie ma nikogo w pobliżu, przybiera swoją sylwetkę. – Czy twoje serce wciąż jest ze mną?
Córka Frei patrzy na niego przez długie sekundy. Dla boga chaosu to trochę jak wieczność. Próbuje znaleźć w jej oczach odpowiedź, jakąś wskazówkę, ale zastaje w nich tylko pustkę. Najgorsza jest świadomość, że to z jego powodu ona się tam znajduje.
Powrót do Asgardu. Objęcie tronu. Obecność Sigyn. Mimo ogromnego zamiłowania do chaosu i destrukcji te trzy rzeczy dały mu względne poczucie stabilności. W jakiś sposób przywróciły do życia resztki Lokiego, który zginął tamtego dnia na Bifroście. Wie jednak, że to nie wystarczy, aby na nowo zdobyć zaufanie swojej ukochanej. Za dużo się stało; zbyt dotkliwą i ogromną krzywdę jej wyrządził, aby wszystko zostało wybaczone, zapomniane.
Mimo to nie ma zamiaru odpuścić. Koniec końców jest na to zbyt chciwą i zaborczą bestią.
– Przepraszam – mówi ostrzej – powinienem raczej zapytać o to, czy udało ci się mnie finalnie znienawidzić.
Po twarzy jasnowłosej przebiega cień zdziwienia. Odwraca wzrok, jakby szukała wsparcia pośród jabłoni, gruszy i innych drzew, wokół których unosi się słodki zapach wiosny.
– Odkryłam, że w moim sercu nigdy nie było miejsca na nienawiść.
Loki marszczy brwi, próbując pochwycić spojrzenie Sigyn. Ta jednak odchodzi na bok, uciekając od echa swoich słów.
***
Kiedy Sif po powrocie do Asgardu, opowiada Sigyn o tym, co przeżyła w Midgardzie, córka Frei nie potrafi wydusić z siebie ani jednego słowa. Po prostu mocno obejmuje przyjaciółkę, jakby tym gestem chciała przekazać całe swoje współczucie i miłość.
***
– Mogę cię pocałować?
– Dlaczego mnie o to pytasz?
– Bo nie wiem, czy tego chcesz.
Cisza.
– Kiedyś nie zapytałbyś mnie o zgodę.
– Bo kiedyś widziałem miłość w twoich oczach. Teraz widzę chaos.
– Czyż to nie to samo?
Znów cisza.
– Nie wiem, moja droga.
– Nie potrafię poradzić sobie z tą lawiną uczuć.
– Nie radujesz się z mojego powrotu?
– Oczywiście, że się raduję, Loki. Jednak to wszystko, przez co musiałam wcześniej przejść. Muszę to poukładać.
– Wybacz.
– Już dawno ci wybaczyłam, głupcze.
Złotowłosa zagryza wargę. Kiedy bóg psot próbuje ją objąć, tym razem w swojej formie, ta odsuwa się na bok. Odchodzi w przeciwnym kierunku. Ucieka.
***
Rozmowy z bogiem chaosu – czasem trwające wieczność, która kończy się wraz z pierwszymi promieniami słońca – wciąż są dla niej czymś nierealnym. Jeszcze niedawno opłakiwała jego ponowną śmierć, a teraz tak po prostu siedzi obok niego. Jakby nigdy nic się nie stało, jakby cała ta przeszłość nie miała miejsca. Jakby to wszystko przydarzyło się komuś innemu.
I może tak właśnie było?
***
– Dlaczego chcesz sądzić Heimdalla?
– Nie chcę. Zawsze był przecież lojalny wobec Odyna – wyjaśnia bóg chaosu – ale nie mogę pozwolić na to, by odkrył mój sekret.
– To dlatego bezustannie wysyłasz Sif do walki w Dziewięciu Królestwach?
– Tak. Jest zbyt bystra, żeby mogła na stałe pozostać w Asgardzie. I tylko przez wzgląd na ciebie nie dzieli losu Heimdalla.
W milczeniu kontynuują swój poranny spacer po pustych ulicach Asgardu.
***
Długo patrzy w jasnoniebieskie oczy Nanny. Może nawet zbyt długo.
– Jesteś blada. I to już od pewnego czasu. Czy coś się stało? – pyta z troską rudowłosa, przesuwając dłonią po jej policzku.
Sigyn nerwowo potrząsa głową, jakby chciała zrzucić z siebie resztki myśli o Lokim. Nie potrafi zrozumieć tej zaciętej walki w swoim sercu. Ma wrażenie, jakby na opłakiwanie jego obu śmierci przeznaczyła całą miłość, jaką w sobie nosiła. I dlatego nie jest pewna, czy tak naprawdę jeszcze go kocha.
– Nie – odpowiada prawie natychmiast. Błękitne spojrzenie Nanny przeszywa ją na wylot. – Tak.
Bogini piękna wyciąga w jej kierunku rękę i nakrywa jej splecione dłonie swoją.
– Jeśli chcesz o tym porozmawiać, chętnie cię wysłucham.
Córka Frei odwraca wzrok, w milczeniu obserwując Asgardczyków podczas ich porannych obowiązków.
– Nanno, czy mogę ci zaufać? – pyta w końcu. Robi to tak cicho, że jej rozmówczyni musi się przysunąć, aby usłyszeć jej słowa.
– Oczywiście, że tak. Przecież wiesz, że twój sekret będzie ze mną bezpie...
– Loki żyje – przerywa jej Sigyn, wyrzucając to z siebie na jednym wydechu.
Rudowłosa marszczy brwi. W milczeniu przygląda się kobiecie, jakby szukała w jej oczach jakichś oznak szaleństwa. Dostrzega w nich tylko zmęczenie, trochę smutku, ale i radości. Mocniej zaciska palce wokół jej zimnych dłoni.
Nie potrafi zrozumieć, jak to mogło się stać. Skąd wzięła się owa myśl. Przecież dotychczas wszystko było dobrze; sam Fandral mówił, że stan jego siostry się poprawia. A teraz... teraz taka gwałtowna i całkowicie niespodziewana zmiana, powrót do rozpaczy sprzed miesięcy.
– Pewnie myślisz, że straciłam rozum. – Śmieje się gorzko Sigyn. – Że oszalałam z miłości.
– Skądże! – odpowiada natychmiast Nanna. – Po prostu... jeśli dalej coś do niego czujesz, moja droga, to nie jest nic złego. Kochanie kogoś, kto jest pełen światła, to banał. Prawdziwą sztuką jest poznać jego ciemność i nie przestać go kochać.
Sigyn nerwowo podnosi się z marmurowej ławki. Przesuwa dłońmi po złocistych lokach, tym razem upiętych w wysoki kok. Spojrzenie ma przesłonięte łzami. Słowa Nanny poruszyły jej serce dogłębnie, częściowo uświadamiając jej, że jeśli wciąż kocha boga chaosu, to wcale nie oznacza, że jest szalona. Oznacza, że jest silna. I wierna.
– On nie zginął tamtego dnia w Svartalfheimie. Po raz kolejny oszukał Thora, mnie, cały Asgard. Po powrocie rzucił czar na Odyna, a później zesłał go do Midgardu...
– Czy Wszechojciec...
– ...jest cały i zdrów? – kończy za nią Sigyn. Siada z powrotem obok rudowłosej. – Loki zapewnia mnie, że tak, a ja nie mam powodów, by mu nie ufać. Nigdy mnie przecież nie okłamał. – Milczy. Po parunastu sekundach kontynuuje swoją opowieść. – Teraz zasiada na tronie. A ja jestem jednocześnie zła i radosna, wściekła i dumna. Nie potrafię sobie poradzić z tymi wszystkimi uczuciami.
– Moja droga – podejmuje Nanna – dużo w swoim życiu wycierpiałaś. Pozwól sobie kochać i być kochaną. Zasługujesz na to, aby być w końcu szczęśliwa.
***
Pod postacią Odyna bóg chaosu bacznie przygląda się Sigyn trenującej z Sif na dziedzińcu. Obie kobiety energicznymi ruchami unikają ciosów przeciwniczki, atakując jednocześnie w najbardziej strategicznych momentach. Piach unosi się nad ziemią, gdy jedna z nich upada, by druga mogła się podnieść. Ich zbroje mienią się w blasku słońca, a głuchy odgłos uderzających o siebie mieczy odbija się echem od ścian pałacu.
Loki ostatni raz widział taką Sigyn – szczęśliwą, pełną życia i uśmiechu – jeszcze przed wydarzeniami z Bifrostu. Zanim jeszcze zaczął się ten cały bałagan z koronacją Thora, Jotunami i zesłaniem Gromowładnego do Midgardu. Och, jak czasem brakuje mu tamtych dni! Jednakże teraz, gdy na nowo stają się one rzeczywistością, czuje, że bycie królem było pisane mu od zawsze. Kiedy bowiem zasiadł na tronie, wszystko zaczęło się układać. W jego życiu i w Asgardzie, bo przecież pozostałe Królestwa całkowicie go nie obchodzą.
Kiedy Sigyn, pokonana przez Sif, upada na ziemię, posyła szybki, trochę zawadiacki uśmiech w jego stronę.
***
Komnata sypialna boga psot i chaosu oświetlana jest zaledwie przez kilka świec, stojących w rogach jego biurka. Pod postacią Odyna przegląda kolejne strony raportów złożonych przez jego doradców. Przez ostatnie dni zebrało się ich naprawdę mnóstwo, a on sam ostatkami sił zmusza się do tego, aby się z nimi zapoznać. Loki ogranicza jakąkolwiek politykę i kontakty dyplomatyczne do minimum; ma dość tego całego urzędowego bełkotu na najbliższe wieki. Chce tylko nacieszyć się posiadaną władzą i – choć to trochę narcystyczne, ale według niego całkowicie zasłużone – wynieść swoją, rzekomo zmarłą, osobę na ołtarze.
Gdy czuje na ramionach szczupłe, kobiece dłonie, porzuca ciało Wszechojca, a potem odchyla głowę do tyłu.
– Sigyn, pracuję.
Kobieta pochyla się nad nim, składając na jego policzku delikatny pocałunek. Splata swoje dłonie na jego klatce piersiowej.
– Wiem, mój królu – odpowiada szeptem. Jej ciepły oddech muska jego szyję.
Loki mocniej zaciska palce na krawędziach papieru, o mało nie niszcząc efektu kilkunastu godzin pracy swoich podwładnych. Jest jednak – a to naprawdę rzadko się zdarza – zaskoczony jej zachowaniem. Jeszcze jakiś czas temu niczym ognia unikała jakiejkolwiek fizyczności z nim, teraz zaś wydaje się jej pragnąć, tak jak nigdy wcześniej.
Więc bóg chaosu jej ją daje. Podnosi się z krzesła, mocno przyciskając jej ciało do siebie. Obejmuje ją w pasie, patrząc prosto w orzechowe tęczówki. Sigyn uśmiecha się lekko i zaczyna całować go tak, jakby od każdego kolejnego pocałunku zależały losy Dziewięciu Królestw.
***
Asgard rozkwita, podobnie jak Sigyn. Nanna i Fandral ogłaszają swoje oświadczyny.
***
Bóg psot i chaosu rozpoczyna swój dzień tak, jak Wszechojciec zawsze to robił, czyli od wysłuchania informacji pochodzących z Dziewięciu Królestw. Poranne donosy zawsze były, są i będą najistotniejsze: to w nocy bowiem dzieje się najwięcej, a spiski i zdrady przeżywają swój rozkwit.
Z czasem jednak wszystko to doprowadza go do mdłości. Z tego też powodu jego poranki powoli zamieniają się w cichą afirmację sztuki oraz swojej bohaterskiej nie-śmierci, a Hugin i Munin coraz rzadziej pojawiają się u jego boku.
Cóż, Loki po prostu zdecydowanie bardziej lubi rozmawiać o sztuce i swoich kolejnych pomnikach niż o polityce. Dlatego ta finalnie odchodzi w zapomnienie.
***
– Zmieniłeś się.
Po twarzy boga psot przebiega zawadiacki uśmiech.
– Wyprzystojniałem?
– Nie, nie to miałam na myśli. – Loki teatralnie marszczy brwi, a Sigyn wywraca oczami. –Tak, wyprzystojniałeś, ale nie o to mi chodzi. Po prostu wydajesz się inny...
– Lepszy?
– Szczęśliwy – wyjaśnia ona. – Nigdy cię takiego nie widziałam, a przecież znamy się wieczność. – Na jej ustach pojawia się ciepły uśmiech, zarezerwowany wyłącznie dla niego. – I tak, możesz oszukiwać innych, ale nie mnie. Od zawsze widziałam, że jesteś smutny. Mniej lub bardziej. Zwłaszcza przed koronacją Thora. A kiedy wróciłeś z Midgardu... byłeś wrakiem samego siebie. Serce mi pękało na twój widok! Czułam się tak, jakbym patrzyła w oczy samej śmierci. A teraz spójrz na siebie... jesteś szczęśliwy, Loki.
***
Sigyn niespokojnie wierci się po drugiej stronie łóżka. Loki wyciąga w jej stronę rękę, ostrożnie przyciągając do siebie. Obejmuje ją ramieniem, całując we włosy. Córka Frei mruczy coś w nerwach, ale gdy jego zimne wargi dotykają tym razem jej czoła, ta uśmiecha się przez sen.
Nie chce tego robić, bo wie, że nie powinien. Nie ma przecież prawa wchodzić w jej życie, jej przeszłość, bez uprzedniego pozwolenia. Ostatnio, kiedy to zrobił, nie skończyło się to dobrze. Ciekawość jednak wygrywa, a jego dłoń otula jej głowę. Loki wzdycha cicho, zaciskając wąskie wargi w jeszcze cieńszą linijkę. Stara się przedostać do jej umysłu, dowiedzieć się, co w nocy dręczy ją tak bardzo, że czasami zwyczajnie boi się zasnąć.
Odpowiedź odnajduje kilka sekund później. Uderzają w niego obrazy pełne łez, smutku, wściekłości, bezsilności. Przechodzi od uczucia do uczucia, a każde z nich jest jeszcze gorsze, jeszcze bardziej skomplikowane, jeszcze bardziej toksyczne. Brodzi w oceanie rozpaczy i żałoby, poczucia niesprawiedliwości i nienawiści do świata. Widzi bezsenne noce, strach przed kolejnym dniem i twarze jej bliskich, Fandrala, Sif, mówiące, że powinna ruszyć do przodu.
Niech to diabli! Dlaczego nie powiedział jej o swoim podstępie wcześniej? Mógłby tym samym ochronić ją przed kolejną stratą, kolejną żałobą, kolejnym złamanym sercem.
– Wiesz, co w tym wszystkim jest najgorsze?
Dopiero teraz zauważa, że Sigyn nie śpi już od paru minut. Przenosi na nią swoje zielonkawe spojrzenie.
– Tak?
– Że to nawet nie są koszmary. To po prostu wspomnienia.
Loki ostrożnie splata ich ręce i składa na jej dłoni przelotny pocałunek.
***
Bogini dobroci i piękna ze łzami w oczach przygląda się swojemu odbiciu. Jej rude loki miękko opadają na ramiona odziane w śnieżnobiałą suknię ślubną. Każda z bliskich jej kobiet starała się, aby tego dnia Nanna wyglądała wspaniale, tak, jak prawdziwa wysoko urodzona bogini. I żeby tak też się czuła. Dlatego od Sigyn otrzymała naszyjnik Brisingów, kiedyś należący do jej matki, od Idunn i Sif klejnoty, a od War, bogini małżeństwa, lśniącą tiarę.
Sigyn w połyskującej na zielono sukni podchodzi do rudowłosej, kładąc jej dłonie na barkach. Nanna uśmiecha się szeroko, przenosząc swoje łagodne spojrzenie na odbijającą się w lustrze złotowłosą. Córka Frei marszczy nieznacznie brwi, gdy dostrzega cień smutku na twarzy kobiety.
– Nie musisz się bać. Fandral to dobry mężczyzna. Będziesz z nim szczęśliwa.
– Wiem – odpowiada Nanna – ale po prostu... Ty powinnaś być teraz na moim miejscu. Z Lokim u boku.
– To twój wielki dzień. Nie powinnaś zaprzątać sobie myśli moim chaosem – oznajmia Sigyn spokojnie, unosząc kąciki ust. Odpowiada jednocześnie bogini dobra, jak i Sif z jej dawnego snu. Jej oczy błyszczą, kiedy dodaje. – Ja i Loki... to skomplikowane. Pewnie nigdy nie będziemy mogli się pobrać, ale to nic złego. Ważne, że mam go obok siebie.
Nanna prawie natychmiast odwraca się w stronę złotowłosej. Obejmuje ją, mocno do siebie przytulając. Trwają w owym uścisku do chwili, w której drzwi do komnaty otwierają się. W ich progu staje Sif z Volstaggiem.
– Musimy już iść – oznajmia dumnie asgardzki wojownik. – Ceremonia zaraz się zacznie.
***
Wszyscy bawią się tak wyśmienicie, że nikt nawet nie zauważa zniknięcia Odyna. Fandral tańczy z Nanną, Sif i Hogun wesoło nad czymś debatują, a Volstagg bawi się z asgardzkimi dziećmi. Brakuje tylko Thora, o którym nie ma żadnych wieści od dobrych paru miesięcy.
Sigyn uśmiecha się szerzej, upijając łyk aromatycznego wina prosto z mosiężnego kielicha. Radość malująca się na ich twarzach jest niczym miód na jej serce. Tak jak powiedziała wcześniej Nanna, po tym wszystkim, co przeszli, zasługują na odrobinę szczęścia. Nie tylko ona i Loki, nie tylko Sif i Trójka Wojów. Cały Asgard na to zasługuje.
– Mogę poprosić panią do tańca?
Na ziemię sprowadza ją głęboki, męski głos. Unosi wzrok, napotykając połyskujące zielenią spojrzenie ciemnowłosego mężczyzny. Choć nie zna wszystkich, których zaproszono na wesele, jest pewna, że nie jest to nikt z gości.
– Oczywiście, Loki.
***
Fandral, całując Nannę we włosy, zauważa swoją siostrę szczelnie otuloną ramionami tajemniczego mężczyzny. Mruży wzrok. Z podejrzliwością, ale i pewną ulgą przygląda się temu widokowi. Rudowłosa bogini piękna podąża za spojrzeniem swojego ukochanego. Uśmiecha się szerzej.
Nie musi zgadywać. Po prostu wie, że to Loki.
Tylko na niego Sigyn patrzy w taki sposób.
***
Bóg psot i chaosu krzyżuje nogi, rozsiadając się na tronie. Z uwagą wprowadza poprawki do pierwszego szkicu sztuki Tragedia Lokiego z Asgardu.
***
Odsuwanie na bok myśli o przyszłości na początku jest dla Sigyn dziecinnie proste, jednak z każdym kolejnym dniem stają się one silniejsze, trudniejsze do odpędzenia. Dlatego pewnego wieczoru wyrzuca z siebie:
– Czy już zawsze nasze życie będzie tak wyglądać?
– Tak, czyli jak?
Bóg psot i chaosu przyjmuje swoją postać. Przesuwa opuszkami palców po policzku złotowłosej.
– Właśnie tak. – Wzdycha cicho. – W ciągłym kłamstwie i ukryciu.
– Sigyn.
– Po prostu nie tak to sobie wyobrażałam – mówi, opuszczając głowę. Jej ramiona nieznacznie zaczynają drżeć. Ktoś mógłby powiedzieć, że płacze, ale ona po prostu cicho się śmieje. – Cóż, chyba nie zawsze można dostać to, czego się chce, prawda?
Loki ujmuje jej twarz w dłonie i zaczyna delikatnie całować jej drobne usta.
***
Dzień chyli się ku końcowi, kiedy Skurge wysyła Volstagga, Fandrala, Sif oraz Sigyn do Vanaheimu. Na miejscu czeka na nich Hogun, a także chaos, który powoli szerzy się na ich oczach. W blasku księżyca pokonują resztki Marauderów; wyrośli tam niczym grzyby po deszczu. Od nich dowiadują się również, że w Dziewięciu Królestwach zaczyna być niespokojnie. Córka Frei wie, że winny jest Odyn, a raczej Loki. Zajęty jest bowiem wszystkim, tylko nie tym, czym powinien, czyli byciem królem i dbaniem o porządek w pozostałych krainach. Jego krainach.
***
Deszcz nieprzerwanie pada od świtu. Wali o asfalt, spływając pustymi uliczkami. Chmury osłaniają Asgard od ciepłych promieni słonecznych. Powietrze pachnie nadchodzącą burzą. Wszystko jest jednak teraz takie spokojne. W jego uszach rozbrzmiewają tylko dźwięki kropel uderzających o marmurowe balustrady.
Jedna ze służek informuje go, że asgardzcy wojownicy wrócili już z Vanaheimu. Loki skinąwszy głową, posyła jej jeden ze swoich czarujących uśmiechów, a potem odprawia eleganckim gestem. Kobieta skłania się i rusza w kierunku wysokich, dwuskrzydłowych drzwi, kiedy te otwierają się z trzaskiem.
W progu stoi zakrwawiona i posiniaczona Sigyn. Gniewnym krokiem omija ciemnowłosą niewiastę i podchodzi do Lokiego-Odyna. Gdy komnata się zamyka, a oni zostają zupełnie sami, wymierza mu policzek, wkładając w to tyle energii, ile pozostało jej po walce. Bóg chaosu natychmiast przybiera swoją postać. Jego twarz odchyla się na bok.
– Czy ty w ogóle zdajesz sobie sprawę z tego, co się dzieje w Dziewięciu Królestwach?
Loki przygląda jej się przez moment. Kciukiem ściera zaschniętą krew z jej policzka. Sigyn nie wydaje się wzruszona.
– Wygląda na to, że nie, skoro dostaję od ciebie takie przedstawienie.
Złotowłosa gniewnie odrzuca jego dłoń. Jej tęczówki ciemnieją ze złości.
– Kiedy przybyliśmy, Vanaheim był trawiony przez ogień. Nasi wrogowie coś planują, Loki! Dziewięć Królestw jest w rozsypce! A ty siedzisz tutaj i... nie robisz nic!
– Mówisz do króla, córko Frei! – upomina ją surowym tonem. Jest pod wrażeniem tego, jak ogromna wściekłość nią zawładnęła. Może nawet troszkę się jej obawia.
– Króla? – powtarza chłodno. – Twoje bycie królem ostatnimi czasy nie ma nic wspólnego z prawdziwymi rządami! Wszystkie wysiłki poświęcasz na narcystyczną gloryfikację swojej osoby! Te wszystkie pomniki, sztuki teatralne... Najwyższy czas dorosnąć do roli władcy!
– Może chcesz, żebym myślał tak jak Odyn i wyciął wszystkie Królestwa w pień, tylko po to, żeby pokazać swoją władzę? – rzuca z sarkazmem. – Nie mam ochoty mieszać się w to, co mnie nie dotyczy. Co nie dotyczy Asgardu. Niech Vanaheim, Alfheim i inni rozwiązują swoje problemy sami. A jeśli ktoś będzie chciał nas zaatakować, uwierz, gorzko tego pożałuje. Zetrzemy z powierzchni ziemi każdą armię. Każdą.
– Twoim przeklętym obowiązkiem jest chronić Dziewięciu Królestw!
– Znam swoje obowiązki, Sigyn.
Nagle drzwi do komnaty znów się otwierają. Tym razem do środka wchodzi Nanna, niezwykle zawstydzona, gdy zdaje sobie sprawę, że przeszkodziła im w rozmowie. I niezwykle zaskoczona, gdy jej oczom ukazuje się Loki. Bóg psot i chaosu milknie na jej widok, przyjmując na powrót postać Odyna.
– Ona o wszystkim wie – warczy Sigyn. – I w przeciwieństwie do ciebie, można jej zaufać.
Nanna, nie wiedząc, co ze sobą począć, odwraca wzrok. Nerwowo wyłamuje sobie palce.
– Fandral mówił, że jesteś ranna. Prosił, żebym cię opatrzyła.
– Słusznie – mówi ze złością Loki. – Nie potrzebuję, żebyś zabrudziła posadzkę swoją krwią.
***
Napięcie, jakie pomiędzy nimi rośnie z każdym dniem, staje się nie do zniesienia. Sigyn niechętnie dochodzi do wniosku, że może Nanna ma rację, może zbyt ostro zareagowała. Powinna spokojnie wyjaśnić Lokiemu, co ją martwi, a nie na niego krzyczeć. Cierpliwość jednak ostatnimi czasy nie jest jej mocną stroną.
***
– Loki?
Cisza.
– Przepraszam.
Cisza.
– Chcę, żebyś zrozumiał, że nawet jeśli cię kocham, to nie znaczy, że zgadzam się z każdą twoją decyzją.
Cisza.
– Ja też cię kocham, Sigyn, córko Frei. Nawet jeśli walczymy ze sobą do łez i krwi. Pamiętaj o tym.
***
Dwudzieste trzecie urodziny Sigyn smakują szczęściem i miłością. A przede wszystkim smakują Lokim.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro