Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 16

- Zebyś wiział to prze...azenie w oszach Smith'a. Jeszcze mie popamieta, no nie?

- Tak Draco, sam sobie rozwaliłeś nos. Piękny strzał.

Blondyn rzucił mi mordercze spojrzenie.

- Mial sceście.

- Yhym.

Pomfrey jednym ruchem naprawiła nos nastolatka pieniacząc się, że wszyscy się nawzajem pozabijamy.
Kiedy wyszliśmy ze skrzydła szpitalnego poczułem się niepewnie.

- Muszę pogadać z Harry'm. A w ogóle to znowu będę chodził na obronę.

- To świetnie! To znaczy tylko co do tego, że wracasz na lekcje. Ten palant nie daje mi żyć.

Minęliśmy obraz starszego czarodzieja w fioletowej tiarze i z białym kotem, a następnie młodej kobiety, która pokazała mi język. Byłem zbyt zdziwiony żeby zareagować.

- To prawda, że w czwartek odbędzie się pierwsze zadanie? - zapytałem, wciąż nadrabiając wiadomości ostatnich trzech dni. Ślizgon przytaknął, poprawiając mankiety.

- Taa. Ciekawe czy ktoś będzie ciężko ranny.

Spojrzałem na kolegę kwaśno, ale nic nie powiedziałem. Starałem się nie reagować na docinki Malfoy x Potter. Niech się z tym bawią sami.

- Pójdę do biblioteki. Idziesz ze mną?

- Nie, chciałem się przewietrzyć. Będę na błoniach, jakby co. - odparłem, wkrótce zostawiając Draco samego. Wyszedłem na dwór wiedząc, że bliźniacy Weasley mają szlaban ze Snape'm i nikt nie będzie się pruł o to że palę. Wysłałem list do Mark'a, żeby wytrzasnął dla mnie paczuszke albo dwie. On przynajmniej wiedział, że sowa jest ode mnie. No więc dostałem trzy. Żyć nie umierać!

Siedziałem pod ogromnym klonem nad brzegiem jeziora, w spokoju wegetując. Myślę, że wyglądałem jak wyluzowany kot z błogim wyrazem twarzy w obłoku dymu. Czyli na pewno nie tak jak chciałbym wyglądać, kiedy zauważy mnie Cho Chang.

- Cześć, Alex. - usłyszałem wysoki głos krukonki z za krzaka jałowca. Podskoczyłem przestraszony. Snape na pewno by się śmiał widząc moją reakcję. A potem by mnie ochrzanił za nieuwagę. I za fajki.

- Hej Cho. Siadaj, co u ciebie słychać? - zapytałem, czując się szczęśliwy z powodu bycia z dziewczyną sam na sam. Ta uśmiechnęła się delikatnie, patrząc na jezioro. Kiedy podeszła bliżej mogłem przyjrzeć się jej małemu noskowi, oczom w kształcie migdałów i delikatnym dłoniom. Miała na sobie fioletowy płaszcz i ciemny beret.

- Nic specjalnego. Ostatnio McGonagall zrobiła się strasznie sztywna, zauważyłeś?

- Yhym. To prawda.

- Chcesz herbaty? Zrobiło się trochę zimno... - odparła czarownica, wyjmując z małej torby termos.

- O, pewnie. Dzięki. - powiedziałem, biorąc łyk. Bardzo intensywnie pachnie ta herbata... Nigdy takiej nie piłem.

- A jak ci idzie zielarstwo? To znaczy zauważyłem, że jesteś z niego naprawdę dobra... no, w każdym razie mi nie idzie aż tak. Niby wiele rzeczy jest powiązanych z eliksirami, ale nie mogę się w tym wszystkim połapać i tak.

  Nie wiem, może mam jakąś fazę, ale chyba gadam trochę od rzeczy. Wielu moich kolegów tak miało gdy podobała im się jakaś dziewczyna na serio. No ale ja? Ja?! Alex, weź się w garść chłopaku! Faktycznie, Cho patrzyła na mnie z lekkim zdziwieniem.

- Palisz papierosy? Wiesz, że to jest bardzo szkodliwe?

Przez chwilę miałem ochotę zaśmiać się jej w twarz, ale jak tylko na nią spojrzałem pomyślałem, że jest zbyt piękna żeby ją rozczarować. A z resztą to mogę jej zaimponować, a co mi tam.

- Wiesz, ostatnio myślałem o tym. I zdecydowałem że rzucam, ten miał być ostatni. - powiedziałem, pochylając głowę. Niezły ze mnie aktorzyna. - Ale to jest tak ciężkie...

Westchnąłem z bólem. No jeszcze chwila i zapłaczę nad własną niedolą.
Dziewczyna mocno złapała mnie za ramię, aż przeszedł mnie dreszcz. Miała tak zawziętą minę...

- Alex, nie. Wyrzuć go teraz!

Uśmiechnąłem się.

- Jesteś taka urocza kiedy się złościsz.

Otóż moi drodzy jest to bardzo stary tekst, po którym dostaniesz buziaczka albo lepę na ryja.

Cho zarumieniła się z zakłopotania. W dziesiątkę Alex! Tak to się robi!

- Proszę cię. - szepnęła, patrząc na mnie wytrzeszczonymi oczyma. Miała takie śliczne, delikatne usteczka. Pochyliłem się i pocałowałem dziewczynę w policzek. Oczywiście chciałem w jej gorące usta, no ale nie chciałem się zagalopować. Spłoszenie dziewczyny to najgorsza rzecz na świecie.

- Oczywiście słońce. - odparłem, gasząc papierosa. Takie poświęcenie!
Krukonka wyglądała jednocześnie na zadowoloną i oburzoną. Przez chwilę nie wiedziała co powinna powiedzieć. W końcu uśmiechnęła się zawadiacko, wstając.

- Muszę już iść. Jest późno, ale jeżeli chciałbyś wiedzieć, to będę jutro w bibliotece o osiemnastej. Do zobaczenia.

- Do zobaczenia. - odparłem z uśmiechem, patrząc jak śliczna krukonka znika za drzewami. Czułem że unoszę się szczęśliwy na różowej chmurze.

- Gdzie byłeś łajdaku?! Wyobraź sobie, że mamy na jutro zadany projekt na cholerne wróżbiarstwo! Gdzie byłeś się pytam, kretynie!

- Ymm, co? - zapytałem, szczerząc się jak głupi. Moi koledzy z dormitorium wyglądali jakby chcieli kogoś zamordować. Ale kogo do licha? Boże, Cho ma takie piękne oczy...

- Takie piękne, że o matko...

Poczułem jak ktoś mną potrząsa.

- Alex? Co ty wygadujesz?

Zamrugałem, patrząc na Malfoy'a, który przyglądał mi się z pewnego rodzaju zaniepokojeniem.

- No co?

- Czy ty się zakochałeś? - zapytał Nott, wyższym tonem niż zwykle.

- Chyba tak...

- Nie chyba tylko na pewno! - zawołał Zabini, wychodząc z łazienki. Spojrzał na mnie sceptycznie. - Przecież zaraz dostaniesz przeciążenia z tej miłości.

Patrzyłem jak ślizgoni kłócą się między sobą na temat tego czy faktycznie się w kimś zakochałem, a jeżeli tak to w kim. Czułem się wykończony, więc po chwili zasnąłem w szatach.

Przez cały kolejny dzień czułem, że muszę się zobaczyć z Cho. Nawet nie zapytałem Harry'ego czy w końcu wymyślił coś w kwestii smoka. Powinienem mu powiedzieć o tym, że zapytałem Snape'a czy Black jest jego ojcem chrzestnym. W końcu wyśmiałem go. Ale jakoś za bardzo nie zaprzątałem sobie tym głowy. Chciałem tylko porozmawiać z pewną krukonką.
Na śniadaniu od razu złapałem ją wzrokiem, uśmiechając się z zapałem. Dziewczyna również się uśmiechnęła, machając do mnie. Harry przez cały posiłek był strasznie markotny i nie rozmawiał ze mną.

Kiedy w końcu mieliśmy transmutację razem z krukonami, nie mogłem spokojnie usiedzieć. Była tak blisko! Przez cały czas obserwowałem jej kocie ruchy i piękne, czarne włosy. Miałem ochotę usiąść obok i bez końca słuchać jej głosu. Kiedy McGonagall kazała nam przetransmutować kawałek drewna w skrzynkę, stworzyłem bukiet tulipanów, który przelewitowałem do Cho. Może i nie zaliczyłem zadania, ale dziewczyna od razu spłonęła rumieńcem i uśmiechnęła się szczęśliwa. To mi w zupełności wystarczyło.

- Alex, idziesz za tydzień do Hogsmead? - zapytał mnie Zabini na obiedzie, nakładając sobie saładkę.

- Nie myślałem o tym. No ale z tego co widzę to jest to chyba całkiem fajne, no nie?

Malfoy zakrztusił się próbując zabić mnie wzrokiem.

- Całkiem fajne?! Stary, jeżeli nie pójdziesz do Hogsmead, to tak jakbyś w ogóle nie uczył się w Hogwarcie!

Spojrzałem na blondyna sceptycznie. Byłem tam tysiąc razy w czasie wakacji, może i bez towarzystwa ślizgonów, ale już mi się to miasteczko lekko przejadło.

- Nie powiedziałem, że nie idę. Jeszcze się zastanowię.

Malfoy pomachał rękami w powietrzu.

- Musisz mieć zgodę Snape'a!

- Nie dramatyzuj. - mruknąłem, żując ziemniaki.

- Nie! Musisz mieć pisemną zgodę!

- Serio? - zapytałem, wyrwany z transu. - Chryste Panie... czy jak podrobię podpis to ktoś się skapnie?

- Tak. - usłyszałem męski głos za moimi plecami. Nie, to nie był Snape tylko Moody. Rzuciłem mu ostre Snape'owskie spojrzenie. - Zdecydowanie tak. Osobiście ci je sprawdzę, smarkaczu. Nie myśl, że te twoje czarnomagiczne sztuczki na coś ci się przydadzą.

Wzruszyłem ramionami udając, że guzik mnie to obchodzi. Tak naprawdę to chętnie bym mu przywalił Sectumsemprą.

- Alex, skoro podoba ci się Cho to może zapytaj czy by nie poszła z tobą do Hogsmead? - zaproponował Zabini, pijąc herbatę. W sumie to świetny pomysł!
- Że też na to nie wpadłem! Dzięki, Blaise. - odparłem, szczerząc się do talerza. Malfoy się skrzywił.

- No nieee, przecież twoja pierwsza wycieczka do Hogsmead nie może być z dziewczyną. - powiedział blondyn, wyglądając na mocno zdegustowanego. - Ślizgoni trzymają się razem!

- Sorry Draco, ale nie tym razem. Pójdziemy wszyscy, ale nie teraz. - odparłem, myśląc o tym jak cudownie będzie spędzić z dziewczyną cały dzień. Mam nadzieję, że się zgodzi!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro