Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 29

Z balu u Malfoy'a nie pamiętam wiele. Nie mogłem bawić się tak dobrze jakbym chciał, bo kogoś mi brakowało.

Dobrze wiedziałem kogo.

Po kilku drinkach nawet całowałem się z jakąś szatynką, ale niewiele z tego kojarzę. Wiem, że miała granatową sukienkę. Dlatego w ogóle do niej zagadałem. Mam nadzieję, że mnie nie pamięta.

Pokój Draco był fajny. Na ścianach miał mnóstwo plakatów drużyn Quidditcha. Ja muszę zainwestować w takie z zespołami. W sumie mogłem je odkleić ze ścian sierocińca, ale teraz już pewnie rozeszły się po całym świecie. Oprócz mnie, u Malfoy'a był też Zabini, Nott, Greengrass, Pansy i cała śmietanka Slytherinu i śmierciożerczego gangu. Po pewnym czasie miałem wrażenie, że ta impreza jest organizowana tylko po to żeby powspominać cruciatusy od Czarnego Pana przy szklance whiskey.

Snape przedstawił mnie kilku ciekawym gościom, ale na szczęście nie ma tylu serdecznych przyjaciół żeby mnie to skutecznie znudziło.

Podsumowując bawiłem się całkiem nieźle, ale w towarzystwie głównie śmierciożerców na pół etatu nie chciałem szaleć.

A potem nadszedł czas prezentów! Taaak, właśnie dlatego po prostu kocham święta! Chociaż szczerze mówiąc zazwyczaj na święta dostawałem od Nathalie koszulę albo spodnie, żeby nie było że nie kupuje mi ubrań. W sierocińcu Manson dawała nam wodę święconą. Nie no, żart. Zazwyczaj była to jakaś mądra książka, którą kolejnego dnia opylałem w skupie za trzy dychy.

W tym roku dostałem tyle prezentów, że nie mogłem się zdecydować, który był najlepszy. Dobra, w sumie to wiedziałem, który był najbardziej wyczesanym, zakurwistym prezenciskiem.

SNAPE DAŁ MI WZMACNIACZ MARSHALLA. PISZCZAŁEM JAK DZIEWCZYNA.

Nawet poszedł i wyciągnął z mojej (byłej) szafy najdroższego Gibsonka. I przyniósł mi go. Czy ktoś jeszcze chce zakwestionować to, że Snape jest bogiem?

Na resztę dnia zamknąłem się w pokoju, zarzynając moją gitarę bez wyrzutów sumienia. O godzinie 22.01 nie mogłem wydusić z niej ani jednego dźwięku. Przebiegły ten nasz Severusek. Tak więc przez resztę nocy czyściłem biedactwo i zmieniałem struny siedem razy. W końcu stwierdziłem, że jestem zbyt zmęczony żeby chociaż na nią patrzeć, więc owinąłem ją w koc i razem zasnęliśmy. Nie macie pojęcia jak słodko wygląda kiedy śpi.

Przyznam się, że byłem tak mocno zafascynowany prezentem od Snape'a, że nawet nie odpakowałem reszty. Rano się za to zabrałem, otwierając na początku paczkę od Draco. W pięknym srebrnym pudełku znalazłem dość sporą szklaną kulę, w środku której odbywał się mecz Quidditcha. Uśmiechnąłem się. To, że nie lubiłem latać na miotle nie znaczy, że nie lubiłem obserwować jak robi to ktoś inny. Myślę, że szkolne rozgrywki były fascynujące, a szczególnie strategia. W paczce znalazłem również wielką czekoladę z orzechami.

" Hej Alexis, dzięki za rękawiczki! Są naprawdę piękne a to dlatego, że sam je wybrałem. Mam nadzieję, że udławisz się orzechami albo zaczniesz być na nie uczulony. Do niczego nie pasuje mi bordowa koszula! Wyglądam jak... nie, nie to fizycznie niemożliwe, ale w tej koszuli ktoś, kto nie byłby mną wyglądałby jak gryfon! Myślisz, że to zabawne?
Życzący ci szybkiej śmierci
Dracon Lucjusz Malfoy Śmiertelnie Obrażony
Ps. Wiesz, że razem z rodzicami pojechaliśmy na kilka dni do Francji? Jest tam tak ciepło! Nie to co u nas. Przywiozę ci faszerowaną żabę."

Uśmiechnąłem się pod nosem. A to żartowniś ze mnie. Spojrzałem na kulę, która była naprawdę hipnotyzująca. Wszystkie szczegóły były bardzo dokładnie dopracowane, a zawodnicy wyglądali jak żywi. Była piękna.

Sięgnąłem po prezent od Blaise'a i Nott'a, który okazał się być srebrnymi kolczykami do chrząstki w uchu. Były delikatne i bardzo solidne. Świetne! Do tego znalazłem sporo słodyczy. Będę przez nich wyglądał jak Hagrid!
Hermiona i Ron wysłali mi książkę na temat magicznych zwierząt oraz płytę "The Doors".

Westchnąłem z zachwytem, pławiąc się w ofiarach jak starożytny bóg. Czy może być lepiej?

Chwyciłem paczkę od Harry'ego. Najciekawsze na koniec. Co też ten gryfiak wymyślił?
W środku znalazłem zeszyt oraz list. Rozłożyłem kartkę, rozpoznając pismo brata.

"Wesołych świąt, Alex!
Ostatnio kiedy byłem u Syriusza znalazłem na strychu zeszyt, który mam nadzieję na coś ci się przyda. Należał on do Regulusa Black'a - jego brata. W środku znajdziesz wiele unikatowych receptur oraz wskazówek dotyczących eliksirów, które on sam odkrył. Nigdy ich nie opublikowano więc mam nadzieję, że jeszcze ich nie znasz. Nie miałem pojęcia co mogę ci dać, no bo w końcu nie mam do czynienia z wieloma ślizgońskimi czarnoksiężnikami.
Lakier na uroki świetnie się sprawdził! Rzucaliśmy z Ronem najróżniejsze zaklęcia, ale żaden z nich nie miał wpływu na mój lot. Dzięki!
Harry"

Uśmiechnąłem się, czytając ostatnie linijki. Cieszę się, że docenił ten prezent i nie jest tak samobójczym gryfonem jak myślałem. Po chwili cała moja uwaga skupiła się na tajemniczym zeszycie Regulusa Black'a. Dobrze wiem o tym, że czarodziej był kiedyś śmierciożercą, ale chwilę przed śmiercią zmienił strony. Nie wiem dokładnie jak, ale chyba będę musiał się dowiedzieć o nim jak najwięcej, skoro wszedłem w posiadanie jego prywatnych notatek. Zmarszczyłem brwi. Mam nadzieję, że zeszyt nie posiada tysięcy zaklęć ochronnych.

Uśmiechnąłem się. Chociaż w sumie byłaby to niezła zabawa. W końcu użyłbym swoich magicznych umiejętności w innym miejscu niż tylko w klasie.

Delikatnie dotknąłem twardej okładki, która lekko zadrżała. Rzuciłem kilka sknujących zaklęć, ale nie znalazłem żadnych śladów ochronnej magii. Może Harry już wszystko zdjął? No skoro wie co jest w środku, to raczej na pewno.
Zeszyt był fascynujący. Znowu cały dzień siedziałem w jednym pomieszczeniu, tym razem w laboratorium. Myślę, że wyglądałem trochę jak wariat. Skrzyżowanie Draculi z szalonym doktorkiem. Z całym szacunkiem do wampirów.

Merlinie, pamiętam jak pewna pierwszoroczna gryfonka zapytała mnie czy Mistrz Eliksirów jest wampirem. Zapytałem jej czy naprawdę nikt jej nie uprzedził, że nauczyciel pożywia się krwią. A najbardziej lubi takie kociaśne blondyneczki. Przez dwa miesiące na eliksiry przychodziła cuchnąc czosnkiem, czym doprowadzała Snape'a do szału.

Wieczorem do pomieszczenia wleciała jedna z sów rodziny Prince. Ich ptaki były wieloletnie i bardzo mądre. Jednym z nich przesłałem kartkę świąteczną Jimmy'emu. Dzisiaj dostałem odpowiedź, którą było zaproszenie na Sylwestra. Kiedy byłem w trakcie czytania listu wszedł Snape, który stanowczo powiedział, że mam wyjść na dwór, bo w końcu uczulę się na słońce. Kto to mówi?

- Jasne, że wyjdę. Mogę iść nawet na całą noc. Mamy jakieś plany na Sylwestra?

Tym sposobem jakimś cholernym cudem, zaklinając się, że przecież nic mi nie będzie i jestem dużym chłopcem, Mistrz Eliksirów w końcu się zgodził. Bardzo opornie ale jednak.

Ubrałem się w czarny sweter i kurtkę jeansową. Sypnąłem się brokatem, bo czemu nie i założyłem medalion od Snape'a bo powiedział, że nigdzie mnie bez niego nie puści. Co prawda dla mugoli wyglądał trochę kiczowato, ale nie miałem nic do gadania w tej kwestii.

- I nie mów nic o tym, że jesteś czarodziejem. Nawet nie próbuję cię prosić żebyś nie pił, ale byłoby naprawdę miło gdybyś nie naruszył czarodziejskiego prawa, co ty na to?

Zmarszczyłem brwi. Ale co on się tak ciska? Oprócz przypadkowej magii kiedy byłem dzieckiem, nigdy niczego nie odwaliłem, wypraszam sobie!

- Ale chyba magia bezróżdzkowa jest niewykrywalna przez ministerstwo? - zapytałem, rysując kreski. Snape westchnął.

- A czy ty młody człowieku umiesz jej używać?

Prychnąłem, wstając.

- Nie. Ale już niedługo...

Snape ziewnął, wychodząc z pokoju.
Skrzywiłem się. Jak on może tak we mnie nie wierzyć? Przewróciłem oczami, wychodząc za nauczycielem. Wyszliśmy na dwór i aportowaliśmy się do mugolskiego świata.
Wszystko było takie jak zapamiętałem. Odwróciłem się do Snape'a, który wciąż był sceptycznie nastawiony do moich dzikich hulanek. Uśmiechnąłem się uspokajająco.

- Nic mi nie będzie, naprawdę.

- Lepiej dla ciebie żeby tak było. - mruknął, znikając. Kiedy tylko usłyszałem trzask aportacji wrzasnąłem dziko, wyciągając papieroski. W końcu wolność!

----
- Ale niezła jest?

Zakaszlałem, leżąc na Parkerze.

- Może z łaski swojej zajmij się mną, a nie nią? - zapytałem, ochrypłym głosem, całując chłopaka po szyi. - Hermiona to moja przyjaciółka, głąbie.

Chłopak zaśmiał się, wplątując palce w moje włosy. Uśmiechnąłem się czując przyjemny dreszcz.

- My też jesteśmy przyjaciółmi. Nie złość się, ty niewyżyty diabełku. - zamruczał, zdejmując koszulkę. - Biedaku, musi ci się tam strasznie nudzić.

Uśmiechnąłem się drapieżnie. Tak, Turniej Trójmagiczny powinien być bardziej niebezpieczny. Co tam jakieś smoki?
Otarłem się o nastolatka gryząc go w ucho. Usłyszałem jak Jimmy chichocze.

- Bez przesady. Często dzieje się tam wiele rzeczy, których tutaj nie spotkasz.

- Znowu na przypale Alex? Co tym razem zmajstrowałeś?

A taki tam eliksir... Ploteczki ze smokami? Tak jakoś wyszło.
Uśmiechnąłem się niewinnie.

- Nie wiem o czym mówisz. - zerknąłem za drzwi, widząc że na scenę wchodzi Chris. - Spójrz, Warlen będzie grał. Chodźmy posłuchać.

- Naprawdę chceeesz? Wolisz mnie.

Pokiwałem głową wstając. Chłopak potrafił być bardzo słodki jak chciał.

- Znudziły mi się macanki w składziku, Jimmy. Wyjdźmy z tej dziury, bo zacznę kichać. - powiedziałem, rzucając w chłopaka bluzą. Parker westchnął, ale w końcu wyszliśmy ubrani i gotowi spotkać się ze światem.
Usłyszałem jak Warlen drze się do mikrofonu.

- Proszę państwa, czy to Alexander Blake?! Chodź stary, zapomniałem już jak wygląda twoja wygadana morda!

Zaśmiałem się, biorąc do ręki gitarę. Światła waliły po oczach, ale nie skupiałem się na nich tylko na solówie Nirvany.
Jakie to wspaniałe uczucie trząchać czupryną i dobrze się bawić! Tłum wrzeszczał, ja wrzeszczałem i mój rozsądek wrzeszczał.

Kiedy zszedłem ze sceny najpierw wpadłem na Emily. Dziewczyna była ewidentnie pijana jak bela i ledwo trzymała się na nogach. W pasie obejmował ją jakiś blondyn, który patrzył na nią jak na ósmy cud świata. Niebieskowłosa za każdym razem przypominała mi Harley Quinn.

- Oooooo Aaleeex się pojaaaawił! Napij się ze mną, pysiaaku! - powiedziała nastolatka, chichocząc.

- Z tobą zawsze, złotko. - powiedziałem, rzucając blondynowi śmiałe spojrzenie - chyba byłem już nieźle wstawiony. Ten wyglądał jakby chciał pozbawić mnie jedynek. Usiedliśmy na czerwonej kanapie, skąd mieliśmy niezły widok na scenę. Jimmy rozlał wódkę i cóż, nawet przez chwilę pomyślałem "Jeszcze niczego nie odwaliłem. Co może pójść nie tak?"

A no poszło nie tak.

Dochodziła trzecia kiedy Emily oznajmiła, że się nudzi więc skoczyła po jakiś towar. Śmiem twierdzić, iż Snape nie pomyślał o takiej możliwości. Ups.
Po kresce zrobiło się od razu weselej i wszyscy stali się strasznie rozmowni.

- Alexiu, ale przecież nie może być tam tak zajebiście jak u nas! Szkoła jak szkoła, ale równie przyjacielskich i kochanych ludzi jak my trudno znaleźć. - powiedziała Emily, jedną ręką głaszcząc po policzku swojego towarzysza niedoli, a drugą obejmując mnie. - Powiedz nam, co tam najbardziej ci się podoba? Zaskocz mnie!

Zaśmiałem się na głos przypominając sobie jak poznałem Snape'a i na początku naszej cudownej znajomości mężczyzna aportował się. Byłem w szoku i naprawdę zrobił na mnie wrażenie.

"Alex, nie wiem czy jesteś tego świadomy, ale jeszcze nie umiesz się teleportować nawet pół metra dalej."

"No to zapnij pasy." pomyślałem, wstając.
Dlaczego rozsądek zawsze musi psuć zabawę?

- Wiecie, to mega haha dziwne, ale... widziałem kiedyś jak jeden gość zniknął. Normalnie puf!

- Puf. - szepnął Jimmy, wydmuchując dym papierosowy. Zgiąłem się w pół ze śmiechu, wyobrażając sobie jakie to wszystko było zajebiście zabawne.

- O jaaaa, Alexiu zrób taaak! - krzyknęła Emily, podskakując na kanapie.

- Jak będziesz spadał to cię złapiemy. - wymruczał Parker, lądując twarzą na stole. Jak Snape to mówił? Że trzeba sobie wyobrazić miejsce, które już się widziało... Chciałbym odwiedzić Harry'ego! Tak, Harry'ego! Dawno nie widziałem mojego uroczego braciszka. Ale on przecież jest w Norze... Bez obaw ludziska, przecież widziałem kiedyś zdjęcie tego uroczego domu! Taka śmieszna wysoka rudera.
No to raz, dwa...

- TRZY! - krzyknąłem.

Jimmy podniósł leniwie głowę.

- Alex? - zapytał chłopak, mrużąc oczy. Mógłby przysiąc, że Blake przed chwilą tutaj stał. Wyprostował się, przeczesując włosy. Zerknął na Emily, która śmiała się jak opętana. - Gdzie on prysnął?

- Alexiu dał nogę! Naprawdę zniknął! Widziałam! - krzyknęła, machając rękoma. - Mam nadzieję że wróci z piwem. Jimmy, widziałeś najnowszy sezon Stranger Things?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro