Rozdział 60
- Draco, dobrze się czujesz?
- Nie.
Wyciągnąłem Malfoy'a na Spinner's End bo wiedziałem, że dzieląc łazienkę z Voldemortem długo nie pociągnie. Chłopak wyglądał jakby wytarzał się w wapnie. Był trupio blady i cały czas bałem się, że po prostu zemdleje.
Odchrząknąłem chcąc zapytać o jego naznaczenie. Czy wiedział kiedy się odbędzie?
- Draco, czy Czarny Pan zlecił ci jakieś zadanie? - zapytałem szeptem, czując, że denerwuję się bardziej od blondyna. Chłopak spojrzał na mnie umęczonym wzrokiem.
- Błagam, nie rozmawiajmy o tym. Wiesz, że nie mogę prosić o pomoc. Jeżeli będzie chciał cię poinformować to napewno to zrobi.
- W porządku. - powiedziałem cicho, nie chcąc naciskać. Sprawy związane z Voldemortem były bardzo delikatne, a jeżeli nasza Mroczna Królewna nie chciała, żebym się angażował to muszę odpuścić. Akurat nasze stosunki mogłem określić wyłącznie jako "chujowe". Niczego bym u niego nie ugrał, raczej wręcz przeciwnie.
- Czas najwyższy żeby wrócić do Hogwartu. Dzięki za gościnę Alex, mam nadzieję, że Snape nie zamarynuje twoich kończyn gdy zorientuje się, że wyczyściliśmy mu barek.
- Ja też. - mruknąłem, zastanawiając się czy mój tatulek będzie łaskawy aby zafundować mi szybką śmierć. Rany, napruliśmy się Whiskey jak świnie.
------
W Hogwarcie od razu po powrocie usłyszałem jak dwie uczennice z Ravenclawu biegnąc rozmawiają na temat tego, że podobno coś się stało Umbridge. Oczywiście udaliśmy się za nimi, a ja udawałem, że cholera taki jestem ciekawy co się mogło stać.
W gabinecie stał Dumbledore, Snape i McGonagall. Cała trójka wyglądała na hm... dość przerażonych. Tak, Snape też. To znaczy, po prostu zacisnął pięści, nic więcej.
Na różowym dywanie leżały kości naszej ukochanej Wielkiej Inkwizytorki, bielutkie jak śnieg. Uśmiechnąłem się pod nosem, ciesząc się z tak dobrze wykonanej roboty.
- Ale ją załatwili... - szepnąłem z podziwem. Pajączki to jednak dobra firma jest.
- Co? Kto? - zapytał jakiś roztrzęsiony puchon, mając minę jak jedna z greckich masek, które widziałem kiedyś w muzeum.
- No nie wiem, chyba sama się nie ogryzła do kości, co nie? - zapytałem, udając niewiniątko. Wszyscy obecni czarodzieje spojrzeli na mnie ze zgrozą. Snape posłał mi minę, która mówi "masz przesrane", więc postanowiłem dać nogę póki mogłem. Cóż, tak się pięknie złożyło że za mną stał Potter.
- Alex, musimy porozmawiać. Natychmiast. - powiedział gryfon, ciągnąc mnie w stronę Pokoju Życzeń. Bardzo dobrze, zabierz mnie od tego żądnego krwi nietoperza.
Nastolatek zaczął gadać gdy tylko przekroczyliśmy próg pomieszczenia. Wyglądał jakby wypił pięć kaw w odstępie pięciu minut.
- Podczas przerwy świątecznej poszliśmy do Hogsmeade. - powiedział Potter, chodząc w kółko. - Widzieliśmy Draco u Borgina i Burkes'a. - odparł, patrząc na mnie wyczekująco. Oddałem chłopakowi spojrzenie, obawiając się do czego on właściwie zmierza.
- No i? Często tam chodzi.
- Tym razem był tam też Greyback, Lestrange i inni. Malfoy oglądał jakąś szafę, ale chyba do wyboru mebli nie potrzebuje tuzina śmierciożerców, prawda? Co on znowu knuje?
No naprawdę, poczułem się cholernie oburzony. Czy on oczekuje, że będę szpiegował moich znajomych tylko dlatego, że służą Czarnemu Panu?
- Harry! Draco to mój przyjaciel! Nawet gdybym wiedział, to bym ci nie powiedział!
- Malfoy jest śmierciożercą! Co jeżeli musi kogoś zabić?!
- O serio? Ja też i co?! Nie wygaduj głupstw, Czarny Pan nie wpycha swoich ludzi za kratki, bo ma takie widzimisię! - powiedziałem udając oburzonego, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że ślizgon musi kogoś zabić i to nawet nie byle kogo. Ale jak Potter się tego domyślił?
- To oczywiste, że Malfoy zawsze pragnął nim być! Ty nie! Dlaczego chronisz jednego z nich?! Ale w porządku, wybierz swoją stronę! - krzyknął nastolatek, odwracając się w stronę drzwi.
Chwyciłem gryfona za ramię nie mogąc słuchać tych głupstw. Chciałem powiedzieć, że Draco też nie ma wyboru i nazywanie kogoś szlamą a zabijanie, to zupełnie coś innego. Zamiast tego zdołałem powiedzieć jedynie :
- Nie będę wybierał żadnej strony.
- Rozejrzyj się dookoła Alex! Nie możesz być cały czas neutralny, trwa wojna! Jeżeli ja będę musiał zabić Camerona albo on mnie, to co zrobisz?! Po prostu się odwrócisz?!
- N - nie wiem. - powiedziałem czując, że ta rzeczywistość jest coraz bliżej mnie. Będę musiał wybrać. Patrząc jak gryfon opuszcza Pokój Życzeń poczułem się spanikowany. Co ja mam zrobić? Będę musiał wybrać, ale kogo?
------
- To oczywiste, Alexander. Nie zachowuj się jak pierwszoroczna puchonka na mój widok. Dostałeś Znak, więc nie masz wyboru. - powiedział Snape, odmierzając jakiś obrzydliwy składnik. Rzucił mi długie spojrzenie. - Ja też mam Znak, a jednak jestem szpiegiem. To tylko podpis Czarnego Pana, tak naprawdę nic nie znaczy. - mruknął, wstrząsając mieszankę tego świństwa z językiem ropuchy. To jest tak obrzydliwe, że naprawdę zaraz zacznę rzygać. Żeby pogorszyć mój stan, nauczyciel dodał do tego odżywczego shake'a ropę czyrakobulwy.
- Merlinie, to wygląda tragicznie. Co to właściwie jest? - zapytałem, nie mogąc powstrzymać ciekawości. Mistrz Eliksirów uśmiechnął się w ten sam sposób, kiedy wyciąga flaki jaszczurkom.
- To nie istotne. - odparł nauczyciel, podchodząc do mnie. - Do dna Alex.
- C - co? Chyba żartujesz? - pisnąłem, patrząc w szoku jak ta okropna mazia zbliża się w moim kierunku.
- To zniweluje skutki eliksiru, który podał ci Czarny Pan. Lepiej dla ciebie żebyś to wypił.
Poczułem jak żołądek podchodzi mi do gardła. Czy nie mógłbym zażyć tego dożylnie? Eliksir wyglądał jak błoto a śmierdział jak oddech górskiego trolla. Uniosłem fiolkę modląc się do Merlina o opiekę nad moją duszą.
- Żartuję, to dla Longbottoma.
- O Merlinie słodki! Jakim prawem mnie tak wkręciłeś?! Jesteś podły! - krzyknąłem chwytając się za serce.
Mistrz Eliksirów z okropnym uśmiechem zabrał ode mnie to dzieło szatana.
- Doskonale zdaję sobie z tego sprawę. Zobaczenie twojej przerażonej miny było tego warte.
No naprawdę, on jest cholernie straszny! Mam ochotę wręczyć nauczycielowi odznakę Skurwiela Miesiąca.
- Możesz mi wytłumaczyć co takiego zjadło Umbridge?
- Eee... Dlaczego mnie o to pytasz?
Czarodziej uniósł brwi, patrząc na mnie jakbym chciał mu wmówić że jestem jednorożcem. Stara krowa już nikomu nie przeszkadza i tego się trzymajmy! Po co drążyć temat?
- Och Alex, nie jestem zły. Chciałbym pochwalić się Czarnemu Panu jak ją załatwiłeś.
Zamrugałem, nie sądząc, że chwalenie się faktem, iż moje pająki zjadły nauczycielkę obrony przed czarną magią, jest czymś czego pragnąłem całym moim mrocznym serduszkiem. A w ogóle to trudno mi było uwierzyć, że nauczyciel potrafi się cieszyć z tego faktu. Jasne, nie lubił jej ale... Zaraz, zaraz.
- Czekaj, kto teraz zostanie nauczycielem obrony? - zapytałem, czując że chyba wiem gdzie tkwi odpowiedź na moje pytanie.
- No wiesz, właściwie to ja. - odparł Snape, uśmiechając się bardzo przebiegle. A to dobre! Harry specjalnie wypisał się na ten semestr z eliksirów a tutaj, bum niespodzianka!
- No to gratuluję! W końcu ktoś nauczy tych debili co to znaczy obrót nadgarstkiem o dziewięćdziesiąt stopni.
Nauczyciel spojrzał na mnie podejrzliwie, ale nic nie powiedział. No tak, przecież nie wiedział, że razem z Harrym prowadziłem dodatkowe zajęcia obrony. Niech i tak pozostanie.
- Co do tej różowej zdziry... Po prostu wpuściłem krwiożercze pająki, które strawiły babę z uśmiechem na ustach. Właściwie to nie wiem czy pająki mają usta...
- Na Merlina Alex, a to ja myślałem, że jestem dość hmm... skrzywiony. No ale dobrze, Czarny Pan lubi słuchać takich historii.
Spojrzałem na ojca, czując się żałośnie. Jak on mógł przyznać, że jestem skrzywiony? Żyję w świecie magii! Co miałem zrobić? Wrzucić jej przez okno granat?
- Będę w weekend na Spinner's End. Chcesz iść ze mną?
- Okej. Wezmę kilka książek. - powiedziałem, ciesząc się z takiego obrotu sprawy. Tomik od Czarnego Pana może poczekać.
-----
Przenieśliśmy się do naszego domu dosłownie na kilka godzin. Snape czegoś szukał a ja pokręciłem się tu i tam bez żadnego celu. W końcu poszedłem do mojego pokoju chcąc się zdrzemnąć. Ta bloga chwila nie trwała długo. Obudził mnie śmiech pewnej wiedźmy, którą chciałbym spotkać wyłącznie na jej pogrzebie.
- Cyziu, mówiłam ci, że to zły pomysł.
Och, a więc mamy jeszcze w gościnie matkę Draco. Ciekawe co takiego chcą siostry od mojego ojca. Najciszej jak potrafiłem podszedłem do drzwi, chcąc usłyszeć jak najwięcej.
- ...nie dotykaj rzeczy, których nie znasz Bella. Możesz stracić palce.
Kobieta prychnęła stukając swoimi obcasami o drewnianą podłogę. W pewnym momencie odgłos stał się zagłuszony. Pewnie weszła na dywan.
- Nasz drogi Severus jest tylko szpiegiem, który zbyt często chowa się gdy go coś przestraszy. Ten twój irytujący bachor ma przynajmniej charakterek. - powiedziała śmierciożerczyni syczącym głosem. Widać było, że w środku jest wściekła. Czy powinienem zakopać jej pochwałę w moim ciemnym serduszku i porcjować sobie gdy nadejdą morczne czasy? Za kogo ona się ma?
- Bella, proszę. To decyzja Severusa, nie chcę go do niczego zmuszać...
- Cóż za nonsens, siostro! Jest jego ojcem chrzestnym, a nie przypadkowym przybłędą! Gdyby Snape był lojalnym sługą naszego Pana, podjąłby się ochrony Dracona bez wahania.
- Doskonale wiesz, że ochraniam go najlepiej jak potrafię.
Lestrange zaśmiała się chłodno. Miałem ochotę wyjść z pokoju i schować się za rogiem, ale obraz starego Tobiasza zacząłby pewnie drzeć mordę.
- Naprawdę? W takim razie złóż Wieczystą Przysięgę! - krzyknęła ciemnowłosa, bawiąc się świetnie. A to podstępna suka. No ale Snape przecież jest mądry więc...
- W porządku. - odparł nauczyciel ku mojemu przerażeniu. Nacisnąłem klamkę chcąc wyjść i ich wszystkich wyśmiać, ale drzwi okazały się być zablokowane.
- Nie! Nie strugaj ze mnie debila i mnie wypuść! Co jest do cholery?! - krzyknąłem, czując się zdezorientowany. Dlaczego nie mogłem wyjść?
- Brudek! - krzyknąłem, przywołując naszego skrzata. Stworzenie momentalnie pojawiło się przede mną z cichym odgłosem.
- Wytłumacz co to wszystko ma znaczyć do cholery! Dlaczego Snape mnie zamknął?!
- Nie wiem Paniczu, naprawdę. Zrobił to w momencie kiedy przyszły Panie...
Świetnie! W takim razie nie wyjdę stąd, dopóki kobiety nie skończą biznesu z moim ojcem. Snape doskonale wiedział, że będą od niego żądały przysięgi więc chciał ukrócić moje zapędy samobójcze wiedząc, że będę chciał zrobić z Lestrange sajgonki. Taki jesteś cwany?
-...czy przysięgasz chronić Dracona Malfoy'a przed potencjalnym zagrożeniem o którym byś wiedział?
- Przysięgam.
Wertowałem kartki zeszytu Regulusa Black'a wiedząc, że gdzieś tam widziałem zaklęcie które podobno niweluje skutki wszelkich zaklęć blokujących drzwi. No kurwa, gdybym jakiegokolwiek innego dnia otworzył ten przeklęty zeszyt, to zapewne inkantacja byłaby pierwszym co wpadłoby mi w oko!
-...czy jeżeli Draco zawiedzie... dokończysz jego zadanie, zabijając Dumbledore'a?
Zamarłem z zaklęciem na ustach. Co?! Przecież Snape nigdy nie zabije dyrektora Hogwartu! Powiedz "nie"! No dalej!
- Tak.
Usiadłem na podłodze, nie wierząc własnym uszom. No i po herbacie. Byłem wściekły jak nigdy. Jak on mógł! Czy w ogóle przyszły mu do głowy pieprzone konsekwencje? Wszyscy doskonale wiemy, że Draco jest tchórzem. Nie wierzę w to, że da rade zabić samego Dumbledore'a! To niemożliwe. Wtedy Snape zrobi to za niego i dostanie wyrok dożywocia w Azkabanie. Gorzej! Może dostać pieprzony pocałunek! Och, czyż to nie cudowny plan, godny prawdziwego ślizgona?
Po chwili czarownice wyszły. Bella podśpiewując coś pod nosem swoim głosem wariatki, a Narcyza zanosząc się płaczem i dziękując Snapeowi. Żałosne. A Lucek to co? Gnom ogrodowy, że różdżki nie potrafi używać?
Wstałem czując, że moje emocje rozsadzą mnie na części. Zdjąłem blokadę z drzwi, kiedy Snape stanął po drugiej stronie, żeby zrobić to samo.
- Udało ci się je odblokować?
- Nie, wiesz, pogrzebałem w zamku spinką. Jaki ty jesteś czasami...
Mistrz Eliksirów, który podobno do swojego tytułu musi posiadać mózg udawał że nie wie o co mi chodzi.
-...tępy jak but! - wrzasnął Tobiasz na cały dom.
- Po prostu z ust mi to wyjąłeś, dziadziuniu. - wycedziłem przez zęby. Trudno się nie zgodzić z palantem. - Przyznaj, Draco jest ci bliższy niż ja, co?
Nauczyciel spojrzał na mnie zdziwiony nie wiedząc co powiedzieć. Ojej, nie zaprzeczysz? No pewnie że nie.
- Oczywiście, nie jestem zdziwiony. W końcu to twój jedyny chrześniak, znasz go od urodzenia... To po prostu wzruszające.
- Alex, ty chyba nie jesteś zazdrosny? - zapytał mężczyzna z głupim uśmieszkiem na twarzy.
Jak on w ogóle śmie sugerować coś takiego! O Merlinie, jakim cudem jesteśmy spokrewnieni?
- Nie! Po prostu nie pomyślałeś o tym, że jeżeli złamiesz przysięgę to umrzesz? Jeżeli nie złamiesz to skończysz w pudle! Nie możesz być ojcem wtedy, kiedy ci się zachce! Ja tak po prostu nie zniknę bo ty coś spieprzysz! Nie musiałeś tego robić! Dlaczego się zgodziłeś? Żeby się przypodobać Riddle'owi, czy po prostu tak bardzo zależy ci na Draco? Nie odpowiadaj, to śmieszne. - rzuciłem z goryczą, wchodząc do kominka. Pojawiłem się w lochach ale od razu udałem się do dormitorium ślizgonów. Zasłoniłem łóżko kotarami nie odpowiadając na żadne z pytań moich kolegów. Potrzebowałem świętego spokoju.
Po głowie jednak chodziła mi jedna myśl : Jeżeli Snape nie dopełni przysięgi i umrze, ja znowu zostanę sam.
###
No misie, byłam wczoraj na koncercie SWMRS więc humorek mi dopisuje.
A we wtorek idę na Palaye Royale awww!
Dlatego ten jeden raz udam, że interesuje mnie wasze życie i zapytam : jakie są wasze ulubione zespoły?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro