Rozdział 53
Obudziłem się czując koszmarną suchość w ustach. Dawno nie odczułem takiego pragnienia, nawet podczas najgorszych kacyków. Z jękiem oparłem się na łokciach próbując się unieść. Mimo wysiłku, szybko opadłem na poduszki.
Czułem się wyczerpany, jak nigdy. Odwróciłem się w stronę szafki przy łóżku z nadzieją, że znajdę chociaż szklankę wody. Oczywiście nie było jej tam. Bez słowa leżałem nie wiedząc co mam ze sobą zrobić. Nawet nie byłbym w stanie przeciąć sobie żył.
W tym momencie do mojego pokoju wszedł Snape. Z twarzy nic nie potrafiłem wyczytać, chociaż cała jego sylwetka była sztywna i bardzo spięta. Mężczyzna bez słowa podał mi jakiś kwaśny eliksir, dzięki któremu poczułem jak momentalnie wracają moje siły. Odetchnąłem z ulgą ciesząc się, że nie jestem już tak strasznie bezradny. Spojrzałem krzywo na nauczyciela, który za wszelką cenę unikał mojego wzroku.
- I co? Nic nie powiesz? - zapytałem z goryczą. Snape był dziwny i zazwyczaj nie przeszkadzało mi to, jednak po naznaczeniu mógł chociaż trochę zainteresować się tym jakie pytania kłębią się w mojej głowie. Na prawdę było ich mnóstwo.
- Jak się czujesz? - zapytał mężczyzna dalej na mnie nie patrząc. Gwałtownie usiadłem na łóżku, nie rozumiejąc dlaczego ten człowiek tak często wzbrania się przed okazywaniem emocji nawet wobec mnie.
- Chujowo. Może byś w końcu na mnie spojrzał? Dlaczego unikasz mojego wzroku? - zapytałem z wyrzutem czując się prawie tak bardzo rozczarowany, jak po akcji na cmentarzu w tamtym roku. Mężczyzna na chwilę zastygł jakby bał się, że jakikolwiek ruch może doprowadzić do mojej śmierci.
- Przeze mnie to masz. Wiele bym dał żeby tylko pozbyć się Znaku, a nawet nie potrafiłem cię przed nim uchronić. Gdybym nie był tak beznadziejnym ojcem, może wiedziałbym jak do tego nie dopuścić.
Nie wierzyłem, że Snape kiedykolwiek powie na głos to, co przez cały czas wzbudzało we mnie tyle wściekłości. Wciąż dusiłem w sobie tą myśl chcąc odrzucić ją na drugi plan. Mimo moich starań cały czas wracała i drażniła. Wiele razy chciałem żeby Snape przyznał, że spieprzył. Właściwie nie wiem czemu miało to służyć. Nie wiedziałem, że kiedy faktycznie do tego dojdzie będę czuł tyle współczucia dla ojca i nienawiści do Voldemorta.
Podszedłem do nauczyciela czując zapach cynamonu i kawy. Nasze spojrzenia się skrzyżowały, a ja nawet nie wiedziałem co chciałem powiedzieć. Przez chwilę staliśmy w ciszy patrząc na siebie nawzajem.
- Wiesz, że głupoty gadasz? - zapytałem cicho odsuwając się kawałek od Mistrza Eliksirów. Tamten przetarł oczy leniwym gestem. Po chwili spojrzał na mnie nie zbyt przekonany.
- Na prawdę. Oboje mamy skrzywiony obraz na temat tego, jak powinna wyglądać nasza relacja. Ale wiesz co? Według mnie najważniejsze jest to, że oboje czujemy się razem dobrze. Nie musimy nikogo zadowalać.
Snape chyba nie był przyzwyczajony do takich wzruszających przemów, bo nie wyglądał na kogoś przekonanego moimi słowami. Nie wiedziałem co by do niego przemówiło.
- Dobra, słuchaj. Gdybym miał wybierać pomiędzy tobą a ojcem idealnym, którego wszyscy by mi zazdrościli wybrałbym ciebie. Dotarło?
Snape prychnął.
- Niby dlaczego? Nie sądzę żebym był top pięć najbardziej pożądanych materiałów na ojca. A tak swoją drogą to chyba coś się stało z twoim ślizgońskim ja. Na twoim miejscu na pewno nie wybrałbym siebie.
Przewróciłem oczami. Jaki on jest oporny, Merlinie.
- Nie uważasz, że ojciec idealny nie chciałby aby jego syn również był idealny? Wątpię żeby taka osobistość była w stanie ze mną funkcjonować.
Snape wzruszył ramionami udając, że nie wie o co chodzi. Rany, a ja myślałem że to z samooceną Harry'ego jest coś nie tak.
- Jeżeli nie chcesz, to nie musisz iść dzisiaj na lekcje. - mruknął nauczyciel zbierając puste fiolki. Spojrzałem na niego zdziwiony.
- Ale dlaczego? Czuję się na prawdę dobrze. To znaczy, tak jak zawsze.
Mistrz Eliksirów skrzywił się okropnie.
- I właśnie to mnie martwi Alex.
Odsunąłem się kawałek od mężczyzny robiąc piękną gwiazdę. Czarodziej wyglądał jakby Merlina zobaczył.
- No i? Chyba widzisz, że nic mi nie jest. Właściwie to dlaczego nie bolało mnie przyjęcie Znaku?
Mistrz Eliksirów usiadł na łóżku, ściągając z mojej szafki jego wspólne zdjęcie z Lily. Wyglądali razem bardzo uroczo ale ja potrzebowałem odpowiedzi, a nie ckliwych opowieści z gryfonką w roli głównej.
- Są dwie możliwości. Albo ubóstwiasz Czarnego Pana, albo ten nie chciał cię skrzywdzić.
Poczułem się zdegustowany. Już wolałem pławić się w agonii, niż pozwolić myśleć innym śmierciożercom o mnie jak o fanatyku czystości krwi. To było niepokojące.
- Myślę, że i tak się nie dowiemy co właściwie nim kierowało. Mimo wszystko wolałbym iść na lekcje. - powiedziałem zerkając nerwowo na zegarek. Jeżeli nie chcę się spóźnić na transmutację powinienem już iść.
- W porządku. Jeżeli tak bardzo ci na tym zależy... Ale musisz mi obiecać, że gdybyś źle się poczuł od razu pójdziesz do skrzydła szpitalnego albo do mnie, jasne? - zapytał mężczyzna bardzo groźnym głosem. Przewróciłem oczami. Nie, wolę zemdleć, rozwalić sobie czaszkę i umrzeć.
- Dobrze, dobrze. Nic mi nie będzie naprawdę.
- Zobaczymy. - mruknął czarodziej wychodząc z mojego pokoju.
-------
Śniadanie zjadłem z ojcem w naszych kwaterach, żeby nie tracić czasu na bieganie po szkole. Wziąłem szybki prysznic, chcąc zmyć z siebie jakiekolwiek cząsteczki wyniesione z terenu, na którym przebywała ta gadzia morda. Poświęciłem nawet trochę czasu na dokładne przyjrzenie się Mrocznemu Znakowi. Był okropny, cholernie dobrze widoczny i patrząc na niego najchętniej odciąłbym sobie rękę. Czułem się jak naznaczone bydło. Nie zapominajmy o moim wspaniałym statusie chrześniaka Voldemorta.
Kiedy w końcu dotarło do mnie wszystko co się stało poprzedniego dnia, zwymiotowałem moim pysznym śniadankiem. To by było na tyle jeżeli chodzi o starania Snape'a, włożone w wepchnięcie we mnie czegoś jadalnego.
Kiedy wyszedłem z naszych kwater było tylko gorzej. Bałem się spotkania z moimi przyjaciółmi i Harrym. Nie może się o tym dowiedzieć! Wiem, że to głupie ale będę ukrywał przed nim mój Mroczny Znak tak długo jak to możliwe.
Czułem jak z nerwów drżą mi ręce, ale chcąc zachować dobrą minę do złej gry ułożyłem już sobie w głowie co dzisiaj powiem i jak się zachowam. Oczywiście, powinienem reagować na wszystko tak jak zazwyczaj, a nie planować ale szczerze mówiąc nie byłem pewien jak dotychczas to wszystko wyglądało. Byłem zbyt przerażony, żeby przyjąć wszystko na chłodno i myśleć racjonalnie. Mimo to wiedziałem, że zaszycie się w lochach i unikanie innych jest najgorszą rzeczą jaką mógłbym zrobić. Chociaż nie mówię że nie rozważałem takiej opcji.
- Hej Alex, jak się czujesz? Dlaczego nie mogliśmy cię odwiedzić skoro byłeś w kwaterach Snape'a? - zapytał Draco podchodząc do mnie od razu, kiedy pojawiłem się w zasięgu jego wzroku. Przełknąłem ciężko ślinę nienawidząc okłamywać Draco. Po prostu powiem mu o wszystkim po lekcjach.
- Ja...
- Hej, Snape! Co tak szybko wyzdrowiałeś? - zapytał ze śmiechem Rosier, szybko do nas podchodząc. Za nim pojawił się Blaise. Spojrzałem na krukona morderczym wzrokiem. Ostatnio wkurzał mnie doprawdy niemiłosiernie.
- No patrz, to się nazywa magia. Ufam, że wiesz o czym mówię. - odparłem sztywny ze złości. Na prawdę, mógł sobie już oszczędzić tych zaczepek. Czarodziej poklepał mnie po plecach wyglądając jakby się świetnie bawił.
- Nie masz teraz przypadkiem zielarstwa, Rosier? - zapytałem chłodno chcąc, żeby nastolatek zniknął mi z oczu. Palnij coś, a rozpruję ci flaki obieraczką do ziemniaków.
- Tak, tak. Do zobaczenia! - rzucił, szybko się ewakuując. Jak dobrze jest mieć geny Snape'a. Już się cieszyłem, że mam wszystkie niepożądane persony w tym momencie z głowy, kiedy zjawił się Potter. Merlinie, spraw żebym nie powiedział czegoś, czego będę później żałował.
- Alex, wszystko w porządku? - zapytał gryfon podchodząc bliżej. Malfoy skrzywił się, jakby doleciał do jego boskiego noska jakiś straszny smród, ale Zabini szybko wbił mu łokieć w żebra.
- Eee... tak?
- Strasznie blado wyglądasz. Jesteś pewien, że dobrze się czujesz?
W tym momencie wszyscy w pobliżu zaczęli natrętnie przyglądać się mojej osobie.
- Przyznaję, że jeszcze nie doszedłem do siebie, ale nie chciałem mieć więcej zaległości. - odpowiedziałem udając beztroskę. Potter ze zrozumieniem skinął głową. Miałem ochotę odetchnąć z ulgą, bo wciąż nikt oprócz Rosier'a nie wiedział na kogo "awansowałem".
Podczas transmutacji siedziałem z Malfoy'em w ostatniej ławce, nie chcąc zwracać na siebie zbyt wiele uwagi. Ślizgon wesoło trajkotał na temat wszystkich fascynujących rzeczy, które wydarzyły się w ciągu tych kilku godzin, kiedy wypadłem z gry. McGonagall wyglądała jakby najchętniej zamieniła Draco w coś co nie wydaje żadnych dźwięków, jak na przykład mały robaczek. Byłem pełen podziwu dla jej cierpliwości.
Przez całą godzinę moje serce biło nienaturalnie szybko i kiedy w końcu mogliśmy wyjść przyjąłem to z ulgą. Zastanawiałem się, czy może nie byłoby mądrze po prostu zażyć eliksir uspokajający, ale w tym momencie podszedł do mnie Harry. Znowu.
- Mmm... Potrzebujesz czegoś? - zapytałem nienaturalnie wysokim głosem. Gryfon uniósł brwi ale nie skomentował mojego zachowania.
- Moglibyśmy porozmawiać na osobności? Masz jeszcze trochę czasu przed zielarstwem?
Rozejrzałem się szybko, w poszukiwaniu pomocy ze strony ślizgonów ale żaden z nich nie wiedział, że trzeba mnie natychmiast wesprzeć.
- Eee... Tego... No okej... - bąknąłem wiedząc, że jeżeli Potter czegoś chciał, to i tak prędzej czy później będę musiał z nim pogadać. Udaliśmy się powoli do tej części zamku gdzie prawie nikt się nie zapuszczał. Miałem nadzieję, że gryfon wie co robi i znajdziemy drogę powrotną.
- Alex, wiem że otrzymałeś Mroczny Znak.
Słysząc słowa nastolatka stanąłem w osłupieniu. Chłopak wydawał się być zakłopotany moją reakcją, a ja kompletnie nie wiedziałem co mam mu odpowiedzieć.
- Niby skąd? - zapytałem w końcu, głosem duszącej się żaby. Przecież tak strasznie chciałem to przed nim ukryć! Oparłem się plecami o ścianę czując zawroty głowy.
- Ja... Przyśniło mi się to. Mój umysł jest połączony z Czarnym Panem, dlatego często widzę co robi. - powiedział cicho gryfon, powoli podchodząc do mnie. Wyglądał na równie przerażonego co ja.
- Po prostu chciałem cię zapytać czy Voldemort nie ma nic przeciwko naszej relacji? Rozumiesz o co mi chodzi?
Szczerze mówiąc oczekiwałem pytania w stylu "Czy Czarny Pan wykorzysta cię jako mojego porywacza, a potem mnie zamorduje i zrobi ze mnie pastę dla przerośniętych gadów domowych?"
- Eee... nie. Wiesz Harry, właściwie to chciałbym cię o coś prosić. - powiedziałem bardzo wolno, smakując każde słowo. To było dla mnie bardzo ważne.
- Tak?
- Nie możesz mi w pełni ufać, rozumiesz? - odparłem chaotycznie, nie wiedząc jak dokładnie przedstawić moją prośbę. Gryfon cofnął się, patrząc na mnie podejrzliwie. Westchnąłem czując, że od tej rozmowy rozbolała mnie głowa.
- Czarny Pan jest teraz moim Panem, rozumiesz? Jeżeli mu się sprzeciwię, może mnie zabić. Nawet jeżeli nie będę chciał mu ujawnić czegoś ważnego, to on i tak może wedrzeć się do mojego umysłu i przetrzepać każde wspomnienie po kolei. Jeżeli chcesz, żebym pozostał zdrowy na umyśle, proszę cię, żebyś nie zdradzał mi rzeczy, które mogą być w tej wojnie ważne.
Harry wyglądał, jakby go piorun strzelił. Było mi strasznie przykro bo wiedziałem jak bardzo gryfon mnie potrzebował. Ja jego z resztą też. Przełknąłem ślinę, nie wiedząc w jaki sposób mógłbym poscieszyć nastolatka.
- Nie wiem co sobie myśli Voldemort, ale nie mam zamiaru w żaden sposób zmienić mojego nastawienia wobec ciebie. Oczywiście, jeżeli chcesz to nie powiem ci o... No wiesz.
Czułem jak kamień spada mi z serca. Merlinie, jak ja się cieszę że Potter nie przeklął mnie w cholerę! Wiedziałem, że chłopak jest bardzo lojalny, ale żeby aż tak? Nie wiem czy to już nie podchodzi pod lekkomyślność...
- Dziękuję. Twoje bezpieczeństwo jest dla mnie bardzo ważne. - powiedziałem chwytając chłopaka za ramiona. Czarodziej rozpromienił się wyglądając na podniesionego na duchu. Cóż, też chciałbym się tak czuć.
- Jak ci idzie nauka oklumencji? - zapytałem, na co momentalnie gryfon się skrzywił. Po chwili jednak chciał udawać że niewiele go obchodzi "ten bezużyteczny rodzaj magii, której nigdy się nie nauczę. Już wolałbym przedwczesne starcie z Voldemortem."
Uniosłem brwi, czując jakiś podstęp. Mimo wszystko, Harry bez nauki oklumencji ma podobno bardzo widowiskowe koszmary w tle z naszym Umiłowanym Mrocznym Lordem.
- Hmm... Może chciałbyś, żebym ja ci pomógł?
Potter spojrzał na mnie z przerażeniem.
- Co?! Nie! Pomyśl o tym co zrobi Voldemrot kiedy się dowie!
Potarłem nerwowo kark nie wiedząc co mógłbym zaoferować chłopakowi.
- Chyba masz rację... Może w takim razie porozmawiam z moim ojcem, żeby ci trochę hmm odpuścił? Dobrze wiem jaki potrafi być.
Potter zaśmiał się nerwowo odsuwając się ode mnie kawałek. Dopiero teraz zauważyłem jak bardzo rozgniewany był.
- Nie Alex, nie wiesz. Jesteś jego synem, a nie kopią osoby której nienawidzi.
Nie powiem, Harry mnie lekko mówiąc zszokował. Skąd mógł wiedzieć, że chodzi stricte o jego ojca? Jasne, Snape obraża Jamesa ale nie oszukujmy się - Mistrz Eliksirów nikogo nie oszczędza.
Chwyciłem chłopaka za ramię odwracając w swoją stronę.
- Skąd wiesz o Jamesie? Powiedz! - warknąłem przeczuwając, że gryfon nie mówi mi o czymś bardzo ważnym.
Chłopak wzruszył ramionami chcąc odejść.
- Harry! Odpowiedz mi!
Potter odepchnął mnie dość brutalnie i szybkim krokiem oddalił się w stronę wieży Gryffindoru. Wiedziałem, że gonienie chłopaka nie ma najmniejszego sensu. Byliśmy w pobliżu wieży, więc na pewno natknęlibyśmy się na natrętnych gryfonów chcących zrobić z moich oczu pudding, którym nakarmią kota Hermiony żeby w końcu zdechł.
- Po prostu świetnie. Przekonajmy się, co ma mi na ten temat do powiedzenia pewien osobliwy śmierciożerca.
###
Ten rozdział mnie wkurza. Właściwie to niczego nie wnosi, takie pitu, pitu. Z tego względu zapewne zarzucę next wcześniej <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro