Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 10

- Zaraz wysiadamy. Proponuję przebrać się w szaty.

- Za chwilę Hermiono. Nie wyjdę z tego pociągu, dopóki nie wygram z Alex'em. - odparł rudy, przygryzając wargę. Uśmiechnąłem się chytrze. Profesor Flitwick pokazał mi kilka szachowych sztuczek. Oparłem się o parapet wystukując palcami "Run to the hills". Nie rozgryzie tego. Nie ma opcji.

- Cholera jasna... dobra, wygrałeś. - powiedział Ron, podnosząc ręce do góry. Potter zaklaskał.

- Moje gratulacje Alex. - odparł, klepiąc mnie po plecach. Spoko brachu.

Wszyscy zaczęliśmy zdejmować bagaże i szukać czarodziejskich szat. Szczerze mówiąc, Snape nigdy nie kazał mi zakładać tej sukienki. Czułem się... dziwnie. Reszta była przyzwyczajona więc stwierdziłem, że jakoś to przetrwam. Kiedy wyszliśmy z pociągu, na chwilę oślepiło mnie wrześniowe słońce. Oczywiście nie zdziwiłem się widokiem zamku, czego wszyscy ode mnie oczekiwali. No cóż, wolę nie udawać że nigdy tutaj nie byłem, bo doskonale znałem plan zamku oraz kilka tajnych przejść. Czy będę musiał kłamać? Chyba tak.

- Piękny, prawda?

- No jasne. Jest naprawdę ogromny.

- Hej Blake, jedziesz z nami? - zapytał Malfoy, podchodząc do naszej grupki. Zdziwiłem się tym pytaniem. Gryfoni patrzyli na mnie z niepewnością. Wzruszyłem ramionami.

- Spoko. Spotkamy się w środku. - powiedziałem do Harry'ego. Dla mnie to nie było nic dziwnego, że zadaję się z różnymi grupami. Nawet jeżeli się nienawidzą. Kątem oka zobaczyłem jak blondyn rzucił Potter'owi zwycięski uśmieszek.

- Co to za stwory? - zapytałem, widząc czarne konie. Wyglądały conajmniej upiornie. Malfoy zmarszczył brwi.

- Jakie...

- Też je widzę. - powiedział Potter, lekko się cofając.

- Powiedziałbym, że są fascynujące. - odparłem, podchodząc blisko zwierzęcia.

- To Testrale. Widzą je tylko osoby, które widziały czyjąś śmierć. - powiedziała dziewczyna z długimi blond włosami i śmiesznymi okularami. Miałem ochotę się zaśmiać, ale dałem radę się powstrzymać. To chyba "nie najlepsza" pora.

- To Pomyluna. Wariatka. - odparł Draco znudzonym tonem. No i jak go tutaj nie lubić? Chłopak wsiadł do jednego z powozów, a ja zaraz za nim. Jechali z nami sami ślizgoni. Poznałem Blaise'a Zabiniego, Pansy Parkinson, Teodor'a Nott'a oraz Milicentę Bulstrode. Całkiem sympatyczni, chociaż patrzyli na mnie podejrzliwie.

- A ty jakiej jesteś krwi? Blake nic mi nie mówi. - powiedziała Pansy, bacznie mnie obserwując. Dziewczyna wydawała się być inteligentniejsza, dopiero kiedy się ją lepiej poznało.

- Jego ojciec jest czytej krwi i jest naprawdę nie byle kim. Lepiej z nim nie zadzierać.

- Chryste, Draco. Ja wiem, że lubi czarną magię ale nie musisz trząść portkami aż tak.

- I tak naprawdę wcale nie nazywa się Blake. - dodał nastolatek konspiracyjnym tonem, będąc z siebie bardzo zadowolony.  Uśmiechnąłem się. Za plecami otworzyłem puszkę po kawie w której zazwyczaj trzymałem tytoń. Tym razem miałem tam również ropuchę Nevilla Longbottom'a. Stworzonkowi było wygodnie, więc pomyślałem, że nie będę jej ruszał i oddam ją Nevillowi w zamku. Zmieniłem zdanie.

Żabka ładnie wyglądała na tle zielonych dodatków ślizgona. Całkiem wygodne mogą być te kapturki.

- O matko z tych świerków musi strasznie sypać. A dopiero co się czesałem.

- Nie mogę się nie zgodzić, Blake. - odparł nastolatek, zakładając kaptur. - Na Merlina! - krzyknął, zapewne czując na karku oślizgłego płaza. Chłopak zaczął się rzucać na wszystkie strony, próbując pozbyć się intruza. W takich sytuacjach mój śmiech brzmi jak odgłos duszącej sie mewy.

- Zabije Cię Blake!

- Accio ropucha Longbottom'a. - wykrztusiłem, trzęsąc się ze śmiechu.
- No już Malfoy, żaby raczej nie mają zębów. Węże je jedzą, myślałem że akurat masz ochotę.

Draco wyjął różdżkę, ale w tym momencie nasze powozy stanęły a w pobliżu zjawiła się McGonagall.

- Blake, proszę za mną. Panie Malfoy, proszę schować różdżkę. Nie chcę odejmować Slytherinowi punktów jeszcze przed rozpoczęciem roku.

Wyszedłem z powozu, pokazując chłopakowi za plecami nieprzyzwoite gesty. I tak raczej nie chciałem być w Slytherinie.
Opiekunka gryfonów zaprowadziła mnie do zamku.

- Za chwilę przypłyną łódkami pierwszoroczni. - powiedziała uśmiechając się. Wypuściła ze świstem powietrze. - Zawsze denerwuję się przed przydziałem.

Przez kolejne minuty miętoliłem rękaw zastanawiając się, jak szybko ojciec mnie wydziedziczy, kiedy trafię do Gryffindoru. Widziałem tą rządzę mordu u Malfoya. Hufflepuff? Nie no, błagam. Ravenclaw... nie odziedziczyłem po moich przodkach pasji do nauki. Czyli co? Zostanę gajowym?

W końcu usłyszałem tupot małych stóp jedenastolatków. Wszyscy oni wyglądali na równie przerażonych co ja. Niektórzy rzucali mi zaciekawione spojrzenia, ale je ignorowałem. W końcu McGonagall przedstawiła nam w jaki sposób dokonuje się przydziału. Następnie weszliśmy do Wielkiej Sali. Zrobiła na mnie większe wrażenie niż zwykle, chociaż jadłem w niej codziennie przez dwa miesiące. Tym razem czułem w niej więcej magii. Oczywiście, większość uczniów patrzyła na mnie bo byłem o wiele wyższy i starszy od reszty przydzielanych.

Tiara zaśpiewała głośno i fałszywie i zaczęło się. Czterech uczniów trafiło do Hufflepuffu, pięciu do Ravenclawu, sześciu do Slytherinu oraz Gryffindoru.

- Alexander Blake Snape!

O mamuniu. Do tej chwili nie wiedziałem co znaczy prawdziwa "niezręczna cisza". Ruszyłem do Czapki Przeznaczenia. Jednej dziewczynie ze stołu Gryfonów upadł widelec i to był bardzo dobrze słyszalny odgłos.

- Snape ma syna? - usłyszałem szept od strony ślizgonów. Nie posikajcie się ludzie.
Kiedy usiadłem, zobaczyłem jak wszyscy się we mnie wpatrują jak w złote ciele. A więc pokazałem im język. Dobrze, że Snape siedział na drugim końcu stołu.
Założyłem kapelusz.
Cieszyłem się, że cały Hogwart zakłada czapkę, a nie kalosz na przykład. Chociaż prawdopodobieństwo, że nikt z nich nie miał łupieżu jest cóż, mniejsze niż bym chciał.

- Alexander Snape. Ciekawa postać, nie ma co. Myślę, że zyskasz zainteresowanie równie wielkie co twój brat. Chciałbyś być z nim w jednym domu? - zapytała Tiara wysokim głosem. Spodziewałem się tego pytania.

- Eee... nie sądzę. To znaczy, co za dużo rodzeństwa to nie zdrowo.

Czapka zachichotała.

- No dobrze, a co powiesz na Slytherin? Myślę, że bardziej mi tam pasujesz. Twój brat stanowczo mi się sprzeciwił, kiedy jemu również zaproponowałam ten dom. Odmówił z powodu Dracona Malfoya.

Zdziwiłem się. A to ciekawe. Snape zawsze mówił, że chłopak jest szablonowym gryfonem. Ciekawe czy miałby do niego inne podejście, gdyby go ekhm lepiej poznał.

- To jak? Myślę, że młody Malfoy jest o wiele ciekawszą osobą niż myślisz. Nawet gdyby nie on, czuję że to jest wręcz idealny dom dla ciebie.

- Ale mój ojciec jest...

- Tak, tak też się zdarza. Będąc prawdziwym ślizgonem, sądzę że to wykorzystasz.

Uśmiechnąłem się.

- Slytherin i Slytherin. Najwyżej będę miał blisko do Malfoya, żeby zrobić mu kawał. No dobra, niech będzie.

- SLYTHERIN!

Stół ślizgonów prawie wyleciał w powietrze od tych owacji. Potter i spółka wyglądali na zawiedzionych i mocno zszokowanych, ale też klaskali. Jednak tak ogólnie, to reszta więcej wysiłku wkładała we wlepianie we mnie gał. Spojrzałem na Snape'a, który skinął mi głową tak, jakby pewnie zrobiłby to wobec każdego innego ucznia. Usiadłem między Zabinim i Nott'em. Na przeciwko Malfoy podał mi rękę. Przyjąłem ją.

- Witamy w drużynie. Wiedziałem, że nie skończysz u tych puchatych kotów.

Reszta zaśmiała się z żartu chłopaka. Uśmiechnąłem się.

- Faktycznie, nie pomyliłeś się.

Uczta minęła nam w sympatycznej atmosferze. Padało mnóstwo pytań dotyczących tego dlaczego dopiero teraz zacząłem uczęszczać do Hogwartu i gdzie dotychczas mieszkałem. W końcu udaliśmy sie do dormitorium. Przyszedł też Snape, który przywitał pierwszorocznych i ogłosił wszystkie organizacyjne pierdułki. Ciekawe czy będzie chciał ze mną pogadać? Chciałem wyjść z Pokoju Wspólnego jako ostatni i faktycznie, mężczyzna zwrócił na mnie uwagę.

- Alex chodź ze mną. - powiedział, znikając za dużymi drzwiami prowadzącymi do jego gabinetu. Usiadł na przeciwko mnie za biurkiem, opierając łokcie na blacie.

- Szczerze mówiąc bardzo mnie cieszy to, że jesteś w Slytherinie.

Nie wiedziałem co odpowiedzieć. Gdzieś musieli mnie wsadzić, co nie?

- Mam nadzieję, że szybko się zaklimatyzujesz i znajdziesz nić porozumienia z Draconem.

Haha a to dobre!

- Może...

- Wszystko się samo ułoży, więc nie ma co się martwić. A i jeszcze jedno. Dyrektor będzie bardzo zajęty przez następne kilka dni, więc poinformujemy Potter'a dopiero pod koniec tygodnia.

Przełknąłem ślinę. Szczerze mówiąc chciałem mieć to jak najszybciej za sobą. No ale cóż, pewnych rzeczy nie przeskoczę.

- Idź już, za chwilę rozpocznie się przyjęcie.

Wstałem, kierując się do wyjścia.

- Albo zaczekaj. Myślę, że możesz posłużyć się tym... - zaczął czarodziej, szukając czegoś w szafce - w celu powiedzmy, zaimponowania niektórym osobom. O, jednak znalazł się. - mówiąc to, mężczyzna podał mi ciężką zawieszkę w kształcie dwóch księżycy o chropowattej powierzchni, stykających sie grzbietami. Łączył je przezroczysty kamień.

- To kryształ górski. W razie niebezpieczeństwa nagrzewa się. Zmienia też kolor w zależności od twojego nastroju. Napewno jest kilka książek w bibliotece na ten temat.

- Wygląda imponująco. Dzięki. - powiedziałem, przyglądając mu się z bliska. Snape podszedł i zapiął mi łańcuszek na szyji.

- Proszę bardzo. Byłoby miło gdybyś w ferworze walki go nie zgubił.

- Ja? Bić sie z kimś? Pierwsze słyszę.

Snape spojrzał na mnie z powątpieniem.

- Dobra, muszę lecieć. Dzięki!

Szybko wbiegłem do naszego dormitorium, nie chcąc się spóźnić na pierwszą imprezę w tym zamczysku.
Malfoy przymierzał granatową koszulę a Zabini chyba próbował narysować sobie kreski.
Zastanawiałem się czy ubrać się jak mugol.

- O nie, nie Alex! W żadnym razie nie zakładaj tej... tej wytartej szmaty! Merlinie, na co mi przyszło patrzeć!

W końcu zdecydowałem sie na czarną koszulkę bez rękawów, zielono - czarną koszulę, czarne bojówki i ciężkie skórzane buty na które namówiłem Snape'a. To była ciężka sztuka, ale się opłaciło. Do tego dorzuciłem skórzaną bransoletkę i subtelnie posypałem na włosy trochę brokatu. Draco zaśmiał się widząc moje fryzjerskie poczynania.

- A może wytrzasnąć ci skrzydełka wróżki do kompletu?

Blaise przyglądał mi się, mrużąc oczy.

- Ja tam myślę, że to było całkiem ciekawe. Zobaczymy jak będzie to wyglądało.

Malfoy słysząc opinię przyjaciela zamknął się do momentu, kiedy z łazienki wyszedł Nott. Uśmiechnąłem się szeroko na widok ślizgona.

- No stary, możesz walić na okładkę Play Boya!

Spojrzałem na chłopaka. Ciekawe. Bardzo ciekawe.
Faktycznie Teodor założył obcisłe jeansy i koszulkę co uwydatniło jego całkiem niezły tyłeczek. Dorzucił do tego czarną jeansową kurtkę, co dodało mu pazura. Malfoy zdecydował się na klasyczną koszulę, eleganckie spodnie i drogie buty. Zabini założył prostą koszulę w złotym kolorze, bransoletkę, luźniejsze spodnie z paskiem w centki i buty odsłaniające kostki. Powiedziałbym, że wyglądał egzotycznie. W całym pokoju unosił się zapach jak w fabryce Hugo Boss'a i Calvina Klein'a.

Kiedy weszliśmy do Pokoju Wspólnego impreza właśnie się rozkręcała. Wszędzie krążyły butelki Ognistej i innych bardziej podejrzanych trunków. Stanęliśmy przy największym stole, nalewając sobie alkohol. W pewnym momencie podeszła do nas Pansy Parkinson.

- Hej przystojniacy, może dołączycie do nas? Właśnie gramy w prawdę czy wyzwanie. - powiedziała, uśmiechając się. Nagle jej wzrok padł na mój naszyjnik.

- O kurczę, Alex, czy to jest to o czym myślę? - zapytała, biorąc do ręki moją błyskotkę. Uśmiechnąłem się. - Jest twój?

- No jasne że mój. - odparłem z dumą.

- Co jest? Alex ma włosy na klacie? No nigdy bym na to nie wpadł. Jak tam twój brokat?

Parkinson posłała Malfoyowi bardzo groźne kobiece spojrzenie. A jak wiemy z dziewczynami nie warto zadzierać. A już napewno nie ze ślizgonkami.

- Naszyjnik kretynie. Sądzę, że ten brokat jest zachwycający, Alex. Naprawdę pięknie błyszczy w tym świetle.

Malfoy trochę zwiędł. Mój uśmiech zwycięzcy powiększył się. Czarownica chwyciła mnie pod rękę, prowadząc do grupy ślizgonów. Wszyscy patrzyli na mnie z zainteresowaniem.

- No, ciekawe jak to jest być synem Snape'a. - powiedział jeden z szóstorocznych chłopaków, uśmiechając się chytrze. - A więc zaczynajmy zabawę!

#####
1760 słów pamparam zaszalałam :^)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro