Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Fjerde

– On nie wróci, Sigyn.

Z zamyślenia wyrywa ją miękki, pełen troski głos Theorica. Blondynka, z dłońmi mocno zaciśniętymi na marmurowej balustradzie, jeszcze raz rzuca krótkie, trochę zamglone spojrzenie w stronę rajskich ogrodów Asgardu. W tej chwili skąpane są w zimnym blasku księżyca. Odwraca się na pięcie w stronę mężczyzny i podchodzi do niego powolnym, nieco ociężałym krokiem. Kiedy staje przed nim, ujmuje jego dłoń i splata ich palce. Theoric unosi je i składa na jej skórze delikatny, bardzo ostrożny pocałunek. Złota obrączka spoczywająca na jej palcu błyszczy się nieznacznie, przypominając jej jednocześnie o tym, do kogo teraz formalnie należy.

Mija prawie rok, zanim zostawia za sobą swoją żałobę, a potem uczy się żyć na nowo. Poza jej przyjaciółmi i bratem, u jej boku wytrwale trwa także Theoric. Może też właśnie dlatego – jakby w nagrodę za jego cierpliwość, za wszystkie te dni poświęcone na uleczenie jej złamanego serca – zgadza się zostać jego żoną. Mężczyzna nie od razu jednak uzyskuje odpowiedź. Musi czekać, bo Sigyn uporczywie zastanawia się nad tym, czy postępuje słusznie. Frigga, widząc chaos w brązowych oczach dziewczyny, zaprasza ją na długi spacer i wyjaśnia jej, że powinna się zgodzić, nie tylko ze względu na siebie, ale i ze względu na Lokiego. Przecież od początku zależało mu na jej szczęściu, zapewne bardziej niż na swoim.

Więc Sigyn trzeciego dnia, podczas śniadania, odpowiada Theoricowi nieśmiałe tak.

Wesele jest huczne i piękne. Asgard od śmierci boga chaosu nie był tak radosny, a wielka sala podarowana przez Odyna dawno już nie gościła tylu zacnych mężów, nie tylko Asów, ale także Vanów. Szczęście i beztroska towarzyszy każdemu, zarówno podczas całej ceremonii, jak i późniejszej zabawy. Sigyn naprawdę nie jest w stanie przestać się uśmiechać.

Momentami pojawia się jednak ta przeraźliwie smutna myśl, że jej mężem nie jest ten mężczyzna, którego pokochała miłością szczerą, lojalną i bezgraniczną. Ciągłe gratulacje powtarzane przez gości weselnych i ciepłe pocałunki Theorica składane na jej drobnych wargach nie pozwalają jednak smutkowi na długo zagościć w jej oczach.

Z czasem porzuca żałobę i powraca do Asgardu, który na nowo staje się jej domem. Ku rozczarowaniu Theorica, ale też Sigyn, zniszczony Bifrost uniemożliwia im zamieszkanie w Vanaheimie, a jej z kolei rozpoczęcie swojego życia od początku, bez wspomnień o zmarłym ukochanym.

Dzisiaj natomiast mija pierwsza rocznica od tragicznych wydarzeń na Bifroście, co sprawia, że Sigyn nie potrafi pozbyć się myśli o Lokim choćby na parę krótkich sekund. I o tym, jak boleśnie odczuwa jego brak w Asgardzie; u jej boku, ze wszystkimi swoimi wadami i zaletami.

Pierwsze kilka – kilkanaście? Tak trudno je zliczyć – dni po jego śmierci spędza w swojej komnacie, przy niedbale zasłoniętych oknach, otulona satynową pościelą, ze spojrzeniem utkwionym w suficie. Na własnej skórze przekonuje się, jak wszechogarniające jest to uczucie, gdy tracisz coś, czego nigdy stracić nie chciałeś, coś, czego nie da się zastąpić. Jakie jest przerażające, dołujące, napawające nienawiścią oraz żalem.

Łzy nieprzerwanie płyną po jej zapadłych policzkach. Nawet we śnie płacze, widząc boga chaosu spadającego w kosmiczną otchłań, zwłaszcza w momencie, gdy jego szczupła dłoń raz za razem wyślizguje się z jej uścisku. Gdy budzi ją jej własny krzyk, one wciąż nie przestają płynąć. Choć wokół siebie ma mnóstwo przyjaciół, wciąż czuje się taka samotna, pozostawiona na pastwę losu.

Nagle wszystko mija, a ona nie czuje niczego poza pustką; pustką tak dotkliwą i okrutną, że czasami doprowadza ją na skraj szaleństwa, paląc jej ciało żywym ogniem. Ten z kolei pozostawia w niej zaledwie popiół, resztki tamtych myśli, czarnych, destrukcyjnych, bo przecież ze złością czy złamanym sercem nigdy nie było i nigdy nie będzie jej do twarzy.

Po wielu miesiącach godzi się z jego odejściem. Choć nie jest to łatwe, w końcu akceptuje fakt, że mężczyzna, od którego wszystko się zaczęło, który już na zawsze miał być w jej życiu, uszczęśliwiać ją do końca ich dni, po prostu odszedł.

Najgorsza jest jednak ta narastająca świadomość, uderzająca w nią podczas bezsennych nocy, że go potrzebuje, że go pragnie. Bez Lokiego czuje się niekompletna, jakby zabrakło w jej życiu najważniejszego elementu całej układanki. Nigdy nie przypuszczała, że tak silnie zdefiniuje się poprzez jego osobę. I czasem czuje się przez niego oszukana, zdradzona, rozbita na tysiące kawałków, które została zmuszona na nowo złożyć. Przecież... przecież nie musiał umierać, nie musiał odchodzić. Dostał szansę, wystarczyło zaledwie wrócić do Asgardu, oddać się w ręce Wszechojca, odpokutować za swoje czyny w Midgardzie, a potem po prostu żyć. Choć byłoby to niezwykle trudne, wybaczyłaby mu – to, że wprowadził Jotunów do Asgardu lub to, że nasłał Destroyera na najbliższych jej ludzi. A jako bogini wierności, kochająca go do ostatniego tchnienia, nigdy by go nie zostawiła. Trwałaby u jego boku tyle, ile byłoby trzeba; bez żadnego słowa skargi, żalu.

Długo sądzi, że Loki jest jej końcem, prywatnym zmierzchem bogów. Ostatecznie jednak poddaje się słowom Sif, która powtarza jej, iż bóg chaosu był początkiem, historią, której tak rychły koniec został zapisany pomiędzy gwiazdami. Gwiazdami, jakie czasami ze łzami w oczach przeklina za to, że zabrały jej ukochanego.

Sigyn naprawdę dobrze poznała wszystkie te skrajne uczucia, a przecież nigdy o to nie prosiła.

– Przepraszam – szepcze, nieśmiało spuszczając wzrok.

– Wiem, że nigdy nie pokochasz mnie tak mocno, jak pokochałaś jego – oznajmia brunet opanowanym głosem. Imię jego rywala nawet po takim czasie nie może przejść mu przez gardło. – Jednakże nie chcę, abyś mnie za to przepraszała.

Blondynka spogląda smutno w błękitne oczy Theorica, w których odbija się światło księżyca i niespodziewanie wtula się w niego. Zarzuca mu swoje ręce na szyję. On zaś mocno przyciska ją do siebie, jakby chciał uchronić ją od koszmarów, jakie każdej nocy od odejścia Lokiego, nie chcą zostawić jej w spokoju. Chwyta ją w swoje ramiona i układa na miękkim materacu. Przykrywa jej ciało ciepłym, delikatnym materiałem i kładzie się obok. Blondynka przez kilka, kilkanaście sekund szuka jego ręki pod pościelą, a gdy w końcu ją znajduje, splata ich dłonie i opiera się policzkiem o jego nagi tors.

Zasypia prawie natychmiast, a tej nocy sny związane ze śmiercią boga chaosu już do niej nie wracają.

***

Złoty widelec trzymany przez Sigyn przesuwa się leniwie po talerzu. Nie ma większego apetytu, co nie jest dla niej niczym nowym, jednak z rozkazu Theorica, który naprawdę się o nią martwi, próbuje przełknąć jeszcze jeden kęs. Siedzi w kompletnej ciszy, jaką przerywają tylko ciche pomruki dochodzące z korytarza. Dziś jednak to milczenie najlepiej odpowiada jej samopoczuciu. Przez ostatnie miesiące było względnie dobrze, stabilnie, lecz teraz, w rocznicę śmierci Lokiego, na powrót ogarnia ją melancholia, która nie pozwala jej na normalne funkcjonowanie. I chociaż wie, że powinna z tym walczyć, to nie potrafi.

– Mogę dołączyć?

Jej rozmyślania przerywa cichy i nieco niespokojny głos Sif. Złotowłosa przez moment naprawdę gorzko żałuje, iż nie może powrócić do swojego rodzinnego Vanaheimu. Jego otwarte przestrzenie pełne magii i słońca, uwielbiane przez samą Idunn, boginię wiosny, byłyby idealnym miejscem na ucieczkę od świata. Poza tym przemawiają do niej bardziej, aniżeli wysokie, oblane bogactwem mury siedziby Asów, gdzie każdy kąt przypomina jej o bogu chaosu.

– Ależ proszę – odpowiada blondynka, wskazując na wolne miejsce przy stole. – Czy coś się stało, moja droga?

Po poważnym wyrazie twarzy przyjaciółki jest w stanie wywnioskować, że tym razem nie przyszła ona do niej tylko po to, aby sprawdzić, jak ta się czuje. Ma jej coś do powiedzenia, ale na pewno nie to, że czas wziąć się w garść, zapomnieć o Lokim i ruszyć do przodu.

Tym razem chodzi o coś całkowicie innego. Coś ważnego.

– Wiesz, że nie grzeszę subtelnością – mówi w końcu Sif, zajmując wolne miejsce przy stole. Sigyn przytakuje szybkim ruchem głowy. – Więc powiem to bez żadnych ogródek, dobrze?

– Powinnam się bać? – Blondynka uśmiecha się słabo.

– To zależy od ciebie – odpowiada cicho przyjaciółka. Przez krótki moment nie wydaje z siebie żadnego dźwięku, mocno zaciskając usta. – Loki przeżył.

***

Sigyn jest w szoku.

Słysząc te słowa z ust Sif, te cholerne słowa, których tak bardzo pragnęła, początkowo nie potrafi w nie uwierzyć. To brzmi jak kłamstwo, jak słodkie kłamstwo, a ona sama modli się w duchu o to, aby okazały się równie słodką prawdą. Nic jednak w tej chwili nie ma dla niej sensu. Przecież Thor powiedział jej, że Loki zginął – tam, na Bifroście i przecież sam widział, jak bóg psot i chaosu spada w przerażającą nicość. Trudno dać wiarę owemu wyznaniu, nawet jeśli dobrze wie, że ani Sif – ani tym bardziej Frigga czy Heimdall, którzy to odkryli – nigdy by jej nie okłamali.

Bitwa z głosami w jej głowie jest niezwykle wyczerpująca. Uświadamia jej jednak, że teraz to jego odejście, jego śmierć okazuje się tylko okrutnym łgarstwem.

Sif mówi coś jeszcze. Jest przy tym bardzo wzburzona i zdenerwowana, ale do blondynki nic więcej już nie dociera. Żadne słowa, gesty, absolutnie nic. Wszystkie myśli, te ukryte w najgłębszych czeluściach jej duszy, na nowo zaczynają żyć własnym życiem, krążąc wokół postaci jej ukochanego.

Loki przeżył.

Jej Loki przeżył.

Słowa te nie dają jej spokoju do dnia, w którym Gromowładny na nowo pojawia się w Asgardzie.

– Sprowadź go z powrotem, Thorze – szepcze błagalnym tonem Sigyn. – Proszę.

***

Bogini wierności jest gotowa przeszukać każdy zakamarek Midgardu, poświęcić wszystko, aby tylko Loki znalazł się z powrotem w domu. Powstrzymuje ją jednak obietnica Gromowładnego, któremu bezgranicznie ufa i gdyby kiedykolwiek musiała zawierzyć swoje życie któremuś z Asów, wybrałaby właśnie jego.

***

Dwudzieste urodziny Sigyn mijają jej w niecierpliwym oczekiwaniu. Theoric zaś po raz pierwszy od ponad dwunastu miesięcy widzi swoją żonę ze szczerym uśmiechem na ustach.

***

Loki wraca do Asgardu w cieniu wszystkich swoich kłamstw, morderstw i haniebnych posunięć, jakie miały miejsce w Midgardzie. Pada przed obliczem Wszechojca zakuty w mosiężne kajdany. Sigyn nie potrafi powstrzymać łez napływających do jej jasnobrązowych oczu. Bóg psot i chaosu nie przypomina siebie sprzed roku; jest jakby swoim nieco zniekształconym odbiciem lustrzanym. Blada, wręcz przezroczysta skóra przyprawia ją o dreszcze na plecach, tak samo, jak zmęczone oczy w kolorze brudnej zieleni, uważnie śledzące ruchy Odyna. Nieco przydługie, kruczoczarne włosy, których końce wywijają w różne strony, opadają w nieładzie na jego ramiona. Na ustach błąka się nieco sarkastyczny, pełen pewnego rodzaju szaleństwa uśmiech, sprawiając, że blondynka uświadamia sobie, iż do Asgardu nie wrócił już ten sam Loki, który dwanaście miesięcy temu go opuścił.

Sigyn jednak za tą okrutną, złośliwą, zdradziecką maską, wciąż dostrzega jego wrażliwą duszę.

***

Po odbudowaniu Bifrostu, Gromowładny wraz z Sif, Trzema Wojami i armią Einherjarów wyrusza w podróż po Dziewięciu Królestwach, by przynieść im ład i porządek.

***

Mija kolejny tydzień od przybycia boga chaosu do Asgardu.

Wszyscy trwają w nerwowym oczekiwaniu na wyrok Wszechojca. Wiele osób usłyszawszy historię wydarzeń z Midgardu, jest zdania, że Loki zasługuje tylko i wyłącznie na egzekucję. Podobnie jak Odyn uważają, iż chłopak, którego znali nie żyje, a co po nim zostało to tylko kreatura, której nikt z nich nie poznaje.

Jest też garstka ludzi, w tym głównie Thor, Sigyn i Frigga, którzy są przeciwni tej decyzji. Gromowładny pokłada całą swoją nadzieję na uratowanie brata w matce. Podobnie jest z Sigyn.

Córka Frei początkowo sądzi, że nic gorszego nie może się wydarzyć, dlatego cierpliwie czeka na pozwolenie od Wszechojca na rozmowę z bogiem chaosu. Wówczas Thor informuje ją o możliwych konsekwencjach, jakie będzie musiał ponieść Loki za swoje haniebne czyny.

Na pierwszym miejscu listy znajduje się właśnie egzekucja.

Sigyn nie śpi przez pierwsze dwie noce. Jest przerażona myślą, że na nowo odbiorą jej ukochanego. Nie chce znów uczyć się bez niego żyć.

Finalnie zostaje wydany rozkaz o jego osądzie. W sali tronowej pojawia się Wszechojciec, za nim zaś podąża tylko kilku strażników, prowadzących skutego w łańcuchy Lokiego. Jego twarz nie zdradza ani jednej emocji. Po prostu pustym wzrokiem przygląda się majestatycznemu obliczu króla, podczas gdy Frigga rusza w jego kierunku. Poza nimi nie ma nikogo innego.

– Loki... – szepcze jasnowłosa kobieta.

– Witaj, matko – odpowiada bóg chaosu, zwracając się w jej stronę. – Jesteś ze mnie dumna? – pyta tonem ociekającym sarkazmem.

– Nie pogarszaj sprawy – mówi Frigga, a w jej oczach pojawiają się łzy.

– Zdefiniuj pojęcie gorzej – stwierdza ironicznie Loki.

– Dość! – Po pomieszczeniu rozchodzi się zdenerwowany głos Odyna. – Chcę porozmawiać z więźniem.

Frigga odchodzi na bok, podczas gdy jej syn odprowadza ją wzrokiem. Jego matka jest prawie pewna, że kiedy odwraca się w stronę syna po raz ostatni, dostrzega w jego spojrzeniu odrobinę smutku i tęsknoty, które skrywa za szaleńczą zielenią swoich tęczówek. Gdy znika za kolumną, ciemnowłosy podchodzi bliżej tronu Odyna, a jego łańcuchy uderzają o siebie, wytwarzając przy tym niezbyt przyjemny dla ucha dźwięk. Bezczelnym krokiem zatrzymuje się przy pierwszym stopniu, a z jego gardła wydobywa się gorzki śmiech.

– Nie bardzo rozumiem, o co tyle krzyku – stwierdza, rozkładając ręce. Wydaje się przy tym niezmiernie rozbawiony, ale także i zdziwiony.

– Czy tak trudno jest pojąć ci ciężar twoich win? – odpowiada Odyn, przyglądając mu się swoim jednym okiem. Drugie z nich oddał Mimirowi, aby móc napić się wody z jego źródła mądrości całe wieki temu. – Gdziekolwiek się zjawisz, siejesz zniszczenie, wojnę i śmierć.

– Przybyłem na Ziemię, by rządzić nią jako dobrotliwy bóg. Taki jak ty.

Wszechojciec kręci głową w pogardzie.

– Nie jesteśmy bogami. Rodzimy się, cierpimy, umieramy... Żyjemy, tak ja ludzie.

Ciemnowłosy uśmiecha się półgębkiem, nieco ironicznie.

– Tylko jakieś pięć tysięcy lat dłużej.

– A wszystko dlatego, że Loki chce zasiąść na tronie – stwierdza nagle Odyn opanowanym głosem.

– Jako twój dziedzic! – odpowiada ze złością bóg chaosu.

– Jako przybłęda, który miał sczeznąć jako dziecko – z piersi Wszechojca wydobywa się krzyk pełen gniewu, podczas gdy twarz Lokiego znów nie przybiera żadnego wyrazu; ciemnowłosy tylko przekrzywia głowę, marszcząc brwi – pośród skutych lodem skał. – Spojrzenie boga chaosu dopiero teraz, zaledwie na parę sekund, robi się szkliste, podczas gdy on sam zaciska usta w cienką linijkę. – Przygarnąłem cię wtedy, więc dzięki temu możesz mnie nienawidzić. – Tym razem to Odyn jest pełen sarkazmu.

Loki gwałtownie podchodzi bliżej, a jego łańcuchy na nowo zaczynają wydawać z siebie złowrogie dźwięki.

– Chcesz mojej głowy, to zlituj się i ją zetnij – oznajmia, a w jego głosie można usłyszeć naszpikowane przesadną sztucznością błaganie. – Lubię z tobą gawędzić, ale – następują trzy, cztery sekundy milczenia – nie, nie lubię.

– Żyjesz tylko dzięki Fridze, lecz nie zobaczysz jej więcej. Resztę swoich dni spędzisz w lochu.

Loki z niedowierzaniem patrzy swoimi błyszczącymi od łez oczami na Odyna. Nie przeraża go pobyt w lochach – zdążył przywyknąć do tego po wydarzeniach z Bifrostu, kiedy był więziony i torturowany przez Thanosa. Najbardziej bolesne jest to, że zabroniono mu rozmowy z jedną z niewielu osób bliskich jego sercu. Choć nie jest pewien, czy nadal je w ogóle posiada.

Straże brutalnie ciągną go w tył, podczas gdy on ze spojrzeniem utkwionym we Wszechojcu, cofa się razem z nimi.

– A Thor? – pyta z niedowierzaniem. – Dla tej zakutej pały korona, a dla mnie kajdany?

– Thor musi naprawić szkody, które wyrządziłeś. Gdy zaprowadzi pokój w Krainach, wtedy tak, zostanie królem.

***

– Nie pozwolę ci udać się tam samej – oznajmia surowo Theoric, chwytając Sigyn za nadgarstek. Blondynka odwraca się w jego stronę, mrożąc go wzrokiem.

– Zostaw mnie – mruczy wściekle.

– Nie pozwolę ci udać się tam samej – powtarza on. – Nie mamy żadnej gwarancji na to, iż Loki nie wyrządzi ci krzywdy. Nie możemy mu ufać. On już nie jest tym samym mężczyzną, którego poznałaś setki lat temu.

– To wciąż mój Loki. Loki, który mnie kocha! – Po komnacie rozchodzi się jej krzyk, pełen pretensji, żalu i smutku.

Theoric nie odpowiada. Jest świadom tego, iż złotowłosa mówi prawdę, jednakże nadal nie wie, jak zaufać komuś tak zakłamanemu, jak Loki. Po tym, co wydarzyło się w Midgardzie, nie potrafi już więcej wierzyć w jego dobre intencje. Dlatego też nie umie zmusić się do puszczenia ręki swojej żony; odrobinę mocniej zaciska palce wokół jej dłoni. Patrzy na nią błagalnym spojrzeniem, niemo prosząc o to, aby tam nie szła, aby nie szła do lochów i nie zostawiała go. Jakiś głos w jego głowie podpowiada mu, że jeśli teraz puści ją wolno, jego żona już więcej do niego wróci. Przynajmniej nie ta sama.

Przeraża go, że tak niewiele wystarczyło, aby jego, jak dotąd naprawdę udane małżeństwo, zaczęło się sypać.

Najgorsze jest jednak to uczucie bezsilności, kiedy Sigyn bez słowa wyrywa się z jego uścisku i rusza w kierunku królewskich lochów.

***

Złotowłosa stawia niepewne kroki na marmurowych schodach, idąc w kierunku celi Lokiego. Jest wstrząśnięta warunkami, jakie panują w tym miejscu. Najbardziej jednak przeraża ją fakt, że Odyn pozwolił na zamknięcie tutaj swojego syna. W obliczu tego okrucieństwa na moment więzienie wydaje jej się jeszcze gorszym wyjściem niż śmierć. Ona bowiem uwalnia, podczas gdy życie w niewoli niszczy cię z każdym dniem bardziej i bardziej, finalnie zamieniając cię w upiora.

Poruszając się jednym z bocznych korytarzy – tyle lat spędzonych z bogiem chaosu nauczyło ją wielu rzeczy – czuje zaintrygowane spojrzenia pozostałych więźniów Wszechojca na sobie, co sprawia, że z minuty na minutę czuje się coraz bardziej zestresowana. Jednak jej stres sięga zenitu, dopiero kiedy dociera na miejsce. Uświadamia sobie, że najzwyczajniej w świecie się boi. Po części jego samego, ale też jego reakcji; być może nawet trochę i swojej.

W duchu dziękując Thorowi za zdobycie odpowiednich narzędzi łamiących kod do celi, bezszelestnie przemyka obok straży i wślizguje się do środka. Mijają sekundy, zanim Loki zdaje sobie sprawę z tego, że ma gościa. Odwraca się powoli na pięcie. Jego oczom ukazuje się Sigyn, jego mała i kochana Sigyn, która w obecnym momencie stoi tuż przed nim, ze spuszczoną głową, sparaliżowana strachem i szokiem. Szybkim ruchem ręki rzuca iluzję na swoją celę.

– Powiedz coś – szepcze blondynka, uporczywie wpatrując się w swoje dłonie. – Powiedz coś, proszę, abym mogła być pewna tego, że to wszystko nie jest tylko kolejnym koszmarem.

– Sigyn. – Jej imię z wielkim bólem przechodzi mu przez gardło. Jego głos jest zimny, szorstki.

Dziewczyna unosi wzrok znad swoich rąk i uśmiecha się słabo w jego stronę. Jego twarz nie wyraża nawet jednej, niewielkiej emocji. Patrzy na nią zielonkawym spojrzeniem, pełnym tej cholernie przerażającej pustki, jaka na nowo paraliżuje ją od stóp do głów.

– Loki... – Tylko tyle jest w stanie z siebie wyrzucić, zanim gorące łzy spływają po jej bladych policzkach.

Bóg psot i chaosu wyciąga w jej stronę szczupłą dłoń, jednak w ciągu paru sekund gwałtownie ją cofa i odwraca wzrok. Jego największą słabością od zawsze był fakt, że nie potrafił znieść widoku smutnej Sigyn. Nie zmieniły tego nawet miesiące rozłąki, miesiące pełne chaosu, zła i bólu. A świadomość, że płacze nie przez nikogo innego jak przez niego, w pewien sposób potęguje to uczucie; uczucie smakujące goryczą upokorzenia i porażki, które jest dla niego jednocześnie nowe i stare.

– Jak mogłeś mi to zrobić?! – Jej szloch przechodzi w pełen wściekłości wrzask. Dopiero teraz zdaje sobie sprawę, jak wściekła jest na niego: za to, że zostawił ją samą, skazał na cierpienie i wcale nie wydaje się tego żałować. Zanim Loki jest w stanie zorientować się, co się w ogóle dzieje, w jego kierunku leci pięć, sześć książek, które wcześniej znajdowały się na stoliku stojącym obok niej. – JAK?! ODINSONIE, ODPOWIEDZ MI!

Bóg chaosu podchodzi do niej pewnym krokiem, a od jego ramienia odbija się kolejne grube tomiszcze. Cios jest celny i wymierzony po to, aby zadać ból, jednak on nie czuje tak naprawdę niczego. Jest tylko odrobinę wściekły na samego siebie za to, że jego czyny doprowadziły do takiego stanu, w jakim jest teraz Sigyn. Chwyta ją za nadgarstki i przyciąga do siebie, uniemożliwiając kolejny atak na swoją osobę, podczas gdy ona sama gwałtownie się szarpie, próbując wyrwać się z jego uścisku. W momencie, w którym dociera do niej, że nie ma szans, zaczyna gorzko płakać. Przenosi na niego spojrzenie, w którym bóg psot nie widzi już żadnego gniewu i żalu, tylko troskę i miłość.

Przygląda się jej z pewnym politowaniem skrywającym się za jego zielonym szaleństwem. Jak bowiem może patrzeć na niego w taki sposób po tym wszystkim, co się wydarzyło? Gwałtownie puszcza jej ręce i podchodzi niebezpiecznie blisko do ogromnej szyby utkanej z pola siłowego, które oddziela go od wolności. Cicho wzdycha.

Podczas wielu bezsennych nocy spędzonych w lochach Thanosa, zastanawiał się nad tym, co chce jej powiedzieć. Był pewien, że pragnie ją przeprosić: za to, jaki bywał wobec niej okrutny, za to, że ją zranił, za to, że odszedł i zostawił ją tutaj, kompletnie samą. Był też pewien tego, że chce powiedzieć jej to, że ją kocha, że kocha ją najmocniej na świecie, całym swoim – zniszczonym od ciągłej zimy – sercem.

Teraz jednak wszystkie te słowa tracą dla niego sens, więc po prostu nie mówi nic.

Sigyn podchodzi do niego i ostrożnie kładzie mu swoje drobne dłonie na ramionach. Lokiego na początku przeszywa nieprzyjemny dreszcz wywołany dotykiem drugiej osoby. Kiedy jednak uświadamia sobie, że to tylko ona, rozluźnia odrobinę napięte mięśnie i odwraca się w jej stronę. Przez sekundy ich twarze dzielą zaledwie milimetry, a potem bóg psot, jakby kierowany przez pamięć ruchową, wtula się w jej filigranowe ciało. Być może chce znaleźć w nim ukojenie; jakby nieświadomie wierzył, iż jej ramiona mogą podarować mu spokój ducha.

– Loki – szepcze na nowo Sigyn. On sam uświadamia sobie, że jej aksamitny, niezwykle subtelny głos naprawdę jest w stanie w jednej sekundzie uciszyć wszystkie koszmary minionego roku, które dotychczas nie chciały go opuścić.

– Przepraszam – mamrocze tylko bóg chaosu, chowając twarz w jej złocistych lokach.

I wówczas ukradkiem dostrzega coś błyszczącego na jej serdecznym palcu. Cofa się gwałtownie, o mało nie wpadając na pole siłowe za jego plecami. Po raz pierwszy od bardzo dawna na jego twarzy widoczna jest gama uczuć: od ogromnego szoku przez cholerną złość aż po zwykłe rozczarowanie. Sigyn początkowo nie ma bladego pojęcia, co tak nagle wpłynęło na zmianę zachowania jej ukochanego, ale podążając za jego wzrokiem, wreszcie uświadamia sobie, co jest tego przyczyną.

– Pół roku po twojej śmierci Theoric poprosił mnie o rękę.

Loki mruga kilkukrotnie, a jego twarz znów robi się niczym z kamienia.

– Tym razem się zgodziłaś – warczy.

– Tak. – Przytakuje szybkim ruchem głowy, unikając jego spojrzenia.

Milczą przez minutę, dwie, może dłużej.

– Odejdź. – Głos boga chaosu jest twardy, władczy, stanowczy.

– Ależ Loki... – Po pomieszczeniu rozchodzi się złamany szept Sigyn. Z niedowierzaniem przygląda się ciemnowłosemu, który patrzy na nią wzrokiem przepełnionym pogardą.

– Powiedziałem odejdź! – Jego głos przechodzi w pełen złości wrzask, a jego twarz w ułamku sekundy, spowita wściekłością, pojawia się niebezpiecznie blisko jej twarzy. Jego oczy świecą szaleńczą zielenią, a jego oddech jest przyspieszony. Dziewczyna po raz pierwszy uświadamia sobie, że jeśli nie wysłucha jego rozkazu, może grozić jej niebezpieczeństwo. Widzi to w jego obłąkanym spojrzeniu.

Odwraca się na pięcie i starając się nadać swoim ruchom pewności siebie, wychodzi z celi. I dopiero kiedy opuszcza królewskie lochy, opada bezsilnie na zimną posadzkę i zaczyna cicho szlochać, chowając twarz w dłoniach.

***

Przez następne tygodnie Sigyn nie pojawia się w lochach, chociaż jej myśli wcale ich nie opuściły. Jest cicha, nieobecna, trochę za bardzo zamyślona. Theoric z kolei nie potrafi znieść więcej smutku w jej brązowych oczach, więc po wspólnym śniadaniu zostawia ją w towarzystwie Fandrala i udaje się do swojego rywala. Po krótkiej rozmowie z Einherjarami pilnującymi wejście, sprawnym krokiem dociera do celi boga psot. Zastaje go zaczytanego w przypadkowej lekturze.

– Loki – warczy.

Bóg chaosu unosi wzrok pełen pogardy znad książki.

– Zgubiłeś się? – mruczy, podnosząc się z podłogi. Odkłada lekturę na bok i podchodzi bliżej.

– Nie wiem, co uczyniłeś Sigyn. – Brunet puszcza jego słowa mimo uszu. Bóg psot mruży bladozielone spojrzenie. – Jednak wiedz, iż bardzo ubolewam nad rozkazem o twojej egzekucji. Stałbym wtedy w pierwszym rzędzie z szerokim uśmiechem na ustach.

– A nie chciałbyś sam jej dokonać? – Śmieje się gorzko Loki.

– Nie wiem, czy moje dłonie są warte splamienia twoją krwią, Lodowy Olbrzymie – odpowiada Theoric głosem pełnym powagi, podczas gdy na jego ustach błąka się półuśmieszek pełen satysfakcji. Po długich minutach ciszy ze strony więźnia finalnie odwraca się na pięcie, w kierunku wyjścia. Zastanawia się przez ułamki sekund, co tak naprawdę chciał osiągnąć, przychodząc tutaj. Przecież bóg chaosu już dawno przestał się mieścić w jakichkolwiek ramach moralnych, już dawno przestał być kimś, kto choć w niewielkim stopniu jest prawy.

Z Lokiego nie pozostało już nic więcej. Nic, poza szaleństwem i złem, które wypełniają go do szpiku kości.

– Ona i tak tutaj wróci – woła za nim ciemnowłosy, podczas gdy Theoric po usłyszeniu owych słów, uświadamia sobie, iż ten ma całkowitą rację. Prędzej czy później Sigyn i tak wróci do lochów; i także tym razem nie uda mu się jej powstrzymać.

– Może i moja żona bywa lekkomyślna, impulsywna czy zbyt pewna siebie, ale jej największą wadą jest tylko i wyłącznie wiara w ciebie – odpowiada przez zęby, nawet nie odwracając się w jego stronę – jednak teraz, kiedy jestem jej mężem, mam zamiar to zmienić.

– Och, przyjacielu. – Bóg chaosu śmieje się krótko, po czym jego twarz znów wydaje się nie mieć żadnego wyrazu. – Gdybyś jeszcze miał na nią jakikolwiek wpływ.

***

Loki leży na sofie ze spojrzeniem utkwionym w suficie. Problemy ze snem na nowo wróciły. Tym razem ze strachu, że w jego głowie po raz kolejny pojawią się koszmary z Thanosem w roli głównej, a on ponownie obudzi się zlany potem. Wsłuchuje się więc w smakującą goryczą odrzucenia ciszę, kiedy nagle przerywają ją ciche kroki kobiety.

– Wiedziałem, że przyjdziesz – stwierdza pewnym siebie tonem. Na jego ustach pojawia się pełen satysfakcji uśmiech.

Sigyn wchodząc do celi, zsuwa ze swoich złotych włosów ciemnobrązowy kaptur będący elementem długiej szaty w tym samym kolorze.

– Nie mogłam zasnąć – wyjaśnia. – Mogę?

Bóg psot i chaosu milczy, co ona traktuje jako zgodę. Siada na skraju twardego materaca i kładzie dłonie na swoich kolanach.

– Dlaczego? – Ciemnowłosy niespodziewanie przerywa ciszę. Jego głos jest pełen nie tyle ile żalu, co pretensji. Sigyn zaś doskonale zdaje sobie sprawę z tego, czego to pytanie dotyczy.

– Theoric był przy mnie przez cały ten czas, kiedy nie potrafiłam sobie poradzić z życiem bez ciebie, wiesz? – Jej oczy gwałtownie zachodzą łzami, więc odwraca wzrok. Choć w celi panuje ciemność, boi się, że Loki dostrzeże smutek malujący się na jej twarzy. – Kiedy myślałam, że oszaleję z rozpaczy, Theoric starał się z całych sił, aby tak się nie stało...

– Sigyn. – Bóg chaosu natychmiast jej przerywa, podnosząc się do pozycji siedzącej. Mimo braku jakiegokolwiek światła, jego wprawne oko dostrzega jej drżące dłonie. Po chwili milczenia kontynuuje. – Ja naprawdę nie sądziłem, że ty...

– Dlaczego nie powiedziałeś mi, że żyjesz? Dlaczego pozwoliłeś mi cierpieć? – Chwila ciszy. – Albo nie! Nie odpowiadaj. – Przytyka palec do swoich ust. – Powiedz mi tylko, czy wiedziałeś, że nie umrzesz? Chciałeś po prostu uciec z Asgardu, tak?

Nie robi tego od razu. Walczy przez sobą przez długie sekundy; ze swoim chłodem, wewnętrznym głosem, jaki krzyczy, że nie powinien dopuszczać jej do siebie tak blisko, bo ona znów rozpuści jego serce, tak, jak zrobiła to wieki temu. A przecież dobrze mu z tym zimnem, z tym Lokim, jaki pragnie nieść za sobą tylko chaos, nie miłość, prawda?

Koniec końców ostrożnie ujmuje jej blade dłonie, trochę jakby się bał, że wraz z jego dotykiem dziewczyna zniknie niczym bańka mydlana. Nic takiego jednak nie następuje. Sigyn dalej siedzi obok niego, oddalona o zaledwie ułamki centymetrów, z palcami splecionymi wraz z jego.

Złotowłosa nerwowo oczekuje na odpowiedź i tak naprawdę nie ma pojęcia, czy bardziej boi się jego milczenia, czy też tego cholernego tak, które na nowo złamałoby jej serce, ledwo odbudowane po traumatycznych wydarzeniach sprzed roku. Chwilami czuje się tak, jakby zbyt wiele od niego wymagała.

– Byłem przygotowany na śmierć – mówi szczerze, zaskakując tym nawet samego siebie – i byłem także pewny, iż wraz z moim upadkiem, nareszcie jej doświadczę. Nie sądziłem, że tym sposobem przedostanę się do innego świata i przeżyję. Córko Frei, uwierz mi, proszę.

– Wystarczy – odpowiada nerwowo, odwracając twarz w jego kierunku.

Oczy boga psot i chaosu błyszczą delikatnym szmaragdowym blaskiem, a wargi lekko drżą. Blondynka układa dłoń na jego policzku, a następnie składa ostrożny pocałunek na jego ustach. Boi się jego reakcji, ponieważ nadal ma w głowie wspomnienie ostatniej wizyty, ale jednocześnie nie umie się powstrzymać. Bliskość Lokiego jest dla niej czymś wspaniałym. Czymś, co sprawia, że jest szczęśliwa, podczas gdy jej brak miał na nią zgubny wpływ.

– Byłaś moją pierwszą i ostatnią myślą, droga Sigyn.

***

– Co będzie z nami?

– Nie rozumiem, co masz na myśli, Theoricu.

Mężczyzna mocniej obejmuje ją ramieniem i całuje we włosy.

– Mam na myśli jego. Lokiego.

Sigyn zagryza wargi, szukając w głowie odpowiednich słów.

– Jestem twoją żoną. Przysięgałam być z tobą na dobre i na złe, dopóki śmierć nas nie rozłączy. I nikt tego nie zmieni.

Theoric uśmiecha się szerzej, przyglądając jej się swoimi budzącymi zaufanie, pełnymi troski oczami. Po ciele złotowłosej przebiega przyjemny dreszcz.

Parę sekund później ich usta łączą się w pocałunku.

***

Pierwsze promienie słońca nieśmiało wpadają do komnaty Sigyn, delikatnie oświetlając jej twarz pogrążoną we śnie. Dziewczyna nagle zaczyna się niespokojnie wiercić, z dziwnym poczuciem, że ktoś ją obserwuje. Gdy otwiera oczy, uczucie to nadal nie znika. Podąża zaspanym wzrokiem po sypialni i ze świstem wypuszcza powietrze z płuc, gdy jej spojrzenie napotyka Lokiego siedzącego na brzegu jej łóżka, z zawadiackim uśmiechem na twarzy.

– Ale... jak? – pyta nieco zachrypniętym głosem. Jej źrenice się rozszerzają.

– Iluzja – odpowiada miękko. I rzeczywiście, jasnowłosa dostrzega nieprawdziwość obrazu boga psot i chaosu. Ten siedzący przed nią przypomina trochę tego Lokiego sprzed roku, którym ten znajdujący się w celi, jeśli chodzi o wygląd – a może też i charakter – nie jest.

– Dlaczego?

– Chciałem cię zobaczyć.

Sigyn ze śmiechem potrząsa głową, a następnie przysuwa się bliżej. Jego obecność sprawia, że ona sama czuje się lepiej, czuje się szczęśliwa.

– Wiesz, że powinieneś odpoczywać – mówi wreszcie.

Bóg psot macha lekceważąco ręką i opiera się o drewnianą ramę łóżka.

– I tak zaraz będę musiał zniknąć. – Krzywi się. – Theoric.

– Theoric jest z Fandralem i Hogunem w Vanaheimie – wyjaśnia prędko ona, bawiąc się obrączką spoczywającą na jej dłoni. Po chwili mamrocze. – Loki?

– Tak?

– Opowiesz mi o wydarzeniach z Midgardu?

Bóg psot i chaosu czuje, jak jego ciało drętwieje, a oddech zamiera w piersi. Nigdy nie sądził, że Sigyn będzie chciała wiedzieć cokolwiek na temat wydarzeń z Nowego Jorku, a tym bardziej nigdy nie sądził, że to jemu przypadnie rola opowiedzenia jej o swoich czynach. O tym, co zrobił, by podporządkować sobie Ziemię.

– Jeśli nie chcesz, zrozumiem.

Loki wzdycha i przenosi na nią swoje wyblakłe spojrzenie.

– Chcę – mówi pewnie. – Uważam, iż jesteś jedyną osobą, która powinna usłyszeć całą prawdę. Powinnaś wiedzieć, dlaczego to zrobiłem.

– To zabawne, słuchać o prawdzie z ust boga kłamstw. – Śmieje się cicho Sigyn, śmiechem pełnym goryczy.

– Jesteś tego świadoma, że wobec ciebie nigdy nie odważyłbym się na kłamstwo, prawda?

– Wiem, Loki. Wiem – odpowiada, wyciągając w jego stronę dłoń, ponieważ pragnie przesunąć jej wierzchem po jego bladym policzku, jednak w porę uświadamia sobie, że koło niej siedzi tylko iluzja, a nie prawdziwy bóg chaosu.

Ciemnowłosy odwraca wzrok. Mijają długie minuty wypełnione absolutem ciszy, przerywane tylko przez jej nieregularny oddech. Dziewczyna trwa w pełnym napięcia oczekiwaniu na opowieść dotyczącą inwazji na Midgard. Nawet nie wie, dlaczego o to zapytała, ale w obecnej chwili, patrząc na zmieszanie, zdenerwowanie – i, o zgrozo, cień radości – malujące się na jego twarzy, zaczyna żałować, że wypowiedziała to pytanie na głos. Mogło zostać w jej głowie, a on sam może kiedyś z własnej woli opowiedziałby jej o wydarzeniach z Ziemi.

Pół-uśmiech wkrada się na blade i wąskie wargi Lokiego, a jego bladozielone spojrzenie spotyka się z tym jasnobrązowym, należącym do niej. Pragnie przerwać tę cholerną ciszą, jednakże nie do końca wie, jak to zrobić. Jakich słów użyć, aby opowiedzieć jej o czymś, co tak naprawdę nie wzbudza w nim żadnych wyrzutów sumienia – ba, z czego jest nawet w pewnym stopniu dumny! – podczas gdy dla niej będzie to mrożąca krew w żyłach historia.

Ostatecznie jednak bierze głęboki oddech i zaczyna mówić.

O cierpieniu, o śmierci, o wojnie i chaosie. Dokładnie o tym, za kogo mają go Midgardczycy, ale i większa część Asgardczyków. I z czym utożsamia się on sam.

***

Nie jest jej łatwo słuchać o krzywdach, które wyrządził Loki, ale zaciska usta i nie mówi nic. Głównie dlatego, że nie potrafi znaleźć słów, które opisałyby to, co czuje; tę dziwną mieszankę przerażenia, złości, żalu, ale i pewnego rodzaju zrozumienia.

Lokiemu wystarczy jednak krótkie spojrzenie jasnozielonych oczu, aby odszyfrować wszystkie te uczucia.

***

– Wszechojciec wpadł we wściekłość, kiedy dowiedział się, że potajemnie odwiedzasz Lokiego – oznajmia chłodno Fandral. – Wzywa cię do siebie na rozmowę, Sigyn.

***

Córka Frei nie wspomina ani słowem o tym, że to Gromowładny pomógł jej dostać się do celi. Nie chce wpędzić go w żadne kłopoty. Thor i tak ma ich dostatecznie dużo na głowie. Z pokorą przyjmuje surowe pouczenie i ze ściśniętym gardłem słucha wyroku, który wprowadza całkowity zakaz widzenia się z Lokim. Tylko dlatego, iż była przez całe życie wierna koronie i Asgardowi, omija ją kara więzienia.

Gdy jednak Sigyn opuszcza królewską komnatę, uświadamia sobie, że zbyt długo jej serce nie da sobie rady z owym rozkazem. I finalnie znów trafi do jego celi, byleby tylko usłyszeć jego głos, zobaczyć jego uśmiech i poczuć jego dotyk.

***

Z czasem zło i cierpienie, którym przesiąkła zbłąkana dusza Lokiego, nie pozwalają mu już na normalne funkcjonowanie. Jakby wszystko, co zdarzyło się od czasu Bifrostu, stanowiło pewnego rodzaju truciznę, dla której nie ma antidotum. A może jest, choć on sam nie chce tego dostrzec? I dlatego chęć czynienia zła wszystkim tym, którzy go skrzywdzili, wygrywa? Nawet jeśli kocha Sigyn – choć w ostatnim czasie zaczyna poważnie kwestionować swoje uczucia wobec niej – jest świadomy, iż nie jest już tym samym człowiekiem, który opuścił Asgard ponad rok temu.

Dopiero teraz, po owych tragicznych wydarzeniach, obudził się w nim prawdziwy kłamca, manipulant i intrygant. Chęć zemsty, udowodnienia swojej wyższości i pozbawienie Odyna tronu, zaślepiają go bardziej, niż uczucia do jego złotowłosej Sigyn kiedykolwiek by mogły.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro