Rozdział 46
- Sam - Wiesz - Kto jest martwy i możecie być pewni, że Ministerstwo ma wszystko pod kontrolą.
Ten dzień zaczął się jeszcze gorzej niż zakładałem. Oczywiście, nie miałem najmniejszej nadziei na doznanie świętego spokoju. Przecież do cholery zniknąłem razem z tym pieprzonym beznosym dupkiem! To wszystko przez niego! Beznadziejność tego dnia to też jego wina!
Zacisnąłem dłoń na piórze, wciąż czując jak ciśnienie mi skacze na samo wspomnienie tych chamskich plotek i założeń, które były... no, cóż. Właśnie tutaj tkwi problem. Były jak najbardziej poprawne. Miałem wrażenie, że każda osoba, która mnie mija, specjalnie trąca mnie w ramię, żeby przekonać się czy zostałem naznaczony. Ci, którzy nie dali radę się ze mną zderzyć, wlepiali we mnie oskarżycielskie spojrzenie i sprawiali wrażenie, jakby tylko czekali aż się odwrócę, a wtedy oni będą mogli bez przeszkód rzucić się na mnie, i obejrzeć Mroczny Znak.
Czułem się osaczony bardziej niż mogłem znieść. Mimo że mój charakter nie był, hmm... idealny, to potrafiłem się opanować, kiedy sytuacja faktycznie tego wymagała. Eskorta domu węża nie dała mi tyle ile bym chciał, ale i tak byłem im wdzięczny.
A teraz gdyby było mi mało, to małe różowe żabsko kłapało dziobem, marnując tlen. To, że nie miała nic mądrego do powiedzenia było oczywiste. Ale oprócz tego, to co mówiła było zwykłym kłamstwem, które mogło wprowadzić wiele osób w błąd.
Mimo mojej wewnętrznej chęci naplucia na pączka i wysłania w otchłań piekielną, wiedziałem, że sam nie mogę tego dokonać. Niestety, Harry był przekonany, że da radę.
Gryfon zaciskał w gniewie szczękę, aż w końcu przerwał kobiecie, nie mogąc jej słuchać.
- Byłem na cmentarzu, kiedy Voldemort się odrodził. Ministerstwo nie może udawać, że wszystko jest w porządku!
Kobieta nadęła się z oburzenia, co wyglądało przekomicznie. Nie mogłem się powstrzymać, i aż mną zatrzęsło ze śmiechu. Od razu jednak zastygłem z przerażenia, bo wiedziałem, że byłem jedyną osobą oprócz Harry'ego, która była na cmentarzu podczas odrodzenia Tommy - Truchła. Tak więc nie miałem wątpliwości, że za chwilę rozpoczniemy turniej niewygodnych pytań, i bezczelnie kłamliwych odpowiedzi. A właśnie przed tym broniłem się rękami i nogami.
Nauczycielka wlepiła we mnie swoje małe oczka, które jakimś cudem nie posiadały różowych tęczówek.
- Alexander, byłeś razem z Potter'em podczas ostatniego zadania. Czy jesteś pewien, że widziałeś na własne oczy Sam Wiesz Kogo?
Spojrzenia wszystkich obecnych przykleiły się do mojej twarzy, szaty i włosów. Czułem, jak powoli przesuwają się po mojej osobie, oceniając każdy szczegół.
Spojrzałem na nauczycielkę, udając, że jestem niezmiernie zakłopotany tym pytaniem.
- Niestety pani profesor, nie pamiętam co się wtedy dokładnie wydarzyło. Wiele wątków jest dla mnie niejasnych, i niektóre mi się pomieszały, a nie chciałbym wprowadzić kogoś w błąd. Kilka dni byłem nieprzytomny, więc nie było możliwości przełożenia moich wspomnień do myślodsiewni.
Jasne, jasne. Bardzo bym chciał zapomnieć o wszystkim co się wtedy wydarzyło, bo nie mogłem spać przez koszmary.
Kobieta wyglądała na usatysfakcjonowaną moją odpowiedzią. Uśmiechnęła się z wyższością do Harry'ego, czując że ma przewagę z wszystkich stron. Chłopak spojrzał na mnie zdziwiony, zapewne nic nie rozumiejąc.
- Szlaban, Potter! Nie życzę sobie słuchać kłamstw na moich lekcjach!
Wpatrywałem się z uporem za okno, nie mogąc oddać spojrzenia gryfonowi.
Reszta lekcji przebiegła w spokoju, jednak wciąż czułem ukradkowe spojrzenia z wszystkich stron. Powoli męczyło mnie to coraz bardziej i bardziej.
Kiedy kobieta w końcu pozwoliła nam wyjść, jednym ruchem wrzuciłem książki do torby, nie zwracając uwagi na jakikolwiek porządek. Nie patrząc na kogokolwiek, szybko wyminąłem Malfoy'a, chcąc zwiać jak najdalej od Harry'ego. Och proszę, nie zadawaj pytań. Nie zadawaj pytań. Gryfon od razu skumał, co zamierzam zrobić.
- Alex! - zawołał, starając się mnie dogonić. Miałem dłuższe nogi, ale chłopak był zdeterminowany. Nie chciałem zwracać na nas uwagi biegnąc, ale nie miałem wyjścia. Myśl o tym, żeby wytłumaczyć chłopakowi wszystko... Nie chciałem go uświadamiać ile już zrobiłem, żeby doprowadzić Voldemorta do zwycięstwa. Po prostu wiem, że by mnie znienawidził.
Odwróciłem się na chwilę, żeby zobaczyć czy nastolatek dalej mnie goni. W tym momencie na kogoś wpadłem.
- Sorry...
Chciałem wyminąć osobę z którą się zderzyłem, ale nie było to takie proste. Nagle poczułem, że ten ktoś mocno złapał mnie za ramię, niezbyt delikatnie odwracając w swoją stronę. Stanąłem twarzą w twarz z różowowłosą czarownicą, którą widziałem w domu Black'a. Kobieta była autentycznie wściekła.
- Ty gnoju! - wrzasnęła wysokim głosem, zaciskając mocno dłoń na moim ramieniu, aż syknąłem z bólu.
- Odbiło ci, czy co?!
Próbowałem się odsunąć, ale nieznajoma była zbyt silna. W tym momencie podszedł do nas zdziwiony Potter.
- Tonks? Wszystko w porządku? Co się dzieje?
Kobieta nie zwróciła uwagi na nastolatka. Chłopak spojrzał na mnie pytająco, ale też go olałem pielęgnując tradycję.
- Ja wiem, że Alex jest wkurzający, ale...
- JAK ŚMIAŁEŚ ZOBLIVIATOWAĆ REMUSA!
Wszyscy uczniowie obecni na korytarzu odwrócili się w naszą stronę, przyglądając się naszej trójce. Potter cofnął się o krok.
- Co? O czym ty mówisz, Tonks?
Kobieta zacisnęła zęby z frustracji, proporcjonalnie mocno do jej prób złamania mojego nadgarstka. Jest z nią gorzej, niż myślałem. Włosy dziewczyny przybrały ciemnozielony kolor. To chyba nie wróżyło dobrze. Nagle na horyzoncie pojawił się Severusek. No pięknie. Mam przesrane.
- To nieprawda. - powiedziałem szybko, widząc tłum uczniów, którzy wciąż czekali na moją reakcję. Oszacowałem ile jeszcze zostało mi sekund, zanim Snape będzie słyszał co mówię. Zacząłem się gęsto tłumaczyć, właściwie nie będąc pewien, co mogę powiedzieć żeby przekonać czarownicę do swojej niewinności. Która nie istniała.
- Naprawdę. Nie wiem o czym mówisz. Nawet nie umiem użyć żadnego zaklęcia wymazującego pamięć. Masz jakieś dowody? Nie. Możesz mnie puścić i dać święty spokój?
To pytanie jeszcze bardziej wkurzyło Tonks, a jej włosy stały się intensywnie czerwone. Cholera jasna. Wiedziałem, że ten dzień będzie nieskończonym pasmem cierpień i udręki.
- Jakiś problem, Nimfadoro? - zapytał zwodniczo spokojnym głosem Snape za moimi plecami. Dziewczyna przez chwilę myślała nad odpowiedzią, ale były śmierciożerca nie dał jej dojść do słowa i tak.
- Nie życzę sobie, żebyś szarpała moim synem. - mruknął nauczyciel. Niemal czułem jak mężczyzna przewraca oczami, widząc brak reakcji ze strony kobiety. Nie zdziwiłbym się, gdyby utknęły na suficie.
- Pozwól, że powtórzę : nie mam zdrowia na tłumaczenie się z obecności twoich zwłok w moich kwaterach. - syknął ciszej mój kochany ojczulek, jednak nadal przerażająco. Mimo wściekłości, kobieta wiedziała, że nie warto z nim zadzierać, więc puściła moją szatę, posyłając mi spojrzenie zapowiadające opiekanie na rożnie. Nie bałem się go, bo wiedziałem, że Snape sam się za to zabierze.
- Proponuję, żebyśmy omówili całą sprawę w moim gabinecie. Żegnam, Potter. - powiedział Mistrz Eliksirów, idąc w stronę lochów. Poszliśmy za nim grzecznie, chociaż czując na karku oddech Tonks, nie czułem się komfortowo. Merlinie, przecież oni mnie wypatroszą jak śledzia.
Usiedliśmy w gabinecie Snape'a, naprzeciwko jego biurka. Miałem ochotę wić się z rozpaczy i błagać o wybaczenie ale jestem Snape'm, więc moja duma była bardziej autodestrukcyjna, niż przypuszczałem.
- A więc Nimfadoro, może wytłumaczysz nam z jakiego to powodu tarmosiłaś mojego potomka za kołnierz? - zapytał nauczyciel znudzonym tonem, jednak wciąż z miną conajmniej zirytowaną. Kolorowowłosa błyskawicznie posłała mi zabójcze spojrzenie.
- Twój uroczy synuś wyczyścił Remusowi pamięć! Jak możesz pozwalać na coś takiego! - krzyknęła zduszony głosem czarownica, zaciskając dłonie w pięści. Snape podniósł brwi, ale nie wyglądał jakby go to mocno ruszyło. O ile w ogóle.
- Och, doprawdy? Alex, możesz się z łaski swojej wypowiedzieć? - zapytał leniwie mężczyzna, nawet na mnie nie patrząc. Zamrugałem.
- To nieprawda. - odparłem szybko, czując suchość w gardle na myśl o tym, że Snape był przekonany, że to co usłyszał to same bzdury. Nauczyciel rzucił mi przeciągle spojrzenie. Tonks była oburzona.
- Potrzebujesz czegoś jeszcze? - zapytał nauczyciel dziewczynę, przeglądając papiery, które leżały na jego biurku. Nie wyglądał na zainteresowanego dalszą rozmową.
- Dlaczego tak po prostu mu wierzysz?! Z takim nastawieniem pewnie w gruncie rzeczy świetnie się bawi, naciągając cię na wszystkie swoje żałosne...
Snape wyglądał na spokojnego, chociaż coś mi tutaj nie pasowało. Przecież potrafił tak łatwo mnie przejrzeć!
- Doprawdy, Tonks, Alex by mnie tak po prostu nie okłamał. Martw się o własne dzieci.
W tym momencie wymiękłem.
- Dobra, kłamałem! - powiedziałem szybko, nie wierząc, że tak łatwo Snape mnie podpuścił. Mężczyzna uniósł brwi w udawanym zdziwieniu.
- No patrzcie go. Twarda z ciebie sztuka. Możesz wybrać tylko jedną opcję. Nie kłamałem brzmi ładniej, ale ja chyba wybrałbym to krótsze, żeby oszczędzić gardło. - odparł nauczyciel, jawnie sobie ze mnie kpiąc. Spojrzałem na mężczyznę znudzony. Naprawdę trudno było znieść czarodzieja, kiedy złapało go na żarciki. Ale ja byłem bardzo dzielnym chłopcem.
- Może w takim razie wybiorę obie możliwości? Tak więc kłamałem, że nie kłamałem. Pasuje?
Nauczyciel uśmiechnął się drapieżnie, opierając głowę na dłoni. Doprawdy, czy on coś wciąga? Posłał aurorce leniwe spojrzenie.
- Skoro już ustaliliśmy jak się sprawy mają, może zechciałabyś opuścić nasze urocze grono? - zapytał śmierciożerca niebezpiecznie niskim głosem. Czarownica widziała jak podejrzanie zachowuje się Severus, więc przez chwilę się zawahała. W końcu zaciskając usta, wstała, z głośnym zgrzytem przesuwając krzesło po podłodze.
- Nie myśl, że puszczę mu to płazem! - krzyknęła, odwracając się na pięcie. Aż trzęsła się z oburzenia. Osobiście co do tej sytuacji miałem bardzo mieszane uczucia. Kiedy kobieta wyszła bez słowa, trzaskając drzwiami, mój drogi tatulek przemówił.
- No naprawdę Alexander właśnie zasłużyłeś sobie na tydzień szlabanu.
Przewróciłem oczami, nie będąc jakoś niesamowicie zdziwiony. Tydzień to znowu nie tak dużo. Merlinieeee, cały tydzień pieprzenia się z brudnymi garami...
- Następnym razem pomyśl chwilę, i nie zachowuj się jak jakiś rozdygotany gryfon.
- Co?! Nie zachowałem się jak jakiś głupi gryfon! - krzyknąłem oburzony. No naprawdę, co za bezczelność! Snape delikatnie uniósł kąciki ust w górę.
- Właśnie powiedziałeś naszej drogiej pani auror, że użyłeś różdżki poza szkołą i w dodatku rzuciłeś zaklęcie czyszczące pamięć na jej, ekhm, chłopaka czy kimkolwiek on tam jest.
- Nazwałeś profesora Lupina kimkolwiek? Uważasz go za człowieka? Czekaj, byłeś na rekolekcjach?
Mężczyzna wyglądał jakby chciał wyjąć spod biurka patelnie i rąbnąć mnie nią przez łeb. Zamiast tego zamknął oczy i byłem pewien, że w myślach policzył do dziesięciu.
- Nie. Coś ci się przesłyszało.
- Wcale mi się nie przesły...
- Użyłeś różdżki poza szkołą i upiekło ci się tylko dlatego, że Czarny Pan zdjął ci namiar.
- Tak, tak jestem mu niewypowiedzianie wdzięczny. - mruknąłem, mając ochotę wysłać czarnoksiężnika do piekła z pieprzonymi horkruksami i namiarami.
- Nie jesteś zły za to co zrobiłem? - dodałem cicho, patrząc na mężczyznę szeroko otwartymi oczami. Nauczyciel machnął ręką.
- Nie znoszę Lupina na tyle, że bardziej czuję ponurą satysfakcję. W dodatku... rozumiem co w tamtym momencie czułeś. Jednak powinieneś ze mną porozmawiać, Alex. Mimo wszystko to była ingerencja w obcy umysł. Nieodwracalna.
Spuściłem głowę, czując się jednak dość głupio. Chociaż jeżeli miałbym wybór, zrobiłbym to pewnie jeszcze raz.
- Nie potrafiłem spojrzeć mu w twarz.
- Po tym co zrobiłeś czujesz się lepiej? - zapytał nauczyciel z nutą wściekłości. Westchnąłem, nie wiedząc gdzie skierować wzrok. No tak. Teraz będzie myślał, że zacznę używać czarnej magii, bo przecież tyle niewygodnych rzeczy można dzięki niej "naprawić". Po chwili jednak znowu poczułem znane uczucie pod tytułem "gdyby nie ty, nie byłoby mnie tutaj i pewnie w spokoju paliłbym zioło, zamiast służyć temu psycholowi".
- Nie. - powiedziałem, patrząc mężczyźnie prosto w oczy. Oczywiście moje bariery oklumencyjne były idealne.
- I wiesz co? Może to dla ciebie niezrozumiałe, ale wcale nie czuję się usatysfakcjonowany kiedy muszę zrobić coś podłego. Wiem, że teraz wszyscy będą na mnie wkurzeni, ale niech może postawią się na moim miejscu. - powiedziałem, wstając.
- Uwierz mi, czuję się winny. Nie musicie mi tego uświadamiać. Ale możesz być pewien, że gdybym miał wybór, zrobiłbym to jeszcze raz. A teraz idę napisać pieprzone wypracowanie na eliksiry, bo byłem ostatnio troszkę zajęty. Żegnam. - powiedziałem, wychodząc.
Nie miałem teraz siły na żadne głupie dyskusje z ojcem i on doskonale o tym wiedział. Odetchnąłem, kierując się do dormitoriów ślizgonów. Wypracowanie z eliksirów? Dobre. Odetchnąłem głęboko, wiedząc co się szykuje na wieczór. Na pewno nie odrabianie lekcji. Pod łóżkiem mam jeszcze zakitraną buteleczkę wódki.
Snape przemógł chęć uściśnięcia synowi dłoni.
Podsumowując wszystko co usłyszał, czuł się naprawdę dobrze. Jego latorośl nie była mrocznym czarodziejem, który żywi się cierpieniem innych. On nie był takim dobrym chłopcem. Oj tak, okres buntu Severusa Snape'a, był naprawdę "ciekawym" doświadczeniem.
Nauczyciel przewrócił oczami, nalewając do szklanki whiskey. No cóż, może i Alex ma siłę do nauki, ale on sam nie zamierza już dzisiaj sprawdzać jakichkolwiek prac zidiociałych kretynów.
Mężczyzna usiadł w fotelu, wyciągając z szuflady pamiętnik Lily Potter. Zabrał go w tamtą straszną noc w Dolinie Godryka. Przesunął palcem po pożółkłych stronach, czując pod palcami kontury liter. Uśmiechnął się na myśl o kobiecie. Jednocześnie kochał ją i jej nienawidził. Spojrzał na zdjęcie czarownicy, które trzymał na biurku. Rudowłosa piękność patrzyła na niego roześmiana, z ksiazka w dłoni. No dobrze, chyba bardziej kochał. Jak mógłby jej nienawidzić?
- Lily, Lily co jeszcze przede mną ukrywasz?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro