Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 23

- Alex, potrzebuję twojej pomocy. To bardzo ważne. - powiedział Potter ze zdenerwowaniem. Wyglądał jakby zaraz miał zamiar zacząć wić się niczym Nagini. Natomiast ja szedłem sobie spokojnie, pogwizdując. Myślałem o tym, jak pięknie będzie wyglądała Cho w dniu balu. Anioł nie kobieta.

- Słuchasz mnie w ogóle?

- Yhym. Tak.

- Ale na pewno możesz? Nie chcę cię wkręcić w jakieś kłopoty...

Aha, czyli już się zgodziłem? Co za mały, gryfoński manipulant.

- Mógłbyś powtórzyć co konkretnie chciałeś? Zamyśliłem się.

Gryfon chyba chciał zgromić mnie spojrzeniem, ale jest to super moc zarezerwowana tylko dla Snape'ów.

- Pytałem czy mógłbyś mi wytrzasnąć trochę skrzeloziela. - widząc moje podejrzane spojrzenie, dodał - Jest mi potrzebne do drugiego zadania. Serio, to sprawa życia i śmierci.

Westchnąłem, zasłaniając oczy dłonią. Co ja mam z tym bachorem. Wytrzaśnij mi skrzeloziele, daj dobrą ściągę, pożycz czarnomagiczny zeszycik... Nie, żartuję, Potter był do bólu przyzwoity.

- Niech będzie. Napiszę do apteki. Jest to jeden z podstawowych składników więc myślę, że bez problemu go dostanę.

- Dzięki! - Potter wyszczerzył się, patrząc na mnie jak na boga. To znaczy wiecie. Ludzie zazwyczaj patrzą na mnie jak na boga, stąd znam to spojrzenie.

Cały dzień włóczyłem się po szkole, nie mogąc usiedzieć na miejscu. Miałem już przygotowany eliksir, dzięki któremu nie zasnę, a po ciszy nocnej będę mógł zacząć robić chroniący przed ogniem. Byłem taki podekscytowany!

Po kolacji od razu udałem się do dormitorium, wyciągając wszystkie składniki oraz kociołek. Posortowałem je alfabetycznie, potem kolorami i ilością. W końcu stwierdziłem, że nie ma co czekać. Cisza nocna rozpocznie się za niecałe pół godziny. Do tego czasu przecież nic złego się nie stanie.
Och, na pewno Alex?

Na początku do wrzącej wody wrzuciłem trzy płaskie łyżeczki sproszkowanego brodawkolepu. Zamieszałem czternaście razy według wskazówek zegara. Byłem w połowie szatkowania wybuchających muchomorów, kiedy weszli moi kochani współlokatorzy. Nikt z nich nawet nie próbował mnie zagadać, widząc moje mordercze spojrzenie. Dookoła mnie utworzyła się strefa o średnicy co najmniej czterech metrów, gdzie nikt nie zerkał, a owady nie dolatywały.

Draco wyszedł na chwilę oddać rozpiskę taktyki quidditcha ślizgonów Flintowi, ale za chwilę wbiegł trochę zaniepokojony.

- Alex, nie wiem co ty knujesz, ale Snape tutaj idzie.

Dlaczego tak się dzieje za każdym cholernym razem?!

Migiem zatrzymałem reakcje eliksiru, utworzyłem wokół niego tarczę z zestawem zabezpieczeń, i narzuciłem bluzę. Musiałem wyjść, zanim Snape zdążyłby wejść i wyczuć specyficzny zapach. Szybko psiknąłem się obrzydliwymi perfumami Malfoy'a i wyślizgnąłem się na korytarz, udając, że nic nie knuję. Mistrz Eliksirów właśnie szedł w moją stronę.

- Cześć. - rzuciłem, jak gdyby nigdy nic. Snape zmarszczył nos, uważnie mnie obserwując. Jak użyjesz legilimencji, to naprawdę będę wściekły.

- Dlaczego użyłeś perfum Malfoy'a? - zapytał mężczyzna, wolno pochylając się do przodu. Alex wiem, że potrafisz normalnie przełknąć, nie wyglądając jak debil, który właśnie się przyznał, że coś zmalował. Jednak się myliłem. Nie potrafię.

Zadowolony uśmieszek, szybko!

- No wiesz, właśnie chciałem iść zapytać pewną dziewczynę, czy może nie zechciałaby iść ze mną na bal... Więc szedłeś do mnie? Bo trochę mi się spieszy. A perfumy Malfoy'a, to perfumy Malfoy'a jak wszyscy wiemy.

- W rzeczy... samej. - odparł Snape, przeciągając samogłoski i pochylając się jeszcze bardziej. Wygląda trochę jak krzywa wieża w Pizie.

- Chciałem ci powiedzieć, że na święta jedziemy do mojego domu na Spinner's End. Więc nie planuj sobie upojnych nocy z tą czarnowłosą krukonką.

Przewróciłem oczami, słysząc czarodzieja. Wiem, że całkiem niezły ze mnie kąsek, ale w święta chciałem zrobić sobie przerwę od tych dzikich szaleństw z dziewczynami.

- Spokojnie, nie chcę żeby skurcz mnie złapał, czy coś.

Mam wrażenie, że mężczyzna delikatnie drgnął. Miałem ochotę poklepać po ramieniu z uznaniem samego siebie.

- To ja lecę. - powiedziałem, wychodząc do Pokoju Wspólnego, a następnie na korytarz. Merlinie, przez tego człowieka dostanę palpitacji serca. Niech się w końcu nauczy, że jak tak dalej będzie odkrywał samą głowę, to po prostu zejdę na zawał! Pelerynę niewidkę zdejmuje się całą na raz! Westchnąłem.

- Co jest, Potter?

- Ja... nic. To znaczy... w bibliotece nie ma już żadnego egzemplarza "Rodzaje niepoprawnie wykonanych transmutacji na istotach żywych." Strasznie go potrzebuję, żeby napisać esej i...

Machnąłem ręką, szybko ucinając potok słów gryfona.

- Okej okej. Tak, wiem, że go mam. Zaczekaj tutaj.

Wróciłem do dormitorium, ale na szczęście Snape już się ulotnił, więc nie musiałem mu się tłumaczyć. Kiedy w końcu wyjąłem książkę z kufra, zauważyłem, że nie ma Dracona. Wzruszyłem ramionami i poszedłem z powrotem do gryfona.

- Czego tutaj szuka nasz Złoty Chłopiec? - usłyszałem głos Malfoy'a. Wyjrzałem z za rogu i zobaczyłem, że faktycznie ślizgon "rozmawiał" z Harry'm. Merlinie, czy oni naprawdę nigdy nie dorosną? Niby tylko rok młodsi, a czasami tak niezmiernie mnie irytują.

- Gdybym szukał ciebie, to przeszedłbym się do Azkabanu. To nie twoja sprawa.

Mało brakowało, a zobaczyłbym przez ścianę jak Malfoy czerwieni się z oburzenia. Niech im będzie, nie będę się wtrącał.

- Jednak jestem tutaj, jakbyś nie zauważył. Te twoje obrzydliwe okulary ci nie wystarczają? Jaka szkoda, że nie będziesz w stanie zobaczyć znicza!

- Chyba jednak to coś z tobą nie tak, skoro ja nosząc okulary łapię go częściej od ciebie!

Westchnąłem, słuchając ich sprzeczek. Żeby oni usłyszeli jak ja czasami coś powiem... Ciekawe czy Potter dobrze mnie pamięta z mugolskiej szkoły... Cóż, chciałbym w końcu dokończyć mój eliksir. Już chciałem poklepać Malfoy'a po plecach i powiedzieć, żeby spływał ale usłyszałem coś bardzo ciekawego.

- ... zabić razem z twoją szlamowatą matką!

Poczułem jak ciśnienie gwałtownie mi skacze. Ależ on jest kochanym, chłopcem, szkoda, że za długo nie pożyje.

- Coś ty powiedział? - wysyczałem, pojawiając się za Malfoyem. Chłopak szybko się odwrócił, wciąż będąc pochłoniętym mieszaniem Potter'a z błotem. Nie zauważył jak bardzo byłem wściekły.

- No słucham, coś ty wypaplał tym swoim pieprzonym jęzorem, Malfoy?

Potter patrzył na mnie trochę przestraszony, ale nic nie powiedział. Ślizgon w końcu przetworzył informacje i na chwilę się wytrzeszczył.

- Powinieneś mieć na uwadze to, że nie rozmawiasz na słuchawkach, hm?

- Co? - zapytał blondyn, zbity z tropu. Złapałem chłopaka za kołnierz, będąc od niego ze trzy i pół centymetra wyższym.

- Co, co? Nawet nie wiesz co to słuchawki, Malfoy? I o czym mamy rozmawiać, skoro nawet nie kojarzysz słów, które zna mugolski pięciolatek? Potter, czasami mam ochotę wrzucić tego drania do tostera i szczelnie zamknąć.

Zdezorientowany blondyn spojrzał na Potter'a, ale zobaczył jedynie jego coraz większy wytrzeszcz. Świetnie się bawiłem.

- Ciekawe jakbyś śpiewał, gdybyśmy potraktowali tą twoją wygadaną buźkę żelazkiem, co?

- C - co to że...żelazko?

Uśmiechnąłem się, jakbym wiedział o jakimś wstydliwym sekrecie chłopaka i miał zamiar go zdradzić całej szkole.

- Nie chcesz wiedzieć. Najczęściej rany są tak obszerne, że zostaje się z nimi do końca swoich marnych dni.

Ślizgon chciał się delikatnie odsunąć, ale trzymałem go mocno. Odchrząknął, próbując ratować swoją biedną, wymiętoloną dumę.

- Skoro tak, to chyba nie można mieć tego legalnie?

Miałem ochotę położyć się na podłodze i wyć ze śmiechu ale wiedziałem, że to niepowtarzalna okazja, żeby skopać Malfoyowi jego arystokratyczny tyłek.

- Oczywiście, że nie. Tak się składa, że mam dwa. Paskudna sprawa.

Potter zaczął się delikatnie uśmiechać pod nosem, więc musiałem kończyć żeby nie schrzanił efektu.

- Ale lubię cię na tyle, że na razie po prostu ci powiem, że nie podoba mi się kiedy obraża się czyichś rodziców, jasne? Nawet moich.

Malfoy zerknął na mnie, prostując ubranie i po chwili znowu przybrał minę dupka. Zmarszczył brwi, odsuwając się kawałek.

- Bardzo śmieszne Snape.

- O naprawdę? Ciekawe, bo nie słyszałem żebyś się śmiał. Skoro tak, to mogę opowiedzieć ci jeszcze parę innych żarcików.

Ślizgon zaczął wyglądać na naprawdę zirytowanego za to, że tak po nim jadę przy Potterze. Westchnął, odwracając się w stronę dormitorium.

- Fajnie się gadało, ale jestem z kimś umówiony.

- Z egzorcystą? - mruknąłem, patrząc jak ślizgon odchodzi. Co za głupek. Wiem, że teraz będzie wielce obrażony, ale naprawdę mnie wkurzył. Gdybyśmy zamienili się miejscami, to by mnie przeklnął w cholerę, zrobił "Pastę z Alexa", wrzucił do słoiczka, a słoiczek do studni. I on doskonale o tym wie. W Slytherinie obrażanie bliskich jest naprawdę ryzykownym posunięciem.
Westchnąłem, patrząc w kierunku w którym udał się chłopak.

- To było super. - powiedział Potter z uśmiechem. - Serio.

Skrzywiłem się. Nie ma to jak uczyć młodszego braciszka brzydkich słów. Serio, przyczynię się do upadku Gryffindoru.

- Taa. Szkoda tylko, że nie chcę prowadzić z nim wojny.

Harry wzruszył ramionami, nie wyglądając na zmartwionego wizją wewnętrznej wojny w Slytherinie.

- Przejdzie mu. Jestem pewien.

- Jasne. Malfoy ma swoją cholerną dumę.

- I lubi czekoladwe żaby.

Uśmiechnąłem się. Cóż, tak, to właściwie załatwia sprawę.
- Nie sądziłem, że powiesz dzisiaj coś tak błyskotliwego, Potti.

Gryfon spojrzał na mnie jak na wariata.

- Dobra, daj mi lepiej książkę, bo nigdy nie napiszę tego głupiego wypracowania.

Zaśmiałem się, podając chłopakowi nowy egzemplarz. Wyglądał jak zadowolony szczeniak. Pff, takie nudy jakie ktoś tutaj wysmarował naprawdę ciężko powtórzyć.

- A i jakbyś był tak miły i pożyczył swojemu kochanemu braciszkowi pelerynę niewidkę, hmm..., co ty na to? Wrzuciłem ci kilka podpowiedzi na kartce. Pisałem już to samo wypracowanie w wakacje.

Gryfon spojrzał na mnie figlarnie, pewnie kalkulując pod czarną czupryną, który punkt szkolnego regulaminu mam zamiar złamać. W końcu wzruszył ramionami.

- No dobra, ale tylko na jedną noc. W końcu ratujesz mi życie tą książką.

- Ma wrócić w stanie nienaruszonym, bo Snape się wścieknie. Wiesz jaki on potrafi być irytujący.

- Oj taak, wiem. Dzięki! - rzucił gryfon, idąc stronę wyjścia. Przeszedł kawałek, kiedy odwrócił się do mnie jeszcze na chwilę.
- Gdybym wiedział, że umiesz tak komuś nagadać, wykorzystałbym to wcześniej! - powiedział, śmiejąc się. Po chwili zniknął w korytarzu. Odszedłem, będąc z siebie dumnym.

Poczułem się taki groźny.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro