Rozdział 74
- NIE! CAMERON, NIE! NIE, NIE, NIE! - wrzasnąłem, klękając obok nastolatka. Z piwnych oczu Rosier'a płynęły łzy, które mieszały się z krwią. Patrzyłem na to jak zahipnotyzowany, wiedząc, że nikt ani nic nie jest w stanie go uratować. Pochyliłem się nad śmierciożercą, obejmując go ciasno, chcąc mieć konającego chłopaka jak najbliżej siebie. Chciałem poczuć jego ciepło. Krukon zamrugał, patrząc na mnie ze strachem.
- A - Alex, j - ja nie chcę umrzeć... - wyrzucił Cameron, krztusząc się krwią. Poczułem jak gorące łzy spływają po moich policzkach, ale nie chciałem ich powstrzymać.
- Wiem, Rossi.
- Chcę być z tobą, a nie... Po prostu umrzeć tutaj, nie mogę, ja... kocham cię, Alex. - szepnął nastolatek, ostatnimi resztkami sił dotykając mojego policzka. Jego palce były lodowate, ale chwyciłem jego dłoń w swoją, pragnąc mieć go jeszcze bliżej.
- Ja ciebie też. - odparłem cicho, chcąc żeby nastolatek o tym wiedział. Nie byłem w stanie powiedzieć cokolwiek więcej. Pochyliłem się, delikatnie całując chłodne już usta Rosier'a.
Kiedy się odsunąłem, oczy krukona były puste, wyglądały jak szklane kule, które nie mają duszy. Cameron Rosier był martwy. Zimny jak kamień. Nie uśmiechał się, ani nic nie mówił, nawet z wyglądu nie był taki sam. Jego skóra powoli sztywniała, twarz nie wyrażała niczego.
Kiedy wszystko to do mnie dotarło poczułem, że moje serce pęka. Tak samo jak filiżanka, której odłamki wpadły pod szafkę i nawet jeżeli ktoś ją sklei to nigdy nie będzie taka sama. Zawsze będzie w niej czegoś brakowało.
Jednak po tym nie czułem już nic. Wiedziałem, że z nienawiści, którą bardzo pieczołowicie pielęgnowałem przez lata, mogę zrobić coś naprawdę strasznego. Cała sztuczka polegała na tym, że w tym stanie nie zrobi to na mnie żadnego wrażenia.
Uniosłem wzrok na Voldemorta, a widok jego uśmiechu wywołał u mnie uczucie strasznej furii. Jednak dałem radę się powstrzymać. Wiedziałem, że jego nie jestem w stanie zabić. Ale tylko jego.
Skupiłem moją moc napędzaną chęcią zemsty, wysilając wszystkie zmysły.
- Nagini, pokaż się. - powiedziałem szeptem, na tyle głośnym, żeby usłyszał to Riddle. Mężczyzna wytrzeszczył się, kierując w moją stronę różdżkę.
- Nie próbuj, gówniarzu. I tak jesteś już martwy. - syknął czarownik, mrużąc oczy z wściekłości. Zacząłem siłować się z Voldemortem, przywołując węża. Moja moc w tym momencie była tak obszerna i niespożyta, że Nagini, wyglądając na zahipnotyzowaną przypełzła przede mnie. Riddle patrząc na to w kompletnym szoku opuścił różdżkę, co było po prostu głupie. Gdyby faktycznie był takim strasznym Czarnym Panem, to by mnie zabił od razu.
Spojrzałem w oczy Nagini, wyciągając z mojego wnętrza wszystkie podłe uczucia, wszystkie obawy, całą wściekłość i nienawiść skierowaną do jej Pana. Pomyślałem o tym jak Voldemort zniszczył Camerona, jedyną osobę, którą kochałem bardziej od siebie.
Zamordował mojego chłopaka żeby się na mnie zemścić, więc teraz ja rozwalę na strzępy tego pieprzonego, jadowitego węża, który chciał zabić mi ojca! Węża, który służy temu popaprańcowi chociaż nie musi! Jak ja go nienawidzę!
- PO PROSTU NIENAWIDZĘ! - wrzasnąłem, wyciągając rękę w stronę zwierzęcia i posyłając całą moją moc ku uśmiercenia gada. Magia zaryczała, formując się w granatowy wir, który objął węża. Nagini syknęła wściekle wijąc się w bólu, wyginając ciało ku swojemu Panu, który wyciągnął różdżkę chcąc powstrzymać moją moc. Co za naiwniak, Merlinie.
Machnąłem dłonią, rozrywając węża na kawałki. Doskonale widziałem ścięgna i mięśnie potwora, które z okropnym chrupnięciem oderwały się od skóry. Czarodzieje, którzy znajdowali się w pobliżu wrzasnęli, czując na twarzach i włosach krew węża. Dokoła zaśmierdziało mięsem i padliną.
Westchnąłem, czując ulgę pozbywając się takiego nakładu energii. Dalej byłem strasznie wściekły, ale przynajmniej mogłem myśleć racjonalnie. Właśnie wtedy zobaczyłem, że Riddle z obłędem w oczach odwrócił się w moją stronę. I miał w ręku różdżkę.
- Avada...
- Alex! - wrzasnął Draco, rzucając się w moją stronę. Czarodziej przewrócił mnie na ziemię, omijając śmiertelne zaklęcie dosłownie o milimetr.
- Draco, ty kretynie! - pisnąłem, leżąc pod dyszącym ślizgonem. - Jesteś strasznym idiotą! Wiesz jak blisko...
Chłopak położył dłoń na moich ustach, śmiejąc się. Wyglądał równie źle co ja.
- Przestań mówić, Snape. Wkurza mnie twoje biadolenie. - powiedział nastolatek, pomagając mi wstać. Kiedy oparłem się na ramieniu nastolatka, zobaczyłem walczącego z Voldemortem Harry'ego. Dokoła nas znowu trwał chaos.
Wiedziałem, że jedyne o czym marzę to tylko to żeby nikt już nie umarł. Właśnie wtedy zobaczyłem jak Bellaszmatix walczy z bladą jak prześcieradło Ginny. Rzuciłem ostatnie spojrzenie na ciało Camerona, zaklęciem zabierając je z pola walki. Musiałem zająć się żywymi i odpłacić Voldemortowi za wszystko co zrobił.
Podszedłem wolno do Lestrange, wiedząc, że to ja załatwię to szmacisko. Kobieta z okropnym uśmiechem walczyła coraz szybciej i szybciej.
- Won od mojej córki, suko! - krzyknęła nagle Molly, wchodząc na miejsce Ginny. Czarownica machnęła różdżką, rzucając nieznane mi zaklęcie. Black krzyknęła, nadymając się jak bąbka Bożonarodzeniowa i nagle zniknęła. No nie, to ja miałem ją załatwić!
- Świetny cel, pani Weasley. - mruknąłem zawiedzony. Nagle poczułem na ramieniu zaklęcie tnące. Odwróciłem się błyskawicznie, widząc zmierzającego ku mnie Nott'a. Westchnąłem, wiedząc, że ta rozmowa będzie bardzo nieprzyjemna.
- Snape, ty obrzydliwy zdrajco! - krzyknął nastolatek, machając nad głową różdżką. Obróciłem się na pięcie, chowając się za pomnikiem Merlina. Siła zaklęcia urwała mężczyźnie głowę, która roztrzaskała się pod moimi stopami. Wypuściłem głośno powietrze, nie wiedząc co właściwie mam zrobić. W gruncie rzeczy wiem, że chłopak był omamiony przez Czarnego Pana, możliwe nawet, że miał na sobie Imperiusa. Nie chcę go skrzywdzić, ale co innego mogę zrobić?
Kiedy nastolatek wciąż mnie nie dopadł, wychyliłem się z kryjówki, widząc, że tym razem Teodor obrał sobie za cel kogoś innego. Chciał trzasnąć zaklęciem Longbottoma, który właśnie siłował się z Yaxleyem. Wyciągnąłem różdżkę, mając zamiar zaklęciem odsunąć chłopaka od Nevilla, gdy nagle potknąłem się o czyjeś ciało.
Spojrzałem w dół, widząc Tonks i Lupina, leżących obok siebie. Byli martwi. Ten widok przeraził mnie na tyle, że zaklęcie skierowane w stronę Nott'a miało kilka razy większą siłę niż chciałem. Chłopak gwałtownie uderzył w mur zamku, dosłownie roztrzaskując się na ścianie. Widząc to, już miałem pobiec sprawdzić czy w ogóle żyje, kiedy poczułem piekielny ból w Znaku.
Wrzasnąłem, upadając na kolana. Zauważyłem, że to samo spotyka resztę naznaczonych czarodziei. Poczułem, że z nosa leci mi krew i w ostatnich chwilach przytomności, zobaczyłem jak Czarny Pan rozsypuje się na milion odłamków, niczym domek z kart. Po prostu przestał istnieć. Voldemort nie żyje.
-----
- Alex? Słyszysz mnie?
Otworzyłem oczy, czując na czole chłodną dłoń. Zamrugałem, nie mogąc znieść tyle światła. Leżałem na czymś twardym i wszystko mnie bolało. Spojrzałem na Hermionę, chcąc coś powiedzieć, jednak z mojego gardła wydobył się jakiś skrzypiący odgłos a nie słowa.
Zakaszlałem, podpierając się na łokciach. Po chwili poczułem na ustach szklankę, którą chwyciłem w obie dłonie, wypijając zbawienną wodę.
- Merlinie, on jest chyba ze stali, przysięgam. Większość śmierciożerców jest dalej nieprzytomna. - powiedział Ron, pochylając się nade mną. Uniosłem brwi, nie rozumiejąc o co chodzi.
- Co? - zapytałem głosem rozjechanej żaby. Hermiona westchnęła, kładąc na moje czoło zimny ręcznik. Rozejrzałem się dokoła, widząc, że dalej jesteśmy w Hogwarcie. Wszędzie leżeli ranni i zabici. Widok był naprawdę straszny. Nagle usłyszałem czyjś histeryczny płacz. Odwróciłem się w stronę głosu, widząc jakiegoś szmalcownika, który najwyraźniej został naznaczony. Mężczyzna wrzeszczał, wyrywając się z rąk kilku aurorów.
- Nie! Zostawcie mnie! Byłem pod wpływem Imperiusa, nic nie rozumiecie! Jestem niewinny!
Wytrzeszczyłem się, uświadamiając sobie pewne fakty. Aurorzy zgarniali wszystkich śmierciożerców.
- Gdzie jest Draco? - zapytałem, widząc idącego w naszą stronę Harry'ego.
- Aurorzy go zabrali na samym początku. - mruknęła gryfonka, nie patrząc w moją stronę. Chwila, że co? Już go zgarnęli? Czy mój ojciec o tym wie? Co z resztą?
- Alex, jak się czujesz? - zapytał Potter, siadając obok mnie. Zamrugałem, nie odpowiadając. Robiłem w gacie jak nienormalny na myśl o aurorach. Nie oszukujmy się, wszyscy wiedzieli, że miałem stopień pieprzonego oficera. To niesprawiedliwe! Cała reszta tych gnoji leży wygodnie w trumnach, a ja się będę musiał tłumaczyć z tego całego gówna! Och przepraszam, przestałem liczyć należne mi lata w Azkabanie jakiś rok temu. Wtedy wyszło mi ich z pięćdziesiąt.
- Harry, powiedz mi jaka jest sytuacja. - odparłem cicho, pochylając się w stronę chłopaka. Nastolatek skrzywił się, patrząc na otaczający go burdel.
- Nie trafisz do Azkabanu, Alex. Draco też raczej nie. Snape był szpiegiem. Co do reszty...
Cameron na pewno by poszedł do paki. Bardzo starałem się nie myśleć o krukonie, jednak widząc dokoła tyle ciał, nie mogłem się skupić na czymkolwiek innym. Nie mogę! Nie mogę wracać do tamtego momentu, bo zwariuję!
Odetchnąłem głęboko, starając się oklumować. Opanowałem drżące dłonie, chcąc przypomnieć sobie o czym właściwie myślałem.
Aresztowanie. Co z Blaisem? On nie był naznaczony. Flint? Montgomery? Połowa ślizgonów to śmierciożercy.
- Zaraz, co z Nott'em? - zapytałem piskliwym głosem, mając przed oczami to jak nim machnąłem. Merlinie... Jestem nienormalny.
- Trochę się poobijał, ale w gruncie rzeczy żyje, więc... Pójdzie siedzieć, to jest pewne.
Poczułem jak przechodzą mnie ciarki na samą myśl. Raz byłem w Azkabanie i naprawdę, tyle na jedno życie zdecydowanie mi wystarczy.
- Ja... Czuję się już dość dobrze. Mógłbym przenieść się świstoklikiem do mojego ojca bez żadnych komplikacji?
- Tak, pewnie. Odprowadzę cię. - powiedział Harry, pomagając mi wstać. Przeszliśmy dosłownie dwadzieścia metrów, kiedy jeden z aurorów chwycił mnie brutalnie za moje rozcięte ramię.
- Gdzie się wybierasz, co Snape? - zapytał mężczyzna z podłym uśmiechem. Widocznie nie zauważył idącego kawałek za mną Harry'ego, który wyłonił się nagle niczym anioł zemsty.
- Gdzieś, gdzie nie śmierdzi całym stadem walniętych aurorów. Łapy przy sobie. - warknąłem, wyrywając się z uścisku zdziwionego mężczyzny.
- Jakiś problem? - zapytał Potter, stając przede mną.
- Nie. - warknął mężczyzna, odchodząc od nas bez słowa. Dopiero teraz zorientowałem się jak długo wstrzymywałem powietrze.
- Niektórzy z nich to skończeni palanci. - powiedział gryfon, popychając mnie w stronę wyjścia. Skinąłem głową, chcąc jak najszybciej się stąd zabrać. Mijałem ciała ludzi których znałem, coraz bardziej żałując, że nie zginąłem. Kiedy byliśmy już na zewnątrz odwróciłem się do brata.
- Właściwie to nawet nie pogratulowałem ci, więc... Moje gratulacje. - powiedziałem niezgrabnie, uśmiechając się głupio. No Harry, super że zabiłeś mojego Pana, teraz wszyscy pójdą siedzieć. Tak, to brzmiało bardzo wiarygodnie.
Przekręciłem muszelkę w bransoletce Wilson, czując się wciąganym w przestrzeń. Po chwili pojawiłem się przed mugolskim domem na jakiejś wsi. Zdenerwowałem się, bo myślałem, że czarownica ma jakąś kryjówkę w miejscu, gdzie nikt nie zauważy aportacji, czy innych tego typu sztuczek. Wiedziałem, że nie mam czasu na rozmyślanie na ten temat, więc po prostu wszedłem na podwórko przed małym domem, w pobliżu którego rosło mnóstwo jabłoni.
Dokoła trwała taka cisza, że czułem się ogłuszony. Szybko jednak to uczucie zniknęło, kiedy wszedłem do białego domku. W środku zobaczyłem mojego ojca siedzącego przy stole z Wilson. Czarodzieje właśnie rozmawiali na temat jakiegoś zaklęcia, oglądając zapisane strony z różnymi notatkami. Wyglądali razem tak dobrze, że aż stanąłem w drzwiach, opierając się o framugę i bez słowa obserwałem ich. Nie trwało to długo, bo Snape szybko mnie zauważył. Wstał, podchodząc do mnie i od razu mocno przytulił.
- Wiem co się stało, Alex. Usiądź, potrzebujesz jakichś eliksirów? - zapytał czarodziej, siadając ze mną na zielonej kanapie. Wilson podała mi kubek z zaparzonymi ziołami, patrząc na mnie łagodnie. Wypiłem je szybko, czując się już trochę bardziej spokojny.
Czy istnieją jakieś słowa, które powinny w tym momencie paść? Czy rozmowa przyniosłaby mi ulgę? Nie. Jedyne czego teraz potrzebowałem to cisza, bo dopiero docierało do mnie to co się stało.
- Ja... Nie chcę o tym gadać. Po prostu chciałem się upewnić, że nic ci nie jest. - powiedziałem, patrząc z uporem w kubek. Mężczyzna skinął głową, przeczesując dłonią moje włosy. Westchnąłem, opierając się o klatkę piersiową mężczyzny, czując jak nachodzi mnie straszne zmęczenie. Merlinie, dopiero co się obudziłem. Zamknąłem oczy, po chwili zasypiając.
####
Został nam jeszcze jeden rozdział, a ja dalej nie wiem jaki tytuł dać drugiej części, o matko i córko, co teraz?
Tzn mam okładkę z pierwszej części z tytułem, który proponowałam, wygląda też oczywiście inaczej niż ta z pierwszej. Nie wiem czy mnie rozumiecie.
Ale ten tytuł nijak ma się do treści, oczywiście ja nie potrafię ich wymyślać, kurwaaa xd
DLATEGO MAM PROŚBĘ
Czy jeżeli w końcu do mojego pustego łba wpadnie pomysł na tytuł, to czy ktoś z was mógłby się podjąć stworzenia okładki bo ja nie umiem w grafikę?
Buzi buzi koty 😚😁
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro