Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 37

Moja pięść spotkała się z twarzą Rosiera z okropnym odgłosem.

Ale nie myślcie że jestem jakimś troglodytą który leje biednych śmierciożerców którzy chcą tylko zabić mi brata. Co to to nie. Najpierw z nimi kulturalnie rozmawiam.

Wyciągnąłem z nogawki nóż przykładając go do szyi Camerona. Nosiłem go przy sobie tylko dlatego że miał przytwierdzony otwieracz do piwa. W końcu przyda się do czegoś konkretnego.

- Myślę że i tak wszystko mi wyśpiewasz.

Chłopak wyglądał już na na prawdę wściekłego. Harry przewrócił oczami stojąc za Rosier'em czego krukon nie zauważył. Potter był zdecydowanie zbyt humanitarny. Jeszcze się nie nauczył że z takimi gnidami trzeba krótko.

- No więc? Wolisz żebym najpierw wyciął ci na buzi mój podpis czy nakarmił sowę Harry'ego twoim uchem?
- Ej! Ale Hedwigi w to nie mieszaj!

Krukon przełknął ciężko ślinę.
- Wiem że nie możesz tego zrobić. Czarny Pan byłby wściekły.

Zaśmiałem się chłodno.
- Jak mam ci zaufać że podasz mi ciekawe informacje skoro nawet nie wiesz jaki stosunek ma do mnie twój Pan? Nie wiem czy załapałeś ale właśnie umawiałem się na herbatę z jego śmiertelnym wrogiem.

Rosier sapnął. Pomyślałem że gdyby ktoś nas tutaj znalazł to miałbym przejebane.
- Powiem ci to co wiem ale ma tutaj nie być Potter'a. - powiedział przez zęby czarodziej rzucając gryfonowi wściekłe spojrzenie.

- Zobaczymy się później Harry. - odparłem nie spuszczając wzroku z krukona.
- Jasne. Już mnie nie ma. - powiedział zdenerwowany Potter odchodząc szybkim krokiem. Nie miałem czasu żeby tłumaczyć gryfonowi dlaczego nie mógł słuchać jak przyszły śmierciożerca opowiada drugiemu przyszłemu śmierciożercy o różnych niecnych planach Voldemorta. Mam nadzieję że właśnie na ten temat chciał pogadać krukon.

- Możesz ze mnie zejść do cholery?

Spełniłem prośbę krukona wciąż trzymając w dłoni nóż. Stanęliśmy naprzeciw siebie mierząc się groźnym spojrzeniem. Cameron odchrząknął.

- A więc ostatnio podsłuchałem moją ciotkę. Powiedziała że Czarny Pan chce cię wykorzystać żeby uwolnić śmierciożerców z Azkabanu.

Podniosłem brew nie wiedząc co o tym myśleć. Przecież po ucieczce Syriusza bardzo wzmocniono straż i zabezpieczenia.
- Niby jak?

Chłopak wzruszył ramionami.
- Nie wiem. Myślałem przez chwilę że chodzi tutaj o twoje powiązania z magicznymi stworzeniami. Ale dementorzy są zbyt potężni żeby ktokolwiek mógł im rozkazywać. Nawet Sam - Wiesz - Kto nie może nad nimi panować. Gdybym to ja był na Jego miejscu po prostu rzuciłbym na ciebie Imperiusa żebyś przyprowadził mi Potter'a. - powiedział chłopak wzruszając ramionami. - Nie wiem dlaczego Czarny Pan nie potrafi zrozumieć tak łatwej rzeczy jaką jest strategia.

Po chwili krukon zastygł w przerażeniu kiedy dotarło do niego co właśnie powiedział.
- No wielka szkoda. - mruknąłem oglądając paznokcie. Czarodziej spojrzał na mnie z wyższością.

- Nie rozumiem też dlaczego pozwala pół krwi sobie służyć. To obrzydliwe.

Dopiero teraz Rosier przeżył bliskie spotkanie z moją pięścią. Musicie przyznać że i tak byłem bardzo cierpliwy. Chłopak zatoczył się do tyłu uderzając plecami o ścianę budynku. Przycisnąłem go do ściany tak że nie mógł się ruszyć.

- Skoro już trafiłeś do Ravenclawu to bardzo cię proszę użyj swoich umiejętności dedukcji. Nie. Służę. Czarnemu. Panu.

- Doskonale wiesz że to tylko kwestia czasu. - powiedział Cameron rozcierając szczękę.

- Wielka szkoda że nie podałem mu siebie na tacy jak jakiś wytresowany piesek. Chyba zaraz pójdę i go za to przeproszę. - odparłem cynicznie mając nadzieję że czarodziej nie będzie dalej powtarzał kim jestem w porównaniu z Voldemortem. Chłopak spojrzał na mnie pobłażliwie.

- Dlaczego nie wykorzystasz tego że On tak mocno pragnie mieć ciebie w swoich szeregach? - zapytał krukon poważniejąc. - Nie zachowuj się jak jakiś gryfon. - dodał z uśmiechem. Zamrugałem nie mogąc załapać jak szybko czarodziej potrafił zmienić swoje nastawienie do mojej osoby. Przed chwilą groziłem mu odkroieniem pewnych części ciała.- Pomysł sobie jak bardzo będziesz szanowany przez śmierciożerców. Najmłodszy z nich w historii.

- Nie rozumiem cię. Jaki ty masz w tym interes co? - zapytałem czując się na prawdę dziwnie. Dlaczego mnie śledził? Co go obchodzi jak bardzo rozzłoszczę Riddle'a?

- Wyobraź sobie że mój ojciec siedzi w przeklętym Azkabanie. A ty podobno jesteś tym który może go uwolnić. Teraz ty pokaż że stereotypy się na coś przydają ślizgonie.

Westchnąłem przecierając oczy. Nie miałem żadnej pewności że chłopak mówi prawdę. Zawsze żyłem z przeświadczeniem że ojciec - alkoholik, ojciec - wariat, ojciec - śmierciożerca to nie są pojęcia które chciałbym posiadać we własnym domu.
"Halo halo Alex zauważ że Snape tak jakby był, jest i będzie śmierciożercą."
Świetnie. Ale on już w to nie wierzy i jest szpiegiem więc się zamknij.

- Chciałeś żebym ci pomógł. Niby jak? - zapytałem chcąc zmienić temat. Czarodziej spojrzał na mnie z taką kpiną że przez chwilę pomyślałem że jest lepszy od Snape'a.

- Widzisz, to już nieaktualne. Skoro zamierzasz służyć Czarnemu Panu...
- Ja wcale nie...!
- ...to pozostawię to mojemu ojcu. - powiedział patrząc na mnie z wyższością. - Niech on się bawi w zemsty i trucizny. Ja nie mam do tego głowy.
Zazgrzytałem zębami. Nie chciałem żeby ktokolwiek został poczęstowany zemstą Rosiera. Chłopak był na prawdę cwany.

- Skoro to wszystko to możesz spadać. - powiedziałem mając dość zabawy w te śmierciożercze pogaduszki.
- Adios.

Krukon uśmiechnął się czarująco i zniknął posyłając mi w powietrzu całusa.
Oparłem się o ścianę czując się jakbym przebiegł maraton. Samokontrola przy tych czystokrwistych dupkach to nie lada sztuka. Pomyślałem że powinienem wytłumaczyć Harry'emu parę spraw... jednak nie miałem ochoty go teraz szukać. Musiałem sam przemyśleć to co usłyszałem. Po pierwsze Rosier mógł być po prostu podpuchą Czarnego Pana. Nie mogę nikomu powiedzieć o Azkabanie oprócz Snape'owi. Ale jestem na niego śmiertelnie obrażony! Cholera! Na niebie pojawiły się ciemne chmury które zwiastowały niezłą ulewę. Machnąłem różdżką wzywając Błędnego Rycerza. Usiadłem pod oknem obserwując Londyn. Odgłos uderzania kropel o autobus w końcu mnie uśpił.

- Alex? Wysiadasz na Pokątnej?

Zamrugałem czując suchość w ustach. Ziewnąłem czując że kiedy wsiadałem było o wiele cieplej.
- Alex?

Podskoczyłem w miejscu widząc twarz Syriusza Black'a. No pięknie. Nie mogłem lepiej wpaść.

- Co? - zapytałem próbując wtopić się w krzesło. Czarodziej spojrzał na mnie z uśmiechem.

- Myślałem że wysiadasz kupić jakieś rzeczy do szkoły. No wiesz, książki...

- Ah. Nie. Zamawiam pocztą. - mruknąłem czując się dziwnie. - Czy nie powinieneś mieć na sobie jakichś zaklęć maskujących czy cos? - zapytałem szeptem. Mężczyzna zaśmiał się cicho.

- Mam je na sobie Alex. Tylko osoby którym chce się ujawnić mogą zobaczyć moją prawdziwą postać.

Spojrzałem na mężczyznę z uznaniem.
- Kozacko. A ty gdzie się wybierasz?
Czarodziej wygląd na rozbawionego. No tak. Gdybym był z rodziny Black i udałoby mi się nie zostać śmierciożerczą gnidą to też bym się cieszył.

- Do mojego domu. Na Grimmauld Place 12.
- To fajnie.
Przez chwilę siedzieliśmy obok siebie w ciszy. Już myślałem że w spokoju sobie zasnę ale tak jakby Blackowi wzięło się na pytanka.

- A ty gdzie jedziesz? - zapytał mężczyzna wyglądając za okno. Odchrząknąłem. Muszę przyznać że to dobre pytanie.

- Chciałem odwiedzić Draco. - szybko skłamałem. Och doprawdy co go to obchodzi?

- Nie chcę cię martwić ale Malfoyowie są we Włoszech.

Doskonale o tym wiem kretynie. Miałem ochotę walić głową w szybę. Zamiast tego skrzywiłem się uparcie patrząc przed siebie.

- Może chciałbyś odwiedzić mój dom? - zapytał Black mi z gruchy ni z pietruchy. Taaaa jaaaasne nie marzę o niczym innym. Odwiedzanie nieznajomych mężczyzn jest takim moim małym hobby. Widząc moją kwaśną minę czarodziej szybko dodał :
- Wiem że Harry dał ci stary notatnik Regulusa. Może chciałbyś się rozejrzeć w poszukiwaniu innych ciekawych przedmiotów? Mam ich bardzo dużo i wątpię żeby kiedykolwiek mi się przydały. Może chociaż ty z nich skorzystasz.

- Okej. - powiedziałem szybko nawet się nie zastanawiając. Mamuniu w domu cholernych Blacków jest tyle czarnej magii że będzie mi się odbijało przez kolejne dziesięciolecia. Nie mogę się doczekać! Czy ja się głupio uśmiechnąłem? Uhh Alex trzymaj klasę chłopie. Wcale nie dałeś się przekupić.

- Wiesz może to głupie ale... kiedy patrzę na ciebie i Harry'ego czuję się jakbym widział siebie i Regulusa. Oczywiście z czasów kiedy obydwaj jeszcze nie chodziliśmy do Hogwartu. Później wszystko zepsuliśmy. - powiedział Black drapiąc się po karku. A to chłopa złapało na zwierzenia. Mimo wszystko wiedziałem że wygadanie się komuś dawało bardzo dużą ulgę więc słuchałem mężczyzny z grzecznym zainteresowaniem. - A wy mimo wszystkich różnic na prawdę się dogadujecie i w ogóle. Cieszę się że nie rywalizujecie z tak idiotycznych powodów jak inne domy...

Uśmiechnąłem się. W sumie to Syriusz nawet nie gadał głupot.
- Myślę że każdy z nas przez długi czas nie miał prawdziwej rodziny więc każda cząstka własnej krwi jest mile widziana. - powiedziałem wykręcając palce. Nie chciałem przyznać jak bardzo się cieszę że mam tego uczuciowego gryfona. Nagle huncwot złapał mnie za rękę.

- Merlinie, Alex nie masz pojęcia jak strasznie się czułem kiedy Regulus został śmierciożercą. To była prawdziwa gehenna. Co innego jest kłócić się z bratem a co innego stracić go na zawsze. Walczyć z nim. - powiedział Black chaotycznie chowając twarz w dłoniach.

- Przepraszam. Nie powinienem cię obarczać moimi problemami.

- Nic się nie stało. Serio. Mi to nie przeszkadza. - mruknalem mając nadzieję że mężczyzna powie mi coś jeszcze. Oczywiście było mi go szkoda ale Regulus był osobą która na prawdę mnie ciekawiła. Autobus bujał nami we wszystkie strony a widok za oknem był jedynie pasmem świateł które mijaliśmy. Mam nadzieję że krewni Harry'ego nie byli na niego bardzo wściekli. Mogłem na odchodne rzucić im łajno bombę czy coś.

- Po prostu chciałem ci powiedzieć że kiedy na ciebie patrzę nie mogę pozbyć się wrażenia że właśnie widzę jak mój brat oddaje się temu potworowi. I znowu wiem że nie mogę nic zrobić. Czuję się taki bezużyteczny. Ani ty ani Regulus nie powinniście zostawać śmierciożercami. Tak mi przykro Alex. - powiedział Black schylając głowę. Zmarszczyłem brwi czując się na prawdę zdziwionym oświadczeniem czarodzieja. Nawet nie chce sobie wyobrażać jak bardzo trudna musi być dla niego ta sytuacja. Och przepraszam dla mnie jest ciutkę gorsza. Nie wiedziałem co mam odpowiedzieć.

- Tak bywa. - wydukałem czując że zaschło mi w gardle. Nikt oprócz ślizgonów którzy byli w podobnej sytuacji nie odważył się poruszyć przy mnie tego tematu. Byłem jednocześnie pod wrażeniem i w osłupieniu. Nie wiem które uczucie przeważało. Resztę drogi przesiedzieliśmy w ciszy.

Wysiedliśmy w parku. Kiedy Błędny Rycerz odjechał zobaczyłem że przed nami stoją domy numer dziesięć, jedenaście i trzynaście...
Zamrugałem nie wiedząc czy coś się Blackowi przypadkiem nie pokićkało. Zaraz, chwila...
Co do...?
Dom numer dwanaście stał jak byk! Byłem pewien że jeszcze pięć sekund temu go tutaj nie było. Przetarłem oczy czując się jak mugol. Magia Alex! Myśl czasami! Black popchnął zardzewiałą furtkę która koszmarnie zaskrzypiała i w końcu weszliśmy do tej porażającej chałupy. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to wszechobecny mrok. Przeszły mnie przyjemne ciary i miałem ochotę mruczeć. Czułem się odurzony.

- Kawy? - zapytał Black zdejmując płaszcz. - Harry mówił mi że pijesz czarną bez cukru. Stworek!

Skinąłem głową czując zbyt wiele magii żeby móc normalnie mówić.

- Mogę iść na górę? - szepnąłem powoli się oblizując. Jak to dobrze że kiedy wychodzi ze mnie szaleniec zazwyczaj jestem w towarzystwie innego szaleńca.

- Jasne. Jeżeli jakieś drzwi są zamknięte to znaczy że tak ma zostać. Poza tym czuj się jak u siebie. - powiedział Black sięgając po gazetę.

- Okej. - szepnąłem zachrypniętym głosem. Odwróciłem się w stronę schodów i ledwo unikając zderzenia z poręczą wspinałem się coraz wyżej i wyżej. W końcu znalazłem się na strychu i zacząłem przeglądać stare książki w ogromnym pudle. Zauważyłem że czuję się coraz bardziej normalnie. Zamrugałem nawet nie zauważając kiedy minął mi chwilowy stan zamroczenia. Czy to znaczy że to uczucie wywołało coś konkretnego a nie tylko wysokie stężenie czarnej magii? Odłożyłem książkę na temat średniowiecznych tortur i wstałem otrzepując spodnie. Nie zdążyłem się rozejrzeć kiedy usłyszałem dziwny odgłos. Coś jakby... drapanie pazurami?
Zmrużyłem oczy wyjmując różdżkę. Powoli odwróciłem się w stronę dźwięku nie wydając żadnych odgłosów. No dobrze. Co to za cholera? Starałem się nie oddychać ale na strychu Blacków nie było tlenu tylko esencja kurzu przez co kichnąłem niczym drwal z czterdziestoletnim stażem. No to by było na tyle jeżeli chodzi o zachowanie ciszy i uniknięcia spłoszenia Tego Czegoś. Dobra, co ja się będę bawił w jakieś głupie podchody. Jednym ruchem różdżki przesunąłem kufer z dwustu letnimi księgami pięć metrów dalej. Wytrzeszczyłem oczy widząc jak nagle odsłoniłem malutkie słodkie Coś. To Coś kuliło się na starych szmatach i cichutko piszczało. Schowałem różdżkę czując jak leci mi ślina. Powoli podszedłem do zwierzaczka szepcząc uspokajające słówka. Delikatnie podniosłem kupę rudego futerka przytulając je do piersi. Koto - Coś spojrzało na mnie złotymi oczami i zakwiliło. Jego malutkie ciałko drżało i na pewno było głodne.

- Ojej puchatku zaraz cię nakarmię dobrze? Zjadłbyś coś maluszku? Chodź zabiorę cię z tej zapleśniałej dziury. Jesteś taki dzielny zaraz cię położę w jakimś milutkim miejscu... - mówiłem cichym, kojącym głosem najłagodniej jak potrafiłem. Bałem się że mogę go niewygodnie trzymać ale zwierzaczek nie szarpał się. Miałem wrażenie że czuję jego przerażenie. Serce waliło mi jak oszalałe a dłonie drżały. Zszedłem na dół najszybciej jak potrafiłem. Nawet nie usłyszałem odgłosów rozmów.

- Syriusz! Masz może ciepłe mleko? - zapytałem chaotycznie zbiegając ze schodów.

- Na prawdę Smarkerusie nie nakarmiłem Stworka twoim synem więc nie wiem w czym masz problem. Jestem pewien że wciąż jest żywy. O proszę bardzo oto i on. - powiedział spokojnym głosem Black chociaż w jego oczach widziałem wściekłość. Chwila. Snape tu jest? Stanąłem zdziwiony widząc dwóch kłócących się czarodziei którzy aktualnie na mnie patrzyli.

- Bo ja... eee...

- Alexander. Możesz mi wytłumaczyć dlaczego do ciężkiej cholery egzystujesz na jednej przestrzeni z Nundu w odległości mniejszej niż dziesięć kilometrów?

- Co? - zapytałem nie za bardzo inteligentnie nie wiedząc o co chodzi Snape'owi. Przecież to tylko słodki kociak. Mistrz Eliksirów wymownie walnął się w czoło.

- Czy ty na prawdę nie wiesz czym jest Nundu? Jest to na prawdę niebezpieczne stworzenie które jest praktycznie nie do pokonania przez grupę liczącą mniej niż dziesięciu czarodziei. Dlatego odłóż to z łaski swojej.

Prychnąłem. Merlinie nie znam zbyt wielu ludzi którzy potrafili zirytować mnie tak mocno jak ten facet.

- Chyba coś ci się w mózgu pomieszało. - powiedziałem butnie głaszcząc kiciusia. Jest najsłodszym stworzeniem na ziemi! Jestem pewien że nie skrzywdziłby muchy. Snape zawarczał.

- Odłóż go bachorze! Natychmiast!

Westchnąłem cierpiętniczo zastanawiając się dlaczego zawsze ja. Nie mam zamiaru oddać tego słodziaka tak łatwo.

- Zmuś mnie. - powiedziałem patrząc na mężczyznę jak na wroga publicznego. Black patrzył na nas jakby obserwował mecz tenisa. Tylko że kibice rozgrywek sportowych raczej nie wyglądają na szczerze przerażonych. Przewróciłem oczami. Nie rozumiem dlaczego wszyscy tak bardzo bali się Snape'a. Jasne, rozumiem że jest śmierciożercą ale ich jest przecież cała masa.

Mistrz Eliksirów prychnął zaplatając dłonie na piersi. Udawał że wyluzował ale ja widziałem jak bardzo był spięty.

- Wiesz, myślę że Potter będzie ryczał jak dziewczyna jeżeli to stworzenie odgryzie ci głowę więc po prostu się od niego odsuń. Nie mam zamiaru wysłuchiwać lamentów małoletnich gryfonów.

- Ahhh Merlinie dlaczego nie przyjmiesz do swojej cholernej wiadomości że on nic mi nie zrobi? Mordercze zwierzaczki mnie kochają, zapomniałeś? Tak więc jeżeli w ciągu kolejnej godziny nic mi nie będzie oprócz zadrapań bo bestyjka ma pazurki to nie będziesz już ględził co ty na to? - zapytałem znudzony. Chyba Snape zapomniał jak bardzo uparty potrafię być. Czarodziej zmrużył oczy.

- Po pierwsze młody człowieku wykaż trochę szacunku bo nie jestem jakimś głupim nastolatkiem. Po drugie : nie.

Zmrużyłem oczy czując się na prawdę wściekłym. On nie ma pojęcia jak ja się czuję! Przejąłem jego emocje a rozróżnienie ich jest na prawdę ciężkie. Co on sobie wyobraża?! To jest mały zagubiony kotek!
Spojrzałem na nauczyciela skruszonym wzrokiem przygryzając wargę.

- No dobra sorry. - powiedziałem wzdychając. - Ale chcę się z nim przespacerować żeby się uspokoił. A potem oddamy go Hagridowi albo coś. Okej?

Syriusz szturchnął Snape'a w bok przez co ten wyglądał na jeszcze bardziej oburzonego. Rzuciłem Blackowi porozumiewawczy uśmieszek.

- Niech będzie. Masz pół godziny i ani minuty dłużej. Jeżeli ktoś cię porwie nie mów że nie ostrzegałem.

Miałem ochotę zazgrzytać zębami.
- Kto? Śmierciożercy? - zapytałem cynicznie. - No chyba że chcieliby porwać mnie na piwo.

Zatrzasnąłem drzwi rozglądając się czy przypadkiem nikt mnie nie obserwuje. Przytuliłem do piersi Nundu głaszcząc zwierzę uspokajająco. Schowałem się za budynkiem numer dziesięć owijając kotka w chustę. Po chwili zniknąłem.

###
Ponad 2600 słów no kochani oczekuję komentarzy za taką robotę

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro