Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 25

PRZED PAŃSTWEM KLĘSKA CHO, NIE DZIĘKUJCIE XD

- Jezu słodki, jakim cudem to się nie złamało pod moim ciężarem?! Co w tym fajnego, do cholery?! Potter ty kanalio, ściągnij mnie natychmiast bo pożałujesz! Porzygam się zaraz! Aaaaaa, ja nie chcę umieraaaać! Zaraz zaznasz zemsty prawdziwego ślizgona, Poootteeeeerrr!

Zbierając moje poobijane resztki odwagi spojrzałem w dół, widząc chichoczących gryfonów. Aaaaaa, jak ja NIENAWIDZĘ CHICHOCZĄCYCH GRYFONÓW!

Miałem ochotę piszczeć i machać rękoma ale wiedziałem, że to bardzo zły pomysł. Tylko dlatego, że jeśli puściłbym trzonek skończyłbym jako zielono - czarna, mokra plama.

Po chwili Potter wskoczył na miotłę i podleciał do mnie (na stojąco). Zachciało mi się rzygać dalej niż widziałem.

- Wyluzuj, Alex. Nie możesz być tak spięty.

Wypuściłem powoli powietrze, próbując się uspokoić. Szybko spiąłem się jeszcze bardziej, widząc uczniów wielkości ziarenek ryżu.

- Jesteś chujowym nauczycielem, Potter.

Gryfon uśmiechnął się, kręcąc głową.

- Nie powiem jak ma na nazwisko osoba, którą uważam za najgorszego nauczyciela świata.

Niech cię, Potter! Miałem ochotę zgrzytać zębami. W końcu dałem radę zmusić swój głos, żeby zabrzmiał tak jak Snape, który mówi do gryfona, którego zaraz rozmaże na ścianie.

- Ściągnij mnie na ziemię, Potter. Natychmiast.

Chłopak wyglądał na rozczarowanego, ale w końcu nakierował różdżką moją miotłę na dół. Upadłem na kolana dysząc i mało brakowało, a zacząłbym całować ziemię.

- Nigdy więcej, ty szatański wytworze!
- Spokojnie Alex, wciąż żyjesz.
- Łatwo ci mówić! - krzyknąłem, otrzepując ubranie. Czułem się jak kompletny palant. Przecież czarodzieje latają na miotłach. To dla nas naturalne! Czułem się jakbym zdawał prawo jazdy trzydziesty raz.

- Nie martw się, też nie lubię mioteł. - mruknęła Hermiona, patrząc na drewniany kij z obrzydzeniem. - Ale zamiast tego możemy iść przygotować referat na zaklęcia, co ty na to?

Westchnąłem, wzruszając ramionami. No a co mi zostało? Zgniję w tej dziurze do reszty.

- Okej. - rzuciłem, podnosząc z ziemi torbę. W drodze do biblioteki Hermiona cały czas rozmawiała o tym jak dziwnym nauczycielem jest Moody. Nie mogłem się nie zgodzić, chociaż ten temat już mnie mocno znudził. Byłem w połowie pisania tej głupiej pracy, kiedy Hermiona zaczęła na mnie nerwowo zerkać. W końcu nie wytrzymałem.

- No co? Mam coś na twarzy?

Gryfonka spłonęła rumieńcem.

- Nie, nie tylko ja... chciałam zapytać kiedy ostatni raz widziałeś się z Cho?

Zmarszczyłem brwi. Cho? A jakie to ma znaczenie?

- Podczas wyjścia do Hogsmeade...

- Czy mogłabym pobrać od ciebie dosłownie jedną kropelkę krwi?

Cofnąłem się w foteluz wytrzeszczając oczy. Merlinie, dlaczego wszyscy tak bardzo polują na Cho?

- Dlaczego nie możecie grzecznie zrozumieć, że ona podoba mi się taka jaka jest? Nie ma na to wpływu żaden głupi eliksir!

Czarownica westchnęła, wyciągając małą fiolkę z płynem w kolorze miętowym. Doskonale wiedziałem co to.

- Dobrze! Niech wam będzie, do cholery. Zróbmy test na obecność amortencji ale jeżeli okaże się, że Cho nie ma żadnego wpływu na to co jest między nami, to już nigdy, przenigdy nikt z was nie będzie się wtrącał, jasne?

Dziewczyna energicznie pokiwała głową, nakłuwając mój palec i podstawiając naczynko. Kiedy czerwona kropelka zniknęła, płyn nagle stał się żółty. Poczułem jak całe moje ciało zaczyna drętwieć z szoku.

- C - co? - wydukałem, czując się jak w pułapce. - A - ale to nie możliwe!

Hermiona spojrzała na mnie współczująco. Chwyciła moją dłoń ale szybko ją wyrwałem, oddychając szybko jakbym przebiegł kilka razu dookoła zamku.

- Alex, weź to. - powiedziała czarownica, podając mi eliksir niwelujący skutki eliksiru miłosnego. Drżącymi dłońmi chwyciłem szkło i szybko wypiłem zawartość. Zmarszczyłem brwi, oczekując delikatnego uczucia wybudzenia się z transu. Nic takiego się nie stało. Dobrze. To zaczyna być coraz bardziej dziwne.

- Idę do Snape'a po jego test na obecność amortencji. Lepiej dla ciebie żeby wynik był taki sam. - warknąłem, wybiegając z biblioteki. Czułem, że mam kompletny mętlik w głowie.

Szybko przebiegłem korytarzami i z impetem wpadłem do lochów. Drżącymi rękoma otworzyłem drzwiczki od składziku eliksirów Snape'a. Od razu rzuciłem Accio, jednym ruchem nacinając palec, a po chwili poczułem na ustach chłodne szkło fiolki. Myślałem, że serce wyskoczy mi z piersi. Patrzyłem na żółty eliksir i na pustą buteleczkę po antidotum. Nic się nie zmieniło. Nic nie poczułem.

- Co jest? To niemożliwe żeby Snape miał niepoprawnie przyrządzony...

- Nie jest uszkodzony. - mruknął Mistrz Eliksirów, stając w drzwiach. Patrzyłem na czarodzieja oczami jak galeon, dalej nie wiedząc co jest grane.

- Więc?

- Więc ona dalej ci się podoba, głąbie. Myślę, że panna Cho nie potrzebowała żadnych sztuczek żebyś ją lubił.

Właśnie wtedy zrozumiałem. Cho podobała mi się jeszcze zanim podała mi ten zasrany eliksir.

- Idę jej powiedzieć co o niej myślę. - powiedziałem, odstawiając fiolkę z łoskotem. Wyszedłem ze składziku, trzaskając drzwiami.

- Tylko kulturalnie, Alex... nie mam zamiaru tłumaczyć się z samobójstwa niepełnoletniej uczennicy...

Nie słuchałem Snape'a, idąc w stronę biblioteki. Zazwyczaj była tam o tej porze. I Hermiona na pewno dalej na mnie czeka.

Faktycznie, krukonka siedziała przy oknie ze swoją przyjaciółką - Mariettą. Byłem bardzo spokojny i opanowany, chociaż wewnątrz mnie szalała burza. Kiedy Cho mnie zauważyła uśmiechnęła się delikatnie, odsuwając się żebym mógł usiąść obok.

- Dzięki ale postoję, kochana. - rzuciłem, patrząc na nią z czułością. Ta zmarszczyła brwi, ale w końcu wzruszyła ramionami.

- Myślałam, że może chwilę z nami porozmawiasz.

- Jasne, porozmawiałbym ale muszę iść wziąć antidotum na amortencję. Ciekawe tylko kto mi ją podał, co?! - zapytałem głośno, dzięki czemu kilkoro uczniów odwróciło się w naszą stronę, słuchając z zaciekawieniem. Krukonka nagle zbladła, a jej przyjaciółka uniosła brwi zerkając to na mnie to na nią.

- Ja... to nie tak, Alex... - powiedziała dziewczyna cicho, nawet na mnie nie patrząc.

- No to jak?! - wrzasnąłem, uderzając dłonią o blat biurka. Cho zaczęła płakać.
- Podobałaś mi się bez tego! Jak mogłaś mnie potraktować w ten sposób?! Ludzie nie są twoimi zabawkami, które możesz zmusić do miłości! - krzyknąłem, odwracając się do wyjścia. Dziewczyna szybko wstała, chwytając mnie za łokieć.

- Alex, błagam wybacz mi, tak strasznie się bałam, że ty...

- Nie dotykaj mnie. - szepnąłem, odpychając ją i szybko wychodząc z biblioteki. Zdążyłem dojść do schodów prowadzących na wieżę astronomiczną, kiedy dogonił mnie Potter.

- Hej Alex, zaczekaj! - krzyknął chłopak, prawie wpadając na ścianę. Stanąłem w miejscu, odwracając się do Harry'ego.

- Co? - zapytałem ostro, chropowatym głosem. Gryfon zerknął czy nikt nas nie podsłuchuje.

- Cho naprawdę to zrobiła? - zapytał, patrząc na mnie w szoku. - To znaczy, głupie pytanie, nie musisz odpowiadać bo wszystko widziałem... Tak mi przykro, Alex! Kto by się spodziewał?

Wzruszyłem ramionami, powoli wspinając się po schodach. W klatce piersiowej czułem tępy ból, którego nie potrafiłem się pozbyć.

- Szczerze mówiąc też mi się podobała... Ale nie sądziłem, że byłaby zdolna do... Co za beznadziejna sytuacja...

Westchnąłem głośno, siadając na podłodze. Widok z wieży był za każdym razem tak samo wspaniały.

- Czasami mam wrażenie, że kompletnie tutaj nie pasuję. Chciałbym po prostu odlecieć gdzieś na jakimś bajeranckim smoku. Nie rozumiem tej całej rywalizacji między domami, czy teorii czystości krwi. Dlaczego czarodzieje nie mogą czasami wyluzować i po prostu dobrze się bawić? - zapytałem sam do siebie. Potter usiadł obok mnie, patrząc na jakiś punkt w oddali.

- Uwierz mi Alex, jako osoba która ma zabić Voldemorta, codziennie zadaję sobie to samo pytanie.

Byłem na tyle wkurzony, że wyciągnąłem fajki i w spokoju oddawałem się paleniu tytoniu. Nawet namówiłem Potter'a. Jednak nasza przyjemność nie trwała długo bo w pewnym momencie podleciała sowa z listem. Usiadła mi na nodze, więc szybko odwiązałem kawałek papieru. Jak się okazało, była to wiadomość z apteki. Szybko ją przeczytałem i cóż, nie byłem zbyt zadowolony.

- No do cholery jasnej, czy na prawdę dzisiaj wszystko musi iść nie po mojej myśli? Chyba zaraz wypije trochę wódki z Felix Felicis i w końcu jakoś przeżyję ten beznadziejny dzień.

Potter spojrzał mi przez ramię, ale chyba za wiele nie przeczytał.

- Co się stało?

- A to się stało, że jakieś pieprzone szkodniki wyniszczyły plantacje skrzeloziela i będzie ono dostępne dopiero wiosną. Zaraz pójdę i komuś wpierdolę.

Harry spojrzał na mnie sceptycznie.

- Nie żebym się znał na zielarstwie, ale wątpię żeby to nam jakoś pomogło.

Prychnąłem, wstając i otrzepując spodnie.

- Dobrze. W takim razie jesteśmy zmuszeni do obrabowania Snape'a z zapasów.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro