Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 66

Cały tydzień od przyjęcia u Slughorna miałem święty spokój. Żadnego wezwania, żadnego nowego szlabanu. Wiedziałem, że to wyłącznie cisza przed burzą.

We wtorek zjadłem na obiad makaron ze szpinakiem i bułkę z makiem i pełen dziwnego niepokoju udałem się do kwater Snape'a. Szedłem korytarzem powoli, jakbym spodziewał się, że w każdym momencie może wyskoczyć na mnie śmierciożerca z zaklęciem na ustach. Przyglądałem się spokojnym uczniom widząc ich beztroskę i niewiedzę. Czułem jak strach chwyta mnie za gardło i sprawia, że moje mięśnie były cały czas napięte.

W połowie drogi do lochów doszedłem do wniosku, że dłużej tak nie wytrzymam. Udałem się do łazienki Jęczącej Marty wiedząc, że jeżeli za chwilę nie zapalę, to roztrzaskam się z tego napięcia. Drżącymi dłońmi wyciągnąłem fajki i w pośpiechu zaciągnąłem się dymem. Od razu poczułem, że mogę normalnie funkcjonować nie trzęsąc się jak osika.

Nagle do łazienki wszedł Rosier. Chłopak otworzył moją kabinę, uśmiechając się przebiegle. Był tak przystojny, że za każdym razem na jego widok nogi mi miękły. Oczywiście w życiu bym tego nie przyznał.

- Znowu nie zamknąłeś. - mruknął nastolatek, liżąc moją szyję.

Westchnąłem, czując jak roztapiam się pod spojrzeniem Camerona. Nie trwało to długo. Nagle powietrze przeszył jak smagnięcie bicza śmiech Bellatrix Lestrange, a następnie przerażone wrzaski uczniów. Rosier zesztywniał, momentalnie odskakując. Bez słowa wybiegliśmy z łazienki, poprawiając ubrania. Na korytarzu wybuchła panika. Nastolatkowie uciekali na błonia, więc udaliśmy się w przeciwną stronę. Widocznie Cameron wiedział co to wszystko znaczy, bo nie wyglądał na zaskoczonego.

W Wielkiej Sali Bellunia podjęła się zniszczenia wszystkiego co spotkała na swojej drodze. W drzwiach stał Draco i patrzył na to z czystym przerażeniem. Szybko chwyciłem chłopaka za rękaw, ciągnąc za kilkoma innymi sługami Czarnego Pana. Greyback uśmiechnął się do nas drapieżnie, wyglądając jak dzikie zwierzę a nie człowiek. Wzdrygnąłem się widząc jego ostre zęby. Wśród śmierciożerców zauważyłem rodzeństwo Carrow, Rookwood'a i Yaxley'a. Na imprezie pojawił się również Dołohow, stary Nott oraz Macnair. Czyli wszyscy których chciałbym wysłać do piachu.

Nagle na horyzoncie pojawił się również Evan Rosier, na którego widok miałem ochotę mordować i palić. Mężczyzna uśmiechnął się wyniośle, patrząc na naszą trójkę. Podszedł do Malfoy'a, wyglądając jakby w duchu z niego drwił.

- Na co czekasz Draconie? Ruszaj spełnić wolę naszego Pana. - powiedział czarodziej, rzucając nastolatkowi wyzwanie. Draco uniósł podbródek, ogarniając dupę. Dzięki Ci, Merlinie. Trochę późno interweniujesz, ale co ja mogę.

Blondyn minął Rosier'a bez słowa, kierując się ku wieży astronomicznej. Nie wiem jakim cudem chłopak nie napełnił gaci. Może Draco wcale nie był taką cipką. Jeżeli da radę samodzielnie zabić Dumbledore'a, to naprawdę będę w ciężkim szoku. Jednak po zignorowaniu zaczepki ze strony tego kutasa, wiem, że jest w stanie zrobić naprawdę wiele.

- Jak się bawicie chłopcy? - zapytał arystokrata z chorym uśmiechem. Zamrugałem, nie wiedząc czy jakąś chamską odzywką nie zaszkodzę Cameronowi. Tylko i wyłącznie dlatego się powstrzymałem.

- Może chodźmy popatrzeć? Wtedy będę mógł się określić. - powiedziałem spokojnie, jakbym pytał po ile chodzą języki salamandry. Evan skinął głową wskazując nam korytarz. Poszliśmy wolno wiedząc, że nie możemy skraść show Draco, nawet jeżeli tamten nie ma nic przeciwko.

Muszę przyznać, że mimo mojej wiedzy na temat tego, że kiedyś to się stanie, nie czułem się w żadnym stopniu przygotowany. Weszliśmy całą watahą na wieżę astronomiczną, widząc Dracona stojącego naprzeciw dyrektora Hogwartu. Chłopakowi drżała ręka tak mocno, że bardziej przypominał dyrygenta niż zabójcę. Merlinie Draco, dlaczego nas to musi dotyczyć?

Lestrange podeszła do siostrzeńca szepcząc, że to zaszczyt, że powinien być dumny. Jej namawianie do złego nie dało zbyt wiele. Nastolatek był koloru mleka i nie wyglądał nas kogoś, kto potrafi rzucać zaklęcie zabijające. Wprawdzie ja zabiłem kogoś raz i to pod wpływem eliksiru, więc nie wiem czy można to zaliczyć do prawdziwych morderstw. Nagle usłyszałem głos mojego ojca.

- Wystarczy Bella. - mruknął czarodziej, wchodząc po schodach. Kiedy stanął obok Dracona, widziałem w jego oczach wyłącznie determinację i wiarę, że musi zrobić to co zrobi. Ani na chwilę nie nawiązał ze mną kontaktu wzrokowego. Nie wiem czy to dobrze bo pewnie gdyby do tego doszło, zobaczyłby wyłącznie moje czyste przerażenie. Kiedy nauczyciel uniósł różdżkę bałem się głośniej oddychać. Co się stanie? Czy on naprawdę go zabije? Czy do kurwy nędzy mój ojciec zamorduje dyrektora Hogwartu?

- Severusie, proszę. Błagam...

Pierwszy raz słyszałem żeby Dumbledore błagał kogokolwiek o cokolwiek. To było gorsze niż mogłem sobie wyobrazić. To tak, jakbym w końcu zobaczył, że przed Voldemortem za chwilę nikt nas nie obroni. Nikt. Zostaniemy sami.
Snape zamachał różdżką nad głową, wykrzywiając wargi w drwiącym uśmiechu.

- Avada Kedavra!

Słysząc zabójcze zaklęcie Cameron chwycił mnie za dłoń, wbijając w skórę swoje paznokcie. Nie czułem bólu. Nie czułem niczego. Widząc jak ciało dyrektora bezładnie spada z wieży astronomicznej, miałem ochotę uciec stąd. Jak najdalej. Jednak nie to było najgorsze.

Czując na sobie czyjeś spojrzenie odwróciłem głowę i zobaczyłem, że pod schodami stoi Potter. Oblał mnie zimny pot przerażenia na myśl o tym co się stanie, jeżeli śmierciożercy go tutaj znajdą. Gryfon patrzył na mnie oskarzycielskim wzrokiem, jakby chciał żebym przyznał, że brałem udział w zabójstwie Dumbledore'a. Że jestem tutaj i nie zrobiłem nic żeby uratować Hogwart i nie dopuścić do wpuszczenia śmierciożerców. Że jestem jednym z nich.

Gorycz i upokarzający wstyd zalał mnie w ciągu sekundy. Ale co miałem zrobić? Co miałem zrobić? Mogłem tylko patrzeć jak Voldemort obraca w popiół wszystko na czym mi zależy. Odwróciłem wzrok, słysząc szaleńczy śmiech Bellatrix. Kobieta z uśmiechem na ustach rzuciła Morsmorde, tworząc nad zamkiem Mroczny Znak. To wszystko było zbyt potworne żeby mój umysł przyjął to do wiadomości. Miałem wrażenie, że to wyłącznie zły sen a ja zaraz się obudzę.

Delikatnie odsunąłem od siebie Rosier'a, który przylgnął do mnie sztywny z przerażenia. Nie mógł tak się do mnie publicznie przyklejać. Podszedł do nas Draco, chwiejąc się. Wyglądał na zdewastowanego. Nawet nie chcę sobie wyobrażać co też chłopak musiał w środku przeżywać. Zawiódł Czarnego Pana, a ten na pewno mu tego nie daruje. Chwyciłem ślizgona za ramię, widząc w jego oczach łzy.

- Posłuchaj mnie, Draco. Teraz to nie ma już żadnego znaczenia. Musimy stąd wyjść. - powiedziałem ostrym głosem, chcąc zmotywować nastolatka do działania. Popchnąłem przed siebie blondyna, zerkając w miejsce gdzie jeszcze chwilę temu stał Potter. Gryfon zniknął. Poczułem jak krew mi krzepnie w żyłach, ale dałem radę się opanować.

Zszedłem z innymi śmierciożercami na błonia, próbując uspokoić rozklekotaną zastawkę sercową. Przez całą drogę starałem się ignorować dzikie wrzaski Wariatrix, skupiając się na oddychaniu. Pierwszy raz w życiu chciałem uciec z Hogwartu. Z mojego domu.

Doszliśmy już prawie do chatki Hagrida, kiedy to dowiedziałem się gdzie też podziewa się Potter. Rosier i Malfoy wyprzedzili nas, a ja szedłem zaraz za Snapem, pogrążony we własnych myślach.

- On ci zaufał! - wrzasnął brunet we wściekłości, wyglądając jakby najchętniej wydłubał nam oczy wykałaczką. Snape nie przejął się lamentującym nastolatkiem. Wręcz przeciwnie, po prostu się odwrócił.

- A ty co? Jaką satysfakcję czujesz? Właśnie tego chciałeś?! - krzyknął gryfon, patrząc na mnie z furią. Nie chciałem dodawać oliwy do ognia, więc nie zwracając uwagi na moje wnętrzności zawiązujące się w ciasny supełek, również zignorowałem Harry'ego. To najwyraźniej rozwścieczyło czarodzieja do reszty. Moje zmysły powiedziały mi, że Złoty Chłopiec wyciągnął różdżkę szykując się żeby rzucić jakaś klątwę.

Nagle usłyszałem inkantację tego przeklętego zaklęcia. Wolałbym gdyby rzucił jakieś niewybaczalne.

- Sectumsempra! - wrzasnął gryfon, celując w mojego ojca. Oczywiście Mistrz Eliksirów ma refleks jak cholera, więc jedyne co gryfon zyskał, to zaklęcie tnące w twarz ze strony swojej niedoszłej ofiary. Mimo to, chłopak nie przewidział, że po tej żałosnej próbie będzie miał do czynienia również ze mną. Gdyby użył jakiegokolwiek innego zaklęcia, to bym nie zareagował. Ja naprawdę rozumiem jego wściekłość, ale tak się nie będę z nim bawił.

Kilkoma krokami doskoczyłem do gryfona, chwytając go za włosy. Czułem, że jedyne czego teraz pragnę, to sprawienie chłopakowi niepowtarzalnego uczucia bólu.

- Jak śmiesz ty szczeniaku! Jak śmiesz uważać, że stoisz po jasnej stronie, skoro nie masz oporów przed użyciem czarnej magii! - wysyczałem wściekle, ignorując przerażone spojrzenie brata. Nie wiedziałem, że śmierciożercy obecni w pobliżu wszystko widzą i wszystko słyszą. Potrzasnąłem Potter'em, resztkami zdrowego rozsądku hamując targające mną emocje.

- Najpierw Draco a teraz mój ojciec, tak? Jeżeli myślałeś, że tak po prostu pozwolę ci rzucać czarnomagiczne zaklęcia w kierunku Snape'a, to niestety muszę cię rozczarować. - powiedziałem złowrogim głosem, puszczając włosy nastolatka. Pochyliłem się nad nim, słysząc szybki oddech gryfona. Bój się Potter, bój się póki jesteś żywy.

- Uprzedzam cię, że jeżeli jeszcze raz ważysz się zaatakować kogokolwiek na kim mi zależy, to obiecuję, że ci oddam. A musisz mi wierzyć, że moje zaklęcia są równie ciekawe co Sectumsempra. Dlatego zastanów się dobrze czy tego chcesz. - odparłem, wstając. Prychnąłem pogardliwie, patrząc na nastolatka z góry. - Złoty Chłopiec, tak? Jak będziesz miał ochotę, to załatwię ci korki z niewybaczalnych, bohaterze. - powiedziałem, odwracając się na pięcie.

Spojrzałem na Snape'a, który przez chwilę patrzył jak nastolatek zbiera się z ziemi. Nagle Bellatrix pełna uciechy rzuciła w gryfona jakimś zaklęciem, które dzięki Merlinowi nie trafiło do celu. Mistrz Eliksirów odwrócił się w stronę czarownicy z wściekłością.

- Chłopak jest Czarnego Pana, Bella! - warknął, niebezpiecznym głosem. Kobieta wzruszyła ramionami, odchodząc. Poszedłem za nią, nie mogąc dłużej patrzeć na gryfona. Kiedy minęliśmy linię antyaporcyjną, Mroczny Znak zaprowadził nas do Voldemorta.

Czarownik był bardzo zadowolony. Przynajmniej ze Snape'a. W pomieszczeniu znajdowali się wszyscy śmierciożercy, którzy słuchali wzruszającej przemowy Riddle'a.

- Nadszedł nasz czas! - wrzasnął czarnoksiężnik z upiornym uśmiechem. - Skończyły się rządy tych wielbicieli szlam! Dość naszej krwi na tym ucierpiało! Severusie, zajmiesz miejsce naszego martwego dyrektora.

- Oczywiście, Panie. - wycedził Mistrz Eliksirów, wyglądając jakby najchętniej zdechł jak najszybciej. No, widzę że zabawa się rozkręca. Niekoniecznie na lepsze.

Voldemort wyglądał jak dziecko, które dostało zabawkę. Czułem się zdegustowany. Mężczyzna opowiadał jaką uciechę sprawi mu zrobienie z mugoli niewolników, a mugolaków pozabija jak najszybciej. Chciało mi się rzygać. Tak bardzo pragnąłem jego śmierci, tak bardzo...

- Moi kochani... Do pełni szczęścia potrzeba mi tylko jednego.

Uniosłem wzrok, napotykając spojrzenie Czarnego Pana. Mężczyzna patrzył na mnie z diabelskim uśmiechem, co wywołało u mnie ciarki. Doskonale wiedziałem co czarownik zaraz powie. Zacisnąłem zęby, patrząc w ciemne oczy mojego Pana.

- Przyprowadzić mi Potter'a! Czas zabić Chłopca - Który - Musi - Umrzeć!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro