Rozdział 44
- Na prawdę czuję się coraz lepiej Alex. To bardzo miłe że zapytałeś.
- Wszyscy się o pana martwimy. Mam nadzieję, że w końcu będzie pan w pełni zdrów.
Uśmiechnąłem się widząc, że mężczyzna czuje się przy mnie swobodnie.
- A tobie jak minęły wakacje?
- Całkiem dobrze. Większość czasu byłem w Snape Manor albo spotykałem się z Draconem.
Mężczyzna zmarszczył brwi.
- Czy to prawda że to biedne dziecko będzie zmuszone do... do przyjęcia go? - zapytał przyjmując wyraz najszczerszej troski. Skinąłem głową. Wilkołak opadł na poduszki zmartwiony. - To podłe.
Przez chwilę przyglądałem się nauczycielowi bez słowa. W końcu wstałem lekko się chwiejąc.
- Dobrze się czujesz Alex?
- Wyśmienicie. - odparłem sucho. - Pójdę już. - mruknąłem wychodząc zanim nauczyciel zdążyłby zaprotestować. Za drzwiami odetchnąłem kilka razy odwracając się w stronę schodów.
Chciałem zejść na dół ale drogę zagrodził mi Black. Tym razem nie był zmieszany, tylko zły i podejrzliwy. Spojrzałem na mężczyznę nakładając maskę obojętności.
- Dlaczego dwa razy wchodziłeś do pokoju Lunatyka? - zapytał trzymając jedną rękę w kieszeni. Uśmiechnąłem się kpiąco. I co frajerze, przeklniesz mnie?
- Chciałem sprawdzić czy nie podsłuchuje nas może pewien zawszony kundel.
Na tą odpowiedź oczy czarodzieja rozszerzyły się w szoku. No i co, teraz ci głupio? Spojrzałem na moje paznokcie jakby były najciekawszą rzeczą w promieniu stu kilometrów.
- Co się z tobą...
- A teraz proszę wybaczyć ale jestem umówiony do tatuażysty. Rozumiesz. - powiedziałem zadowolony z siebie wymijając byłego aurora, który wciąż ani drgnął. Miałem ochotę skoczyć z radości ale ograniczyłem się do "spłynięcia" po schodach.
- Mogę już iść? - zapytałem wciąż nie pokazując żadnych emocji.
- Tak. - powiedział Snape przez chwilę przeszywając mnie swoimi czarnymi oczyma. Widziałem to pragnienie, żeby ujrzeć jak przebiegła rozmowa z wilkołakiem ale posłałem ojcu jedynie kpiący uśmieszek odwracając się do kominka.
- J - jak on się czuje? - zapytała chlipiąca różowo włosa dziewczyna. Nie za młoda jest dla niego?
- Wy - śmie - ni - cie. - odparłem znikając.
----
Szedłem ulicami Hogsmeade czując, że jeżeli zaraz nie poczuję zapachu Debory i jej czułości połączonej z delikatnym uśmiechem to się porzygam. Jeżeli dalej jej na mnie zależy to może nie jestem skończony. Miałem wrażenie że się zataczam ale nie byłem pewien. Nie interesowało mnie to. Czułem motyle w brzuchu nie wiedząc jak zareaguje dziewczyna. Powiem jej wszystko.
Wszystko.
Potrzebowałem potwierdzenia. Świadomości, że nie jestem postrzegany jako śmierciożerca.
Wszedłem do małego budynku bardzo powolnymi ruchami. Czułem się jakbym był pod wodą. Zdjąłem kaptur płaszcza który miałem na sobie chociaż był sierpień. Oprócz mnie nie było w środku nikogo oprócz blondwłosej czarownicy.
Uniosłem na nią zbolały wzrok ale nastolatka nie podeszła do mnie od razu. Przez chwilę patrzyła na mnie zaskoczona.
- Debora?
- Alex? Źle się czujesz?
Stałem oparty o ścianę i czułem że jeszcze chwila a zacznę dyszeć. Czy źle się czuję? Najchętniej opierdoliłbym siatkę proszków usypiających. Po chwili poczułem na twarzy jej małe dłonie.
Zamknęła sklep na klucz prowadząc mnie do swojego pokoju. Ledwo dałem radę wspiąć się na górę po schodach. Usiadłem ciężko na łóżku chowając twarz w dłoniach. Nastolatka usiadła na podłodze patrząc na mnie ufnie. I jak ja mam jej to powiedzieć? Po dłuższej chwili milczenia dziewczyna usiadła mi na kolanach uśmiechając się promiennie.
- Nie smuć się już, proszę Alex. - powiedziała po chwili całując mnie namiętnie. Położyła moje dłonie na swoich biodrach i zagryzła pięknie wargę rozpuszczając włosy, które opadły na moją twarz. Pachniały rumiankiem i czymś jeszcze... Była hipnotyzująca.
Dlaczego ktoś tak cudowny chce zadawać się z kimś takim jak ja? Myślałem, że dziewczyna po prostu potrzebowała czułości. Po pocałunkach zaczęła rozpinać mi koszulę a z siebie zrzuciła błękitną bluzkę. Miała na sobie jedynie czerwony, koronkowy stanik i czarne, obcisłe spodnie które po chwili wylądowały na podłodze. Poczułem że zaschło mi w ustach. Czarownica była idealna. W każdym calu.
- No dalej przystojniaku. - zaśmiała się kładąc się na plecach. Oparłem dłonie obok jej głowy podziwiając jej piękny uśmiech. W końcu go odwzajemniłem.
- Nie masz pojęcia jak bardzo za tobą tęskniłam. - szepnęła gładząc moją klatkę piersiową. Jej wzrok powędrował jeszcze niżej. - Przydałaby ci się pomoc.
Uniosłem brew widząc jej zaangażowanie. Tak bardzo chciałem się odstresować, ale nie mogłem pozwolić na to żeby Debora pozwoliła mi nie wiedząc kim jestem.
- Posłuchaj mnie. Chciałbym żebyś wiedziała że będę musiał zostać sługą Czarnego Pana. Czy dalej tego chcesz?
Czarownica aż się wiła chichocząc więc zacząłem się zastanawiać czy przypadkiem nikt nie rzucił na nią jakiegoś uroku. Miałem wrażenie, że w ogóle mnie nie słucha. Mimo to po chwili odpowiedziała.
- Doskonale wiem jak masz na nazwisko Snape... Nie jestem głupia ale proszę przejdźmy do rzeczy, nie każ mi czekać. - powiedziała trzepocząc rzęsami.
Zagryzła wargę przyciągając mnie do siebie. Nie mogłem odmówić tak pięknym błaganiom czarującej czarownicy. Oddałem pocałunek wkładając dłonie w jej miękkie włosy. Po chwili nasze oddechy się połączyły.
-----
Wracałem do domu rozanielony. Kiedy mieszkałem w sierocińcu, wśród kompletnej patologii nastolatkowie często się pieprzyli. Czy to po alkoholu, czy po dragach. Powiedziałem pieprzyli a nie kochali. Dzisiaj się kochałem i czułem się o wiele lepiej.
Pojawiłem się przed Snape Manor uśmiechając się głupio. Nucąc pod nosem wszedłem do salonu zachowując się jak osoba co najmniej pijana. Zauważył to Snape.
- Możesz mi skatalogować substancję którą zażyłeś?
- Eee... taaak... No wiesz. A może nie chcesz wiedzieć... - gadałem na zwłokę nie chcąc zepsuć sobie humoru przez ględzenie mężczyzny. Poszedłem do pokoju przez resztę dnia gadając przez kominek z Malfoy'em. Chłopak mi gorąco gratulował i zapowiedział karierę szkolnego Casanovy zaraz po nim.
Wieczorem zdecydowałem, że muszę się zabrać za siebie więc wyciągnąłem kartkę którą buchnąłem Blackowi. Rozwinąłem ją delikatnie, nie chcąc uszkodzić jakiejkolwiek części. Zmarszczyłem brwi porównując tekst do informacji z notatnika Regulusa.
"nieśmiertelność... dusza... horkruksy potrzebują morderstwa... do rozdarcia duszy niezbędne jest aby..."
Rzuciłem kartką o ścianę wiedząc już co to znaczy. Nie jest pewne, że Voldemort je stworzył albo czy udało mu się zrobić ich kilka. Może to tylko jeden przedmiot a może nie.
Horkruks. Przeklęty horkruks.
Włożyłem kartkę do notatnika i szybko poszedłem do Snape'a. Mężczyzna coś czytał. Czy on na prawdę nie chodzi na imprezy czy coś?
- Muszę spotkać się z dyrektorem. Teraz.
Czarodziej ziewnął nie zwracając na mnie uwagi.
- Serio? To na prawdę bardzo ważne!
W końcu mężczyzna łaskawie na mnie spojrzał. Na co on się tak obraża?
- Czytam. O co chodzi? Przekażę mu.
Założyłem dłonie na piersi czując, że muszę zainwestować w szybki kurs tresury nietoperzy.
- Proszę.
- Dobrze, już dobrze. Złość piękności szkodzi. - odparł śmierciożerca leniwie wstając. Weszliśmy do kominka pojawiając się w Hogwarcie. Cieszę się, że niedługo znowu nastanie rok szkolny. Pojawiliśmy się w gabinecie dyrektora, więc nie trzeba było zgadywać hasła co mnie trochę rozczarowało. W środku była również matka Nott'a. Wyglądała na zaniepokojoną.
- Dzień dobry Pani. - powiedziałem szybko widząc kobietę. Ta spojrzała na mnie wystraszona.
- Dzień dobry Alexander. Profesorze Snape.
- Witam.
Severusek skinął czarownicy głową ale nic poza tym. Wyglądał jakby widok pani Nott wytrącił go z równowagi. Odchrząknął.
- Dyrektorze, Alexander ma do Pana sprawę niecierpiąca zwłoki. Nie mam pojęcia o co chodzi. - stwierdził ironicznie.
- Rozumiem. Właśnie skończyłem rozmawiać z Panią Nott. Miło było poznać.
- Również dyrektorze. Dziękuję. - odparła sztywno małymi krokami podchodząc do drzwi. - Do widzenia.
Po chwili usłyszeliśmy jak czarownica zjeżdża krętymi schodami na dół.
- Może w czasie kiedy Alex będzie z tobą rozmawiał ja spróbuję coś ugrać z tą upartą kobietą? - zapytał Snape. Wiedziałem że nie chciał użyć słowa "kobieta". Mężczyźni nie zwracali na mnie najmniejszej uwagi.
- Co się stało? - zapytałem cicho nie wiedząc czy to dobry pomysł się wtrącać. Snape rzucił mi nic nie znaczące spojrzenie i szybko wyszedł zamiatając szatami. Zamrugałem czując się zwyczajnie olanym. No cóż. Odwróciłem się do dyrektora.
- Profesorze... Posiadam dziennik Regulusa Black'a. Może według Pana on nic nie znaczy, w co wątpię szczerze mówiąc. Przechodząc do rzeczy... - powiedziałem otwierając notatnik byłego śmierciożercy. Położyłem go przed Dumbledorem wskazując na konkretny zapis. - ...jestem prawie pewien że Czarny Pan chce, lub już stworzył horkruksy.
Mężczyzna gładził się po podbródku analizując informacje. Obrzucił mnie uważnym spojrzeniem.
- Myślę, że masz rację chłopcze. Również to podejrzewałem ale jeszcze nie posiadam żadnego z nich oprócz dziennika Toma Riddle'a, który zniszczył Harry. Oczywiście podejrzewam jakie przedmioty mogłyby nimi być. Jednak to tylko gdybanie. Mimo to dziękuję ci, że się ze mną podzieliłeś swoją wiedzą. To bardzo ważne. Tak na prawdę uważam że to kluczowy aspekt zniszczenia Voldemorta.
Skinąłem głową. Przez chwilę się nie odzywaliśmy do siebie.
- Jest może jeszcze coś o czym chciałbyś mi powiedzieć? - zapytał w końcu czarodziej wciąż świdrując mnie swoim spojrzeniem. Nie mogłem się powstrzymać przed kpiącym uśmiechem, co mężczyzna oczywiście zauważył. Pewnie miał głupią nadzieję, że powiem mu o Lupinie.
- Tak. Chciałem zapytać czy jest Pan świadomy tego, że Harry na prawdę nienawidzi swoich krewnych? - zapytałem przybierając defensywną pozę. No, ciekawe co mi staruch powie.
Mężczyzna nie wyglądał na zdziwionego co jeszcze bardziej mnie wkurzyło.
- Myślę, że to za mocne określenie Alexander.
- A ja myślę, że nie. Gdyby ktoś zamykał mnie w schowku pod schodami to bym go nienawidził. Nie wiem co w tym dziwnego.
Dyrektor wyglądał na coraz bardziej sfrustrowanego. Potarł czoło wzdychając. Jakiś wcale nie wyglądał mi na załamanego dziadka.
- Nie rozumiesz pewnych rzeczy...
- No to mi wytłumacz! - krzyknąłem pochylając się w stronę mężczyzny.
- Poświęcenie waszej matki go chroni. Jego ciotka jest jego jedyną krewną. Osobą z którą dzieli krew.
Prychnąłem rozbawiony jak cholera. Kto jak kto, ale ja znam te gadki.
"Pani Manson jest tutaj po to żeby się wami opiekować. Dlaczego kłamiesz? Na pewno nie zamknęła cię w piwnicy..."
Myśląc o tym nie czułem się przerażony, tylko cholernie zły. Wtedy byłem nikim a Harry jest pieprzonym zbawcą nas wszystkich! Dlaczego dyrektor jest takim zakłamanym, starym dziadem?!
- Krew Lily nie chroni go przed tymi świniami! Nie uwierzę w to, że jesteś taki głupi żeby nie rozumieć, że krew nie jest powodem do miłości!
- Alexander, proszę uspokój się...
- Do widzenia dyrektorze. Porozmawiamy kiedy w końcu zrozumie pan co się do pana mówi. - rzuciłem wychodząc z gabinetu. Po drodze natknąłem się na Snape'a z którym wróciliśmy do domu. Cały czas wręcz kipiałem ze złości ale wiedziałem że Mistrz Eliksirów o nic nie będzie mnie wypytywał. Czeka skubaniec aż sam mu wszystko wyśpiewam.
- Chodzi o to że Dursleyowie to świnie. - powiedziałem otrzepując się z popiołu. Mężczyzna wciąż nie odezwał się ani słowem. Oczekiwałem chociaż skinięcia głową.
- Po prostu nie sądziłem że Dumbledore jest tak uparty. Znam ich syna Dudleya. Chodziliśmy razem do szkoły. Nie chcę cię w żaden sposób urazić ale... z moich obserwacji wynika, że jest dziesięć razy gorszy niż James Potter wobec ciebie. - dodałem już trochę ciszej. Coś w sposobie istnienia Snape'a uległo zmianie ale nie mogłem namierzyć co to konkretnie było. Czy sposób chodzenia czy może mina... - Chodzi o to, że on nie jest jedynie w szkole, ale i w domu. Petunia i jej życiowa miłość pozwalają na to i nawet powiedziałbym że są przychylni temu... No to tyle chciałem powiedzieć. - odparłem na końcu odchrząkając.
Chciałem usłyszeć coś mądrego i sensownego ale zamiast tego mogłem do woli napawać się idealną ciszą.
Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że Potter wraz ze Snape'm zdecydowali się na cichy sojusz w moim towarzystwie. W gruncie rzeczy nie sądziłem żeby faktycznie się tak bardzo nieznosili.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro