Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 7

- Profesorze, dlaczego musiał pan przestać uczyć w Hogwarcie? Przecież jest pan naprawdę świetny!

Czarodziejowi nagle zrzedła mina, jakby ktoś oblał go kubłem lodowatej wody. Czy znowu coś palnąłem? No ładnie, Alex.

- Skąd o tym wiesz? - zapytał mężczyzna, przyglądając mi się podejrzliwie. - Twój ojciec uczył cię legilimencji?

Teraz ja przybrałem znudzoną minę. Snape unikał mnie jak ognia. I z wzajemnością. Podczas śniadania dostałem sowę od dyrektora z informacją, że będę musiał się stawić w jego gabinecie, właśnie w tej sprawie. Za niecałą godzinę. Jak o tym myślałem to czułem, że mój żołądek podchodzi mi do gardła.

- Nie. Czymkolwiek to jest.

Profesor Lupin spojrzał na mnie ze współczuciem. O rany, weź człowieku mnie nie dołuj jeszcze bardziej. Naprawdę jest dobrze tak jak jest!

- Wciąż się ignorujecie?

- Tak. - warknąłem, troszkę zirytowany. Lubiłem czarodzieja, ale według mnie był dla mnie miły tylko dlatego, że przyjaźnił się z moją matką. No i był zdecydowanie zbyt opiekuńczy. Proszę, nie mam pięciu lat! Jak będę chciał, to z nim porozmawiam.

Szczerze mówiąc, pasowałoby mi bardzo gdyby ktoś wyczyścił mi pamięć. Jednak na Snapie na pewno trudno jest użyć takiego zaklęcia. To nie tak, że chciał zapomnieć i mieć mnie z głowy. Akurat tak się składa, że nie jestem głupi i widziałem, że czarodziej jest bardziej zły na Lily, a nie na mnie. Może i cóż, trochę mi ulżyło co było dość absurdalne.
Dziesiąty raz w ciągu ośmiu minut spojrzałem na zegar.

- Chyba będę musiał już lecieć, panie Lupin. Muszę iść do dyrektora, a pani Poppy chciała jeszcze szybko mnie przebadać.

Mężczyzna skinął głową, odprowadzając mnie do drzwi. Wolałbym tutaj zostać i wkuwać obronę, naprawdę. Poza tym, jak na razie to był najciekawszy przedmiot z wszystkich z którymi miałem dotychczas do czynienia. Można się pojedynkować i siać chaos, czadowo!

- Skoro chcesz. Jak tak dalej pójdzie, to będziesz równie częstym bywalcem skrzydła szpitalnego, co twój brat.

Przewróciłem oczami, odwracając się na pięcie. Twój brat też by to powiedział. Masz takie same oczy jak Harry! Harry to, Harry tamto. Ludzie święci, jak tak dalej pójdzie to zacznę się przestawiać jako Harry Potter.

Idąc korytarzem czułem się strasznie mały. Przestrzeń w zamku była ogromna. To będzie ciekawe zobaczyć tak wielu czarodziei w jednym miejscu. No i mojego brata.

- Usiądź kochanie i weź ten eliksir, bardzo proszę. - powiedziała czarownica, podając mi małą fiolkę z granatowym płynem. Wypiłem to szybko, czując smak tygodniowych skarpetek.

- Obrzydlistwo. Czy Snape zaopatrza nas w eliksiry?

- Tak. - odparła kobieta, przyglądając mi się z oczekiwaniem na jakąś dogryzkę. Jedyna, która potrafi mnie docenić.

- No to faktycznie musi być fenomenalny w swoim fachu.

- Tak to prawda. Czegoś potrzebujesz, Severusie?

Drgnąłem, słysząc pytanie. Nawet nie zauważyłem kiedy mężczyzna wszedł. Wyczucie to moja tajemnicza moc, która jeszcze nigdy nie raczyła się ujawnić.

- Przyniosłem szkiele - wzro. Blake, dyrektor już na nas czeka. - odpowiedział Snape, stając centralnie przede mną. Mrugnąłem. Z tego wszystkiego wychodzi na to, że nie nazywam się Blake, aleeee... zostawmy na razie ten fakt w spokoju.

- Eee... no dobra, to ja idę. - powiedziałem, szybko wychodząc. Mimo moich najlepszych intencji, nauczyciel szedł zaraz za mną. Stwierdziłem, że nawet jeżeli nie chce ze mną gadać, to ja mogę go o coś zapytać.

- Proszę pana, dlaczego profesor Lupin musiał przestać uczyć obrony? Przez ten tydzień naprawdę wiele mi dał i...

- To dzięki mojemu eliksirowi. - mruknął mężczyzna, przyspieszając.

- No, a czemu go wywalili?

Snape chyba wściekł się słysząc to pytanie. Zatrzymał się, patrząc mi prosto w oczy. Ojejku, co on myśli, że ucieknę z krzykiem jak tak będzie parodiował nietoperza?

- No nie wiem. Może dlatego, że jest cholernym wilkołakiem?

Czarodziej wyminął mnie, powiewając szatami. Dziwny jest. Nie chciałem sę zgubić w tym zamczysku, więc szybko go dogoniłem.

- Ale myślałem, że w wasz... yyy... naszym świecie, bycie wilkołakiem jest całkiem na topie. A w ogóle to profesor Lupin ani trochę nie wygląda na wilkołaka! - dodałem, już wręcz obużony. No hej, przecież wilkołaki mają owłosione klaty i seksowne, ciemne, kręcone włosy. A poza tym, nigdy nie pomyślałbym, że ktoś tak łagodny mógłby przemienić się w krwiożerczą bestię.

Snape spojrzał na mnie kpiąco.

- Wilkołaki nie są w żaden sposób na topie. A czy ja wyglądam na kogoś, kto lubi wstrętne bachory, a tym bardziej je uczyć?

- Zdecydowanie nie. - odparłem, całkiem szczerze. Się pyta, to mu odpowiadam!

- No właśnie. A jakoś jestem nauczycielem. - rzucił Snape, prawie wypluwając ostatnie słowo. Postanowiłem już się nie odzywać.

- Krówki. - powiedział Mistrz Eliksirów, doprawdy grobowym tonem.

- Ale krowy macie normalne, co nie? Możecie je doić?

Snape stanął, wział głęboki wdech i poszedł dalej. O kurka, wciąż nie jestem zamarynowanym składnikiem eliksiru! Wszedłem do gabinetu, zastanawiając się czy dyrektor ma zamiar nas ochrzanić z powodu naszej ignorancji względem siebie. Dobrze było, jak było.

- Proszę pana, czy jutro hasłem będą chrząszcze w czekoladzie? - zapytałem, jak tylko przekroczyłem próg gabinetu Dumbledora.

- Hmm... umiesz mnie zainspirować, chłopcze. - odparł mężczyzna, gładząc brodę.

- Przejdźmy do meritum, dyrektorze. - powiedział Snape, siadając sztywno na krześle, jakby połknął kołek. Usiadłem obok nauczyciela. Nie, nie jestem masochistą.

- No dobrze, moi drodzy. - odparł dyrektor, będąc już całkiem poważny. - Słyszałem, że zaistniał pewien problem. Rozumiem, że ta cała sytuacja jest dla was bardzo trudna i na pewno nikt z was nie spodziewał się, że w ogóle zaistnieje. Jest to również niebezpieczne. - dodał czarodziej, patrząc na Snape'a. Ocho, ciekawe o co tym razem chodzi. Pewnie nie dowiem się zbyt szybko.

- Stało się. Nie ma sensu kontynuować waszej niechęci względem siebie. Proszę żebyście chociaż spróbowali się poznać. Czy istnieją jakieś racjonalne powody, dla których nie powinniście tego zrobić?

Zerknąłem na Snape'a. Gbur, nauczyciel czy odludek nie może być gorzej. Przecież mógł być seryjnym mordercą.

- No dobrze, nie powinienem zostawiać cię z tym samego. To było z mojej strony nieodpowiedzialne.

Wzruszyłem ramionami. Nie czułem się jak rozemocjonowany chłopiec, potrzebujący uwagi tatusia, naprawdę. Nikt nic nie powiedział, więc czułem, że to ja muszę tutaj zabłysnąć.

- Liczy się to, że już nie będziemy się unikać i pewnie będzie w porzo. W porządku, to znaczy. - dodałem, widząc osłabioną minę Snape'a. Kurde, człowieku, patrząc na ciebie można dostać głębokiej depresji.

- No dobrze. W takim razie proponuję, żebyśmy przenieśli twój pokój do lochów.

- Eee...

- Że co?!

- A teraz bardzo bym was prosił, żebyście porozmawiali ze sobą jak cywilizowani ludzie. Tak, nie można tego odkładać.

Z upływem czasu, Mistrz Eliksirów jednak coraz bardziej przypominał mi seryjnego mordercę. To wcale nie oznaczało, że nagle zacząłem czuć wobec niego coś oprócz niesmaku.

Przenieśliśmy się do komnat Snape'a przez kominek dyrektora.
W środku były solidne, brązowe meble, kominek i drzwi, które prowadziły gdzieś. Mężczyzna wskazał mi fotel przed kominkiem, na którym usiadłem naprzeciwko niego. Snape zamówił herbatę. Cisza przedłużała się, a ja miałem wrażenie, że oddycham coraz szybciej.

- Chciałbym, żebyś opowiedział mi coś o sobie. Tak naprawdę niczego o sobie nie wiemy, a to jest ważne w naszej relacji.

Przełknąłem ślinę. Hoho, no to może się facet ze zdziwienia trochę zachybotać. Dobrze, że chociaż siedzi.

- Eeee... okej. A więc... urodziłem się siedemnastego lutego 1979 roku. Jak miałem trzynaście lat zwiałem z domu i zamieszkałem u mojego przyjaciela. Potem, eee... wsadzili mnie na krótki okres do poprawczaka, a następnie wysłali do Brown. Gram na gitarze. Lubię rock'a i dobry alko... chińskie żarcie znaczy się. No i to chyba tyle. - powiedziałem beztroskim głosem, który chwilami niebezpiecznie mi zadrżał. Mężczyzna wciąż patrzył na mnie tym samym obojętnym wzrokiem. Uff... Byłem przygotowany na to, że zacznie lamentować jak mógł wpuścić do mieszkania taką patologię.

- Pewnie Minerwa już cię poinformowała o tym, kim jest twój brat? - zapytał nauczyciel, krzywiąc się przy ostatnim słowie. Faktycznie, nie mogli się lubić. Skinąłem głową.

- Nie przepadamy za sobą. Potter nie posiada żadnych pokładów mózgu.

- Nie znam go. - odparłem. Szkoda, że się tak sprawy mają ale cóż, może Potter tak naprawdę jest niezłym dupkiem i McGonagall lubi go tylko dlatego, że jest Wybrańcem? Wszystko wyjdzie w praniu. Nagle przypomniałem sobie słowa Lupina.

- Proszę pana, co to legilimencja?

Mężczyzna błyskawicznie na mnie spojrzał. Czy powiedziałem coś nie tak? No? Mielę tym jęzorem na prawo i lewo, ale serio, wolałbym się dowiedzieć z czym mogę mieć do czynienia w czarodziejskim świecie.

- Gdzie o tym usłyszałeś?

- Zapytałem profesora Lupina dlaczego musiał zrezygnować z pracy jako nauczyciel. A on wtedy zadał mi pytanie na temat tego, skąd o tym wiem. I czy uczył mnie pan tej całej legilimencji.

Mężczyzna mierzył mnie dziwnym spojrzeniem, pijąc herbatę. Rany, niech przestanie się tak gapić. Jestem pewien że ma jakiś zespół suchego oka, albo coś.

- Legilimencja jest magią umysłu. To bardzo skomplikowana magia. Sądzę, że nie zrozumiesz nic z tego co teraz powiem. Dzięki niej możesz wnikać w obcy umysł i penetrować wybrane wspomnienia. Ale ostrzegam - to jest jak najbardziej czarna magia.

Przełknąłem ślinę, wiedząc, że wyglądam jakbym się dowiedział, że zalegalizowali zielsko.

- Brzmi kozacko.

Widząc skonsternowaną minę Snape'a, zorientowałem się, że powiedziałem to na głos. Spoko, będę udawał, że niczego takiego nie było.

- Eee... to może dałby mi pan korki z eliksirów? To znaczy, nigdy nie uczyłem się ich przyrządzać, ale... muszę zacząć, no nie? Inni nauczyciele pomagają mi od tygodnia, a raczej nie chciałbym mieć zaległości...

Czarodziej przymknął oczy, gładząc nieświadomie uszko od filiżanki z herbatą. Wyglądał jakby knuł coś zdecydowanie parszywego i morderczego.

- Co powiesz na dwie godziny dziennie legilimencji, oraz jedną eliksirów? - zapytał nauczyciel, uśmiechając się bardzo złowrogo. Odwzajemniłem tą minę z satysfakcją.

- Wchodzę w to.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro