Rozdział 31
Nie jestem w stanie zrozumieć jak Potter mógł sądzić, że będę pamiętał o tym głupim Turnieju Samobójczych Zjebów. Gdyby nie to, że jakimś cudem występuję w roli ratownika Złotego Chłopca, rzucałbym na siebie Oblivate po każdym wspomnieniu o tym kretyńskim przedsięwzięciu.
- Och wybacz, że ci nie przypomniałem! Tak się składa, że wszyscy, dosłownie wszyscy, nie rozmawiają o niczym innym. W dodatku jakbyś nie zauważył twoi uroczy znajomi noszą plakietki, które może coś sugerują!
- Naprawdę możesz mi wierzyć, że stwierdzenie "Potter cuchnie" występuje w Pokoju Wspólnym Slytherinu nie tylko podczas Turnieju. - odparłem, przyspieszając kroku. Za dwie godziny miało się rozpocząć drugie zadanie, a Potter nie był na tyle łaskawy żeby się upomnieć o skrzeloziele. No pięknie! Teraz mieć tylko nadzieję, że Snape'a nie będzie akurat w składziku. Na wszelki wypadek Potter pożyczył mi swoją pelerynę. Co może pójść nie tak?
- Ty tutaj poczekaj i nie myśl żeby drgnąć chociażby o centymetr.
Nie czekając na reakcję gryfona, wślizgnąłem się do małego pomieszczenia, pewien swojego sukcesu. Wiedziałem, że nie mogę brać składników bez pytania po dramie z eliksirem na smoczka, a wątpię żeby Snape popierał pomysł wyratowania Złotego Chłopca z opresji. Skrzeloziele leżało na szczęście dość nisko, żebym mógł bez problemu się do niego dostać.
- No i po problemie. - powiedziałem, odwracając się w kierunku wyjścia. Nie tak szybko, Alex! Nagle usłyszałem głos Snape'a i jeszcze kogoś, więc szybko wcisnąłem się między odtrutki i kończyny płazów z nadzieją, że wyjdę stąd żywy. Nagle drzwi się otworzyły i do środka wszedł Mistrz Eliksirów razem z Karkarowem. To połączenie nie wróży nic dobrego.
- Ale Severusie, zrozum, że to naprawdę źle! Nie możemy tego ignorować!
Snape przewrócił oczami stukając fiolkami. Miałem przed twarzą kawałek jego szaty, co wprawiało moją zastawkę sercową w bardzo niezdrowe dygotanie.
- Uwierz mi, że nie zamierzam tego bagatelizować. Ale raczej nic z tym nie zrobimy. - odparł mężczyzna, wzruszając ramionami. Widziałem, że jego twarz była spięta a ramiona sztywne, ale wciąż nie wiedziałem o co chodzi.
- Słuchaj Snape, nie rób za takiego bohatera bo obaj wiemy, że może się to dla nas skończyć nawet śmiercią.
Mistrz Eliksirów momentalnie odwrócił się do czarodzieja z wściekłym wyrazem twarzy.
- Dla ciebie może tak. W końcu świetnie się bawiłeś zdradzając połowę Wewnętrznego Kręgu, musisz przyznać. Ja mam cieplutką posadkę, której Czarny Pan nie może zignorować.
Karkarow od razu zrobił obrażoną minę, ni z gruchy ni z pietruchy odkrywając swoje lewe przedramię z Mrocznym Znakiem. Ledwo powstrzymałem się przed głośnym wciągnięciem powietrza. Szczerze mówiąc, Snape nigdy nie pokazał mi swojego. Jakoś za bardzo mnie nie ciągnęło do podpisania się na wydziaranym przedramieniu tatulka, więc nie naciskałem.
- Świetnie. Wyobraź sobie, że mam identyczny i nie musisz się przede mną rozbierać. - prychnął Snape, nagle odwracając się w moją stronę. No nie, przecież nawet nie drgnąłem! Nie śmiałem głębiej oddychać, żeby przypadkiem nie zdradzić swojej obecności. Czarodziej wyciągnął w moją stronę dłoń, mrużąc oczy. Aaaaaa, dlaczego nie mogę wtopić się w tą cholerną ścianę?
- Przeklęty Potter...
- Coś się stało, profesorze? - nagle usłyszałem głos gryfona, który z miną niewiniątka zajrzał do środka. Wściekły Snape odwrócił się w stronę nastolatka, więc zyskałem pięć sekund żeby się ewakuować. Trzema krokami czmychnąłem z małego pomieszczenia, chowając się za zasłoną.
- Nikt cię tutaj nie zapraszał, Potter!
Chłopak wzruszył ramionami.
- W takim razie miłego dnia, profesorze. - powiedział nastolatek z wymuszonym uśmiechem. Odszedł w moją stronę, więc od razu za nim poszedłem ze skrzelozielem w kieszeni. Nagle zobaczyłem, że Snape za nami idzie. Jasna cholera!
- Potter! Gdybyś zobaczył gdzieś Alex'a przekaż mu, że Dumbledore chce go widzieć!
- Dobrze, profesorze. - rzucił gryfon, szybko odchodząc korytarzem. Po chwili znaleźliśmy się w bezpiecznej odległości od Mistrz Eliksirów. - Masz?
- Jasne. - odparłem, zdejmując pelerynę. Oddałem mu roślinę, oraz magiczne ubranie.
- Dzięki! - powiedział Potter, ściskając mi żebra z szerokim uśmiechem. - Lepiej idź już do dyrektora. To dziwne, że chce z tobą rozmawiać akurat teraz, skoro zaraz zacznie się kolejne zadanie.
Skinąłem głową, czochrając włosy nastolatka. Ten spojrzał na mnie urażony.
- Powodzenia, Harry. I pamiętaj, że skrzeloziele działa równo godzinę i ani minuty więcej. - odparłem, puszczając chłopakowi oczko. Gryfon westchnął, próbując ułożyć swoje włosy.
- Martwię się, że sobie nie poradzę. Jasne, jestem Chłopcem Który Przeżył! W takim razie na pewno mam wiele magicznych mocy o których nikt nie słyszał. - powiedział chłopak, prychając.
- Reszta zawodników jest ode mnie starsza i lepiej zna się na magii. Jak mam im dorównać?
- Och Harry, tutaj chodzi głównie o spryt. Gdyby ważne były jedynie umiejętności magiczne, to wiedzielibyście na czym polega zadanie wcześniej. Tutaj chodzi o szybką reakcję. A ty radzisz sobie jak na razie z wszystkim naprawdę dobrze! Nie martw się, mówię ci!
Chłopak podrapał się po głowie, wzruszając ramionami.
- Skoro tak mówisz. Może i masz rację... Lepiej idź do dyrektora. Nie może tyle na ciebie czekać!
- Będę na trybunach i przywalę Malfoyowi, jeżeli będzie życzył ci śmierci.
- Super.
Pobiegłem korytarzem do gabinetu Dumbledore'a. Akurat wpadłem na McGonagall, która szła z Hermioną więc nie musiałem męczyć się z hasłem. W środku czekała już na nas siostra tej laski z Bauxbatons i ojejejej, czy to Cho Chang? Mam nadzieję, że nie będę musiał na nią patrzeć zbyt długo.
- Moi drodzy, zaprosiłem was, ponieważ macie odgrywać bardzo ważną rolę w tym zadaniu. Każdy z was jest kimś ważnym dla jednego z zawodników. Będę was prosił o wypicie eliksiru, który ma za zadanie uśpić was na pewien czas. Jestem pewien, że nikomu z was nic się nie stanie, więc nie musicie się martwić. - powiedział dyrektor, podając każdemu z nas fiolkę z fioletowym płynem.
Delikatnie potrząsnąłem buteleczką, obserwując opadające drobinki. Zaawansowyany eliskir usypiający. Prowadzi do powiedziałbym, pewnego rodzaju hibernacji, podczas której ciało nie reaguje na otoczenie. Jeżeli Harry potrzebował skrzeloziela to znaczy, że będziemy pod wodą. Westchnąłem.
- Mogłem nie zakładać skórzanych butów. - powiedziałem, widząc zszokowane spojrzenia nastolatków. Usiadłem na podłodze, nie chcąc boleśnie w coś wyrżnąć.
- Twoje zdrowie. - rzuciłem do Hermiony, wypijając płyn duszkiem. Poczułem jak moje mięśnie wiotczeją, po czym ogarnęła mnie ciemność.
-------
Pierwszym co zauważyłem było dziwne odczucie lewitowania. Czułem się bardzo lekki. Otworzyłem oczy i nagle ogarnęło mnie przerażenie. Po mojej prawej Hermiona również unosiła się pod wodą i była przywiązana za kostki. Zerknąłem na własne nogi. Ja również. Różnica polegała na tym, że jakieś obleśne stworzonka szarpały za mój sznurek i starały się go chyba odgryźć.
Chciałem krzyknąć, ale jedyne co wydostało się z moich ust to bąbelki powietrza i bulgotanie. Właśnie w tym momencie zacząłem się dusić. Obudziłem się z hibernacji. Merlinie, co mam robić?! Resztkami zdrowego rozsądku zakodowałem, że jedyną ostrą rzeczą jaką posiadam jest suwak. Drżącymi rękoma chwyciłem go i zacząłem "przepiłowywać" sznur.
Jak to było Dumbledore? "Jestem pewien, że nikomu z was nic się nie stanie, więc nie musicie się martwić." No super, szkoda że nie wziąłeś pod uwagę, że jeden z zakładników jest ulubieńcem magicznych zwierzątek, które chcąc go ratować mogą obudzić go z transu. Wyśmienicie!
Mój mózg powoli zaczynał zamulać z braku tlenu, a moje siły wyraźnie słabły. Nagle smuga światła przeleciała przez sznur, który się przerwał. Cedric patrzył na mnie w szoku, ale szybko chwycił mnie w pasie, wyciągając na powierzchnię. Zakaszlałem, chwytając w panice powietrze.
- W porządku?
- Bywało lepiej, ale żyję. Dam radę sam dopłynąć, bez obaw. Lepiej płyń po resztę. Czas się kończy. - kiedy to powiedziałem obok wypłynął Harry z Hermioną. Pomachał nam i szybko zanurkował z powrotem. Cedric wzruszył ramionami i również zniknął. Dopłynąłem do pomostu na którym stali uczniowie i nauczyciele. Draco od razu się na mnie rzucił.
- Nie mogłem cię nigdzie znaleźć ale myślałem, że po prostu miziasz się ze swoją drapieżną dziewczyną, więc...
- Alex, nic ci nie jest?! - krzyknęła wyżej wymieniona, gniotąc mi żebra. Poczułem zapach karmelków i uśmiechnąłem się, wciskając twarz we włosy puchonki. W końcu podszedł ktoś użyteczny, czyli Nott z ręcznikiem. Spojrzałem na chłopaka z wdzięcznością, zawijając się jak najszczelniej. Pojawił się nawet Severusek.
- Myślałem, że będę miał trochę więcej świętego spokoju. Nie myśl, że przez przeziębienie będziesz mogł nie iść na lekcje. - rzucił, mijając nas niczym ucieleśnienie mroku. Jego troska jest niczym niezmierny ocean. Zawsze pojawi się kiedy jestem z kumplami, żeby narobić trochę siary.
- O spójrz, jest i Granger. Miałem nadzieję, że tam zostanie. - mruknął Malfoy, krzywiąc się.
Zakaszlałem, chcąc wzbudzić w Deborze tą przerażoną minę. Dziewczyna przyłożyła mi dłoń do czoła.
- Chodź do Pomfrey. Nie możesz mieć zaległości.
Dogadałaby się z Hermioną. Akurat dziewczyna podeszła do nas, cała mokra. Forge uśmiechnęła się do gryfonki, ale szybko złapała mnie za rękę. Boże, co za zazdrosne dziecko. Miona jest tylko moją przyjaciółką!
- Idziesz z nami po eliksir pieprzowy?
- Z chęcią. - odparła dziewczyna, pociągając nosem. - Nie mogę zachorować, bo muszę się uczyć do sprawdzianu z zaklęć!
- No i trzeba dawać korki Krumowi, no nie? - zapytała puchonka, wchodząc do zamku.
- Ma swoje fochy. Nie przejmuj się. - rzuciłem szeptem do Hermiony, bojąc się, żeby nie wynikła z tego żadna kłótnia. Dziewczyna spojrzała na mnie spokojnie.
- Nie rozumiesz kobiet. - stwierdziła, wchodząc za Deborką. Patrzyłem za nastolatkami, czując się jak debil. Mugolki było trudno zrozumieć, ale czarownice to już w ogóle. Machnąłem ręką, wchodząc do skrzydła szpitalnego.
- Merlinie, co oni sobie wszyscy myślą! Zaraz wybuchnie epidemia kataru! Będzie musiał pan, panie Snape pomóc ojcu w przygotowaniu eliksirów leczniczych, bo wątpię żeby sam się wyrobił. W dodatku mamy wiosnę! Choroba murowana! - krzyczała pani Pomfrey, podając nam eliskiru pieprzowy. Debora też wzięła, na wszelki wypadek.
- Całowałam się już z tym draniem, więc pewnie się zaraziłam. - powiedziała, pokazując mi język. W tym momencie weszła Cho z Cedrikiem. Ledwo, ledwo opanowałem mój odruch wymiotny. Odwróciłem się do Diggory'ego z uśmiechem.
- Dzięki stary. Znowu ratujesz mi skórę.
Chłopak zaśmiał się serdecznie.
- Naprawdę Alex, nie ma za co. Zrobiłem to dla punktów, a nie dla takiego lubującego się w czarnej magii ślizgona. - powiedział, puszczając mi oczko. Prychnąłem.
- Zapamiętam to!
Puchonka niecierpliwie popchnęła mnie w stronę wyjścia.
- Chodźmy żeby przypadkiem ci się nie pogorszyło. - mruknęła, pokazując środkowy palec Chang. Objąłem dziewczynę ramieniem, ciesząc się że mam takiego potwora.
##
Łapcie w mediach ładny rysuneczek kogoś kto wygląda jak Alex.
Uwaga!
Chcecie żebym dodawała też narrację z perspektywy kogoś innego czytaj - Severusa?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro