Rozdział 33
Usłyszałem jakiś koszmarny jazgot, przez który ziemia zadrżała. Dalej leżałem na brzuchu, trzymając nos w trawie, jednak ten przerażający odgłos skutecznie mnie ocucił. Dźwięki dookoła mnie nie były już chaotycznym szumem, tylko sensownymi wulgaryzmami wychodzącymi z ust Voldemorta. Usiadłem, opierając się plecami o jeden z wilgotnych nagrobków. Wtedy zobaczyłem przed sobą przedziwną scenę.
Ten skurwiel bez nosa walczył z Harry'm. Tylko że nie polegało to na rzucaniu na siebie wzajemnie klątw. Ich różdżki wytworzyły smugę światła, która od strony Czarnego Pana, do połowy była koloru ciemnej zieleni, a od Harry'ego fioletowa. Wyglądało to tak, jakby ich magia nie była w stanie walczyć przeciwko sobie.
Zamrugałem, czując się zbyt wykończonym, żeby jakkolwiek pomóc bratu. Wizja wstania z ziemi była zbyt straszna. Wszystko mnie bolało i niestety byłem pewien, że moje nogi były połamane. Świetnie, tylko że jak ja mam stąd uciec skoro nie mogę się ruszyć nawet o metr?! Na chwilę zapomniałem o bólu, widząc przedziwną scenę.
Dookoła walczących pojawiły się duchy zmarłych. Wiem o tym, bo zobaczyłem James'a Potter'a, czarownicę z Ministerstwa zamordowaną przez Voldemorta, parę twarzy których nie znałem oraz Lily. Kobieta uśmiechnęła się do mnie, ale byłem w zbyt wielkim szoku żeby wykonać jakikolwiek nieprzyzwoity gest.
Postaci zmarłych mówiły do gryfona coś, czego z takiej odległości nie słyszałem. Dały Harry'emu siłę, dzięki której dał radę odepchnąć od siebie czarodzieja. Mężczyzna był zbyt zszokowany i wściekły, żeby zareagować dość szybko. Potter wykorzystał to, przywołując do siebie puchar. Śmierciożercy wiedzieli, że ich Pan tak łatwo im tego nie wybaczy, więc stanęli murem między mną a nim.
Harry miał tak udręczony wyraz twarzy, że miałem ochotę zabić wszystkie śmierciożercze śmieci. Nie mogłem się do niego dostać, a jeżeli on spróbuję się zbliżyć, śmierciożercy go pochwycą. Zobaczyłem, że Czarny Pan otrząsnął się z szoku i z jeszcze większą wściekłością unosi różdżkę.
- Jesteś już martwy Potter.
- Uciekaj Harry!
- Nie! Nie zostawię cię z nim!
Doskonale wiem, że gryfon jest skazany na śmierć. Jeżeli Czarny Pan dopadnie go drugi raz, już się nie zawaha. Natomiast ja byłem w troszkę lepszej sytuacji. Nie mówię, że to będzie bezbolesne, ale nie zabije mnie. Snape jest zbyt cenny. I nie, nie mówię o sobie. Wypchnąłem rękę do przodu, skupiając swoją moc. Nastolatek poleciał do tyłu wpadając na puchar, po czym zniknął.
Myślę że dziki wrzask Voldemorta było słychać w całej Magicznej Anglii.
-----
Harry upadł na ziemię, słysząc okrzyki radości uczniów oraz orkiestrę. Podbiegło do niego kilka osób w tym dyrektor, nauczyciele oraz Hermiona i Ron. Poczuł, że po policzkach spływają mu łzy. Nie mógł złapać oddechu.
- A - Alex... - wydusił, szukając wzrokiem Snape'a. Czarodziej spojrzał na niego złowrogo, chwytając go za ramiona.
- Gdzie on jest, Potter? Nikt go nie widział od ponad godziny.
Ból w Znaku był bardzo wyraźny, a Severus aż za dobrze wiedział co to oznacza. Był przerażony tym co jego myśli mu podsuwały, ale mimo wszystko miał nadzieję, że jego syn po prostu zwiał żeby w spokoju móc palić papierosy.
Harry poczuł, że kręci mu się w głowie, a rana na ręku koszmarnie boli. Pomfrey zjawiła się momentalnie. Wiedział, że Alex tam został. Sam. Jak mógł do tego dopuścić?! Mieli się nawzajem chronić! W tym samym czasie do Dumbledore'a podeszła McGonagall, blada jak ściana.
- Albusie, pan Diggory... on został... uwięziony w klasie Zaklęć. - powiedziała czarownica, drżącym głosem. Dyrektor szybko się odwrócił, widząc słabego puchona, opierającego się na ramieniu Cho Chang.
- Cedric, co się stało? - zapytał czarodziej, nie do końca rozumiejąc co to wszystko ma znaczyć.
Nastolatek usiadł na ziemi, opierając twarz na dłoniach.
- Alex, on... Barty Crouch Junior podał mu eliksir wielosokowy i dzięki temu wziął on udział w Turnieju, zamiast mnie. - powiedział chłopak szeptem. Severus słysząc to zastygł bez ruchu, nie wiedząc czy na pewno może wierzyć dzieciakowi. - Próbował nas ostrzec, ale wtedy zjawił się Moody... to znaczy Barty...
Dumbledore odwrócił się w stronę miejsca, gdzie jeszcze chwilę temu powinien stać nauczyciel. Czarodziej był już przy wyjściu, chcąc uciec. Dumbledore jednym ruchem różdżki unieruchomił mężczyznę.
- Minerwo, bardzo bym prosił żebyś wezwała aurorów. Mów dalej, mój chłopcze. - powiedział dyrektor, kładąc dłoń na ramieniu puchona.
- Rzucił Imperio na niego i Harry'ego żeby chwycili puchar razem, który był świstoklikiem. - wyszeptał Cedric z oczami pełnymi łez. - Przepraszam, ale nie mogłem nic zrobić żeby ich zatrzymać.
- To nie twoja wina, mój drogi. Pomfrey, proszę żebyś obejrzała pana Diggory'ego. Harry, czy możesz nam powiedzieć co stało się później?
- T - to dziwne, ale nie do końca pamiętam co się stało po tym jak miałem na sobie Imperio. Wiem tylko, że Alex faktycznie pojawił się ze mną na cmentarzu. Tam Peter Pettigrew pomógł Voldemortowi się odrodzić...
Czarodzieje którzy otaczali gryfona prychnęli powątpiewająco, machając rękoma. Okrzyki na temat tego, że Peter nie żyje już od dawna zagłuszały jego słowa.
Dumbledore nie zwracał uwagi na oburzone głosy, skupiając się na opowieści Potter'a.
- Mów dalej, mój drogi.
Harry na myśl o tym, że Alex został sam z tym bydlakiem poczuł, że łzy znowu napływają do jego oczu. Spojrzał na Snape'a, który wyglądał na naprawdę niezrównoważonego. Przełknął ślinę wiedząc, że musi to powiedzieć.
- Voldemort wściekł się kiedy Alex chciał mu się przeciwstawić i kazał śmierciożercom go torturować. - wydukał, pociągając nosem. Snape był tak blady, że nastolatek miał wrażenie, że mężczyzna zaraz rozpłynie się w powietrzu.
- Co dalej, smarkaczu? - wyszeptał Mistrz Eliksirów, drżącym głosem.
- Otoczyli go śmierciożercy i nie mogłem się do niego przedostać ze świstoklikiem. Wtedy on... sprawił, że poleciałem do tyłu i wpadłem na puchar, pojawiając się tutaj. To wszystko. - odparł czując, że jest mu coraz zimniej. Na myśl o tym, że Alex'a tutaj naprawdę nie ma, poczuł że ręce mu drętwieją ze strachu.
- Chcesz mi powiedzieć, że został sam z wściekłym Czarnym Panem?
Odwrócił się od Snape'a, nie będąc w stanie spojrzeć mu w twarz.
- Tak.
- Severusie, to był wybór Alexandra. Nie możesz winić Harry'ego.
- Dlaczego nie?! Właśnie że będę go winił! Alex został sam, a Potter jak zwykle zdecydował się ratować tylko siebie! - wrzasnął Snape, wstając.
- Gdzie Alex... Co?! Nie! - krzyknęła Debora, słysząc Mistrza Eliksirów. Draco i Blaise od razu pojawili się obok niej. Malfoy spojrzał na Severusa pustym wzrokiem, znając zbyt wiele strasznym opowieści na temat Mrocznego Lorda żeby sądzić, że to może się dobrze zakończyć. Snape wyciągnął różdżkę patrząc na Crouch'a, wokół którego chodzili zdenerwowani aurorzy.
- Zabiję go, przysięgam.
- Severusie, proszę. Jestem pewien, że można w jakiś sposób wyciągnąć z tego twojego syna.
- Niby jak? Myślisz, że po prostu stwierdzi, że jest jedynie nastolatkiem z hormonami? Nie uwierzę w to.
Dumbledore objął ramieniem mężczyznę, prowadząc go do swojego gabinetu. Idąc korytarzami Hogwartu nauczyciel nie zwracał uwagi na otoczenie czując straszny ból w klatce piersiowej. Czarny Pan im tego nie daruje. Nie dość, że on sam nie stawił się na wezwanie (nawet jeżeli miał sensowny powód), to jeszcze jego syn mu pyskował. A Snape doskonale zdawał sobie sprawę z tego na co Alex'a stać.
- Usiądź, Severusie. - powiedział Dumbledore, wchodząc do swojego gabinetu. Zajął miejsce za biurkiem, nie zajmując się głupotami pokroju częstowania dropsami lub herbatą.
- Mój chłopcze, musisz przekonać Voldemorta, że Alex jeszcze nie zdaje sobie sprawy z kim miał do czynienia. Dotychczas wychowywał się w mugolskim sierocińcu, dzięki czemu Tom może zobaczyć w nim siebie. Również jest pół krwi. Myślę, że sprzyja nam więcej niż się nam wydawało. Jeżeli przekonasz Alex'a, żeby ten był pokorny wobec niego i okazał mu szacunek... Nie sądzę żeby był względem niego niesamowicie okrutny.
Snape prychnął, rozzłoszczony. Jakoś wcale go to nie przekonywało. Voldemort nie był jakąś głupią panienką, którą da się udobruchać komplementami.
- Oczywiście. Nie będzie wobec niego niesamowicie okrutny, tylko kurewsko bezlitosny. Jak dla mnie to bez różnicy.
Dyrektor przymknął oczy, czując się zmęczony. Dlaczego ta wojna nie może dotyczyć jedynie dorosłych, którzy mają równe szanse w walce? Dzieci nie powinny nawet słuchać o tak okrutnych czasach. Nie mógł uwierzyć w to, że nie zauważył obecności Croucha w szkole. Jak on ma ochronić swoich uczniów? Wstał, wiedząc że ta dyskusja nie ma sensu.
- Severusie, musisz natychmiast spotkać się z Voldemortem i wytłumaczyć tą całą sytuację. Powiesz mu to co wcześniej ustaliliśmy.
Nauczyciel wstał z zaciętym wyrazem twarzy.
- Gdybym nie wrócił, porządnie spierz ode mnie Potter'a. - odparł mężczyzna, zatrzaskując drzwi. Po drodze mijał obrazy, które coś do niego mówiły, ale nie zwracał na nie uwagi. Chciał tylko mieć już to wszystko za sobą. Wyszedł z Hogwartu, biorąc głęboki wdech. Minął błonie zawiedziony, że nikt go nie zatrzymał. Z jednej strony bardzo chciał mieć z powrotem syna, ale z drugiej czuł paniczny strach przed spotkaniem z Czarnym Panem. Czarodziej był niezrównoważony. I wściekły.
Severus minął chatkę Hagrida, po czym pozwolił żeby Znak zaprowadził go do tego drania. Nagle znalazł się w o wiele chłodniejszym pomieszczeniu.
Znajdował się w jakimś opuszczonym dworze, jednak nie wiedział gdzie. Nikt nie był pewien gdzie to Czarny Pan może zechcieć przechowywać swoje szanowne jestestwo. Przeszedł go dreszcz, ale mimo to na jego twarzy wciąż gościła maska nie pokazująca jego emocji. Mężczyzna pozwolił aby spłynęło na niego uczucie wdzięczności do swojego Pana i chęć lojalności. Bezwzględnej. Och tak, ile to razy oklumencja uratowała mu skórę.
Podszedł do dwuskrzydłowych drzwi, otwierając je. Wszedł do ogromnej sali, na końcu której zobaczył czarnoksiężnika siedzącego wygodnie w fotelu. Mężczyzna wyglądał dość dziwnie, ale Severus nie miał zamiaru tego komentować. Z drugiej strony żałował, że nigdy więcej nie będzie miał okazji przywalić mu w nos.
Dookoła czarodzieja stało kilkunastu śmierciożerców. Snape chwycił za stery swoich emocji wiedząc, że jedno potknięcie może kosztować go życie. Droga do jego Pana wydawała mu się najdłuższą wędrówką w jego pieprzonym życiu. Odgłos jego kroków był zdecydowanie zbyt głośny. Nienawidził był w centrum uwagi. W końcu zatrzymał się, padając na kolana przed Riddle'm.
- Mój Panie...
- Patrzcie na to... Kto zaszczycił nas w końcu swoją obecnością? Jeszcze trochę i wystygłaby ci twoja herbatka. - powiedział Voldemort, podchodząc do Mistrza Eliksirów. Słysząc znienawidzony głos miał ochotę posłuchać tego całego metalu, którego słuchał jego syn, byle to zagłuszyć.
- Panie... Przez czas twojej nieobecności zdołałem przekonać tego idiotę Dumbledore'a, że może mi zaufać. Walczyłem o posadę nauczyciela, żeby móc zbierać jak najwięcej informacji... Gdybym odpowiedział na wezwanie, wszystko by przepadło. Przyszedłem najszybciej jak mogłem. Cieszę się, że znowu jesteś z nami, Panie.
Czarny Pan przekładał różdżkę z ręki do ręki, myśląc. Snape stwierdził, że dawno nie czuł crucjatusa więc mimo wszystko czuł pewien dyskomfort.
- Severusie już się bałem, że twoja lojalność nie jest tak trwała jakbym chciał... Może powinienem ci podziękować za przybycie? - zakpił Riddle, wysokim głosem. Mężczyzna zmrużył czerwone oczy, stając za Mistrzem Eliksirów.
- Mimo to przyszedłeś, w przeciwieństwie do Karkarowa... Tchórz, tacy najbardziej mnie irytują. Czy on naprawdę sądzi, że zdoła się przede mną ukryć? Wiem, że nie jesteś idiotą, Severusie. Mimo to nie jestem pewien czy pojawiłbyś się tak szybko gdyby nie pewien młodzieniec. Mam rację, mój drogi sługo? - zapytał mężczyzna szeptem, przybliżając twarz do policzka nauczyciela. Mistrz Eliksirów pierwszy raz miał wątpliwości co do tego, czy jego nerwy przetrwają te mordercze chwile.
- Myślę, że trochę zawiodłeś mój drogi w tej kwestii. Ten chłopak będzie mój. Jednak nie rozumie, że niektórym należy się odrobina szacunku. Co ty na to, Severusie? - zapytał czarodziej lodowatym tonem. Śmierciożercy poruszyli się niespokojnie. - Naprawdę dawno nikt mnie tak nie zirytował. Dorównuje mu jedynie pewne idiotyczne dziecko z okropną blizną, ale o tym wybryku natury na razie nie chcę nawet myśleć.
Snape przełknął ślinę. No cóż, jest gorzej niż mu się wydawało. A myślał, że jest naprawdę, naprawdę źle.
- Mistrzu... Alexander niestety nie był wychowywany przez czarodziei. Dopiero co dowiedział się o twojej potędze, Panie. Nie zdaje sobie sprawy z tego kim jesteś...
Czarny Pan spojrzał na Mistrza Eliksirów z wściekłością. Jednym ruchem chwycił go za włosy, boleśnie odwracając w swoją stronę.
- Co to ma znaczyć?! Chłopak posiadając tak ogromne zdolności nawet nie widział o tym, że jest czarodziejem?! Czy ty sobie ze mnie kpisz?!
Snape wiedział tylko to, że ma przejebane po całości. Ach, cudownie.
- Ta szlama ukryła przede mną jego istnienie, Panie. Nie miałem o niczym pojęcia. Dopiero Dumbledore mnie o nim powiadomił...
- Tak, tak gadki sratki, ale czy nie wiesz jak się robi dzieci, Severusie? - zapytał Mroczy Lord, będąc zirytowanym i znudzonym jednocześnie. Śmierciożercy nawet nie oddychali głośniej.
- Twoim obowiązkiem było pójść i upewnić się, że szlama przypadkiem nie nosi twojego potomka. To po prostu żenujące. Crucio! - krzyknął czarodziej, rzucając zaklęcie torturujące. Snape był psychicznie przygotowany na to, że klątwa prędzej czy później w niego trafi, ale nie potrafił powstrzymać jęknięcia, czując jak jego ciało trawi ból. Zaklęcie z rąk czarnoksiężnika było naprawdę straszne. Wiedział, że to uczucie nie opuści go przez całą noc.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro